Rozdział 4

Nastał poniedziałek. Budziki w pokojach naszych bohaterów zadzwoniły o wpół do siódmej. O ile ci, którzy mieszkają w internacie, mogą sobie jeszcze poleżeć i na spokojnie się przygotować do dnia, to już ta grupa, która tylko przychodzi na zajęcia, musi się o tej porze zacząć ubierać, by potem zdążyć ze wszystkim. A nie zawsze jest to łatwe.

Szczególnie w poniedziałek.

Odczuli to na swojej skórze nasi podopieczni, może z wyjątkiem Jeremiego, ale on zawsze uwielbiał wstawać do szkoły, nawet w tych starych, choć nie tak dobrych czasach, kiedy trzeba było walczyć z Xaną nawet w nocy i zdarzało się, że operacje kończyły się wtedy, kiedy ranne wstawały zorze. Jednak Odd, który cenił dobry i długi sen wysoko w swojej osobistej hierarchii potrzeb, nie był zadowolony z takiej sytuacji. Nic więc dziwnego, że gdy doczłapał się do łazienki, gdzie Ulrich i Einstein kończyli już poranną toaletę, na ich już całkiem przytomne „Siema” odpowiedział:

-Blebleblem…zieeeeeeeeeeew.

Co w sumie znaczyło to samo, ale przed godziną siódmą nie było mowy o tym, by Odd umiał porozumieć się w cywilizowanym dialekcie. Musiał się umyć i zjeść śniadanie.

Gdy ekipa z internatu jadła już śniadanie, do stołówki weszła Yumi. Uczniowie niemieszkający w Kadic również mogli się tam pożywiać, a dzięki rządowemu programowi PapuPlus, wprowadzonemu dawno temu, nie kosztowało ich to ani centa. Dla Japonki to potrójna wręcz korzyść: naje się, nic za to nie zapłaci (więcej kasy na mangę), poza tym od pewnego czasu nie lubiła przebywać na śniadaniach w swoim domu rodzinnym. Yumi dosiadła się do reszty paczki i zaczęła rozmowę:

– I jak, wyspaliście się?

– Nawet nie pytaj! Kto to wymyślił, barbarzyńca jakiś, żeby wstawać nad ranem! – odpowiedział Odd, mówiąc w zasadzie to samo, co zwykł mawiać przy takich okazjach od paru lat, jak wstał lewą nogą.

– Czyli normalka.

– To trzeba było tego programu nie oglądać. – włączył się Ulrich – Położyłbyś się spać o normalnej porze i może nawet byś się pouczył na klasówkę z chemii.

– A to moja wina, że całe spotkania dają tylko na Canal+?

– No, to w sumie nie.

– Właśnie. Jak się kiedyś doczekamy ekstraklasy w publicznych mediach to wtedy będę sobie mógł mecze o piętnastej oglądać.

– A nie byłoby wygodniej w internecie, na streamie jakimś? – zapytał Jeremie.

– Nie będę kradł.

– Ooo, i kto to mówi! A kto piosenki z Chomikuj ściąga? – odezwał się Ulrich.

– Tam to nie jest piractwo, tam udostępniają ludzie co legalnie kupili płytę.

– Ale to, że kupili, nie oznacza, że mogą sobie tym dysponować jak chcą.

– Jak to nie?

– Ano tak to, że jakby każdy tak robił jak ty, to te szarpidruty wszystkie by poumierały z głodu, bo nic by na swojej muzyce nie zarobiono. A wiesz przecież że chleb drożeje.

– Dawno w sklepie nie byłem…

– To po lekcjach pójdziemy, zobaczysz jakie ceny straszne.

– A jak tam przygotowania do klasówki z chemii? – zmieniła temat Yumi – Podobno trudny materiał teraz macie… wiem coś o tym, rok temu to samo przerabiałam.

– Gdzie tam trudny, co ty gadasz – odpowiedział Jeremie – wystarczy się tylko nieco pouczyć.

Odd był bardzo zdziwiony

– Tak, tak, zawsze tak ględzisz, a i tak pewnie się to potem w życiu nie przyda. Ja mam stałą dewizę: najpierw oblać, potem nauczyć się pytań na poprawkę, żeby te dwójkę z plusem dostać. Tyle mi wystarczy.

– Jak nie masz ambicji to trudno się dziwić. – odparł Jeremie.

– To nawet nie o to chodzi, tylko o to, że ja z chemią żadnej przyszłości nie chcę wiązać, więc po cholerę mi znać pierwiastki?

Nagle zabrzmiał dzwonek, obwieszczający koniec przerwy śniadaniowej i początek kolejnego dnia zajęć. Uczniowie wstali z miejsc i udali się do swoich klas. Yumi wykorzystała ten moment, by podejść do Sterna.

– Ulrich… mogę cię o coś prosić?

– Ja…jasne, Yumi, co jest? – spytał nieco zdezorientowany.

– Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać, a to nie jest sprawa, którą chcę poruszać w szerszym gronie i na szybko, dlatego… dasz się namówić na spacer po lekcjach?

– Spacer… z tobą… oczywiście, dla ciebie zawsze znajdę czas.

– O, to fajnie, to widzimy się o czternastej pod szkołą!

Ulrich zaczął się zastanawiać: „Sprawa której nie chce poruszać w szerszym gronie..? Co to może być?” – jednak jego tok myślowy przerwał głos Yumi, która kładąc rękę na ramieniu Niemca powiedziała:

– Powodzenia na klasówce, wierzę w ciebie!

I odeszła, pozostawiając Ulricha w nastroju zadowolenia wymieszanego z ciekawością.

Suzanne Hertz była lubiana przez uczniów Kadic, którzy zawsze chętnie uczestniczyli w jej lekcjach. Potrafiła przekazywać wiedzę w taki sposób, że nawet najbardziej zatwardziali wrogowie chemii jako przedmiotu wynosili coś z lekcji. Był jednak jeden aspekt jej pracy dydaktycznej, który nie wzbudzał entuzjazmu młodzieży: klasówki. To w sumie nie wzbudzało zdziwienia, każdy nauczyciel musiał przeprowadzać sprawdziany, a prawie każdy uczeń ich nie lubił. Pani Hertz wychodziła z założenia, że taki test powinien sprawdzać dogłębnie wiedzę i pozwolić się wykazywać, dlatego zwykle były to obszerne, kilkunastostronicowe arkusze z wieloma zadaniami różnego typu, od zaznaczania prawdziwych i fałszywych zdań, poprzez podpisywanie ilustracji, rozwiązywanie równań chemicznych, aż po pytania o pojęcia, w których trzeba było się sporo rozpisywać bo wiele rzeczy było punktowanych. Z jednej strony uczniowie początkowo nie lubili tego typu egzaminów, ale po kilku takich próbach wiedzieli już, że w taki sposób zawsze mogą wyłapać punkty nawet na łatwiejszych zadaniach.

Jednak gdy nadeszła godzina próby i nasi podopieczni wchodzi do sali, zastanawiając się jakie tym razem zadania przyjdzie im rozwiązywać, nie mieli pojęcia, co za chwilę usłyszą…

– Moi drodzy, jak pewnie pamiętacie, umówiliśmy się dzisiaj na klasówkę. I ta klasówka będzie. Ale trochę inna niż zazwyczaj – ogłosiła pani Hertz. Po klasie rozszedł się szmer zaintrygowania.

– Otóż tym razem – kontynuowała nauczycielka – dostaniecie do rozwiązania test zgodny z najnowszymi wymogami ministerstwa oświaty i wychowania. Nasza szkoła została wytypowana do programu „Innowacyjna szkoła”, który ma pomóc w wykształceniu was na wszechstronnych, światłych ludzi. Właśnie dlatego od teraz testy będziemy robić w bardziej efektywnej formie. Tym razem zamiast wielostronicowego sprawdzianu dostaniecie dwie kartki. Na jednej z nich są zawarte pytania i odpowiedzi, wszystkie zamknięte. Druga kartka to miejsce do zaznaczania prawidłowej odpowiedzi. Wystarczy zamalować krateczkę.

– To nie będzie niczego do wpisywania? Żadnych regułek? Żadnych definicji? – spytał zaniepokojony Herve.

– Nie będzie. Ministerialni eksperci uważają, że nowa forma tekstów jest bardziej dostosowana do realiów współczesnego świata. Ja co prawda początkowo byłam nieco sceptyczna, ale… no, nic, drogie dzieci. Tam są jednak ludzie bardziej znający się na tym niż zwyczajny nauczyciel spod Paryża. Rozdaję kartki, proszę podpisać imieniem, nazwiskiem i numerem z dziennika, macie godzinę. Powodzenia.

Klasa była trochę zaszokowana tym, co się stało. Zawsze klasówki miały po dwadzieścia sześć stron, mnóstwo rzeczy trzeba było napisać, a teraz tylko kratki zaznaczać? Cóż, trzeba się było przyzwyczaić. Gdy wszyscy dostali swoje testy, Suzanne Hertz zasiadła za swoim biurkiem i wzięła do ręki „Krótką historię czasu” Hawkinga. W końcu skoro tyle lat nikt nie próbował u niej ściągać, to i teraz się nie odważą.

Jeremie radził sobie ze sprawdzianem tak jak zwykle, nawet specjalnie cztery razy pytanie czytał, tylko po to żeby czas szybciej zleciał. Nawet Ulrich coś tam zaznaczał. Tylko Odd miał dylemat:

„Kurna, strzelać czy nie strzelać… szansa jakaś jest.”

Nagle Włoch zorientował się, że przecież cały czas siedzi koło Jeremiego. Kolega nie robił żadnego kamuflażu, więc widać było wszystkie odpowiedzi.

„Santa Madonna! Czemu na to wcześniej nie wpadłem? Zerknę na odpowiedzi, nikt nie zauważy.”

Jak pomyślał, tak zrobił. Zdążył zaznaczyć dwadzieścia cztery odpowiedzi, gdy nagle Jeremie wstał, wziął swoje kartki i oddał nauczycielce.

„Cholera jasna! Nie mogłeś potem oddać? Ale dobra, może tyle starczy, może wreszcie pozytywna ocena za pierwszym razem mi się trafi, tak jak na wuefie u Jima”

Odd poczekał kilka minut, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Na całe szczęście zanim on zdecydował się wreszcie zwrócić test nauczycielce, zrobiło to już kilku uczniów.

Po upływie regulaminowej godziny okazało się, że tak naprawdę można było skrócić ten czas do czterdziestu minut, gdyż nawet najwięksi klasowi kretyni zdołali tym razem rozwiązać cały sprawdzian na czas. Od dwudziestu minut wszyscy zajmowali się swoimi sprawami: jedni czytali najnowszy „Przegląd Sportowy” albo nowy numer „PolitTygodnia”, inni zaś zabawiali się komórkami. To było dozwolone od czasów uczniowskich protestów sprzed czterech lat, choć niedawno rząd krajowy ogłosił nałożenie zakazu. Jak to jednak bywa, rząd więcej ogłasza niż robi, toteż jak na razie nic nowego nie wprowadzono. Wreszcie pani Hertz pozwoliła wyjść uczniom z klasy.

Pozostałe lekcje minęły szybko i bez niespodzianek. Ulrich nie mógł doczekać się końca zajęć, wiedział iż jest umówiony z Yumi na… nie, nie randkę, tego nie można było nazwać randką, w końcu są przyjaciółmi i tyle… po prostu pójdzie z nią na spacer i porozmawia. Tylko o czym? To miało się okazać już niebawem.

Nadeszła wreszcie czternasta. Ulrich szybko wyszedł z sali, nie czekając na kolegów, i skierował się w stronę bramy. Yumi już na niego czekała.

– Widzę, że jesteś punktualnie.

– Wiesz… nie lubię się spóźniać. To gdzie idziemy?

– Chodźmy do parku. A jak poszła klasówka?

– W sumie to nawet lepiej niż się spodziewałem.

Ulrich opowiadał Yumi o tym, co wymyśliła nauczycielka chemii. W międzyczasie znaleźli ławkę i na niej usiedli.

– OK, Yumi, to teraz powiedz mi, o czym chciałaś pogadać? – spytał Niemiec.

– Cóż… to jest delikatna sprawa… – zaczęła Yumi – nie chciałam o tym mówić przy wszystkich. Wydaje mi się, że mam w rodzinie poważny problem.

Japonka streściła wydarzenia z niedzieli, zaczynając od wybuchu złości na brata, a kończąc na siniakach. Ulrich był nieco zaszokowany, w końcu pan Ishiyama wydawał mu się jako ktoś, kto co prawda jest surowym rodzicem, tak jak jego ojciec, ale nie przypuszczał, że będzie się uciekać do przemocy.

– I co ja mam teraz zrobić, Ulrich? Nie mogę przecież patrzeć bezczynnie.

– Ano, nie możesz – zgodził się Niemiec.

– Tylko jak to załatwić… może prosto z mostu?

– Znaczy wiesz, Yumi… nie wiem czy akurat tutaj coś by to dało. Jak zapytasz się ojca, czy bije Hirokiego, to wyprze się od razu, a do tego powie, żebyś się nie wtrącała w sprawy dorosłych, bo jesteś gówniarą.

-Ale ja już mam szesnaście lat!

-Dla rodziców nawet taki wiek zbyt wiele nie zmienia.

-Ano… to co wtedy?

-Porozmawiaj może z matką. Przy czym ja bym to na twoim miejscu rozegrał jakoś taktycznie. Tak jak czasem z ojcem robię. Staram się go przygotować nieco do złych informacji. A w twojej sytuacji to nawet lepiej się sprawdzi, bo pokażesz, że jesteś dojrzała, że chcesz rozmawiać, a to zawsze działa.

-Skoro tak mówisz… myślałam nawet by dzwonić na policję. Ale to chyba niedobry pomysł na tym etapie.

-Nawet bardzo niedobry. Nie masz dowodów z samego bicia, tylko ślady. Musiałabyś nagrać coś na kamerę. Poza tym nie masz też pewności czy Hiroki nie wyolbrzymia, dzieci tak mają często. Nawet jeśli ślady są poważne, to wciąż jest trochę mało. Pomijam już to, jak nieudolnie policja działa… ale to nie od nas zależy.

– Czyli raczej najpierw rozpoznać sytuację?

– Tak. Bo też może być tak, iż po prostu twój ojciec w pewnym momencie miał zły dzień. Tobie też się to zdarza, tak samo jak mi. Z tego co Hiroki ci powiedział to jak na razie wiesz, że było jakieś mocne bicie, ale nie wiesz tego, czy to regularnie. Dlatego to by trzeba było wybadać.

– Ano… kurczę, przecież mój ojciec się tak nie zachowywał. Może faktycznie to ma jakieś inne podłoże? Może problemy w pracy?

– Właśnie dlatego musisz to sprawdzić.

– Cóż… może to się jakoś wyjaśni.

Ruszyli dalej. Japonka musiała już wracać do domu.

– Yyy… Yumi?

– Tak?

– W sumie to jest jeszcze jedna rzecz.

– Jaka?

– Wierzę w ciebie.

– Naprawdę…?

– Tak. Naprawdę.

– Kurczę… dzięki, Ulrich – Yumi przytuliła czule swojego przyjaciela – naprawdę, bardzo mi pomogłeś. Do zobaczenia jutro.

Podczas gdy Ulrich starał się pomóc Yumi w problemach rodzinnych, pani Hertz miała nieco inne problemy. Nie była przyzwyczajona do sprawdzania zamkniętych testów, zawsze jej się wydawało, iż to czynność mniej dydaktyczna, a bardziej mechaniczna, podobna do taśmowego wkręcania śrubek w fabryce. Jak dotąd wszystko ustalała sobie sama: skalę ocen, widełki punktowe, często też zmieniała to już przy samym sprawdzaniu. A teraz dostała gotową punktację, której nie mogła zmienić, do tego klucz odpowiedzi i nawet specjalną kartę – szablon do przykładania, żeby nie musieć szukać specjalne rozwiązań, bo od razu wszystko było widać. Kartka miała wycięcia w miejscach, gdzie jest poprawna odpowiedź. Suzanne pamiętała jeszcze zalecenia ze szkolenia sprzed dwóch tygodni.

– Klucz jest dobry, bo nie trzeba myśleć nad tym, czy uczeń zapisał regułkę w sposób zadowalający… albo zaznaczył właściwie albo fałszywie.. nie trzeba już naginać punktacji.. ale zaraz! Ja nigdy nie naginałam! No, może przy Elizabeth, ale czasem trzeba, bo by mnie ten wąsacz wyrzucił z roboty. Dobra… kawa zrobiona, zabieram się do pracy. Podobno teraz ma mi to mniej czasu zajmować niż wcześniej… zobaczymy.

Pierwszy test należał do Jeremiego Belpois.

– U niego to nie ma co się martwić, on pewnie i tak napisze na bardzo dobrą. Cyk, sprawdzam… faktycznie, tylko jeden błąd. Chyba za szybko czytał.

Następny w kolejce był Ulrich Stern.

– Tu już będą pewne problemy chyba… ale zaraz… nawet się nauczył. A przynajmniej dobrze zaznaczył. Chyba się uchroni przed poprawką.

Pozostali uczniowie byli sprawdzani w podobnym tempie. Jednym test wypadał lepiej, innym gorzej.

– A teraz córka dyrektora. Tylko pamiętaj, Suzi, żadnego naciągania. Będzie pała, postaw pałę! Sprawdźmy… uuu, początek spierniczony… ale potem lepiej… ma fuksa dziewczyna, w czepku urodzona. Na styku dopuszczająca.

Po piętnastu minutach okazało się, że został tylko jeden test do sprawdzenia. Nauczycielka się szczerze zdziwiła, gdyż zwykle nad jedną osobą siedziała ponad dwadzieścia minut.

– No, teraz to ja bym mogła bez sprawdzania, bo i tak obleje, ale jednak widzę, że coś zaznaczył, poza tym procedury wymagają. Ale zaraz… to jest chyba cud nad Sekwaną! Ponad ¾ odpowiedzi poprawnych? Jak to się stało…

Nagle zadzwonił telefon. Suzanne odebrała, wciąż będąc w stanie pewnego zaskoczenia.

– Cześć, tu Jimbo! Miałaś dzisiaj chyba klasówkę, co nie? – to był Jim, wuefista i prywatnie dobry znajomy nauczycielki, choć chyba wydawało się, że on chciałby by to było coś więcej.

– Ano, miałam.

– I jak, co dzisiaj było? Jakie origami?

– Żadne. Dzisiaj nie ma łabędzia dla ciebie.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments