Nadszedł wieczór. Ulrich odprowadził Yumi do domu. Trochę to potrwało, zanim się rozstali. Gdy Niemiec wracał do Kadic, poczuł wibracje w kieszeni spodni. Dzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Okazało się, że dzwonił ojciec.
„No ładnie – pomyślał. – Pewnie będzie kazanie, bo się na pewno dowiedział z radia, że jest strajk”.
– Tak, słucham – odebrał.
– Cześć, Ulrich – odezwał się ojciec. – Mam sprawę, mówili w radiu o strajku w Kadic, bodajże twoja przyjaciółka Yumi bierze w tym udział.
– No, tak…
– A ty? Angażujesz się w to?
– Cóż… wiesz, tato, pomagam Yumi, w końcu to moja przyjaciółka…
– I bardzo dobrze – entuzjastycznie odezwał się ojciec. – Zawsze uważałem, że każde pokolenie powinno mieć taki swój moment buntu i zaangażowania.
– Czyli nie jesteś na mnie zły? – zdziwił się Ulrich.
– Ja? Ależ skąd! Widziałem, co tam się stało. To już gruba przesada. Wiem, że zżyłeś się z Kadic i z ludźmi stamtąd, więc nawet nie myśleliśmy o tym, by cię stamtąd zabierać, ale pewne zmiany, jakie tam zaszły, niezbyt mi się podobają. Ech… aż mi się przypomina, jak jesienią ‘89 wychodziliśmy z kumplami w Berlinie na demonstracje.
– Chodziłeś na demonstracje?
– Tak, byłem wtedy w podobnym wieku co ty. Muszę ci to kiedyś na spokojnie opowiedzieć. No, to trzymaj się tam i pozdrów swoją bandę ode mnie.
Ulrich przez dłuższą chwilę stał na chodniku. Był bardzo zaskoczony przebiegiem tej rozmowy. Nigdy nie spodziewał się, że jego ojciec okaże się tak tolerancyjny. Zawsze przecież był bardzo surowy.
Gdy tylko Herve otrzymał powiadomienie, że przesyłka jest już w paczkomacie, wyszedł poza teren szkoły i wybrał się do maszyny. Żeby nie wzbudzać podejrzeń i nie zostawiać po sobie zbyt oczywistych śladów, zdecydował się na urządzenie stojące około 4 kilometrów od Kadic, mimo tego, że tuż przy bramie do szkoły InPost postawił, i to ledwo 3 tygodnie temu, nową maszynę. Dotarcie nie sprawiło problemów, podobnie odbiór, choć okularnik nieco się zdziwił, gdy odkrył, że paczka nie jest aż tak ciężka, jak mogłoby się wydawać. Dotychczas Herve miał do czynienia tylko ze starą bronią ćwiczebną, która pozostała jeszcze z czasów, gdy Rosja nazywała się Związkiem Radzieckim, a Francja miała z nimi dość sporo umów, także tych dotyczących sprzętu.
„Może ta nowoczesna broń jest stworzona z mikrowłókien plastikowych i dlatego jest lżejsza?” – pomyślał.
Ukrył paczkę w plecaku i wrócił do internatu. Starannie zamknął za sobą drzwi pokoju, pamiętając o tym, by dokładnie przekręcić za sobą zamek. Nie mógł sobie pozwolić na to, by ktoś już teraz odkrył nielegalną broń i zepsuł cały plan. Paczkę dało się rozpakować bez większego wysiłku. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Wątpliwości wzbudziły jednak dwie rzeczy. Do paczki nie dołączono amunicji, a tylko plastikowe kulki oraz magazynek na wodę. Natomiast tam, gdzie powinno się ładować broń, nie było wlotu.
– Kurna, co jest? – zdziwił się Herve.
Sięgnął po instrukcję obsługi. Była ona napisana w 30 językach i chwilę to potrwało, zanim znalazł taki, w którym mógł coś zrozumieć. Gdy jednak w końcu mu się to udało, każde czytane przez niego zdanie wzbudzało coraz większą irytację i to nie tylko z powodu dość lichej składni użytej przy tłumaczeniu z mandaryńskiego.
– „Pistolet maszynowa broń wojsko super zabawka dla dzieci zestaw mały soldier”? Kurwa mać! Czy oni mi sprzedali jakieś gówno dla bachorów?
Potwierdzeniem był znak wydrukowany na końcu instrukcji, którym zazwyczaj oznaczano wyroby dla młodszych.
– Ja pierdolę! To dlatego było to takie tanie! Jebani Chińczycy!
Uruchomił komputer i dość nerwowo wystukał na klawiaturze nazwę sklepu, w którym to kupiono. Chciał sprawdzić, czy może jeszcze zwrócić produkt. Okazało się jednak, że jest to niemożliwe, jeśli otwarto opakowanie. Herve’owi wydawało się to bezsensowne, gdyż nie da się sprawdzić zakupionego sprzętu, jeśli nie otworzyło się opakowania.
– No, to 120 euro poszło w cholerę…
Autor: Jeremie_96