Suzanne Hertz rozejrzała się po klasie. Widziała przed sobą nieco zaspanych uczniów. Typowy widok o ósmej rano. Wiedziała jednak, że wieści, z którymi przyszła do szkoły, szybko rozbudzą towarzystwo.
– Słuchajcie, moi drodzy – zaczęła nauczycielka – sprawdziłam wasze klasówki z wczoraj.
– Co? Tak szybko? – rozległo się zdziwienie po sali.
– Sama się wczoraj zdziwiłam, ale… takie są zalety nowego systemu. Przynajmniej nie będziecie musieli się denerwować wynikami, skoro już je mam.
Nauczycielka przystąpiła do rozdawania sprawdzonych klasówek. Jeremie jak zwykle dostał szóstkę, Nicolas jak zwykle piątkę z plusem, bo się jak zwykle walnął przy zadaniu z gwiazdką.
– A teraz Odd della Robbia… no, zaskoczyłeś mnie. Po pierwsze tym, że nie zrobiłeś łabędzia z kartki – tu rozległ się śmiech klasy – a po drugie tym, że napisałeś sprawdzian na czwórkę. Widzisz, jak chcesz, to potrafisz się nauczyć.
Włoch był bardzo zdziwiony. „O kurna – pomyślał – co ja narobiłem?”.
– Powiem nawet więcej – kontynuowała Hertz – wypadłeś lepiej od Ulricha, choć on też nie napisał tego jakoś dramatycznie, na trzy plus, ale… naprawdę, nie spodziewałam się. Oby tak dalej.
Ostatecznie okazało się, że cała klasa zdała ten test. Jedni lepiej, inni gorzej, ale nikt nie musiał umawiać się na poprawkę, z czego zadowoleni byli wszyscy. Uczniowie – bo zdołali zaliczyć to od razu. Suzanne – bo nie musiała szukać wolnego terminu i brać nadgodzin.
– Wyjaśnij mi jedno, Odd. – zaczął Ulrich podczas obiadu – W jaki sposób, do jasnej cholery, po dziesięciu minutach nauki dostałeś czwórkę, a ja tylko trzy i pół choć siedziałem nad tym dość długo. Nie żebym był zły czy coś, ale… coś chyba odwaliłeś?
– A co ja miałem odwalić? – zdziwił się Odd – napisałem na czwórkę, dostałem czwórkę.
– Wiesz, jednak orłem z chemii nie jesteś – zauważyła Aelita.
– Może nie jestem.
– Czyli musiałeś mieć albo objawienie, albo coś wciągasz, albo to inny numer.
– Objawień nie mam, niczego nie wciągam… ale mogę wam powiedzieć, co też się stało. – zaczął swoje wyjaśnienia Włoch. – Pamiętacie, koło kogo siedziałem?
– Koło mnie – odpowiedział Jeremie. – I co z tego wynika?
– No właśnie. Siedziałem koło najlepszego kujona w klasie. Widziałem jego test. Dokładniej, widziałem jego odpowiedzi.
– Czyli chcesz powiedzieć, że zerżnąłeś klasówkę? – dopytała Yumi.
– Od razu tam zerżnąłem… po prostu musiałem sprawdzić sobie odpowiedzi, a ta kartka tak samotnie leżała.
– Dobra, tak to możesz pieprzyć na komisji śledczej – dogryzł Ulrich – ale żadnych swoich odpowiedzi nie miałeś, wszystko spisałeś.
– Guzik prawda! Nie wszystko. – tłumaczył się Odd – W pewnym momencie Jeremie oddał kartkę.
– Ale i tak sporo się udało, skoro dostałeś cztery – zauważyła Aelita. – Jeremie, co z tym zrobisz?
– No przecież go nie podkabluję. – powiedział Jeremie. – Po pierwsze, nigdy nie kablowałem, nikt z mojej rodziny tego nie robił. Nikt nie był tak zwanym gestapowcem, wszyscy stronili od tego, więc ja też tego nie zrobię. A po drugie, jakbym to zrobił, to przypał miałbym też ja. Myślicie, że Hertz uwierzyłaby, że nie mam z tym nic wspólnego? Od razu by pomyślała, że ja specjalnie mu dałem ściągać. A poza tym to i tak na dobrą sprawę nic złego się nie stało.
– Nic złego? – zdziwiła się Aelita. – Myślałam, że ściąganie to przestępstwo.
– Niby tak, ale… własności intelektualnej i tak on za dużo nie ukradł, ja na tym nie ucierpiałem, nie ma co robić zamieszania.
Nagle z głośników w stołówce rozległ się głos Jima:
– SŁUCHAĆ, GÓWNAŻERIA… znaczy, ekhem… drodzy uczniowie. Lekcje poobiednie w dniu dzisiejszym zostają odwołane, ponieważ będzie rada nauczycieli. Macie wolne.
W stołówce słychać było od tej pory tylko okrzyki radości z powodu dodatkowych wolnych godzin.
– Siadajcie, siadajcie, woda i inne napoje są na stole. – powiedział Jean-Pierre Delmas do nauczycieli zgromadzonych w sali – Dzisiaj nie ma na naszym zebraniu uczniów, więc nie musimy stosować form grzecznościowych typu „panie profesorze” i tak dalej, mówimy swobodnie, po imieniu.
– Tak w ogóle to w jakim celu się tu spotykamy, i to w takim nagłym trybie? Musiałem odwołać zajęcia z pencak silatu – odrzekł Jim.
– Właśnie mam zamiar to wyjaśnić. Otóż wczoraj dostałem przesyłkę z ministerstwa.
– Kolejne szkolenie? – spytała Hertz. – Jakby co, ja już ostatnio byłam, więc teraz może ktoś inny by pojechał?
– Nie, nie szkolenie. Coś poważniejszego. Przyjęto wczoraj nową ustawę oświatową. Otrzymałem w związku z tym ważne dokumenty, można by rzec: rewolucyjne.
– Od razu w dzień przyjęcia w parlamencie? Od kiedy to oświata i edukacja są aż takim priorytetem, by przesyłać papiery bezpośrednio do dyrektorów jeszcze tego samego dnia? I to osobiście? – zdziwił się Gilles Fumet, nauczyciel historii oraz edukacji obywatelskiej. – Zawsze rządzący mieli oświatę za przeproszeniem w dupie, a przypominali sobie o nas, gdy zbliżała się kampania wyborcza.
– Sam byłem tym bardzo zaskoczony, Gilles, ale po tym, co przeczytałem, wiem już, czemu to jest tak ukrywane. To jest prawdziwa rewolucja w systemie, muszę już teraz uprzedzić, że wprowadzenie tego wszystkiego nie będzie łatwe, ale jeśli się uda, to może się to opłacić nam wszystkim.
– No to więc co takiego dokładnie zawarto? – spytał Samuel Mitri, odpowiedzialny za zajęcia z muzyki i techniki.
– Nie będę wam czytał całości ustawy, bo ją i tak otrzymacie niedługo, skupię się tylko na najważniejszych punktach, które zresztą mam wypisane w osobnym dokumencie. Otóż mamy doprowadzić do większej dyscypliny i posłuszeństwa wśród uczniów, poprawienia wyników egzaminów, wzbogacenia programu nauczania o elementy świadomości patriotycznej, ogólnie mówiąc ma być tak, jak było za dawnych lat, gdy młodzież była łatwiejsza.
– Pięknie to brzmi, ale na ten moment to tylko frazesy – skomentowała Suzanne – Jak mamy zamiar zrealizować to w praktyce?
– Cóż… – zawahał się lekko dyrektor, szybko odzyskując rezon – Kwestie programów nauczania są w gestii waszej jako nauczycieli danych przedmiotów, tutaj dostaniecie niedługo osobne wytyczne. Natomiast pewne decyzje, które od niedawna podejmujemy, już wpisują się w program reformy, jak na przykład mundurki czy zakaz korzystania z telefonów. To wymaga zmian w regulaminie. A skoro tutaj zmieniamy, to możemy też w innych kwestiach, i tutaj reforma krajowa jest nam na rękę.
– Zaraz, zaraz… zakaz korzystania z telefonów? Czy to nie miało być ogłoszone na terenie całej Francji? – zapytał Jim.
– Owszem – wyjaśnił Gilles – ale najpierw, jak była sama poprawka dotycząca tylko tej kwestii, to ją odrzucono i dopiero teraz postanowiono ją po cichu wkomponować w ustawę ogólną. A my w szkole i tak nad tym już myśleliśmy wcześniej.
– Dobrze, wszystko fajnie – wtrąciła się Suzanne – ale nie wiem czy pamiętacie, co się działo gdy poprzednio wprowadziliśmy taki zakaz. Demonstracja przed szkołą, strajk, szykowano się nawet na wariant wyjścia na ulice, ale na szczęście udało się to powstrzymać.
– Tak, mam świadomość że uczniom się to nie spodoba – odpowiedział Jean-Pierre – nawet pamiętam, że to moja córka była główną prowokatorką tego protestu. Tym razem mamy mocniejsze argumenty. Tym razem jest to nakaz ogólnokrajowy.
– Co spowoduje ogólnokrajowe protesty. – skomentowała Hertz.
– A niech sobie będą. A niech sobie wyjdą na ulicę. Poza szkołą mają do tego prawo, zapewnia im to Konstytucja. Jeśli będą broić w szkole, to damy im naganę. Zresztą to i tak jest tylko jeden z problemów. Martwi mnie to, jak uczniowie zareagują na mundurki. Pamiętacie pewnie co ten cham Della Robbia powiedział.
– Ale to tylko jeden przypadek, i to skrajny… – Jim starał się nieco złagodzić pogląd dyrektora.
– Może i tak, Jim, ale myślisz, że większość uczniów tak nie myśli? Zapewniam cię, że dziewięćdziesiąt procent młodzieży chodzącej do Kadic powie ci to samo, najwyżej nieco tonując słowa.
– Skoro tak, to czemu to wprowadzamy? – do dyskusji włączył się Gustave Chardin, profesor z tytułem magistra co prawda, ale z racji stażu zwany profesorem, od sztuki.
– Bo takie jest zalecenie ministerstwa.
– Uczniowie raczej tego nie przyjmą – skomentował Jim.
– Guzik mnie to obchodzi – podniósł głos dyrektor – poza tym i tak trzeba z tym zrobić porządek. Widzicie przecież, jak te dziewczyny się wyzywająco ubierają. Jak nie ultrakrótka sukienka, to spódniczka krótsza od moich majtek. Jak nie dekolt z przodu, to z tyłu rozpierdak wielki. A jak któraś nawet spódniczek nie nosi, to weźmie na siebie założy jakieś czarne legginsy, co to wszystko podkreślają, i potem pół szkoły się patrzy na taką… jak jej tam… na Ishiyamę jak na cud natury. A najgorsze, jak się ma córkę, która też coś takiego uwielbia, bo myśli, że poderwie na to chłopaka.
– To co z tym zrobimy? – spytała Suzanne.
– Elisabeth biorę na siebie, nie można dopuścić do tego, żeby córka dyrektora wyglądała jakby miała praktyki na tej jednej dzielnicy z czerwonymi latarniami, gdzie burdel obok burdelu stoi. Ale reszta szkoły… tu trzeba pokombinować. Ogólnie musimy pomyśleć nad tym, w jaki sposób przedstawić uczniom te zmiany, oczywiście już jako fakty dokonane.
– Może apel zwołać? – pomyślał głośno Jim.
– Apel można zawsze zwołać – odpowiedział Gustave – ale jeśli te dzieciaki mają coś zapamiętać, takie zwołanie może nie wystarczyć. Może jakieś plakaty i obwieszczenia?
– A jakby tak wykorzystać gazetkę szkolną? – rzuciła pomysł Suzanne.
– O, świetna myśl! – przyklasnął Jim – I tak zwykle w tych „Wiadomościach Kadic” są same plotki praktycznie, a czytają to wszyscy, więc można wykorzystać potencjał, w końcu dajemy na to papier od tylu lat, a jeszcze nigdy nie publikowaliśmy tam niczego od nas poza przemówieniami na początek i koniec roku.
– Dobrze, Jim, to może pogadasz z Milly i Tamiyą, czy by to puściły?
– Tak jest, mogę pogadać. Powiem więcej, ja im to nawet zalecę. Nie będą miały nic przeciwko!
– Tylko pamiętaj o jednej sprawie – dodał dyrektor – musisz zastrzec redaktorkom, że w gazetce nie może być żadnego, powtarzam, żadnego komentarza na ten temat, szczególnie krytycznego!
– Żadnego? – zdziwił się Gilles – Ale to pogwałcenie wolności słowa!
– Są rzeczy ważniejsze od wolności słowa – odpowiedział Jean-Pierre.
– A tak swoją drogą – zastanawiał się nauczyciel WOSu – może by tak, przy okazji publikacji regulaminu, zapytać się demokratycznie uczniów, czy są za…
Dyrektor nieco się zdenerwował.
– Zapamiętaj sobie, Gilles, i wy wszyscy sobie zapamiętajcie. Szkoła nie jest instytucją demokratyczną! Szkoła jest jak wojsko! Są dowódcy, czyli my, i są szeregowi, czyli uczniowie! Jak mówimy „Baczność”, to znaczy „Baczność”. Jak mówimy „nosić mundurki”, to znaczy nosić, a nie zakładać legginsy czy spódniczki. Jak mówimy „uczyć się!”, to mają się gnoje uczyć! Od tego zależy przyszłość Francji!
– Rozumiem… – zaczął nieco nieśmiało Jim – ale akurat tutaj nasze redaktorki mogą się sprzeciwić zakazowi komentarza.
– No to zrób tak, Jim, żeby nie miały nic przeciwko. Daj im coś w zamian, wymyśl coś, podrzuć temat. W końcu pracowałeś kiedyś w „Przeglądzie Sportowym” i wiesz, jak to się robi.
– Tak, ale…
– Już, już, wiemy… wolałbyś o tym nie mówić, wolałbyś nie opowiadać, jak piłeś z Pawłem Zarzecznym, świeć Panie nad jego duszą, i raz jedyny obstawiłeś wynik lepiej od niego.
– Akurat o Zarzecznym bym opowiedział.
– Ale to kiedy indziej. A teraz myśl nad tym, jak rozmawiać z tymi dwiema dziennikarkami od siedmiu boleści. Wszystkie chwyty dozwolone, tak jak w tym swoim sumo.
– To pencat silat, dyrektorze!
– Niech ci będzie. Dobra… od teraz będziemy się spotykać częściej w tym gronie, ale zrobimy to tak, żeby posiedzenia odbywały się po lekcjach. W końcu nie możemy nawalać. Została nam jeszcze jedna kwestia. Nagroda.
– Jaka nagroda? – zdziwili się wszyscy.
– Nagroda za udaną reformę. Chyba nie myśleliście, że my to wszystko dla jaj robimy? Otóż te szkoły, w których najlepiej wyjdzie nowy system, otrzymają dofinansowanie na wszelakie pomoce naukowe. Wreszcie będzie można zakupić całą kolekcję „Dzieła Literatury Światowej”, o której wielu śni po nocach. Wreszcie otrzymamy nowe przybory do ćwiczeń, bo te stare, co je Jim trzyma, pamiętają jeszcze czasy De Gaulle. Wreszcie zdobędziemy świeże probówki do eksperymentów, bo tamtych strach używać.
– Zwłaszcza od momentu, gdy odkryłam tam napis „ZROBIONO W ZSRR, ROK PRODUKCJI 1986 CZARNOBYL” – dodała Suzanne.
– Tak więc wiecie, droga długa, ale cel wzniosły. Prestiż, miano najlepszej szkoły w kraju, i taki zastrzyk gotówki, jakiego nigdy jeszcze nie było. Ale sam tego nie zrobię jako dyrektor. Musicie się mocno w to zaangażować, wierzę że razem nam się uda. To jak, pomożecie?
– Pomożemy! – gromkim chórem odpowiedziało całe grono pedagogiczne.