Rozdział 5

Gdy Ulrich wracał do Kadic, rozmyślał o tym, co powiedziała mu Yumi, martwiło go to dosyć mocno. Co prawda pomógł jej nieco, bo wiedział, co to znaczy mieszkać z trudnym rodzicem, nawet jeśli ojciec nie używał przemocy fizycznej, ale to wciąż nie zmieniało faktu, iż informacje od przyjaciółki były dla niego sporym zaskoczeniem. Owszem, Takeho Ishiyama jawił się Ulrichowi jako ojciec wymagający, o czym czasem dziewczyna wspominała. Nie żeby się skarżyć, ale raczej żeby stwierdzić pewien fakt. Zresztą, sama Japonka musiała się pilnować, jeszcze za czasów walki z Xaną była obawa, że ojciec odkryje jej nocne eskapady, ale obyło się tutaj akurat bez większych problemów. Ale żeby stosować przemoc? Może Yumi nie dostała jeszcze od niego, może się nie naraziła, a może też jednak Takeho nie chce ryzykować, bo jednak córka trenuje pencak-silat i potrafi przypierdzielić. Ulrich coś o tym wie. Ale Hirokiego łatwiej, bo mały jeszcze, nie podskakuje aż tak i można mu dać karę za byle co. Tyle że potem atmosfera w rodzinie jest napięta. Niemiec uznał, że musi spędzać więcej czasu ze swoją przyjaciółką. W sumie od dawna mu na tym zależało, a teraz ma ku temu dodatkowy powód. Jeśli ona będzie widzieć, że ktoś bliski przy niej jest, to zapewne poczuje się lepiej.

Ulrich wszedł do parku, myśląc o tym, kiedy znowu zabrać Japonkę na jakiś spacer, albo nawet na film. Ostatnio wszedł taki dobry o księżach, podobno mocny… albo może nad Sekwanę, choć tam to raczej w innych okolicznościach… nagle spostrzegł dziewczynę maszerującą od jednego kosza na psie odchody do drugiego krokiem defiladowym, ubraną w niebieską spódniczkę, czerwoną bluzkę z pagonami i białe buty na koturnach. W ręku trzymała pałeczkę, którą próbowała wymachiwać, lecz co chwilę jej upadała. Na głowie miała niebiesko-białą czapeczkę, podobną do takich, jakie mają w sklepach mięsnych, choć niektórzy by woleli to porównywać do wojskowej furażerki. Do marszu wykrzykiwała sobie komendy:

– W tył zwrot! Podrzut! Naprzód marsz!

Wtedy Ulrich spostrzegł, że to Sissi.

„No, pięknie, jeszcze jej mi tu brakowało” – pomyślał Niemiec. Sissi zauważyła już, że ktoś idzie, a gdy ujrzała, że to jest właśnie Ulrich, od razu do niego podeszła, nie rezygnując z szerokiego defiladowego przemarszu, do tego stukając obcasami na końcu, jakby podchodziła do jakiegoś ważnego człowieka i stanęła przed nim na baczność.

– Przyszedłeś podziwiać przyszłą Miss Pałeczki? – spytała kokieteryjnie.

– Nie, ja tu tylko przechodziłem przypadkiem, miałem coś do załatwienia – odpowiedział Ulrich.

– Tak, wiem, widziałam cię z Yumi. Uprzedzając: nie śledziłam, nie podsłuchiwałam, bo trenowałam. Za tydzień mam przesłuchania do grupy mażoretek obsługującej wszystkie wydarzenia w mieście, a sam wiesz, że doświadczenie pewne mam.

– No, na pewno, w końcu byłaś jedyną, co latała z pałeczką na meczach, nikt inny nie chciał.

– Bo do tego, to trzeba mieć talent, wdzięk i grację. A te wszystkie warunki spełnia tylko jedna dziewczyna – na te słowa Sissi próbowała obrócić się o 360 stopni, ale zamiast pełnego obrotu wykonała tylko pół, potem drugie pół i podrzuciła pałeczkę, która tym razem trafiła w gołębia siedzącego na ławce.

– Coś ci chyba nie wyszło.

– Bo wiatr teraz mocniej zawiał. Poczekaj, coś ci jeszcze pokażę.

– Ale Sissi, ja tak zbytnio nie mam czasu…

– Spokojnie, to tylko chwilę zajmie. Patrz teraz – Sissi odeszła o jakieś cztery kroki w tył, stanęła na środku ścieżki, rzuciła pałeczkę straszliwie wysoko i zasalutowała, a po chwili próbowała złapać spadający drąg bez ruszania się z miejsca, ale niezbyt jej to wyszło, bo musiała nieco się przemieścić, jednak tym razem złapała.

– I jak?

– Ładnie. Tylko nie wiem jaki to sens.

– E tam… Yumi by tak nie potrafiła, zresztą ona nie ma odpowiedniej sylwetki, nie to co ja.

– Wiesz, Sissi… muszę iść na kolację.

– Dobrze, cześć Ulrich!

„ Cholera… coś zbyt uprzejmy byłem. Co jej się znowu porobiło? Chce mnie poderwać na latanie w miniówce podczas parad?” – myślał Ulrich – „Nie ze mną te numery”.

Wieczorem, podczas kolacji, uczniowie wymieniali się wrażeniami i odczuciami. W stoliku naszych bohaterów głównym tematem była klasówka z chemii.

– Co się z naszą chemiczką stało? – spytał Odd – Zawsze robiła kobylaste sprawdziany, a teraz taki jakiś… inny.

– Nie pamiętasz, co było w klasie mówione? – odpowiedziała Aelita – Wprowadzili nowe metody nauczania i dlatego się stało to co się stało. Chyba nie powiesz mi, że wolałbyś znowu dostać pałę bo nic nie napisałeś. Tak to przynajmniej coś strzeliłeś. Chyba.

– W sumie tak… – Odd uśmiechnął się lekko, nie chciał jak na razie się przyznawać, że nie strzelał, tylko ściągnął od klasowego geniusza. Może jak będą znane oceny, to powie.

– Ja tam chyba dobrze napisałem, może ojciec nie będzie się mnie za to czepiał – odrzekł Ulrich, który wcześniej nie odzywał się, woląc spożyć najpierw kolacyjne spaghetti z tanim sosem pomidorowym.

– Skoro się uczyłeś to powinieneś to zaliczyć, sam mówiłeś że spędziłeś nad tym więcej czasu niż Odd – Jeremie spojrzał wymownie na Włocha.

– No co ja znowu? Toć się uczyłem – oburzył się kolega.

– Ta, jasne, uczyłeś. Dziesięć minut przed testem przeglądałeś te cztery strony na końcu działu i myślisz, że to coś da, nawet jak formę testu zmieniła? – odpowiedział Niemiec.

– A skąd wiesz, może da?

– Zobaczymy… no właśnie, kiedy? Czy był jakiś termin podania wyników ogłoszony? – spytał Ulrich.

– Regulamin daje nauczycielowi dwa tygodnie na sprawdzenie klasówek. Hertz zazwyczaj oddawała po tygodniu, więc pewnie to się nie zmieni – powiedział Jeremie.

– Doooobra, skończmy może te pierdolamenty – zniecierpliwił się Odd – W ogóle to co robiłeś po południu, Ulrich?

-Rozmawiałem z Yumi.

-A o czym?

-Wiesz… wolałbym o tym akurat nie mówić.

– …na koniec przypomnę Państwu najważniejsze tematy dnia. Przewodnicząca Frontu Narodu Marine Le Crayon uznała, że państwo francuskie nie powinno stać obojętnie w obliczu zagrożeń terrorystycznych, zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Rząd przyjął dziś ustawy o przeciwdziałaniu sektom oraz projekt nowej reformy oświatowej. Ponad trzy miliony Amerykanów demonstrowało dziś w Waszyngtonie, żądając natychmiastowej dymisji prezydenta Trumpa. Premier Polski, Mateusz Morawiecki, ma być oskarżony o nepotyzm w związku z ostatnio ujawnionymi taśmami. Jak na razie ani premier, ani też Kaczyński, nie zabrali głosu w tej sprawie. Kolejny zamach w Afganistanie, w ataku na szkolny autobus zginęły czterdzieści dwie osoby. Jutro wieczorem premiera dokumentu o tajemniczej sekcie „Brygady Tęczy”. Reprezentacja Polski w siatkówce przygotowuje się do kwalifikacji olimpijskich po zwycięskich mistrzostwach świata. Następny Dziennik o dwudziestej drugiej dwadzieścia, dziękuję, do widzenia.

Od pewnego czasu Jeremie łapał się na jednej i tej samej myśli. Po obejrzeniu Dziennika, w którym więcej zazwyczaj było wiadomości złych niż dobrych, zastanawiał się nad tym, czy faktycznie przez ostatnie lata było tak, że to Xana był sprawcą wszelkich draństw na tym świecie. I po każdym takim seansie wiadomości, a Jeremie od dość długiego czasu oglądał Dziennik każdego wieczoru, poświęcając na niego prawie trzy kwadranse, dochodził do wniosku, że pokonanie Xany, choć poprawiło ich życie i może najbliższego otoczenia, nie sprawiło nagle, że cały świat zaczął wyglądać tak cukierkowo i przyjaźnie niczym ze słabej kreskówki dla dzieci. Jak było zło i draństwo, tak istniało dalej, tylko zmieniało formy. Kiedyś ten, teraz tamten. Kiedyś ludzie protestowali przeciwko Husajnowi, teraz przeciwko Trumpowi. Kiedyś była Sekta Moona, teraz coś się pojawiło z Brygadami Tęczy… czyżby nowa wersja włoskich Czerwonych Brygad? Jeremie musi sobie ten program jutro obejrzeć. Cóż… może teraz coś na odprężenie? Zaraz miał zacząć się teleturniej „Milionerzy”. Jeremie lubił to oglądać, choć wiedział, że spora część uczestników to totalne matoły, które biorą koło przy pytaniu za pięćset Euro, a jak dojdą do czterdziestu tysięcy, to tylko dlatego, że trafią na same pytania to, kto z aktorów miał niepełnoletnią kochankę, albo jakiego koloru jest czerwony citroen. Sam pewnie by ten milion zdobył szybciej niż trwałaby przerwa na reklamę, ale jak na razie w regulaminie nie pozwalano nastolatkom występować… Jeremie mógłby wziąć udział w programie „Mądry gówniarz”, ale tam z kolei nawet nagrody były do chrzanu: teleskop marki „Tubka” oraz stare, nieaktualne encyklopedie wydawnictwa „Tłumok”. Nie to żeby nasz Francuz był materialistą, ale z dwojga złego lepiej już w jakimś, powiedzmy, prestiżowym programie coś zdobyć.

Cóż… może kiedyś… Jeremie wziął paczkę chipsów paprykowych, zasiadł na fotelu i czekał na rozpoczęcie programu… ciekawe, kto się dziś skompromituje na oczach milionów Francuzów?

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments