Rozdział 31

Ulrich i Jeremie siedzieli u Niemca w pokoju i oglądali filmy na YouTube. Właśnie trafili na pewną piosenkę pochodzącą ze wschodniej części Europy. Wokalistka w różowym żakiecie, grająca (albo udająca granie) na małej gitarze, śpiewała aksamitnym, choć lekko przerobionym komputerowo głosem:

-Putin chujło, la la la la la la la la….

Właśnie wtedy przyszedł Odd.

-Co tam oglądacie? Jakieś filmy naukowe? – spytał.

-Gdzie tam. Nowy utwór, wspaniała muzyka, zobacz – powiedział Ulrich i przechylił ekran laptopa w stronę chłopaka. – Właśnie jest najlepszy moment.

Widać było fragmenty parady odbywającej się dorocznie w Moskwie z okazji zakończenia II wojny światowej. Dzięki montażowi można było odnieść wrażenie, że maszerujący żołnierze skandują refren stawiając kroki do rytmu. Z głośników rozlegał się okrzyk wielu setek gardeł:

-Putin chuj! Putin chuj! Putin, Putin! Chuj! Chuj! Chuj!

Oddowi piosenka najwyraźniej przypadła do gustu, ponieważ zaśmiał się bardzo głośno.

-Ej, ładne to. Ale w ogóle to czemu oni tak na tego Putina mówią?

-To ty nie wiesz? – zdziwił się Jeremie. – Przecież on teraz szykuje inwazję na Ukrainę, tylko nie nazywa tego wojną, a specjalną operacją, żeby móc niby uchronić kraj przez faszyzmem, ale tak naprawdę on chce te ziemie przejąć.

-Po co?

-Bo jemu się wydaje, że to powinno być rosyjskie, nawet jak sama Ukraina tego nie chce. On jest nieobliczalny…

-Ale zaraz – zaczął się zastanawiać Odd – skoro on chce wywołać wojnę i podobno ma dostęp do broni atomowej, to czy on nie jest kontrolowany przez Xanę?

-Jak niby przez Xanę, jak przecież jego już nie ma, superkomputer wyłączyliśmy już dawno temu – stwierdził Ulrich.

-Swoją drogą to dziwne – rzucił Jeremie. – Gdy walczyliśmy z Xaną, to wydawało się, że wszystkie zło na tym świecie to tylko i wyłącznie jego sprawka. Pokonaliśmy go, a jak się działo źle, tak się dzieje, powiedziałbym nawet, że jest tego więcej niż wtedy, gdy walczyliśmy… cóż, widocznie superbohaterowie nie mogą wszystkiego zmienić.

Po chwili ciszy odezwał się Włoch:

-Wiecie, to ja pójdę, bo jestem umówiony.

-Z kim znowu, jakąś kolejną dziewczynę zapoznałeś? – zapytał Ulrich. – A co z Samanthą?

-Jeszcze nie wróciła do Paryża, poza tym my i tak jesteśmy na stopie koleżeńskiej. Coś o tym stanie chyba powinieneś wiedzieć – odparł Odd.

-Dobra, idź sobie…

Gdy della Robia już wyszedł z pokoju, Ulrich zapytał okularnika:

-W ogóle to jak się układa z Aelitą?

Jeremie nie spodziewał się takiego pytania, ale nie widział powodu, by nie móc na nie odpowiedzieć.

-No wiesz… generalnie kłótni nie ma, jest bardzo miło, codziennie się widzimy.

-To raczej nie jest trudne w szkole z internatem, gdy dzieli was tylko piętro.

-W sumie tak. Chociaż nie mogę narzekać. Może się jeszcze co najwyżej nie przyzwyczaiłem do tego, że ona codziennie do mnie przychodzi i mnie całuje, mówiąc że musi tak robić, bo w taki sposób mi dziękuje za to, że ją sprowadziłem na Ziemię…

-Ja się jej nie dziwię absolutnie.

Po chwili milczenia Jeremie zadał pytanie:

-A skoro już przy tych tematach jesteśmy… jak tam sytuacja między tobą a Yumi?

-Jak? – chwilę zastanowił się Stern. – Jesteśmy przyjaciółmi i tyle.

-Serio? Ulrich… jak chcę posłuchać kitów, to sobie w niedzielę włączę „Kawę na ławę” z redaktorem Piaseckim. Przecież widzę, że jest między wami coś więcej, tylko się ciągle oszukujecie.

-Oszukujemy? – zdziwił się Niemiec.

-Gołym okiem widać, że do siebie pasujecie. Tylko musicie to sobie powiedzieć.

-No, tylko jak to sobie wyobrażasz? Stanę przed Yumi i powiem „Hej, wiesz, ja cię kocham”?

-A co, to jakaś większa filozofia? Skoro ja potrafiłem to powiedzieć Aelicie, to ty dasz radę się otworzyć przed Yumi.

-Kurna… widzisz, Jeremie, to nie jest takie proste jak jakaś twoja reguła matematyczna albo informatyczna, że sobie coś wpiszesz i od razu zadziała. To jest bardziej skomplikowane.

-Może… ale skoro coś do Yumi czujesz, i nawet nie mów mi, że jest inaczej, bo cię za dobrze znam, to trzeba wziąć sprawy w swoje ręce.

Nagle zadzwonił telefon Ulricha.

-Tak? No cześć… wysłałaś, ok, akurat przekażę Jeremiemu, bo jest u mnie w pokoju… a, do mnie też wysłałaś? Pewnie, potem sobie przeczytam… czy mam teraz czas? Jasne – spojrzał na Jeremiego, ten z kolei od razu skumał że najpewniej Niemiec będzie chciał wyjść, więc wstał z krzesła – zaraz przyjdę. Do parku, tak? Spoko, to widzimy się niedługo.

-Yumi dzwoniła? – spytał okularnik

-Tak, kazała przekazać, że wysłała książeczkę z regulaminem szkoły, którą wczoraj na zebraniu rozdawano, więc możesz się z tym zapoznać.

-Dobra, to idę czytać, zresztą też się chyba gdzieś wybierasz…

-Yumi prosiła, żebym się z nią spotkał, ma do mnie pewną sprawę.

Ulrich i Yumi spotkali się w parku niedaleko szkoły. Najpierw poszli kupić sobie po puszce Pepsi, a następnie usiedli na ławce.

-Wiesz, Ulrich… – zaczęła Japonka. – Pamiętasz może sprawę z moim ojcem?

-Tak, opowiadałaś mi kiedyś, jest teraz na kontrakcie w Hiszpanii, jak pamiętam.

-No, właśnie się okazało, że wraca jutro.

-Tak szybko? – zdziwił się Niemiec.

-Też mnie to zaskoczyło, ale widocznie coś tam musiało wypaść w pracy i dlatego wraca.

-I pewnie się teraz martwisz, jaka będzie atmosfera w domu?

-Trochę tak… – lekko zmartwiła się Ishiyama. – Ojca nie było w domu kilka miesięcy i przyznam, że przez ten czas było nawet spokojnie, nie czuło się takiego pewnego rygoru. Do tego ta sprawa z Hirokim. Nie mam pewności, czy znowu się nie zacznie bicie.

-Rozumiem… a mówiłaś o tym matce?

-Nie miałam okazji, co mnie też martwi, bo tak naprawdę dzisiaj jest ostatnia ku temu okazja. Chyba powinnam to zrobić.

-To dobry pomysł. Tylko to też byś musiała umiejętnie zrobić. Nie, że nagle staniesz i powiedz „wiesz, ojciec bije Hirokiego”. Musisz podejść bardziej psychologicznie, tak aby spróbować rozwiązać konflikt, ale jednocześnie żeby nie wyszło, że się nadmiernie wtrącasz.

-Racja, Ulrich… muszę to, może nie tyle rozegrać, co po prostu zagrać dyplomatycznie, nie naruszając pewnych tradycji. Chociaż kiedyś nawet pomyślenie o tym, że jeśli ojciec bije syna, to jest to złe, sprawiało że się sprzeniewierzało przodkom wychowującym potomstwo od wieków.

-Tradycja nakazuje bić dzieci w Japonii? – chłopak był bardzo zaskoczony.

-Bezpośrednio nie, ale nakazuje totalne posłuszeństwo. Teraz i tak to się dość mocno zmieniło, ale jeszcze kilkanaście lat temu nawet nie przyjmowano na psiarni zgłoszeń o przemocy wobec dzieci, jeśli nie dochodziło do większych uszkodzeń ciała.

-Kurde, dziwne to… w Europie nie do pomyślenia.

-Widzisz, my w Japonii trochę inaczej do tego podchodziliśmy, ale to się zmieniło, jak trochę kraj nasiąknął zwyczajami z innych krajów… tak czy inaczej, muszę się zająć teraz problemem, choć i tak dla mnie najtrudniejsza będzie konfrontacja z ojcem.

-Spokojnie, Yumi… wiem, że to nie jest łatwe, znam trochę ten ból, bo przechodzę ze swoim ojcem podobne przeboje. Ale powinnaś chociaż spróbować. Wierzę w ciebie, że się uda.

Yumi uśmiechnęła się do Niemca. Po chwili ciszy podjęła inny temat.

-W ogóle to czytałam już ten regulamin, który wysłałam na maila. Wiesz, jakie tam głupoty powypisywali?

-Domyślam się, pewnie umieścili te pieprzone mundurki.

-A owszem, tylko tam wprowadzili pewną dupokrytkę dla Sissi…

-Jak to? – zapytał Ulrich.

-Ano tak, że jeden z paragrafów umożliwia noszenie ubrania innego niż mundurek, jeśli się należy do tak zwanej „szkolnej gwardii honorowej mażoretek”.

-Co takiego? Pierwsze słyszę.

-Też mnie to zaskoczyło, ale wyobraź sobie, że coś takiego powołano. I zgadnij, kto tam teraz jest tamburmajorką?

-Pomyślmy… córka dyrektora, która od jakiegoś czasu świrowała z pałeczką w parku… czyżby ją wybrali?

-Dokładnie! – potwierdziła Yumi. – Tam w ogóle cały myk zrobili, że wybrano ją jako główną dowodzącą wszystkimi dziewczynami w tej całej pożal się Boże gwardii nie tylko na naszą szkołę, ale na całe miasto, tylko ją muszą pasować oficjalnie i zrobić cały cyrk.

-Kurwa mać – przeklął Ulrich. – Znowu się jej upiecze, będzie sobie w innym ubraniu latać, pewnie specjalnie pod nią wybieranym, a my się będziemy kisić w tych szmatach.

-A wiesz, podobno nabór robią, tak mi matka powiedziała.

-I co, zgłaszasz się?

-Ocipiałeś? Ja miałabym słuchać Sissi, oddawać jej honory pałeczką i chodzić tak jak ona każe? Ulrich, ja bym jej chyba tego tamburyna, czy co ona tam będzie miała w łapie, może to nawet wibrator być, wsadziła w organy rozrodcze i zostawiła. Poza tym ja nie jestem jakaś małpa do pokazywania i skakania.

-Ale czekaj… – Niemiec zaczął się głośno zastanawiać. – To nie jest czasem jakaś nierówność? Dziewczyny mogą uniknąć szkolnych szmat, a chłopaki nie?

-Niee, tam coś jeszcze prowadzono dla obu płci, jakieś paramilitarne coś, legia szkolna to się nazywała, czy tam legion… tam by się musztry z chińską atrapą karabinku na kapiszony ćwiczyło i łażenia na parady czternastego lipca.

-A na jaką cholerę?

-Żeby wzmocnić w uczniach Kadic ducha patriotyzmu – Japonka zacytowała regułkę z książeczki.

-Ducha patriotyzmu, dobre sobie… czyżby się napatrzyli na Czarnka z Polski? Babcia mi kiedyś o nim opowiadała w jednym z maili. Totalny dziwak, podobno chciał, aby dziewczyny po ukończeniu liceum zamiast iść na studia wychodziły za mąż i rodziły dzieci, byle by tylko wskaźnik przyrostu naturalnego rósł.

-Zaraz, zaraz… a rozwój osobisty? A własna kariera? Toć ja bym tak nawet nie mogła, żeby od razu po wyjściu z Kadic wziąć ślub i tylko się dziećmi zajmować, To po cholerę się wtedy uczyć, skoro jakiś minister powie, że nie możesz iść na studia? Biedne te Polki…

-Serio myślisz, Yumi, że ktoś tego dzbana bierze tam poważnie? Babcia twierdzi, że wszyscy się z tego człowieka śmieją.

-Nie dziwię się, przecież to średniowiecze mentalne, to co on sobą reprezentuję. Ale w sumie u nas też za wesoło nie ma, a jak teraz to kurwisko ominie regulamin i nie będzie musiało nosić tych szkolnych szmat… chociaż ja wiedziałam, że tak będzie – stwierdziła Yumi.

-Więc co z tym chcesz zrobić? – spytał Ulrich.

-Jak to co? Trzeba strajkować! Przecież to co teraz Delmas planuje jest podobne do tego, co widziałam w Japonii, gdy byłam mała i jeszcze tam mieszkałam.

-Nigdy mi o tym nie opowiadałaś.

-Bo wiesz, nie było okazji… ale tam były takie przepisy, które nakazywały wszystkim uczniom mieć włosy albo krótkie, albo proste, najlepiej czarne. Broń Boże różowe, Aelicie to by tam kazali się farbować. Ja co prawda nie miałam z tym problemu – tutaj Yumi trochę ruszyła swoją głową i czarnymi włosami, by zasygnalizować, co ma na myśli – ale były takie dziewczyny, którym na siłę ścinano włosy w pierwszej klasie. To było straszne. A najdziwniejszy był zakaz spinania włosów z tyłu. Podobno wtedy odsłaniały kark, a to podniecało seksualnie chłopców.

-Porąbało ich? – chłopak był wręcz tym oburzony.

-Widzisz, tak to niestety wyglądało… a kiedyś to nawet nie można było zakładać majtek i staników innych niż białe. Z tego na szczęście jednak zrezygnowano.

Yumi i Ulrich posiedzieli jeszcze kilkanaście minut, potem zaś Japonka musiała wracać do domu. Niemiec, jako dobrze wychowany dżentelmen, postanowił ją odprowadzić. Zresztą nawet gdyby nie był dobrze wychowany to i tak by to zrobił.

-Tak więc wracając do problemu z ojcem – zaczęła Yumi – sądzisz, że powinnam już dzisiaj porozmawiać z matką na ten temat?

-Koniecznie – odpowiedział Ulrich. – Dzisiaj będzie najlepsza ku temu okazja, bo i tak pewnie będziecie omawiać powrót taty. A potem warto, abyś porozmawiała z nim osobiście. Pamiętam, że zanim wyjechał do Hiszpanii, to mówiłaś o wezwaniu policji?

-Tak, ale wiesz, to nie jest teraz dobry pomysł… nie mam dowodów,a też nie chcę wyjść na kablarę. Chyba będę musiała faktycznie porozmawiać z nim na osobności, nawet już wiem, jak to przeprowadzę… choć trochę się stresuję, to chyba jedna z najtrudniejszych rozmów, jaka mnie czeka.

„Prawie jak wtedy, gdy musiałam powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi i tyle” – pomyślała Japonka, uznając że tego akurat nie powie na głos. Nie teraz.

-Spokojnie, myślę, że sobie poradzisz, musisz tylko chcieć i być spokojna, a na pewno się uda. Pomyśl o tym, że to dla waszego wspólnego dobra, że tak naprawdę chcesz, aby cała rodzina żyła w zgodzie.

-Masz rację… muszę to zrobić.

Doszli do furtki.

-No, to co, widzimy się jutro w szkole? – powiedziała Yumi.

-Tak, oczywiście… – odrzekł Ulrich. – Yumi, wierzę w ciebie i będę o tobie myśleć, żebyś sobie poradziła.

-Dziękuję… to bardzo miłe.

Dziewczyna podeszła do chłopaka i najpierw go bardzo mocno przytuliła. Następnie odeszła z zamiarem wejścia na podwórko, ale po chwili postanowiła zrobić coś jeszcze.

-Ulrich! Zaczekaj…

Chłopak zdążył się już odwrócić, ale szybko zareagował. Yumi jeszcze raz stanęła przed nim i pocałowała go w czoło. Niemiec był zaskoczony, ale w głębi serca poczuł, że bardzo mu się spodobała ta reakcja dziewczyny, co do której nie był nadal w pełni przekonany, czy czuje tylko przyjaźń, czy też coś więcej.

-Jestem wdzięczna, że przy mnie jesteś – powiedziała na odchodnym.

Włączony ekran komputera jarzył się gotowym do pracy pulpitem. Jeremie już wiedział, co ma otworzyć, gdyż dostał maila od Yumi. Zanim jednak przystąpił do lektury przesłanych dokumentów, włączył radio. Właśnie trwały „Aktuality”. Była to audycja, którą bardzo lubił, a na którą niekiedy było ciężko trafić, bo jej autorzy – Jeremiasz oraz Alek – prowadzili ją, co prawda, codziennie, ale w różnych porach. Jeremie cenił ten program nie tylko dlatego, że jeden z twórców, który zresztą był głównym pomysłodawcą tego magazynu, był praktycznie rzecz biorąc jego imiennikiem. Cenił sobie przede wszystkim podejście i pasję, z jaką „Aktuality” powstają. Bardzo często słuchał szczególnie nocnych wydań, bardziej analitycznych, trwających niekiedy do 2-3 nad ranem.

-Odbyła się wczoraj debata w polskim parlamencie nad odwołaniem ministra sportu, Bortniczuka – mówił Jeremiasz. – Wynik głosowania był oczywiście do przewidzenia, jednak osobliwe było to, co mówił premier Morawiecki, dokładniej ten oto fragment, posłuchajmy.

Z głośników rozległ się gwar sali sejmowej oraz dzwonek marszałka, używany do przywołania osłów do porządku.

-I także ten zarzut, który tu się pojawił, ważny, bo wiążący się ze zdrowiem, zdrowiem psychicznym, zdrowiem fizycznym, dzieci i młodzieży… – teraz odezwał się premier polskiego rządu. – Szanowni państwo, przez e-sport chcemy dzieci wyciągać z domu. Nie chcemy, żeby one tam były przed tym komputerem bez programów państwowych, samorządowych, ale specjaliści podpowiadają nam właśnie taką ścieżkę, mówią: Bądźcie tam po to, żeby wyciągać dzieci sprzed ekranów, monitorów, telewizorów, komputerów właśnie na boiska,właśnie do hal sportowych. Taka ścieżka jest tutaj przedstawiana przez ekspertów1.

Wypowiedź została skwitowana salwami śmiechu.

„Co za kretyna oni mają za premiera” – pomyślał okularnik.

Po chwili ponownie przeniesiono się do studia.

-Trudno się dziwić takiej reakcji po tak kuriozalnych słowach. Przecież tak zwany e-sport to właśnie ślęczenie przed komputerem, mało to ma wspólnego z prawdziwą rywalizacją sportową. – powiedział Alek. – A pozostając w sprawach związanych z młodzieżą, to nasz reporter przyniósł właśnie nagranie z konferencji ministra oświaty, również polskiego, czyli Czarnka.

-Chcemy, aby młodzież potrafiła się bronic przed ewentualnym zagrożeniem ze strony Rosjan, genderu a także lewactwa, dlatego przywracamy do szkół zajęcia z przysposobienia obronnego, coś co ja miałem jakieś 30 lat temu, ale nasi pożałowania godni poprzednicy usunęli – to już głos właśnie Czarnka.

-A co się na to będzie składać? – spytał jeden z dziennikarzy.

-Poza tym, że będzie to w ramach przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa, bo jednak stara nazwa jest zła i ma taki dość polityczny, nieprzyjemny skrót, to będą elementy musztry, a także szczelanie – minister nie wymawiał wyraźnie niektórych wyrazów, ten był właśnie jednym z nich – czy też kurs obrony obory przed skażeniem radioaktywnym.

-Zaraz, zaraz… – zaczął dociekać inny reporter, tym razem z gazety – a gdzie będą odbywać się zajęcia ze strzelania, skoro szkoły są tak niedofinansowane, że nawet na pielęgniarki i psychologów nie starczy?

-Spokojnie, planujemy wybudować szczalnice… yyy, znaczy szczelnice.

-Ale po co? Czy nie lepiej się skupić na tym, żeby w końcu spadł wskaźnik samobójstw wśród młodzieży i zainwestować w pomoc dla nastolatków mierzących się z problemami, zamiast dawać im pistolety i uczyć wykonywania komendy „w prawo zwrot”? – reporter nie dawał za wygraną.

-Panie redaktorze – minister był już nieco zirytowany – my przecież też działamy na polu zdrowia psychicznego. Jak zapewne pan pamięta, dawniej było tak, że zajęcia z psychologiem organizowano dopiero po samobójstwie jednego z uczniów. A teraz wprowadzamy przepis, na mocy którego wychowawca musi o takie spotkanie poprosić na co najmniej 2 tygodnie przed tym, jak ktoś z jego uczniów się zabije.

„Ja pierdzielę, co on wygaduje???” – pomyślał ze strachem Jeremie.

-A poza tym mamy inne, ważne cele – kontynuował Czarnek, nie bez powodu zwany dzbanem dekady – zamierzamy sprawić, by wszyscy byli dumni z historii i naszych poległych bohaterów.

-Jak to chcecie zrobić, kolejnym marnym filmem i ładowaniem do programu martyrologii?

-I tu się pan myli, panie redaktorze. Zaangażowaliśmy bardzo lubianego przez młodych ludzi wokalistę, Zenka Martyniuka, nagra wersję disco wiersza Baczyńskiego „Żołnierze z Westerplatte”. Zenek powiedział, że to jest dla niego zaszczyt.

-Czy to już nie jest przesada? Najpierw wyklęci, teraz to, jeszcze tylko Smoleńska brakuje…

-Wie pan co, mi się wydaje, że ta dyskusja jest już jałowa. Bardzo państwa przepraszam, muszę iść na kolację.

Po chwili ciszy odezwał się Jeremiasz:

-Ręce opadają… nic, tylko współczuć takiego ministra. Choć we Francji też trochę się w oświacie zmienia, o czym mówiliśmy wczoraj. A może teraz, tak żeby trochę nastroje poprawić, damy muzykę? Mam taki fajny zespół do zaprezentowania i wzruszającą piosenkę…

Z głośników popłynęły delikatnie dźwięki przygrywki wykonywanej na gitarze basowej, a następnie młody głos wokalisty zaczął śpiewać po włosku:

-Coraline, Coraline, dimmi le tue verità, Coraline, Coraline, dimmi le tue verità…2

Jeremie zaczął uważniej słuchać. Nie znał wcześniej tej piosenki, tym bardziej go zaintrygowała. Zasłuchał się tak, że odchylił na fotelu i zamknął oczy, a wtedy piosenka przeszła do mocniejszej części:

E Coraline piange

Coraline ha l’ansia

Coraline vuole il mare ma ha paura dell’acqua

E forse il mare è dentro di lei

E ogni parola è un’ascia

Un taglio sulla schiena

Come una zattera che naviga

In un fiume in piena

E forse il fiume è dentro di lei, di lei

Gdy utwór się zakończył, Jeremie jeszcze przez chwilę siedział bez ruchu. Nigdy wcześniej nie słyszał tak pięknej piosenki i mimo że nie rozumiał za cholerę, o czym jest, to czuł, że jest to smutna rzecz, aż mu się lekko łza w oku zakręciła. Zapamiętując w głowie, by spytać Odda o znaczenie tej piosenki i może też o cały zespół Maneskin, może on ich zna, okularnik przystąpił wreszcie do czytania wiadomości od Yumi. Krótka lektura skanów przekonała go, że teraz powinien wykręcić numer do Milly i Tamiyi.

Po niespełna dziesięciu minutach dziewczyny przyszły do Einsteina. Ten pokazał im dokument otrzymany od Japonki.

-I co, znacie ten tekst?

-Pewnie – odpowiedziała Tamiya. – To jest ten sam regulamin, który my zamieszczamy w jutrzejszej gazetce, tyle że jedna rzecz jest dodana. Ten punkt o innych strojach. To jest przecież wypisz-wymaluj lex Elisabeth.

-Co takiego? – spytała Milly. – Jaki lex?

-Lex Elisabeth. To taka nazwa trochę z łacińskiego wzięta. Lex – to prawo. Często się tak określa skrótowo różne przepisy. Jak kiedyś w Polsce chciano odebrać TVN, to nowelizację ustawy zwano lex TVN. Jak była kwestia prawa oświatowego, to było lex Czarnek, od pomysłodawcy. Więc tu pasuje lex Elisabeth, bo wiadomo, pod kogo to jest pisane.

-Ale co ma do tego Sissi? – włączył się Jeremie. – Ja rozumiem, córka dyrektora i tak dalej, ale myślicie że ona wstąpi do tego legionu, co to Jim podobno ma robić, tego niby wojska ze strzelaniem z kapiszonów do tarcz?

-Nie, Jeremie, ona przecież ma być główną mażoretką. Ojciec jej załatwił to w merostwie i tamtejszej orkiestrze, a w szkole ma budować zespół. Dzięki temu kilkanaście dziewczyn ma być uprzywilejowanych do noszenia lepszych ubrań. A cała reszta – w te dziadostwa z projektu.

-To co my mamy zrobić?

-Ja bym najpierw zebrała więcej ludzi – powiedziała Milly. – Jutro wydajemy pismo, więc będziemy widzieć, jak uczniowie zareagują, zresztą te zmiany mają wejść od przyszłego tygodnia, w weekend dostarczą nam mundurki… wtedy będziemy znali stanowisko uczniów. Ale sądzę, że większość będzie przeciw.

-A wtedy co dalej, planujemy protest? – dopytał okularnik.

-Cóż… generalnie tak by to mogło wyglądać, ale to też musi być lepiej pomyślane niż ten stary strajk przeciwko zakazowi komórek. Na szczęście tym razem Sissi nie będzie tym kierować.

-Tak, wiem – dodał Jeremie. – Z tego co widziałem, to Yumi ma teraz pewne zdolności do tego, by przewodzić takiej inicjatywie, choć myślę, że lepiej to będzie w jakimś kolektywie robić.

-Racja, tutaj samemu zbyt wiele się i tak nie zdziała – powiedziała Tamiya. – Zastanawiam się jednak, co też się zapaliło w ministerstwie z tą całą legią, bo to przecież nie Jim wymyślił, on taki bystry nie jest. Jakieś odnowione harcerstwo z uprawieniami na broń? Dziwne…

-Może uważają, że teraz do lasu bez broni nie można wyjść, bo się jakiś druh Boruch zesra ze strachu – dodała Milly.

-Kim jest druh Boruch? To ktoś nowy ze szkoły? – spytał okularnik.

-Nie, to taka fikcyjna postać z dowcipu – wyjaśniła dziewczyna. – Dzwoni ktoś do harcówki i pyta: Czy jest druh Boruch. Na co głos pod drugiej stronie odpowiada: Nie, nie ma druha bo rucha…
Redaktorki wybuchły śmiechem z racji dwuznaczności żartu, Jeremiemu również ta gra słów się nawet podobała, choć powaga sytuacji nie pozwalała mu na tak beztroski wybuch radości.

-Dobra, wróćmy do rzeczy. Faktycznie trzeba najpierw zaobserwować reakcje, potem dopiero planować protest. Z Yumi mogę pogadać w zasadzie od razu, tak jak z Ulrichem, Oddem i Aelitą, ale potem będzie trzeba zebrać więcej ludzi. Tylko to też muszą być osoby zaufane… no i nie możemy tego robić głośno, bo zapewne od razu nas ukarzą i gówno z tego będzie – rzekł Jeremie.

-Dlatego będzie trzeba to trochę konspiracyjnie robić, rozmawiać po cichu, a potem założyć tajną grupę na Facebooku albo nawet Discordzie, żeby móc pewne rzeczy obgadywać na szybko. Choć i tak to nie zastąpi bezpośredniego kontaktu – odpowiedziała Tamiya.

-W takim razie zaczniemy wszystko od jutra. Najpierw publikacja, a potem się zobaczy…

Dochodził wieczór. Hiroki oglądał telewizję, właśnie zapowiadano pierwszą edycję Festiwalu Piosenki Antyradzieckiej, imprezy, którą wymyślono w pewnej przeciwwadze do rosyjskiej propagandy. Na ekranie widać było artystę z blond włosami w średnim wieku, który wyśpiewywał na melodię marszowo-rockową:

A ja myślałem że to śmieci!
Że to gówno z nieba leci!
A to Sowieci! Sowieeci!
Krryj się, kryj
!3

Z kolei pani Ishiyama sprzątała po kolacji. Yumi uznała, że to dobry moment, w zasadzie ostatni możliwy, żeby poruszyć sprawę bicia Hirokiego.

-Mamo, słuchaj…- zaczęła nieco niepewnie – bo ojciec jutro wraca i ja chciałam właśnie o tym porozmawiać.

-Tak, ja już wszystko będę miała przyszykowane, będzie uroczysty obiad, a ty byś mogła się ubrać może trochę bardziej odświętnie na powrót taty. Nie wiem, może jakaś sukienka czy spódnica… – zaczęła mówić znad zlewu Akiko.

-Nie o to mi chodziło, ale jak ubiorę czarną marynarkę, którą na apele zakładam, to będzie dobrze? Ona idealnie do spodni pasuje.

-Jak już chcesz… ale to o czym chciałaś porozmawiać?

-Nie zauważyłaś może niczego dziwnego u Hirokiego? Jakiegoś siniaka albo czegoś w tym stylu?

-Niech pomyślę… – głośno zastanawiała się matka – kilka tygodni temu sobie stłukł lekko kolano, bo za szybko jechał na hulajnodze, ale poza tym nic poważniejszego nie dojrzałam. Ale czemu pytasz i jaki to ma związek z ojcem?

-Cóż… – Yumi stanęła na środku kuchni i skrzyżowała ręce. – Postawmy sprawę jasno. Hiroki ma wiele śladów bicia na plecach. Mało tego, powiedział mi, że to przez ojca. Nasz ojciec bije Hirokiego kablem. Dzieciak się boi przez to i potem nagle wybucha płaczem. To nie jest normalne.

-Yumi… co ty opowiadasz… – matka była zaszokowana informacji, jakie uzyskała od córki. – Ojciec i bicie kablem? Tak, ja wiem, że on jest nieco porywczy i się denerwuje, ale zrozum, ma stresującą pracę i dba o dyscyplinę w domu.

-Stresującą pracę? I przez to musi odreagowywać na synu? A ja to niby nie mam stresów w szkole przez naukę? I co wtedy, mam codziennie tłuc Hirokiego, bo mnie Hertz podkurwiła? Jak to sobie wyobrażasz? – młoda Japonka była zirytowana argumentami matki.

-Ale… on serio to robił?

-A co myślisz, że Hiroki sam się bił kablem po plecach? Bawił się w samobiczowanie?

-Kurczę… ale kiedy to się działo? Przecież gdybym była w domu, to bym to na pewno zauważyła.

-W tym właśnie problem, matko – odparła Yumi, zaczynając chodzić po kuchni. – Ojciec go bił tylko wtedy, gdy byłaś w pracy, na zakupach, u babci albo koleżanek, tak abyś nie widziała. Nawet nie wiesz, jak teraz Hiroki odżył, gdy od czasu wyjazdu Takeo nie musi się bać, że za byle gówno po łbie dostanie.

-No, ale wiesz… zawsze to jednak jest jakaś forma wychowania…

-Wychowania? Czy ty siebie słyszysz? – Yumi już prawie że krzyczała – Przecież to jest karalne! Wiesz, gdzie się za to trafia w Europie? Do więzienia! A dziecko odbierają. Chcesz, żeby zabrali tobie syna, a mi brata?

-No… nie – odpowiedziała wystraszona matka.

-To w takim razie trzeba to ukrócić. Najlepiej od razu jak ojciec przyjedzie i będzie próbować podnieść rękę na Hirokiego. Albo z nim porozmawiasz, albo wejdę do akcji ja. Tylko nie wiem czy pamiętasz – tu Yumi już wychodziła z kuchni – ale trenuję sztuki walki i to może się skończyć niefajnie. A swojego brata bić nie pozwolę. Nawet ojcu i nawet w imię jakiejś tam zasranej tradycji o japońskich karach cielesnych, bo czuję, że już chciałaś ten argument wysunąć…

-Jaką tradycję? – zdziwiła się Akiko.

-Toć ile razy wysuwasz argument o tym, że musimy coś robić zgodnie z wielowiekową tradycją, nawet jeśli to nie pasuje kompletnie do naszych czasów i do tego, że mieszkamy w Europie? Zrozum, tu jest Francja. Szanuję nasze korzenie, jestem z nich dumna, ale bez dostosowywania się do rzeczywistości ta cała tradycja zostanie tylko zgniłym skansenem, który nikomu się do niczego nie przyda.

-Cóż… – westchnęła zrezygnowana matka. – Spróbuję porozmawiać o tym z ojcem. Ale nie jutro, bo będzie zbyt zmęczony. Wolę to zrobić pojutrze, jak wypocznie i nie będzie się denerwować.
-Wiesz.. – Yumi podeszła do matki i położyła rękę na jej ramieniu. – Jeśli chcesz, mogę ci towarzyszyć przy tej rozmowie. Razem będzie raźniej. A ten problem musimy rozwiązać wspólnie, w rodzinie.

Korekta: Azize

1 Autentyczna wypowiedź premiera z 12 stycznia 2022 z obrad Sejmu. Cytowane ze stenogramu, więc nic tu sobie Autor nie wymyślił . Podziękujcie Morawieckiemu za inspirację.

2 Maneskin – Coraline

3 Kult – Sowieci

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments