Rozdział 18

Godzinę przed odjazdem pociągu międzynarodowego z dworca centralnego ekipa była już w busie kierowanym przez Jima. Postanowiono, że odwiezie się uczniów, by było bezpieczniej. Wszyscy byli zadowoleni, nawet Odd, który tak naprawdę nie spał przed wyruszeniem w drogę. Uznał, że nie ma to już sensu, a wyśpi się w pociągu. Swego zadowolenia nie krył także Jim, pomimo faktu, że musiał zarwać nockę. Jednak jemu z kolei dyrektor obiecał zwrot za paliwo z pewną nadwyżką. Wuefistę cieszyła także inna rzecz:

– No, to wreszcie będę miał spokój od was. Zawsze w każde ferie, wolne, długie weekendy zostawaliście w szkole, nawet nie wiem po cholerę, a teraz wyruszacie w drogę. Fajnie macie.

– Ale wiesz, Jim, ty też w sumie nie będziesz miał źle – odpowiedział Jeremie – Nikogo w internacie nie ma, więc nie musisz nikogo pilnować, cały tydzień tylko na przyjemności.

– Oj tak – zgodził się nauczyciel – Będę mógł sobie poleniuchować. A wiecie, jak tak jadę z wami, to mi się przypomina, jak kiedyś byłem kierowcą autobusu.

– Tak, wiemy, wolałbyś o tym nie mówić – powiedział Odd.

– Akurat o tym nieco bym poopowiadał, ale już jesteśmy na miejscu. Pomogę wam z bagażami.

Pociąg czekał już na peronie. Było dwadzieścia minut do odjazdu. Jim sprawnie, pomimo swojej nadwagi, poradził sobie z bagażami i przeniósł je do wagonu, w którym znajdował się zarezerwowany przez babcię Ulricha przedział. Było dość wygodnie, choć sam wagon miał już swoje lata. Nasi bohaterowie rozsiedli się, po jednej stronie Jeremie i Aelita, po drugiej Ulrich, Yumi oraz Odd. Francuz oraz Niemiec byli najbliżej okna.

– No, to kiedy ruszamy? – spytał Włoch.

– Za jakieś czternaście minut – odpowiedział Ulrich, co chwilę potem potwierdził komunikat nadany z megafonu:
– Pociąg międzynarodowy Donald ze stacji Paryż Główny do stacji Warszawa Centralna, przez stacje Berlin, Breslau, Poznen, Toruń, stoi na torze siódmym przy peronie czwartym. Planowy odjazd pociągu o godzinie drugiej zero zero. Podróżny pamiętaj: podróż pociągiem skraca czas przejazdu koleją.

– Ale to ostatnie zdanie to dość kretyńsko wyszło – zauważył Jeremie – Co ono niby oznacza? Przecież to masło maślane!

– E tam, Jeremie, przejmujesz się pierdołami. Lepiej się połóż – Odd już układał się do spania na fotelu, nieco rozciągając nogi na podłogę.

– Nie chce mi się zbytnio spać, coś sobie poczytam. Kupiłem czytnik ebooków dawno temu, ale wreszcie się do czegoś on przyda.

Jak powiedział, tak zrobił. Dzięki pojemnej karcie pamięci Jeremie nie miał problemu z tym, co wziąć, a co zostawić w pokoju. O dziwo – nie było też trudności z wyborem lektury. Einstein postanowił wczuć się w klimaty polskie, więc zaczął czytać „Boże Igrzysko” Normana Daviesa. Cała reszta postanowiła się zdrzemnąć, co było łatwiejsze z racji szybkiej kontroli biletów. Konduktor był nawet tak uprzejmy, że poradził zasunięcie zasuwki od drzwi, i wywieszenie kartki z napisem „Nas już kontrolowałeś”, wprowadzonej jakiś czas temu w celu poprawienia komfortu jazdy.

Pociąg zmierzał ku celu dość szybko pomimo, swego 20-letniego stażu eksploatacji. Nie było to może Pendolino, ale też nie było na co narzekać. Zresztą po francuskich torach i tak żaden tego typu włoski wynalazek nawet nie mógł się pokazać, nie po to swego czasu ładowano miliardy w TGV. Z kolei ten właśnie typ nie mógł być przeznaczony na trasy międzynarodowe, gdyż polskie tory wciąż nie były przystosowane do kolei bardzo dużych prędkości. To wszystko nie zmieniało jednak faktu, że podróż przebiegała sprawnie, a jedyne, co zauważali nasi bohaterowie, to fakt, iż flagi na tabliczkach stacji peronowych zmieniały barwy na niemieckie.

Około trzynastej skład wjechał na terytorium Polski, o czym informował słup graniczny z godłem państwowym i napis „Witamy w Polsce”. We Wrocławiu, pierwszej większej stacji w tym kraju, na której zaplanowano kilkunastominutowy postój, Odd zauważył pewną rzecz.

– Ej, czemu tu wszystko jest napisane w dwóch językach, skoro jesteśmy w Polsce?

Wątpliwości szybko rozwiał Jeremie:

-Wrocław leży całkiem niedaleko granicy z Niemcami. Poza tym kiedyś, za Hitlera i wcześniej, było to miasto niemieckie, wciąż wielu Niemców tu mieszka, inni odwiedzają, do tego jeszcze kwestia współpracy z Unią Europejską… ale widać, że tym razem kompleksowo się wzięli.

Istotnie, o ile wcześniej tablice dwujęzyczne były rzadkością, tak w przypadku Wrocławia przetłumaczono praktycznie wszystko. I tak: podróżnych witał napis „Wrocław Główny/Breslau Hauptbahnof”, sklep oznaczono afiszem „Papierosy, Prasa/Zigaretten und Zeitungen”, a budka z zapiekankami nosiła nazwę „Piec u Adolfa/Adolf Backen Machen”. Niestety, tłumacz był nieco nadgorliwy i przy dworcowej komendzie policji umieścił napis „Gestapo Kommissariat”. Ulrich zauważył dodatkowy napis, już nie na tabliczce, a na murze, i odczytał go na głos:

”Stachowiaka pomścimy, precz z TV4… propaganda paszoł won, gloryfikacji stanowcze nie”… kurna, o co w tym chodzi? Muszę się babci spytać, jak już będziemy.

– Babci? – zdziwiła się Yumi – A co ona ma z tym wspólnego?

– Na emeryturze ma sporo czasu, więc wykorzystuje go na śledzenie wszystkich wiadomości. Sporo ogląda, słucha i czyta, a potem wyrabia własny pogląd. Zresztą ona uwielbia politykować, ale o tym to się sami przekonacie.

Zbliżała się szósta po południu, gdy pociąg dotarł wreszcie na stację Toruń Główny. Ekipa wyszła na peron i rozglądała się przez chwilę po otoczeniu. Przed oczami mieli budynek wyglądający na pierwszy rzut oka na dziewiętnastowieczny dworzec, jednak po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec ślady niedawnej budowy. Gdy weszli do środka, znaleźli znaki informujące o tym, gdzie idzie się na autobusy komunikacji miejskiej. Była to bardzo potrzebna informacja, gdyż właśnie na przystanku MZK miała na nich czekać babcia Ulricha. Po kilku minutach byli już przy przystanku. Starsza pani z torbą na ramieniu od razu rozpoznała wnuka.

– Hej Ulrich! Ale żeś wyrósł, jeszcze trochę i bym cię nie poznała!

– Taka kolej rzeczy. Pozwól, ze ci przedstawię moich przyjaciół: Yumi, Aelitę, Jeremiego i Odda.

– Dobry wieczór pani – przywitali się przedstawieni.

– A jaka ja tam pani, mówcie mi babcia.

– Skoro tak uważasz, babciu…

– Dobra, chyba nie będziemy tu tak stać, co? Pojedziemy do mnie, bo pewnie zmęczeni cholernie po podróży jesteście. Zaraz podjedzie autobus, to sobie do niego wsiądziemy, nawet już wam ulgowe bilety kupiłam.

– A po ile one są? – spytał Jeremie.

– Po złoty czterdzieści, a czemu pytasz, skarbeńku?

– Żeby pani…znaczy babci oddać..

– Ale nic mi nie będziecie oddawać! Jesteście gośćmi, więc ja mam wręcz obowiązek wam takie rzeczy fundować.

– A będziesz potem mieć na chleb? – powiedział Ulrich.

– Spokojnie, aż tak źle nie jest. Może ta emerytura to nie są kokosy, ale też nie muszę zaciskać pasa. W sumie nawet teraz to mogę poszaleć, bo dostałam trzynastą od rządu, a nawet na nich nie głosowałam. No ale dobra, pogadamy potem, teraz wsiadajcie, to wam przy okazji Wisłę pokażę, może jeszcze to gówno z Warszawy nie zdążyło dopłynąć.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments