Rozdział 37

Przyjaciele przez dłuższy czas siedzieli w milczeniu, próbując jakoś sobie przetrawić w myślach to, co usłyszeli. Spadło to na nich jak grom z jasnego nieba. Wreszcie odezwał się Odd:

– I co teraz?

Yumi westchnęła:

– Zobaczymy, co będzie po drugich badaniach. Ale szczerze mówiąc to boję się ich. Wiecie…ta perspektywa, że może zostało mi już niewiele czasu, cholernie przytłacza. A tyle jeszcze miałam planów. Chciałam skończyć Kadic, iść na studia, już nawet myślałam nad kierunkami, może coś ze sztuką albo ewentualnie jakieś sportowe. Ale teraz nawet nie wiem, czy jest sens planować to, co zjem na obiad za dwa tygodnie.

Ulrich zapytał:

– A gdyby jednak wyszło…no, to, czego nie chcemy, to jest jakaś opcja leczenia?

– Tego nie wiadomo, to zależy od tego, jak bardzo skomplikowany byłby to nowotwór. Może to być taki, którego łatwo da się zwalczyć, a może też być jakaś złośliwa odmiana śmiertelna. Do tego dochodzą też koszty. To są drogie sprawy.

– Spokojnie, Yumi – włączył się Jeremie. – Dopóki jeszcze nie ma wszystkich wyników, warto brać pod uwagę każdą ewentualność, także z tymi lepszymi. A gdyby trzeba było zapłacić za leczenie, to pomożemy ci w tym. Damy oszczędności, zorganizujemy zbiórkę.

Japonka spojrzała na okularnika i się wzruszyła.

– Serio byście to zrobili dla mnie?

– Nawet byśmy inaczej nie mogli – odpowiedziała Aelita. – Przyjaciele muszą sobie pomagać w każdej sytuacji, nawet tak trudnej. Poza tym skoro pokonaliśmy Xanę, to z tym też sobie poradzimy.

William siedział w kanciapie Jima i obserwował obraz przekazywany przez kamery szkolnego monitoringu. Było spokojnie, nie działo się nic nadzwyczajnego. Młodsi uczniowie ganiali się po boisku, zaś starsi siedzieli na ławkach, pijąc napoje energetyczne. Chłopak skorzystał z okazji i włączył monitor podłączony do telewizji satelitarnej, aby zabić czas i zobaczyć, co też ciekawego emitują. Jedna ze stacji nadawała właśnie reklamy:

– Tylko u nas super promocja! Kup 24 puszki Pepsi, a zapłacisz tylko za 12. Oferta ważna do wyczerpania zapasów.

Ciemnowłosy pomyślał, że to jest nawet dobra oferta. Przełączył jednak kanał, żeby sprawdzić, czy gdzieś indziej jest jakiś normalny program. Trafił właśnie na kolejny odcinek show z Kononowiczem. Otyły Warmianin siedział za ogrodowym stołem i trzymał w rękach kartki. Był to kolejny list od fana.

– Zobaczcie, liścik dostałem, przeczytajmy – powiedział Kononowicz. – A jak się ładnie zaczyna: cześć, spaślaku! No to ja na to: witaj, chuju!

– Ale czemu przeklinasz? Nie przeklinaj – upomniał go siedzący obok Suchodolski. – Znów obrażasz ludzi.

– Jak on do mnie spaślaku to ja do niego chuju.

William zostawił pilota, choć w innych okolicznościach zapewne znowu by zmienił kanał. Tym razem jednak nie za bardzo mu się chciało, szczególnie że zauważył coś na jednej z kamer. Obraz pokazujący tyły budynku oraz trawnik nagle bardzo zainteresował chłopaka.

– Kto tam jest… – powiedział sam do siebie. – Ktoś się chce za krzakami ukryć. Czyżby… o kurna, toż to Johnny oraz Hiroki, brat Yumi. Co oni tam będą robić?

Po chwili okazało się, że Johnny wyjmuje paczkę papierosów, wyciąga z niej jedną sztukę i zapala. Dzieciak nie miał zbyt dużego doświadczenia, więc nieco to potrwało, jednak wreszcie zapalił. Zaciągnął się i… po chwili skręcił z ataku kaszlu.

– Ot, niedoświadczony organizm – rzekł Will.

Hiroki również spróbował, jego także nieco zakręciło, choć nie kaszlał tak mocno jak jego kolega. Niemniej jednak obaj młodzieńcy mieli niezbyt zadowolone miny. Z jednej strony poznali, że papierosy jednak są do dupy, z drugiej zaś obawiali się nieco tego, że ktoś ich przyłapie, a wtedy atak kaszlu będzie najmniejszą konsekwencją nielegalnego próbowania zakazanego, trującego owocu.

Przed chłopakiem oglądającym wszystko na kamerach leżał zeszyt zwany kapownikiem. To tam miał wpisywać wszystko, co się działo. Zazwyczaj nie miał z tym problemu, bo dotychczasowe zajścia dotyczyły osób, których nie znał albo nie lubił, lub też wpisał tylko to, że coś się stało, na przykład pomalowano kawałek muru, ale sprawcy nie ustalono. Tym razem jednak rzecz dotyczyła brata jej przyjaciółki.

– Cholera – powiedział William. – Niby powinienem to wpisać do zeszytu, ale narobię kłopotów Hirokiemu. A Yumi się od razu dowie, kto powiedział. Muszę się z tym przespać.

To mówiąc odłożył długopis na miejsce.

Ulrich postanowił, że odprowadzi Yumi do domu. Można by uznać, że stało się to pewnym rytuałem, który Niemiec wykonywał od dłuższego czasu. Jednak informacje, których się dowiedział kilka godzin wcześniej, sprawiły, że ten spacer miał swoją dodatkową symbolikę. Szli niespiesznie chodnikiem, gdy nagle Yumi stwierdziła:

– Ej, Ulrich, coś mało dzisiaj mówiłeś. Czyżby to miało związek z… tylko mów szczerze.

Chłopak przez chwilę zastanawiał się, co powiedzieć.

– Nie co dzień się dowiaduję, że ktoś z moich przyjaciół ma raka.

– Przejąłeś się tym pewnie, co?

– A jak niby miałbym nie przejmować? – zdziwił się Ulrich. – Znamy się tyle lat, że nie wyobrażam sobie, że miałabyś nagle zniknąć.

– Przecież sam mówiłeś, że trzeba wierzyć.

– Tak, mówiłem i to podtrzymuję, ale… wiesz, nie mówiłem ci tego, ale przypomina mi się teraz, jak mój dziadek miał raka. Wszystko rozwinęło się w ciągu roku. Jednego lata jeździł jeszcze rowerem do sklepu i czytał gazetę, złorzecząc na rząd. Drugiego lata nie doczekał. Wtedy też mieliśmy nadzieję, ale nie wyszło… – Ulrichowi zrobiło się smutno.

– Rozumiem to – dziewczyna złapała go za rękę. – Ale spokojnie, jeszcze nie wszystko stracone. Przypomnij sobie, że myśmy już wiele razy mieli okazję umrzeć. Ty przez pewien czas tkwiłeś w ciele Kiwiego, potem Jima, ja wpadłam do Cyfrowego Morza, ale wszystko kończyło się szczęśliwie.

– Tak, pamiętam to – Niemiec na chwilę się uśmiechnął na wspomnienie przygód z czasów walki z Xaną. – Tyle że wtedy zawsze jednak mogliśmy liczyć na Jeremiego, wystarczyło, że coś kliknął albo uruchomił. Teraz tak łatwo już nie ma.

– Ale nie możemy się jeszcze łamać. Tak, wiem, ja sama jestem teraz w kropce i przepłakałam pół nocy, ale jeszcze się jakoś trzymam. I jeśli coś mogę zrobić, to przeżyć te dni, które mi zostały, niezależnie od tego, czy będzie ich 30, 60, 180 czy kilka tysięcy, najlepiej jak potrafię. I liczę, że będziesz mi w tym towarzyszyć, Ulrich.

– Jeśli tylko będziesz chciała, Yumi.

Japonka dotarła już do domu, jednak nie chciała tak od razu rozstawać się z Ulrichem, dlatego jeszcze przez kilka minut tuliła się do niego, tak jakby mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć.

Gdy Niemiec wrócił do internatu, zobaczył że Odd siedzi i ogląda obrady parlamentu. Podał mu dużą puszkę energetyka o smaku mohito.

– Energol? – rzekł Odd. – Dawno nie piłem.

Chłopcy posiedzieli przez chwilę w milczeniu, zerkając co chwilę na telewizor. Kolejny poseł przemawiał, mówiąc o zmianie podatków, czego słuchało może 20 osób na sali. W pewnym momencie odezwał się Włoch.

– Ech… niefajnie, co?

Ulrich wziął zdjęcie Yumi, które miał w oprawionej ramce. Zrobił je bodajże rok temu. Zwyczajna fotka, dziewczyna ubrana tak jak miała w zwyczaju, uśmiechnięta. On uznał jednak, że to zdjęcie zasługuje na oprawienie. Przez chwilę się zamyślił, jednak słysząc słowa Odda, odrzekł:

– Niefajnie…? Niefajnie to jest, jak zjesz za dużo pizzy i się porzygasz, albo jak ściągniesz na klasówce z chemii, a i tak dostaniesz pałę – w głosie Niemca słychać było żal. – Natomiast to, co stało się z Yumi, nie jest niefajnie. To jest tragedia.

– Ale przecież jeszcze żyje…

– I oby żyła. Ale wiesz, ona może mieć raka. Może wyzdrowieć, ale może też być tak, że niedługo będziemy się z nią spotykać tylko na cmentarzu. I wtedy już nigdy nic nie powie… – Ulrich wziął spory łyk z puszki, żeby nieco stłumić napływające łzy.

– Kurde…znamy Yumi już tyle lat, że nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było.

– Ja też nie, Odd, ja też nie… tyle razem przeszliśmy, tyle przygód, tyle chwil wspaniałych… i tych nieco mniej, gdy się czasem sprzeczaliśmy, ale jednak wciąż jest z nami w paczce.

– Ulrich… mam takie niedyskretne pytanie – powiedział po chwili milczenia Odd.

– Wal. Teraz mnie już nic nie zaskoczy.

– Powiedziałeś jej wreszcie, co do niej czujesz?

Ulrich spojrzał znowu na zdjęcie.

– Nie… jeszcze nie było okazji.

Nagle jego oczy znowu się załzawiły.

– A co, jeśli jednak nie zdążę… muszę to wreszcie zrobić. Muszę powiedzieć Yumi, że ją kocham, i że będę z nią aż do śmierci. Tylko co wtedy, jeśli stanie się to za kilka miesięcy… Yumi…

Niemiec ukrył twarz w dłoniach i zaczął cicho płakać. Odd wiedział, że to nie jest moment na rzucanie głupich tekstów, choć nigdy wcześniej nie widział swojego przyjaciela w takiej sytuacji. Rozumiał jednak, że prawdopodobna choroba Yumi jest ciosem dla całej ekipy, a co dopiero dla Ulricha.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments