Rozdział 27

Gdy oczekiwani goście zjawili się już w pokoju redakcyjnym szkolnej gazetki, rozpoczęła się dyskusja.

-Chardin wyglądał, jakby nie był pewny tego, co nam przekazuje – zaczęła Yumi – jakby sam się z tym osobiście nie zgadzał i może chciałby się temu jakoś sprzeciwić, ale nie może, żeby się nie narazić i pracy nie stracić.

-Czyli już się zaczyna… – odpowiedziała Milly.

-Co się zaczyna?

-Wiecie, my w redakcji od pewnego czasu mamy informacje o tym regulaminie, ba, nawet go już czytałyśmy i wydrukowałyśmy.

Redaktorki opowiedziały emerytowanym wojownikom Lyoko to, co działo się w ostatnich dniach, łącznie z postępami Jima w nauce obsługi komputera i wysyłania wiadomości.

-A więc to tak… – zabrał głos Odd – nie bez powodu mówiono o mundurkach na tym zebraniu, za które wciąż mam karę. To jest szerszy plan.

-Bo w sumie same mundurki to by było bez sensu wprowadzać, wiadomo by było, że i tak byśmy to odrzucili – powiedziała Tamiya – Ale jeśli tu się szykują grubsze zmiany…

-Tylko co oni w ogóle chcą? – włączył się Jeremie – Przecież to, co planują, to jest kompletne wywrócenie istoty szkoły. Mamy się tu rozwijać zgodnie z naszymi osobowościami, a co oni nam proponują? Dryl pruski, mundurki, jednolitość… i jeszcze nas do jakiegoś harcerstwa albo innego paramilitarnego syfu wrzucą, gwardii jakiejś młodzieżowej. A co, jak nie chcemy? Zmuszą nas?

-Chyba tak… – odrzekła Milly – W końcu to ma być część ogólnokrajowej reformy, a wiadomo, że wtedy łatwiej wprowadzać zmiany, bo nikt nie będzie się chciał wyłamać pod groźbą kary z kuratorium.

-Tylko co my mamy zrobić – zapytał Ulrich – kłaść uszy po sobie i się dostosować?

-Oczywiście, że nie! – rzuciła Japonka – Przecież tyle lat nas uczyli o tym, jak ważne jest posiadanie własnego zdania, indywidualność i wyrażanie siebie. Niech zobaczą, że nie ma zgody na zabieranie nam tego.

-Niby super… – nieśmiało odezwała się Aelita – ale… czy to coś da? A może te mundurki to nie będą takie straszne…?

-Wiesz, Aelita, w mojej ojczyźnie, choć tak w sumie Francja to już bardziej moja ojczyzna, no, ale… w moich ojczystych stronach mundurki są od lat. Niby nic w tym złego, ale wyglądają okropnie. Za duże marynarki i niedopasowane kraciaste spódniczki oraz białe podkolanówki. A najgorsze jest to, że podstarzali zboczeńcy jeszcze sobie z tego fantazje erotyczne robią…

-Bezwstydnicy – rzekł Odd.

-Tylko kto by miał stanąć na czele protestu, jeśli by taki się zaczęło planować? – zapytała Tamiya.

-Na pewno nie Sissi – powiedziała Yumi, która w międzyczasie wstała i zaczęła chodzić po pokoju – Ona już jeden protest uwaliła, niby taka odważna, a pamiętamy, jak szybko wymiękła przy sprawie telefonów. Poza tym drugi raz numer z buntowniczą córką dyrektora nie wypali.

-Ale w kwestii mundurków – wtrącił się Ulrich – to jednak jest przeciw.

-Sam widziałem, agresywna była strasznie na tym zebraniu – dodał della Robbia.

-Jest przeciw, ale tylko dlatego, że nie mogłaby się pokazywać w tych szmatach z galerii. Choć i tu miałabym pewne wątpliwości, czy nie byłaby traktowana na specjalnych zasadach. Ona by w dupie miała prawa ucznia, skoro nie wie, co to jest, bo i tak ciągle jest tu głównie dlatego, że jej ojca wsadzili na stołek dyrektorski.

-No, to co w takim razie? – powiedział Jeremie

-Sami musimy wziąć sprawy w swojej ręce. Nie ma co liczyć na koneksje z dyrektorem. Musimy pokazać swój sprzeciw. Nie będziemy tych mundurków nosić, będziemy się ubierać tak jak chcemy, należeć tam, gdzie chcemy należeć i nie pozwolimy sobie tłumić indywidualności i zabierać nam naszych praw. Nasz czas wolny jest dla nas, a nie po to, by spełniać zachcianki jakieś dziwaczne reformatorów. Jeśli będzie trzeba, zaczniemy okupację korytarzy. Jeśli nas do tego zmusi sytuacja, to wyjdziemy na ulicę. Nie damy sobą pomiatać! – Yumi skończyła swoje improwizowane przemówienie, gestykulując dłonią.

-Tylko, że… no, wiesz, Yumi… – po chwili ciszy odezwała się Aelita – czy to nie będzie zbyt radykalne? Okupacja, lekceważenie przepisów o mundurkach, demonstracje…

-Trzeba było nas nie wkurwiać – odpowiedziała Japonka.

Był już późny wieczór. Jeremie wciąż siedział przed komputerem, czytając e-booka. Ściągnął sobie właśnie nową pozycję – dzienniki Krzysztofa Vargi. Lubił jego felietony publikowane co tydzień w „Dużym Formacie”, spodziewał się więc świetnej lektury i jak na razie, po ponad siedemdziesięciu stronach, nie rozczarował się. Tak wciągnął się w intelektualną ucztę, że nie zauważył, jak do pokoju po cichu weszła Aelita. Była ubrana w białą marynarkę i spódniczkę tego samego koloru.

-Jeremie… – zawołała – .. nie przeszkadzam?

-Yyy..co? Nie, nie, skąd – odpowiedział Jeremie – ale… co tu robisz tak późno?

-No bo wiesz… coś mi wpadło do głowy. Pamiętasz, jak sprowadziłeś mnie na Ziemię? Wtedy spędziłeś ze mną całą noc i czuwałeś.

-Istotnie, coś takiego było.

-Pomyślałam, że przecież powinnam ci się za to odwdzięczyć…

-Nie, nie musisz…

-Ale czuję, że powinnam, w końcu gdyby nie ty, to teraz bym tutaj nie stała. Zostanę tutaj całą noc.

-Dobrze, ale… bez piżamy? Trochę tak wizytowo się ubrałaś.

-No, wiesz… pamiętasz, czemu mi wygenerowałeś dawno temu skrzydła.

-Pamiętam… – zaczerwienił się Einstein.

-To teraz ja tak trochę do tego nawiązuję. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć za to wszystko.

-Bardzo mi miło… – Jeremie podszedł do niej, wziął ją za rękę i pocałował w policzek. Aelita dość szybko objęła swojego chłopaka i spowodowała, że następny pocałunek był już w usta i trwał dłużej.

-Chyba już trzeba iść spać, Jeremie – powiedziała różowowłosa.

-A ty gdzie się położysz?

-Spokojnie, postaram się zasnąć na fotelu, jak się zmęczę staniem.

-Jakim staniem…?

-No, wiesz, w końcu skoro mam tu czuwać, to nie mogę od razu spać iść. Ale tobie sen się przyda.

-Kurczę, Aelita… – JBelpois był bardzo zaskoczony postawą swojej dziewczyny – ty naprawdę jesteś aniołem, choć bez skrzydeł.

-Bez skrzydeł, powiadasz… – różowowłosa się zastanowiła przez moment – wiesz, zaraz przyjdę, tylko muszę na chwilę wyjść do pokoju.

-Pewnie, ja w tym czasie skorzystam z toalety.

Aelita zdołała wrócić do pokoju Jeremiego szybciej od głównego lokatora. Gdy ten przybył, stanął jak wryty. Ujrzał stojącą w centralnym punkcie dziewczynę ubraną tak jak wcześniej, ale ze skrzydłami i długimi rękawiczkami na dłoniach.

-Mój wybawco, jestem gotowa, by cię strzec – Aelita zasalutowała, a potem podeszła do okularnika. Ten wciąż był zaskoczony.

-Aelita… ty naprawdę wyglądasz jak anielska dziewczyna…

-Skoro tak mówisz…

-Mogę mieć do ciebie prośbę?

-Jasne, proś o co chcesz.

-Aelita, aniele… pragnę ucałować twe skrzydła, jeśli pozwolisz.

-Oczywiście, Jeremie, będzie mi bardzo miło…

Chłopak powoli podszedł do dziewczyny i uklęknął.

-Nie musisz tego robić na kolanach – lekko speszyła się różowowłosa.

-Ale powinienem, w końcu jesteś aniołem.

Jeremie ujął w dłoń jedno ze skrzydeł i je delikatnie ucałował, potem powtórzył to z drugim skrzydłem, wszystko robiąc powoli i z wyczuciem. Potem wstał i powiedział.

-Teraz mogę iść spać spokojny, że przy mnie będziesz.

-Poczekaj.. . – szepnęła Aelita i objęła go swoimi skrzydłami, całując bardzo czule.

W pokoju, który wykorzystywał Jim, trwała krzątanina. Dwóch majstrów, jeden to brunet z wąsem o imieniu Stefan, drugi zaś to ciemnowłosy Marian, właśnie kończyło instalowanie w przylegającym do pokoju sporej wielkości magazynku monitory i aparaturę do obsługi kamer. Panowie byli tak pochłonięci pracą, że nie zauważyli, iż do pomieszczenia wszedł dyrektor Delmas.

-I jak, panowie, skończyliście?

Stefan się przestraszył:

-O cholera! Yyy… tak, panie kierowniku, jeszcze tylko pół godziny i będzie po wszystkim.

Z głębi magazynku odezwał się Marian:

-Ej, Stefan, podaj mi, kurwa, ten kabel!

Dyrektor nie był zbyt zadowolony z takiego języka:

-Ale panowie, może trochę delikatniej, w końcu w tym budynku są dzieci.

-Oj, pardonsik, kierowniku, już się poprawiam. Stefan! Podaj mi, kurwa, ten kabelek!

Przez korytarz przechodził Jim. Korzystając z okazji, Delmas zawołał go.

-Jim, mam sprawę.

-O co chodzi, panie dyrektorze?

-Chciałbyś może sobie dorobić trochę do obecnej pensji?

-Jak nie, jak tak. Każdy by chciał!

-No, widzisz, to ja daję taką okazję. Widzisz te ekrany?

Jim zajrzał do magazynku.

-A co to jest? Kino domowe?

-Nie, coś lepszego. Wprowadzamy monitoring. Od teraz nie będziesz musiał chodzić po korytarzu i pilnować porządku. Wystarczy, że będziesz obserwować obraz z kamer.

-Fajnie, nie będę się musiał męczyć. Ale… – wuefista zaczął się zastanawiać – za to miałbym dostać dodatkowe pieniądze?

-Jasne, wbijemy ci w papiery, że jesteś ochroniarzem i wpadnie kilkaset euro.

-No, dobra – zgodził się Jim – ale co, jak nic nie będzie się dziać?

-Spokojnie, kierowniku! – odezwał się Stefan – My tu zamontowaliśmy też telewizję satelitarną, zresztą sami panowie zobaczcie. Próba generalna, Marian, odpalaj!

Podłączono wszystkie kable i naciśnięto guzik od zasilania. Ekrany się rozbłysły, na prawie wszystkich widać było poszczególne części korytarzy, sal lekcyjnych i podwórka, tylko jeden z nich miał inny obraz. Nadawano tam właśnie reklamę jednej z telewizji:

-Zapraszamy całe rodziny na show pełen radości i zabawy pod tytułem „Pierdolona Niedziela”! Zapewniamy masę atrakcji: koszmarna muzyka disco polo, drętwe żarty i goście niemający nic do powiedzenia, czyli wszystko to, czego potrzebujecie, by spędzić jakoś ostatni dzień przed pracą!

Nauczyciele się nieco zaskoczyli.

-I jak, dobrze działa? – spytał Marian – Jeśli tak, to się rozliczymy u pana w gabinecie, tak jak się umawialiśmy, po trzysta euro na łebka.

-No.. dobrze, dobrze – rzekł dyrektor – a za szybki serwis to nawet na wino jeszcze mogę dać.

-Ooo, pan kierownik z gestem, to lubimy! – wspólnie odpowiedzieli zadowoleni majstrowie.

Korekta: Azize

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments