Organizm zatruty kwasem

Gdy tylko otwieram powoli swe oczy, a wzrok próbuje się przyzwyczaić do rażącej jarzeniówki, czuję jedynie głowę. Pulsuje milion myśli.

Gdzie skończyłem?

Gdzie mój samochód?

Gdzie jesteś?

Podnoszę lekko dłonie i je studiuję. Na jednej powoli zanika czarna linia, a po sekundzie znów zalewa swym kolorem jedną z żył. Nadal ich nie czuję. Tak samo nóg. Nawet, kiedy ruszam karkiem, też nic. Jakbym wszystko utracił, poza myślami. Niekoniecznie czystymi.

Tu jesteś.

Zawsze szczupła, zawsze na czarno ubrana, zawsze w butach na potężnym obcasie. Tylko włosy jakieś inne… długo się nie widzieliśmy. Wyładniałaś.

Podchodzisz do mnie. Natłok coraz to kolejnych myśli mnie napędza. Głowa pulsuje z lewej strony, zamiast z prawej. Jesteś coraz bliżej, serce bije mi coraz mocniej. Oddycham coraz szybciej, ale tak samo bardzo cicho.

Pomiędzy naszymi twarzami jest tylko kilka centymetrów. Patrzysz na mnie podejrzanie, nie spuszczając wzroku nigdzie indziej. Cały czas kontakt.

Te oczy.

Brązowe, duże, tajemnicze. Często podkreślone jedynie idealną kreską. Chwilami widzę w nich nieznany błysk. Nigdy nie zastanawiałem się, skąd się bierze. Do teraz – kolejna myśl, która obciąża moją głowę. 

Ten zapach.

Kupiłem ci te perfumy. Zawsze, gdy je używałam, padałem ci na kolana. Czuję je teraz tak mocno, że kolana – których nadal nie wyczuwam – same miękną. Nie szczędzisz nich, nigdy. Co mam zrobić, żebym mógł Ciebie po prostu teraz pocałować? Chcę się uśmiechnąć, ale nie mogę. Głowa mi w tym nie pozwala. Zabierz ode mnie połowę mych myśli. Błagam.

Podchodzisz do wypełniającego całą ścianę lustra, nadal na mnie spoglądając. Na nos zakładasz ciemne, małe okulary z cieniutką oprawką i okrągłymi szkiełkami. Szybkim ruchem zdejmuję ci je. Dlaczego chcesz zasłonić tak piękną twarz?

Te usta.

Jak zawsze pomalowane na krwistą czerwień, jakbyś dopiero co wróciła ze spotkania z ostatniego kręgu. Lekko rozchylone, ale pomimo tego nie widać twoich zębów. Wyglądasz, jakbyś chciała mi coś ważnego przekazać.

Nieudolnie, przez brak czucia w nogach, podchodzę do ciebie – muszę cię pocałować.

Teraz!

Ale wciąż nie mogę.

Otępiający ból głowy sprawia, że opieram twarz o twe ramię, które jest częściowo zakryte. Podejrzany dym zalewa zamknięte pomieszczenie. Oddycham coraz ciężej. Podpieram się dłońmi o lustro. Ty zaczynasz poruszać karkiem. Na ścianie pojawia się jedno pęknięcie.

Potem drugie. Trzecie.

I każde kolejne.

Gdzie jesteśmy?

Wszędzie jest czerwień i róż. Nie mogę otworzyć w pełni oczu. Odchylam powoli głowę do tyłu. Twoja delikatna dłoń ją zatrzymuje. Już na mnie nie patrzysz, jak w tym pomieszczeniu.

Bawisz się moimi włosami, raz krótszymi, raz dłuższymi kosmykami.

Nadal nie czuję reszty, poza przepełnioną myślami głową. Jednak to nie jest to samo, co wtedy. Każdy trój ruch odpycha każdą natarczywą myśl. Stopniowo, bez żadnego pośpiechu.

Unosisz ją spokojnie do góry, po czym przytulasz do swojego obojczyka, na co muszę się zgodzić. Pełnię rolę grzejnika dla Ciebie – to ty jesteś pełna chłodu.

Następnie tylko trzymasz moją głowę, która porusza się zgodnie z twoim oddechem. Chwilami mam wrażenie, że słyszę twoje serce. A może to jednak moje?

Wtem przed oczyma widzę  rozmazaną, ale swoją dłoń. Jest ona cała czarna, linia zupełnie zniknęła wśród wszystkich żył.

Autorka: Azize