Rozdział 22

W żadnym wypadku! Nie musicie mi nic oddawać! To wy wygraliście, więc to wasza kasa – babcia Ulricha wzbraniała się przed przyjęciem pięciu tysięcy złotych – po tysiącu od każdego z Wojowników.

– Nam te pieniądze nie są aż tak potrzebne jak tobie – odpowiedział wnuk.

– Ta, akurat młodym ludziom pieniądze nie są potrzebne… Nie wciskaj mi kitu, bo ci nos jak Pinokiu urośnie. Wy jesteście młodzi, macie wiele celów, a mi te pieniądze na co? Na przeżarcie i leki co najwyżej.

– Ale to się nie godzi, sumienie by nas gryzło – włączył się Jeremie – W końcu to ty nam ten program pokazałaś. Ty nam zasugerowałaś. Więc to ci się po prostu należy.

– Coś czuję, że nie odpuścicie…

– Do usranej śmierci nie odpuścimy, jak nie weźmiesz tej kasy jako naszego podziękowania – wtrącił się Odd.

– No dobra… – starsza pani zrezygnowała z dalszego odmawiania – Przynajmniej jakieś dodatkowe sianko na książki będzie. Co prawda kociarz obiecał nam trzynaste i czternaste emerytury, ale chyba gówno z tego wyjdzie…

– Jaki kociarz? – zainteresowała się Yumi.

– Tak się mówi na pewnego polityka, który decyduje o prawie wszystkim w tym kraju. Tak naprawdę jest szeregowym posłem, ale…

– Zaraz, zaraz – przerwał Jeremie – Szeregowy poseł, a decyduje o wszystkim? A premier? A prezydent?

– Cóż… owszem, mamy premiera, mamy prezydenta, ale i tak główny czynnik władzy jest w rękach kociarza, bo jest szefem partii rządzącej.

– No to w takim razie skoro macie i prezydenta, i premiera, to jednak oni powinni rządzić, a nie ktoś, kto jest tylko posłem.

– Teoretycznie tak, ale w praktyce jest nieco inaczej. Zresztą, wieczorem to zobaczycie w telewizji. Kilka innych rzeczy o naszym kraju też…

Tymczasem w Kadic nauczyciele zbierali się na specjalnym zebraniu o reformie. Jim był już od godziny w pokoju belferskim i przygotowywał niezbędne rzeczy – herbatę, ciastka i małe co nieco mocniejszego, ponieważ były ferie.

– Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni… – podśpiewywał sobie wuefista. Nie zauważył nawet, jak do sali weszli praktycznie wszyscy dostępni w tym momencie nauczyciele. Nie było to trudne, gdyż na ferie nie wyjechał nikt. Zwłaszcza, że za pensję nauczycielską i tak by się daleko nie wyjechało.

– O, widzę że wszystko gotowe, Jim – powiedział dyrektor – Tak więc weźcie sobie co tam chcecie. Zaczniemy od lampki wina, a potem do pracy. Mamy od cholery roboty.

Grono nauczycielskie nalało sobie wykwinty trunek o nazwie Mamrot – jedno z najlepszych win europejskich, a następnie zasiadło za stołem.

– No to za reformę – wzniósł toast Jean-Pierre.

– Za reformę! – powtórzyli zebrani.

– Dobra, to od czego zaczniemy? – spytał Jim.

– Najpierw regulamin, tutaj musimy go nieco doprecyzować – odpowiedział dyrektor – Mam wstępny projekt, który chcę wam przedstawić. Zrobiłem kopię dla każdego. Zapoznajcie się.

Po kilku minutach wnikliwej lektury wstała pani Hertz.

– Jeśli mogłabym zapytać… W jakim celu te punkty o mundurkach są tak szczegółowo rozpisane? Wzór długości spódnicy, kolor… to tak musi być?

– Musi, wymogi ministerstwa.

– A ten paragraf z zakazem noszenia kabaretek i pończoch na lekcjach też? Czy to nie przesada?

– Widzisz, Suzanne… to jest zrobione z myślą o młodzieży. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak bardzo widok dziewczęcej nogi w kabaretkach podnieca tych młodych chłopaków. A oni przecież się mają skupić na nauce, a nie na nogach koleżanek. Jeszcze by im coś do głowy przyszyło…

– Naprawdę? – zdziwił się Gilles Fumet – Myślisz, że wszyscy uczniowie w Kadic myślą tylko o miłości?

– A nie? Oni są w tym niebezpiecznym wieku dojrzewania. A my jako szkoła, musimy uchronić ich od zagrożeń i pokazać właściwą drogę.

– Ale zaraz… – zgłosił się Jim – Jakie jest niebezpieczeństwo w noszeniu kabaretek czy nawet legginsów? Przecież to tylko ubrania.

– Tylko albo aż, mój drogi – zaoponował dyrektor. – Zaczyna się na legginsach i kabaretach, a kończy… zresztą, szkoła to nie Moulin Rouge, żeby dziewczyny nogami fikały. My musimy ich nauczyć, co to jest dress-code.

– A co to jest? – spytał wuefista.

– To takie zasady, jak się wolno ubierać – wyjaśniła Suzanne – Ty masz takie w sali gimnastycznej przecież.

– No tak, racja. Koszulka, spodenki, trampki…

– A ja bym chciał poruszyć inną kwestię – odezwał się Gustave Chardin – Wśród zapisów regulaminu jest ten punkt o tym, że nagrodzone zostanie poinformowanie nauczyciela o tym, że inny uczeń ściągał podczas sprawdzianu. Czy to nie jest donosicielstwo?

– Po co takie mocne słowa – zdziwił się dyrektor – Donosicielstwo… to jest działanie dla dobra społeczności. A nagradzanie to nic złego. To jest przykład, jak należy się zachować.

– Ale czy to nie jest niekoleżeńskie?

– W życiu mało kto będzie dla tej młodzieży zachowywać się po koleżeńsku, niech się tego nauczą już teraz, by nie było potem nieprzyjemności. Poza tym, ze ściąganiem należy walczyć, to nie ulega wątpliwości.

– Jako opiekun samorządów klasowych – włączył się Gilles – Chciałbym się dowiedzieć, co ma na celu zmiana przepisów dotyczących jego funkcjonowania.

– Tutaj będę z wami bardzo szczery – Jean-Pierre zamyślił się przez chwilę i podrapał po brodzie, by kontynuować – Dotychczas ten samorząd nam tak naprawdę komplikował sprawę. Tak, komplikował! Musieliśmy zapraszać przedstawicieli samorządów na rady pedagogiczne, żeby opiniowali wnioski o przechodzenie do następnych klas. Ba, nawet mogli niekiedy się wstawiać za uczniami! Owszem, niekiedy to było przydatne, ale lata praktyki pokazują, że częściej było to tylko kolesiostwo robione po to, by kumplowi, który jest patentowanym leniem, uchronić dupsko przed relegowaniem ze szkoły, czy choćby powtarzaniem klasy. Na coś takiego nie możemy już sobie pozwalać, nie przy tej reformie. A to, że wreszcie zajmujemy się kompleksową zmianą regulaminu, umożliwia nam wprowadzenie tych zmian. Czy to jest dla was zrozumiałe?

– Tak, ale… – zaczął Gilles – Jeśli zabierzemy to uprawnienie, to od czego będzie wtedy samorząd?

– A to mało jest zadań? Organizacja imprez, wycieczek, oczywiście pod nadzorem nauczycieli, dbanie o czystość korytarzy… zawsze coś się znajdzie.

Zbliżał się wieczór. Babcia Ulricha podała domowo robioną pizzę na wielkiej blasze na kolację. Wszystkim bardzo smakowała, nawet Oddowi, który musiał przyznać, że choć zrobiona ona była nieco inaczej niż według włoskich standardów, to smakuje ona równie dobrze, a może nawet odrobinę lepiej. Być może to przez grube ciasto albo szynkę na serze. Najedzone towarzystwo zgromadziło się przed telewizorem.

– Trzeba zobaczyć, co się stało w kraju i na świecie – powiedziała babcia i włączyła telewizor na jedną ze stacji komercyjnych. Właśnie zaczynał się tam program informacyjny. Prezentowała go ciemna blondynka w szarym garniturze.

– Witam państwa. Dzisiaj nastąpił dzień, w którym Sejm przyjął do dalszych prac ustawę represyjną wobec sędziów. Coraz bliżej scenariusz, w którym każda nieprawomyślność wobec władz będzie karana. Sypią się porównania do komunizmu i hitleryzmu. Co na to Unia Europejska? Czy opozycja powstrzyma walec niszczący polską demokrację? O tym w materiale naszego korespondenta sejmowego.

Pokazano migawki z Sejmu, argumentację posłów rządzących o nazwie „walczymy z nadzwyczajną kastą” i tych z opozycji, częściowo wyjaśnioną przez prowadzącą.

Potem powiedziano o kolejnych wątkach afery z szefem Izby Kontroli, który miał być wynajemcą lokalu pod dom publiczny, o braku pieniędzy na remonty torów, jakie były zapowiadane przez rząd nazywany często „rządem Najlepszej Zmiany” – jak się okazało, było to hasło z ostatniej kampanii wyborczej, a także o tym, że pieniądze na program „500+”, przekazywane każdej rodzinie z dziećmi, są wydawane w sklepach monopolowych na alkohol wysokoprocentowy. Wyłaniał się dość pesymistyczny obraz Polski.

– Czy naprawdę jest tutaj tak źle? – spytała Yumi po programie.

– Nie mogę powiedzieć, że jest bardzo dobrze. Ale… zaraz coś jeszcze zobaczymy. Przełączę na publiczną – odpowiedziała starsza pani.

W publicznej telewizji, utrzymywanej za pieniądze podatników, dziennik zaczynał się tuż po zakończeniu serwisu u konkurencji. Pokazano wielkie studio ze stołem, za którym siedziała brunetka w zielonej sukni.

– Dobry wieczór. Dzisiaj Sejm przyjął do dalszych prac ustawę usprawniającą pracę sędziów i dyscyplinującą ich niegodne zachowania. Dokonuje się prawdziwa reforma polskiego sądownictwa, jednak nie wszyscy chcą aby sądy działały dla obywateli. Obrońcami nadzwyczajnej kasty okazali się posłowie totalnej opozycji, który jak zwykle bronią statusu utraconego w wyniku wyborów, w których obywatele naszego kraju opowiedzieli się za najlepszą zmianą.

Pokazano materiał dość podobny do tego, co w stacji komercyjnej, jednak nieco inaczej wykonany. Wyliczano zalety projektu, a o opozycji mówiono w samych złych słowach. Po informacji o sądach podano wieści o tym, że w Rosji jest źle, bo strzelają, we Francji są ciągłe strajki, USA to najlepszy sojusznik, a remont torów będzie, tylko w późniejszym terminie. Przypomniano także o korzyściach z programu „500+”, a na koniec zaproszono na galę „Zasłużeni dla rozwoju muzyki disco-polo” pod patronatem ministra kultury.

Po zakończeniu programu starsza pani zapytała:

– I jak wrażenia?

Pierwszy odezwał się Ulrich:

– To jest jakiś matrix… światy równoległe albo co. W jednym programie mówią że jest do dupy, w drugim że jest zajebiście.

– Dziwaczne to… – dodała Yumi.

– W takim razie kto mówi prawdę? – spytała Aelita.

– Kto mówi prawdę? Nikt. Nikt nie mówi całej prawdy, każdy koloryzuje pod siebie. Pytanie jest więc nie w tym, kto mówi prawdę, a kto mniej kręci – odpowiedziała babcia Ulricha.

– Jak wy to wytrzymujecie – zastanawiał się Jeremie – Jeśli coś takiego jest u was codziennie? Przecież to na pewno powoduje konflikty i podziały w narodzie.

– Nawet nie wiesz, jak wielkie, chłopcze… ale cóż, lata praktyki. Życie w Polsce hartuje. Poza tym… politycy to tylko drobna część tego kraju.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments