Gdy Ulrich wrócił ze spaceru, Odd wciąż był w szoku po tym, co zobaczył w zdrapce. Przybycie Niemca umożliwiło podzielenie się nieoczekiwanymi wieściami.
– Patrz, kurwa, jestem bogaty! – zakrzyczał rozentuzjazmowany Odd.
– Co, znowu ci wysłali smsa, że jest dwadzieścia milionów euro do odebrania i wysłałeś coś? Drugi raz ja ci kasy na prepaida nie pożyczę. Sam płać za własną głupotę.
– Jaki tam sms! W zdrapce wygrałem!
– A od kiedy ty w zdrapki grasz?
– Dzisiaj kupiłem, w końcu wolny kraj.
– Pewnie że wolny, ale to chyba ta młoda ekspedientka cię namówiła i dlatego kupiłeś, żeby jej było miło – dogryzał Oddowi Ulrich.
– A jeśli nawet, to co?
– No, nic…tylko czy aby ona dla ciebie nie za stara?
– Gdzie tam za stara… nawet trzydziestu lat nie ma.
– No właśnie. A ty ledwo piętnaście.
– To jest jakaś przeszkoda? Spójrz na naszego prezydenta, on swoją żonę poznał będąc mniej więcej w naszym wieku, do tego była belferką. To jest dopiero ryzyko, zakochiwać się w swojej nauczycielce i być z nią w związku.
– Dobra, lepiej mi powiedz, ile wygrałeś w tej zdrapce.
– Czekaj, zaraz sprawdzę… – po chwili milczenia Odd zakrzyknął – Dwadzieścia milionów Euro. Nie muszę już pracować ani się uczyć!
– Eee, chrzanisz, jakie dwadzieścia milionów – nie dowierzał Niemiec.
– Jak nie wierzysz, to sam zobacz – Włoch podał mu kupon. Ulrich spojrzał i nagle zaczął się śmiać.
– A co ci śmieszno? Zazdrosny jesteś, że nie trafiłeś takich pieniędzy? – zdziwił się Odd.
– Dwadzieścia milionów, tak? A idź ty… ty czytać nie umiesz, analfabeto jeden! Dwadzieścia Euro wygrałeś, a nie milionów. Z takim majątkiem to raczej nie masz co rzucać szkoły.
– Kurna, a tak fajnie by było… no, ale mam przynajmniej na pizzę.
Jeremie próbował skupić się na programie publicystycznym w radiu, trwała dyskusja nad tym, czy wybory do Parlamentu Europejskiego w większym stopniu wygrała Marine Le Crayon, uzyskując procent przewagi nad partią prezydenta Macrona, czy też więcej na tym zyskali Zieloni, pokonując partie istniejące od czasów generała De Gaulle’a. Próbował, ale nie za bardzo mu to wychodziło, co było nieco dziwne, bo z reguły lubił słuchać tego rodzaju audycji, nawet jeśli nie wynikały z nich żadne wnioski, bo każda ze stron utrzymywała swoje stanowisko i ani myślała o choćby najmniejszej korekcie przekonań. Einstein miał jednak nieco inny problem na głowie. Gdy z głośników dobiegały kolejne głosy o przyszłości Francji oraz Unii Europejskiej, blondyn myślał o swojej przyszłości uczuciowej.
„Skoro Aelita sama najpierw do mnie podeszła z taką propozycją, to w sumie nie mam się co obawiać – myślał Jeremie – Szczególnie, że tak naprawdę ja też coś do niej czuję, śni mi się często po nocach, szczególnie w tym jednym ubraniu z czasów wirtualnych, wyglądała wtedy uroczo… ba, więcej niż uroczo, wręcz intrygująco, żeby nie powiedzieć, podniecająco… ale spokojnie, Jeremie, do tego etapu jeszcze dojdziemy. Może… a co, jak to nie wypali? Ale kurna, co ma nie wypalić? Yumi widziz że do siebie pasujemy, cała nasza paczka widzi… w sumie, nie ma co już tego przeciągać. Idę do niej.”
Jak pomyślał, tak postanowił uczynić. W międzyczasie układał sobie w głowie to, co chciałby powiedzieć Aelicie. Szybko przeczesał włosy, wypił szklankę Pepsi na odwagę i wyszedł z pokoju. Choć był u różowowłosej w pokoju już wiele razy i niejednokrotnie pukał już do jej drzwi, to jednak tym razem czuł pewien niepokój i nieco ociągał się, by zapukać. Jednak zrobił to.
– Proszę – Jeremie usłyszał ten dziewczęcy, miły głos, który towarzyszył mu od kilku lat. Wszedł do pokoju. Zobaczył Aelitę, stojącą przy biurku, ubraną w jasnozieloną koszulę, niebieską dżinsową spódniczkę i podkolanówki.
– O, to ty, Jeremie – ucieszyła się różowowłosa.
– Tak… masz chwilę?
– Jasne, dla ciebie zawsze.
– No, to dobrze… chciałem ci coś powiedzieć. Myślałem o naszej ostatniej rozmowie… – tu Jeremie nieco się zaciął – I doszedłem do pewnych wniosków.
– Tak? – zainteresowała się Aelita.
– Wiesz… tak naprawdę, choć może ci się to wydawać nieco dziwne, to nie ty powinnaś dziękować mi. To ja powinienem dziękować tobie. Tak naprawdę gdyby nie ty, to pewnie do dzisiaj nie miałbym przyjaciół, byłbym sam. Ty byłaś pierwszą osobą, z którą naprawdę mogę porozmawiać o wszystkim. Nawet jeśli przez jakiś czas były to tylko kontakty wirtualne.
– Kurczę… – zdziwiła się Aelita – To miłe z twojej strony, ale przecież masz także Yumi, Ulricha i Odda.
– Tak, wiem o tym, cieszę się z tego, że mam takich przyjaciół. Po ostatniej naszej rozmowie zrozumiałem coś jeszcze. Pewnie tego nie wiesz, ale… od początku czułem, że jesteś wyjątkowa. Od momentu, gdy cię poznałem w fabryce. Nawet nie wiesz, jak mi zależało na tym, by cię zwirtualizować. Wciąż pamiętam twoją pierwszą noc na Ziemi. Czuwałem przy tobie do świtu i już wtedy wiedziałem, że mógłbym tak każdej nocy. Tylko brakło mi śmiałości, by ci to powiedzieć.
– Naprawdę?
– Tak, Aelita. Naprawdę. Ja wiem, słaby jestem pewnie, jeśli chodzi o takie rzeczy, ale chcę cię zapewnić – tu Jeremie troszkę się spocił, ale niezauważalnie – Że bardzo mi na tobie zależy. Najbardziej na świecie.
W tym momencie Jeremie uklęknął przed dziewczyną i ujął jej prawą dłoń w swoje dłonie.
– Aelita… chcę być twój na zawsze. Jeśli tylko tego pragniesz.
Różowowłosa była zaskoczona i wzruszona.
– Pragnę tego, Jeremie… tylko wstań z tej podłogi, bo czuję się jak jakaś księżniczka, którą nie jestem.
– Dla mnie jesteś najważniejsza na świecie – Einstein ucałował delikatnie jej dłoń.
Po chwili oboje spletli się w długim pocałunku, obejmując się. Ręce Jeremiego w pewnym momencie sięgnęły nawet w dolne partie pleców Aelity, co nieco skonfundowało chłopaka. Na szczęście różowowłosa nie miała mu tego za złe.
Hiroki oglądał kolejne przygody Kononowicza i Suchodolskiego. Spodobały mu się ich dość prymitywne przygody. Właśnie Suchodolski opowiadał o swoim dniu:
– No dzień dobry, właśnie sobie pysznie jem śniadanko, kawałek pizzy, co to nam ludzie dobrzy przynieśli. Zobaczmy sobie jaka jest pogoda…
– Jest chujowa! – wtrącił się Kononowicz, co zdenerwowało Majora.
– Proszę nie przeklinać podczas programu! Non stop przeklinasz! Do piekła trafisz, tam gdzie twoja ubecka rodzina!
– To mnie to chuj obchodzi! – odpowiedział Kononowicz.
Gdy Hiroki śmiał się z dialogu przyjaciół, do domu weszła Yumi w bluzie od Ulricha. Na szczęście jej brat był tak pochłonięty programem w telewizji, że nie zauważył tego. Z pewnością zacząłby sobie z niej drzeć łacha, a wystarczy, że ta małpa Sissi popsuła jej humor.
„No co za kretynka – pomyślała Japonka – ktoś jej powinien zdrowo nakopać do tej tłustej dupy. Dobra… gdzie te ciuchy moje? Trzeba się szybko przebrać by gówniak nie zobaczył”.
Tuż po tym, jak Yumi przebrała się w swoje ubrania, rozległ się sygnał smsa. William napisał.
„Siema, mam info, impra w budzie za dwa dni, mogę przygotować piwo, daj znać swoim kumplom, może nawet Jerry coś łyknie”.
Dziewczyna była nieco zaskoczona, nikt jej wcześniej o żadnej imprezie nie mówił, ale może to jakaś nowa inicjatywa. Tylko zaraz… alkohol? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie było.
„Czyżby William zaczął pić? A może tylko trudni się kupowaniem piwa, bo wielu sklepikarzy nie pyta się go o dowód. Ale w szkole pić… no, nie wiem, z reguły alkoholu nie piję, ale…”
Rozmyślania Yumi przerwało wejście Hirokiego.
– Puka się, cholera!
– A, sorki, zapomniałem, ale się śpieszę, bo idę z Johnnym do centrum handlowego, kasę mam, matka wie, będę za dwie godziny. To na razie.
– Tylko nie wracaj za późno! – tej rady Yumi brat nie usłyszał, bo bardzo szybko wyszedł.
„Cóż… trochę spokoju przynajmniej. A która to godzina – Japonka spojrzała na zegarek – o, zaraz się zaczyna ten edukacyjny program, gdzie ludzi się zamyka w domu i sobie żyją.”
Yumi zeszła do salonu, włączyła telewizor i poszła po chrupki. Z głośników dobiegały słowa piosenki zaczynającej program.
-Kim naprawdę jesteś…?