Studio rozbłysło feerią niebieskich świateł. Na środku stały już przygotowane dwa monitory i tyle samo foteli. To znak, że dziś teleturniej rozpoczynał się nie od eliminacji, a już od właściwej gry. I tak właśnie było – prowadzący, Hubert, zajął już swoje miejsce po lewej stronie, patrząc z perspektywy telewidza, zaś naprzeciwko niego usiadł kolejny śmiałek, który chciał zdobyć główną nagrodę. Jak dotąd, po prawie dwudziestu latach emisji programu, udało się to tylko siedmiu osobom.
– Dobry wieczór państwu, zapraszam na kolejne wydanie „Milionerów” – z entuzjazmem powitał wszystkich Hubert Urbański, gospodarz programu od czasów, gdy Jeremie – jak pamiętamy z poprzedniego rozdziału, stały widz – był jeszcze dzieciakiem.
– Jak zapewne pamiętacie, wczoraj dokonaliśmy już nowej tury eliminacji i po wyłonieniu nowego szczęśliwca skończył nam się czas, dlatego dzisiaj witamy Stefana z Pierdziszewic Dolnych. Wielkie brawa na odwagę!
Publiczność ochoczo zaklaskała, chcąc dodać otuchy drobnemu, czarnowłosemu okularnikowi w koszuli w kratkę i garniturze po dziadku.
– Stefanie, na początek poznajmy się nieco, skoro mamy spędzić ze sobą trochę czasu. Czym się zajmujesz w życiu?
– Yyy… więc tak. Skończyłem technikum informatyczne, specjalizacja: obsługa klawiatury i montowanie jednostki centralnej. Potem poszedłem studiować informatykę i teraz jestem na czwartym roku – lekko speszony Stefan poczuł się po chwili jak ryba w wodzie, móc w końcu opowiedzieć o swojej karierze.
– A poza informatyką masz jakieś hobby? Bo rozumiem że wszelakie „okna”, że tak zażartuję – tu publiczność też zachichotała – to taka główna pasja.
– Tak, lubię też czasem coś poczytać, jakąś książkę, najlepiej żeby była ciekawa. Ale jeśli mogę, to od Windowsów wolę Linuxy.
„Lamer” – pomyślał Jeremie, siedząc przed telewizorem.
– No dobrze. Myślę, że coś z tego, co czasem przeczytasz, może się przydać w trakcie twojej gry. Pozwolisz, że przypomnę zasady. Przed tobą dwanaście pytań, po drugim pytaniu wygrasz gwarantowane tysiąc euro, a po siódmym to już będzie czterdzieści tysięcy, i po tym też pytaniu otrzymasz także nową grę planszową „Milionerzy: dorośli kontra dzieci kontra zwierzęta domowe”. A właśnie… skoro o zwierzętach… masz psa w domu?
– Tak, mój brat pracuje w policji od dziesięciu lat.
Publiczność zaśmiała się radośnie. Prowadzący, lekko zmieszany, odpowiedział.
– Cóż… każdy z nas ma w rodzinie jakąś czarną owcę…
– Nie nie, kuzyn od czterech lat nie jest już księdzem.
– Dobra… to może jeszcze powiem jakie masz koła ratunkowe. Są trzy, jak zapewne wiesz, bo myślę, że oglądasz nasz program. Pół na pół, telefon do przyjaciela, jeśli masz kogoś takiego oraz pytanie do naszej mądrej czasami publiczności. To co, jesteś gotowy?
– Jasne, chcę już coś wygrać.
– W takim razie rozpoczynamy grę o milion euro!
„Coś czuję że do gry planszowej się nawet nie zbliży” – pomyślał Jeremie.
Zmienił się nastrój w studiu, włączono nowe, ciemniejsze światełka.
– Czytam pierwsze pytanie. Jakiego koloru jest czerwony Citroen? A – niebieskiego, B – czarnego, C- sraczkowatego czy D- czerwonego?
– Cóż… – zaczął głośno rozmyślać Stefan – nie spodziewałem się takiego trudnego pytania, zastanawiam się czy nie wziąć koła – w tym momencie w studiu zapadła cisza…
– Hehe, żartowałem! Oczywiście odpowiedź D. Ostatecznie, Hubert!
– Zaznaczam, i oczywiście to poprawna odpowiedź, masz pięćset euro.
„Cholera, żartowniś się znalazł, jakby nie wiedział że zawsze na początku jest pytanie na poziomie kretyna” – głośno powiedział Jeremie.
-A teraz posłuchaj pytania za gwarantowane tysiąc euro…
Yumi wróciła do domu po spotkaniu z Ulrichem. Nie tak od razu, bo poszła jeszcze coś zjeść w McDonaldzie, w domu na obiad i tak nie miała co liczyć bo matka wracała z pracy około dziewiątej wieczorem. Ale jednak wróciła i zauważyła, że rodzicielka wróciła wcześniej niż planowała.
– O, cześć Yumi, co tam było w szkole?
– A, wiesz, tak jak zwykle w sumie, nic nowego. A ty co tak wcześnie?
– No bo sobie wolne wzięłam, zresztą mam zaległy urlop do wykorzystania, a tak się składa, że ojciec pojechał w delegację do Hiszpanii i nie będzie go przez miesiąc, więc wzięłam ten urlop by móc zostać w domu.
– W delegację? Do Hiszpanii? – zdziwiła się Yumi – Przecież nigdy wcześniej tam nie jeździł.
– Kiedyś nie, ale zmieniły się priorytety w korporacji i teraz otwiera się ona na Półwysep Iberyjski. I tak to dość blisko, bo niektórych kolegów z innego działu wysłali do Polski, Czechosłowacji, a ktoś nawet został szefem delegacji do Mexico City. Przynajmniej będą z tego dodatkowe pieniądze, a one się przydadzą, w końcu Hiroki tak szybko rośnie, ty w sumie też, niedługo będzie trzeba kupić ci nowy stanik, bo te które masz, są za małe…
– Mamo!
– Oj dobra… sama sobie wybierzesz, czy ja mam ci pomóc?
– Wiesz… jeśli mi obiecasz że nie będziesz wymuszać na mnie kupna różowych ubrań, to możesz mi pomóc.
– Obiecuję – zaśmiała się pani Ishiyama – Kolacja będzie za pół godziny.
– Dobrze, to pójdę do pokoju odpocząć.
„Ojciec pojechał do Hiszpanii, nie będzie go przez miesiąc – zaczęła rozmyślać Yumi, gdy już się położyła na łóżku – czyli przez miesiąc Hirokiego nie uderzy. W sumie to dobry moment, by się wypytać matki, tak jak mi radził Ulrich. Może na tych zakupach jak pójdziemy… będzie w lepszym nastroju i coś powie… oczywiście jeśli będzie chciała. Może to wcale aż tak źle nie wygląda, jak myślałam na początku. Ale swoją drogą muszę przyznać, że Ulrich jest bardzo pomocny. William by pewnie aż tak nie potrafił mi doradzić, on ma zupełnie inny charakter.”
Jeremie był trochę zaskoczony, bo okazało się, że Stefan doszedł już do pytania za dwadzieścia tysięcy euro. Można to było przypisać po części jego wiedzy, ale też w pewnym stopniu także szczęściu, bo jak dotąd trafiały mu się same pytania związane z naukami ścisłymi, tylko jedno wymagało od niego wykorzystania dwóch kół ratunkowych, to było przy tym za dziesięć tysięcy, gdy musiał wiedzieć, kto wykonuje utwór „Enjoy the silence”. Strasznym było to, że dla 42% publiczności jest to piosenka zespołu Bayer Full…
– A oto pytanie za dwadzieścia tysięcy, jesteś coraz bliżej kwoty gwarantowanej. Kto był w swoim życiu: szefem związku zawodowego, przywódcą strajkowym oraz prezydentem swojego kraju? A- George Bush, B- Charles de Gaulle, C- Lech Wałęsa, D- Kaczor Donald?
– No… przyznam się, Hubercie, że akurat tutaj będzie trudno, i mówię serio – zafrasował się Stefan – akurat z historii zawsze byłem do kitu, jedyne co mogę powiedzieć z całą pewnością to, że na pewno nie będzie to Donald, nie pamiętam żeby w jakimś komiksie był szefem związku.
„No co ty kurwa nie powiesz” – ironizował ze swojego pokoju Jeremie.
– A może tak spróbuj drogą dedukcji, znasz te postaci, oprócz Donalda, bo jego odrzuciłeś – zachęcał gracza prowadzący.
– Szczerze mówiąc to tylko kojarzę nazwisko De Gaulle, to był chyba ktoś od nas, bo często coś o nim na lekcjach było. Wałęsa to jakiś Słowianin, może Rusek, może Czech… a Bush… co to za nazwisko. Krzak?
– Czyli mówisz, że kojarzysz De Gaulle’a… pamiętaj o ostatnim kole, możesz je wykorzystać, przy telefonie jest twój przyjaciel Zdzisław, o ile dobrze pamiętam?
– Tak…
– No to, dzwonimy?
– Yyy… nie, nie dzwonimy. On był jeszcze gorszy z historii, a z kartek podręcznika robił fajki do palenia zioła.
„Barbarzyńca!” – oburzył się Jeremie.
– To co w takim razie robimy? Możesz ryzykować, możesz także zabrać to co masz, czyli dziesięć tysięcy euro.
– Wiesz… ten De Gaulle mi się tak plącze… dobra. Albo rybka, albo pipka. Zaznaczmy odpowiedź B.
„No to jednak pipka” – pomyślał Jeremie – „Nawet gry nie wygrasz, ale… skoro dla ciebie Wałęsa jest Rosjaninem…”
– Ostatecznie? – dopytał Hubert.
– Tak. Ostatecznie i definitywnie.
– W takim razie zaznaczam. Charles De Gaulle… cóż… był taki człowiek, w sumie dalej jest, bo żyje i ma się dobrze, który był i przywódcą strajkowym w 1980 roku, i szefem związku zawodowego powstałego po tymże strajku, został też prezydentem w latach 1990-95. Jest to Lech Wałęsa.
„A widzisz, a widzisz, mówiłem” – triumfował Jeremie.
– Cóż… bardzo mi przykro, niestety zamiast dwudziestu tysięcy wychodzisz ze studia z gwarantowanym tysiącem. Dziękuję za grę – pożegnał przegranego prowadzący.
Był późny wieczór. Jean-Pierre Delmas odpoczywał po przeglądaniu dyrektorskich dokumentów, skakał po kanałach w swoim telewizorze, gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi.
„Cholera, kogo tam niesie o tej porze?” – pomyślał dyrektor. Nie spodziewał się żadnych gości.
– Jean-Pierre Delmas, dyrektor Zespołu Szkół Kadic? – zapytał młody chłopak, trzymający w rękach kopertę.
– Tak, o co chodzi?
– Witam, jestem z Ministerstwa Oświaty, mam dla pana przesyłkę do rąk własnych.
– Przesyłka o tej porze? I to bezpośrednio? Zwykle takie rzeczy przychodziły rano przez pocztę – zdziwił się Delmas.
– Wie pan, to nie jest taka zwykła przesyłka. To specjalny komunikat i przewodnik po nowych przepisach wraz z ogłoszeniem o konkursie państwowym. Można wygrać dofinansowanie, awanse… jest się o co bić.
– Dalej nie rozumiem, dlaczego to jest w taki sposób dostarczane.
– No, cóż… ministrowi zależało na czasie, bo to dopiero dzisiaj uchwalił rząd. Pocztą szłoby to ze trzy tygodnie. Poza tym o pewnych rzeczach nie wszyscy muszą wiedzieć od razu. Szczególnie uczniowie – te dwa ostatnie słowa kurier powiedział niższym tonem.
– Aaa… coś miało być, faktycznie, dostawałem jakieś przecieki od kolegi.
– Będzie się działo, wreszcie w szkołach zapanuje dyscyplina. To ja nie przeszkadzam, dobrej nocy.
– Zaraz, niech pan poczeka – Delmas wyciągnął z kieszeni banknot o nominale dwudziestu euro – oto drobne na herbatę i kanapkę, bo pewnie jeszcze trochę panu zostało.
– Dziękuję serdecznie – posłaniec uśmiechnął się, wziął pieniądze i poszedł.
Jean-Pierre wrócił do pokoju, otworzył kopertę i wyjął zawartość. Ustawa o szkołach z datą dzisiejszą, przewodnik dla dyrektorów, list osobisty od ministra… Delmas uznał że zapozna się z tym jutro rano w swoim gabinecie, a potem odpowiednie rzeczy przedstawi na radzie pedagogicznej. I tak miał ją zwołać, by omówić pierwszy etap wdrażania nowej podstawy, a to był punkt wstępny, do którego nie była potrzebna zgoda rządu. Wiedział mniej więcej, co jest w treści przewodnika, bo po południu jego dobry znajomy zadzwonił do niego z informacjami, chociaż wtedy myślał, że dostanie to pocztą. Ale skoro ministerstwo dostarczyło niezwłocznie, no to chyba znak, że dobra zmiana w szkole musi nastąpić jak najszybciej.
„Wreszcie będę mógł naprawdę wprowadzić odpowiedni poziom w Kadic – ucieszył się dyrektor – wprowadzenie mundurków to tylko preludium”.