Rozdział 15

Wiem, gdzie mi sprzedadzą alkohol bez dowodu – zakomunikował William, siedząc na fotelu w pokoju Ulricha i Odda. Oprócz nich byli także Yumi i Jeremie. Brakowało natomiast Aelity, która przygotowywała playlistę na dyskotekę.

– Mówisz poważnie? – spytała Japonka – A nie będzie z tego problemów?

– Jakich problemów? – zdziwił się Dunbar – Nie robię tego pierwszy raz, już się zdarzało kupić sobie piwko, ale przecież nie jestem kretynem i nie będę się prezentować z browarem na szkolnym korytarzu, bo wtedy to od razu bym wyleciał na zbity ryj.

– No, dobra… – powiedział Ulrich – Tylko ile tego chcesz kupić? Przecież nie chodzi o to, żebyśmy się nachlali jak świnie, tylko kulturalnie popróbowali.

– Racja, dlatego myślałem, żeby kupić osiem browarów, to będzie po jednym na głowę i jeszcze dwa zostaną na zaś.

– Kurczę, nie wiem czy to dobry pomysł… – zawahał się Jeremie – Pić na szkolnej imprezie, czy to tak wypada?

– Ale co się boisz, Einstein? – przerwał mu Odd – Spróbujemy sobie piwka, przynajmniej będzie nieco ciekawiej i nie tak drętwo.

– A w ogóle to jakim cudem sprzedają tobie ten alkohol, skoro wprowadzili ten cały program profilaktyczny, by uchronić młodzież przed pijaństwem? – zapytał okularnik.

– Bo widzisz, Jeremie – zaczął William – Wyglądam na tyle dojrzale, że sprzedawca nie ma sumienia pytać mnie o dowód. A program profilaktyczny… phi, bo się będą przejmować pierdołami. Kontroli nie ma, bo środki na to przeniesiono na walkę z terroryzmem. Jedyne, co by nas tu mogło wrobić, to to, że ktoś by pisnął choć słówko. Dlatego cicho sza! Nikomu nic nie mówicie, zachowujecie dyskrecje i na dyskotece rozkoszujemy się pysznym browarkiem.

– William, ty nas chcesz uczyć dyskrecji? – odpowiedział Ulrich – My przez kilka lat kryliśmy przed wszystkimi superkomputer z wirtualną dziewczyną i megagroźnym wirusem odpowiedzialnym za całe zło tego świata, do tego przez jakiś czas uznawaliśmy, gdy byłeś więźniem Xany, że ten komputerowy klon głupi niczym policjant to właśnie ty we własnej osobie, tylko nieco chory. Więc o dyskrecji wiemy więcej niż przecięty uczeń.

– No to tym lepiej. To teraz kwestia najważniejsza. Jakie piwo kupić?

Jim zajmował się ostatnimi przygotowaniami do dyskoteki. Sprzęt grający został już ustawiony na sali gimnastycznej, podobnie jak stoły, na których znajdować się miały przekąski. Teraz mógł podejść bliżej konsolety didżejskiej, gdzie stała Aelita, która była odpowiedzialna za wybór muzyki.

– No i co tam zagrasz? – zagadał wuefista – Będzie coś normalnego do posłuchania i potańczenia, czy tylko ta wasza rąbanka?

– Od razu rąbanka… – odpowiedziała różowowłosa – Ludzie lubią się bawić przy techno.

– Od techno to można z nudów zdechnąć!

– Może i tak, ale wiesz, Jim, jacy są ludzie… to jest dyskoteka, a nie bal w filharmonii wiedeńskiej, żeby im walce grać.

– A co to, źle by było, jakby uczniowie walca tańczyli?

– No, niby nie, ale… najpierw musieliby go umieć. A tego nie uczą.

– Jak nie uczą? – żachnął się Jim – Ja na wuefie kiedyś chciałem!

– Chciałeś, tylko że uczniowie nie chcieli. Ilu się zgłosiło, trzech?

– Bo wy teraz to jesteście zupełnie inni…

– Trudno się nie zgodzić. Ale wiesz, pocieszę cię, Jim. Będzie także coś bardziej klasycznego, bo młodzież lubi się bawić także przy kultowych kawałkach.

– A co to będzie? – zainteresował się nauczyciel.

– To niespodzianka, ale jak będziesz, to się dowiesz.

– Będę, bo przecież muszę was pilnować, żebyście się mi tutaj nie pozabijali albo sprzętów nie poniszczyli.

– Sprzętów ci żal? Ma to z piętnaście lat, jak nie więcej.

– Jak się nie podoba to możecie wcale nie robić, jak sprzęt dla was za stary.

– Spokojnie, spokojnie… mogę ci jedną rzecz powiedzieć, że na imprezie jeszcze jedna osoba się będzie zajmować muzyką i nie wiem co ten tajemniczy gość puści, ale może być ciekawie.

Listonosz nie przychodził zbyt często do szkoły, szczególnie z przesyłkami dla uczniów. Z reguły pakunki przynosili kurierzy, bo było szybciej, natomiast wszelka korespondencja listowna odbywała się drogą elektroniczną. Zdarzały się jednak wyjątki, niektórzy wciąż korzystali z tradycyjnych form. W tej grupie była babcia Ulricha, która napisała do swojego wnuka list. Niemiec otrzymał wiadomość, otworzył kopertę i zaczął czytać:

Kochany Ulrichu, Szwabie jeden!

Dawno do ciebie nie pisałam, ale po prostu nie miałam czasu. Tyle się u nas dzieje, jak nie jedne wybory to drugie, Ktoś to musi obserwować. Ale wreszcie mam chwilę, by napisać. U mnie wszystko dobrze, nawet nie choruję od pewnego czasu, może to dlatego, że leki zdrożały i taniej jest nie chorować. Ciepło w tej Polsce straszliwie, jakieś 36 stopni, ale dobrze, że mam wentylator i zapas Pepsi.

Tak w ogóle to mam dla ciebie propozycję: wiem, że niedługo macie jakieś wolne (porobili wam tego od cholery, więcej odpoczywacie niż się uczycie, ale to może i lepiej… może tak lepiej potem wiedza wchodzi), może byś przyjechał ze swoimi przyjaciółmi do mnie na tydzień? Dom mam duży, wszyscy się pomieścicie, zrobię wam dobre jedzenie, takie nasze tradycyjne. Jak byś był zainteresowany to daj znać, zarezerwuję wam pociągi, bo teraz to nawet to cholernie archaiczne PKP ma kursy na Paryż i z powrotem, nawet można bilet przez internet kupić (a wiesz, kiedyś tak dobrze nie było).

Pozdrów ode mnie całą bandę, powiedz im że są mile widziani, fajnie będzie mi gościć obcokrajowców.

Babcia

Ulrich był dość zaskoczony, nigdy jeszcze nie był u babci w Polsce. Pomyślał jednak, że to jest dość kusząca propozycja. Nie miał żadnych planów na ten wolny tydzień, a jak jeszcze może paczkę zabrać… nie ma co się zastanawiać, tylko powiedzieć reszcie. Na pewno będą chcieli.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments