Obwód kostromski po raz pierwszy w tym roku przywitał ulewny deszcz. Od rana siąpił coraz mocniej i częściej. Raz po raz niebo ozdabiały błyskawice. W niektórych elementach Bogowarowa panowała ciemność. Zero lamp, świec, czy latarek. Mimo tego, jedna chatka tętniła życiem.
Pomieszczenie rozlega głuche stukanie w drzwi. Młoda kobieta spogląda niezadowolona na zegarek. Miała być pół godziny temu!
Może stchórzyła? Wiedziałam, po prostu wiedziałam.
Odkłada zapałki na etażerkę z ciemnego dębu, którą dziadek wykonał przed wojną i podchodzi do drzwi. Nie śpieszy się. Nauczyli są w domu, że pośpiech cieszy diabła. Przykłada lewe ucho do drzwi, po czym mówi:
– Nigdy jedno.
– Bez drugiego – odpowiada druga osoba, stukając zębami o siebie.
Przekręca zamek i otwiera drzwi. Gestem zaprasza swoją towarzyszkę. Ta wchodzi, kurczowo trzymając dłońmi przeciwne bicepsy. Cały czas się trzęsie. W chatce wieje chłodem. Chłodem każdego kolejnego gracza – mniej, lub bardziej doświadczonego.
Spoglądają na siebie zawodniczki.
Blondynka – około dwudziestu lat, niezbyt wysoka. Zawsze owija się czarnym kocem, pod którym chowa najróżniejsze drobiazgi. Długie, falowanie włosy swobodnie opadają na ramiona i duży biust, w porównaniu do reszty ciała. Miejscowi podejrzewają ją o magię i siły nieczyste podczas spotkań.
Szatynka – w podobnym wieku, bardzo wysoka. Zdejmuje swój przemoczony płaszcz i zawiesza na najbliższym kołku. Na podłogę kapie woda z jej włosów. Brązowo-pomarańczowy golf wygląda identycznie, jak ściany miejsca spotkania. Ma długie nogi, przez co spodnie nie zakrywają części jej łydek.
Kobieta w kocu z uśmiechem kieruje gościa na szkarłatny fotel. Posłusznie siada.
– Może coś na rozgrzewkę?
– Poproszę.
Gospodyni nalewa do lekko zakurzonych szklanek znaczną ilość whisky.
Szatynka przygląda się kwadratowej etażerce. Na lewym krańcu leży stos czerwono-białych kart. Po prawej stronie są różnokolorowe żetony – część jest wyblakła. Obok nich dumnie stoi szklana popielniczka, a w niej dwa zgaszone papierosy i niewyrzucony popiół. Na środku jest zakończenie gry…
Gdy podchodzi druga kobieta, szybko się zrywa z fotela. Następnie bierze od niej jedną szklankę. Delikatnie wącha zawartość. Zapach zniechęca do kosztowania, ale nie pokazuje tego gospodyni.
– Nigdy jedno – mówi, po czym unosi swoją szklankę do góry.
– Bez drugiego – dokańcza brunetka i wykonuje ten sam gest.
Na dworze dalej pada deszcz, jednak grzmoty ucichły, a błyskawice nie zawitały już więcej te nocy. Rozgrywka kobiet trwa dalej.
Blondynka zapala piątego papierosa. Zazwyczaj gra zakończona była, gdy spaliła dwa. Whisky też już została całkowicie wypita. Nie spodziewała się tak długiej rozgrywki z nią. Czy to ona tak dobrze gra, czy tylko czeka na odpowiednią chwilę?
Szatynka gra va banque.
Stało się.
Druga zawodniczka zaskoczona odkłada część papierosa na brzeg popielniczki. Nakłada część koca na prawe ramię. Przeciwniczka bacznie obserwuje jej twarz. Jej wzrok mówi jedną wiadomość.
Koniec.
Szatynka ma karetę. Blondynka królewskiego pokera.
Przegrana doskonale wie, co ma teraz zrobić. Bierze czarny pistolet ze środka stołu. W środku jest tylko jeden nabój. Przygotowany specjalnie dla niej. Przykłada broń do lewej skroni. Puls momentalnie jej przyspiesza.
– Zamknij oczy – mówi łagodnie blondynka.
Pada strzał.
Deszcz nie ustępuje. Nad chatką przelatuje biała awionetka, spokojnie lądując na swoje miejsce.
Autorka: Azize