Rozdział 11

Jeremie siedział przed komputerem i czytał artykuł o specyficznym konkursie na aktywnego fana roku w pewnej społeczności, związanej z dość popularnym swego czasu serialem telewizyjnym. Sprawa była dość ciekawa, gdyż rok wcześniej konkurs ten miał formę głosowania, ale w tym roku postanowiono, aby zamiast całej społeczności decydował tylko właściciel organizacji, która konkurs rozpisała. Okazało się ostatecznie, że wygrał członek rodziny twórcy konkursu i całej komórki społeczności fanów

– „Kurna, ale żeby nawet coś takiego ustawiać pod nepotyzm – pomyślał okularnik – na co to komu?”

Rozmyślania chłopaka przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju weszła Aelita.

– Hej, Jeremie, nie przeszkadzam? – zapytała różowowłosa.

– Czy ty mi przeszkadzasz? Kurczę, nie żartuj, siadaj sobie. Co tam? – odpowiedział blondyn. Przez chwilę był nieco zdziwiony, widząc ubiór swojej przyjaciółki. Dotąd przyzwyczaił się do jej ciemnoróżowej, długiej sukni, zwanej niekiedy przez Odda habitem, tym razem jednak siedziała na jego łóżku, ubrana w białą koszulę z kołnierzem, czerwoną spódniczkę i czarne adidasy. Przyznał, że wygląda ona pociągająco, nawet jeśli nie w głowie Einsteinowi były związki. Chyba, że chemiczne.

– Wiesz, ogólnie wszystko dobrze – zaczęła Aelita – Ale… ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad pewną kwestią. Minęło już sporo czasu, odkąd pokonaliśmy Xanę.

– Owszem – potwierdził Einstein.

– A jeszcze więcej czasu minęło, odkąd w ogóle to wszystko się zaczęło. Odkąd odpalono Superkomputer, zaczęłam żyć na nowo, poznałam nowych przyjaciół… no i ciebie, Jeremie. Tak naprawdę powinnam cię wymienić na samym początku, to ty byłeś pierwszą osobą, jaka przemówiła do mnie i jaką zobaczyłam po tym cholernie długim okresie bezczynności, gdy mego ojca ścigało KGB, a jedynym wyjściem była ucieczka do Lyoko.

– Cóż… to w sumie był czysty przypadek z tym moim wejściem do fabryki, opowiadałem ci to już wiele razy – przyznał Jeremie.

– Tak, wiem… – Aelita w tym momencie skrzyżowała nogi i przełożyła jedną na drugą, a potem na lewe kolano położyła dłonie – ale zobacz, ile się zmieniło przez ten czas. Dopóki nie wszedłeś, myślałam, że będę wirtualna do końca świata. A jednak jestem tu teraz, siedzę, czuję, oddycham, wciąż rosnę, choć teoretycznie niby powinnam już być dorosła kobietą… no, ale jednak jestem tutaj.

– Racja… to może brzmieć jak science-fiction, ale jesteś dziewczyną z komputera praktycznie – uśmiechnął się Einstein.

– Jakby nie patrzeć… ale tak naprawdę myślałam o czymś innym. Sam wiesz, jak trudno było mi w pierwszych tygodniach po wyłączeniu Superkomputera i pokonaniu Xany. Wiesz, co poświęciliśmy… co ja poświęciłam. Nie mam ojca, matka zaginiona… początkowo myślałam, że jestem tu kompletnie sama.

– Wiesz przecież, że tak nie jest – zwrócił uwagę Jeremie.

– Tak, wiem. W końcu mam oddanych przyjaciół: Yumi, Odda, Ulricha… no i mam też ciebie, Jeremie. To ty odegrałeś w moim życiu, w tej jego drugiej części, najistotniejszą rolę.

– Nie przesadzaj – zarumienił się blondyn – Nie aż tak najistotniejszą.

– Jak nie? A kto mnie odkrył? Kto ze mną rozmawiał po nocach, wyjaśniając mi świat i przypominając pewne rzeczy? Kto mnie wprowadzał w tajniki ziemskiego życia, zanim się nie skumałam, że ja to wiem? Kto mnie sprowadził na Ziemię i czuwał podczas pierwszej nocy? Ty, Jeremie.

– Ale ja to robiłem tak po prostu, z mi… – tu Jeremie uznał, że może lekko się zagalopował, ale zaraz się poprawił – Z mojej zwyczajnej woli.

– Tak, wiem. Dlatego to doceniam… tylko, że mogłeś mieć takie odczucie, że nie okazywałam tego.

– Nie, spokojnie, Aelita, nie miałem takiego odczucia, rozumiem twoją sytuację, miałaś większe problemy na głowie niż jakieś okazywanie docenienia dla zwykłego okularnika.

– Jeremie… nie, nie zwykłego okularnika. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie wymieniłam cię jako przyjaciela. Domyślasz się, czemu?

– Bo mnie przestałaś lubić – zaśmiał się Einstein.

– Oj, Jeremie… nie dlatego. Z innego powodu. Bo moim zdaniem nazwanie cię tylko przyjacielem to za mało. Odegrałeś… i w sumie nadal odgrywasz ważną rolę w moim życiu. Jedyną w swoim rodzaju. Bo i taki właśnie jesteś. Jedyny w swoim rodzaju. Zrozumiałam to. Zrozumiałam, że tak naprawdę to dzięki tobie tu jestem. Mam wobec ciebie dług nie do spłaty, bo nie da się spłacić podarowania komuś życia.

– Aelita… – Jeremie bardzo się zdziwił jej słowami – Ja wiem, że możesz to traktować jako coś nadzwyczajnego, ale naprawdę, nie musisz tego tak nazywać. To zwykła pomoc.

– Jeremie… ja tego nigdy nie nazwę zwykłą pomocą. Jesteś moim wybawicielem. Długo myślałam nad tym, jak mam ci teraz wynagrodzić za to wszystko…

-Nie musisz mi nic wynagradzać.. – próbował jej przerwać Jeremie. W tym momencie różowowłosa wstała z łóżka, podeszła do fotela, na którym siedział chłopak i przyklęknęła na jedno kolano przed nim, by mieć jego twarz idealnie przed sobą. Przyłożyła mu palec do ust i powiedziała.

– Nie, Jeremie. Muszę. I chcę. Znam jeden sposób…

Aelita objęła dłońmi twarz okularnika, zamknęła oczy i zaczęła powoli, acz bardzo czule całować go w usta. Jeremie był tym zachowaniem oszołomiony, ale jednak po chwili odruchowo położył swoje ręce na barkach dziewczyny, choć i tak bardziej aktywna była ona. Po tej dość długiej chwili, która w świadomości pary rozciągnęła się bardzo, Aelita powiedziała:

– Kocham cię, Jeremie.

Chłopak przez chwilę wciąż jeszcze był pod wrażeniem tego, co się stało i nie mógł wydusić z siebie słowa. W myślach jednak był bardzo zadowolony.

Aelita wstała z kolan i oznajmiła:

– Jeśli tylko mogę mieć do ciebie jedną prośbę… to chcę być twoja… jeśli zechcesz. Nie musisz się śpieszyć z decyzją, po prostu jeśli będziesz gotowy, powiesz mi, dobrze?

Jeremie przytaknął.

– No, dobra… – Aelita podeszła jeszcze do chłopaka i ucałowała go w policzek – widzimy się potem na stołówce.

I wyszła z pokoju.

– „Cholera… co to się stało…?” – pomyślał Jeremie.

Milly i Tamiya siedziały w swoim pokoju-redakcji.

– Mam pomysł – powiedziała Tamiya – Może zamiast czekać, aż Sissi nas odwiedzi, to zadzwonimy do niej?

– W sumie racja – zgodziła się Milly – W końcu jako dziennikarki z prawdziwego zdarzenia powinnyśmy same zdobywać wieści, a nie czekać, aż ktoś nam je łaskawie przyniesie.

Na biurku leżała specjalna przystawka do komórki, przypominająca telefon stacjonarny. Po podłączeniu do niej smartfona można było dzwonić tak jak dawniej, była nawet taka biała słuchawka. Dziewczyny kupiły sobie taki gadżet, żeby jak najbardziej upodobnić swój pokój do prawdziwej redakcji. Nie wahając się, Milly wybrała numer do córki dyrektora i włączyła tryb głośnomówiący, aby Tamiya mogła również słyszeć przebieg rozmowy.

– No, co chcecie? – bardzo uprzejmie odebrała Sissi.

– Hej Sissi, tu Milly, dzwonię z redakcji.

– Wiem o tym, mam ten numer zapisany, aż taka tępa to nie jestem.

„Z tym to bym polemizowała” – pomyślała Tamiya, ale nie mówiła tego na głos, mając świadomość, że córka dyrektora mogłaby to usłyszeć.

– A, no racja. Wiesz…dzwonimy do ciebie, bo mamy pewną sprawę…

– W sumie nawet dobrze się składa, miałam tam do was podejść, bo mam pewne ważne wieści, ale jak dzwonicie, to nawet lepiej, oszczędzę sobie używania moich wspaniałych nóg.

– Naprawdę? A co to za wieści? Czyżby coś o regulaminie? – zapytała Milly.

– No no, młoda, widać że jednak trochę tej intuicji masz. Owszem, znam parę zapisów, ona się pewnie nikomu w tej szkole nie spodobają…

– Tak myślisz? A co tam mam być?

– Dowiedziałam się, że mają być wprowadzone obowiązkowe mundurki szkolne. Do tego absolutny zakaz używania telefonów komórkowych na lekcjach i przerwach, obowiązujący na terenie całej szkoły oraz internatu.

– Że co? – zdziwiła się Milly – Czemu dyrektor chce to wprowadzić?

– Mnie się pytasz? Gadał coś o jakiejś reformie, ustawie, ale ja się na tym ni cholery nie znam! No, dobra, myślę że te informacje się przydadzą, jak coś więcej będę wiedzieć, to dam znać. Muszę kończyć, idę trenować taniec, na razie – Sissi odłożyła słuchawkę.

Redaktorki były bardzo zaskoczone rewelacjami otrzymanymi od Sissi.

– Mundurki? Zakaz na komórki? Co oni, chcą nam tu średniowiecze urządzić, czy szkołę Legii Cudzoziemskiej? I co jeszcze wymyślą? – zastanawiała się Tamiya – Wydaje mi się, że to dopiero początek.

– Wiesz, Tamiya, mi się wydaje, że to faktycznie może mieć związek z ustawą. Kilka dni temu w Dzienniku podawali, że przyjęto reformę szkolnictwa.

– Może i tak. Ale kurna, zawsze się takie reformy robiło bardzo długo, większość się tymi ustawami najwyżej podcierała. Co ich teraz napadło, żeby się kurczowo do zaleceń ministra stosować? Dyrektor Delmas powinien chyba pamiętać strajki w sprawie komórek, gdy kilka lat temu próbował wprowadzić zakaz. Byłyśmy tam, nie pamiętasz?

– Oj tak, pamiętam, podobno nawet na radzie pedagogicznej ktoś proponował, aby nauczycieli też to obejmowało.

– A skoro teraz to już ustawowo jest dekretowane, to i łatwiej to wprowadzać… cholera – Tamiya coś sobie przypomniała – Już wszystko rozumiem.

– Co rozumiesz? – dopytała się Milly.

– Jak to co? Ta rozmowa z Jimem! Nie pamiętasz, jak się zawahał, gdy wspomniałyśmy o sondzie wśród uczniów w sprawie nowego regulaminu? I jak zaczął gadać o zatwierdzaniu tekstów, a do tego sugerował, że może lepiej nie komentować tego w gazetce…

– O kurna… faktycznie. Czyli to tak chcą to zrobić! Przyklepać wszystko, a ty, głupi uczniu, zamknij mordę i rób co każemy? O nie nie, tu trzeba zadziałać, jak wolna prasa!

– Ale co my mamy zrobić?

– No i tu, moja przyjaciółko, niestety obecnie jesteśmy w dupie. Ale coś wymyślimy, nie martw się.

Yumi siedziała w swoim pokoju i czytała „Gwiazd naszych wina” Johna Greena. Co prawda książkę wydano kilka lat temu, ale dopiero niedawno, będąc w Auchanie, Japonka zauważyła ją w okazyjnej cenie dwóch Euro. Pomyślała, że skoro widziała film, a wiele osób chwaliło powieść, to warto się w nią zaopatrzyć.

Z lektury wyrwał ją dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz – dzwonił Jeremie. To ją troszkę zaskoczyło, bo o ile wcześniej było to dla niej codziennością, to od czasu pokonania Xany częstotliwość połączeń telefonicznych spadła, bo i tak wszyscy widzieli się codziennie w szkole.

– Tak, słucham? O, cześć Jeremie, co tam? Nie, nie przeszkadzasz, właśnie odpoczywam…. Chcesz ze mną porozmawiać? No to słucham, co się stało… a, to nie jest na telefon… czy mogę przyjść… wiesz, teraz muszę zerkać na brata, ale za trzy godziny matka z pracy wróci, to wtedy cię odwiedzę. Dobra, do zobaczenia!

„Kurczę, Jeremie chce ze mną rozmawiać o czymś? Toć Aelitę ma bliżej. A to może właśnie o nią chodzi i chce się poradzić kogoś starszego… no, cóż, zobaczymy”.

Yumi zeszła do salonu, gdzie był Hiroki. Tym razem nie za bardzo musiała się nim zajmować, wystarczyło dać mu jeść i zerkać, czy nie zrobi sobie krzywdy. Ale chłopiec nie robił nic niebezpiecznego, siedział na kanapie i oglądał telewizję.

– Co to za program? – spytała Yumi, widząc na ekranie dwóch facetów: jednego bruneta, dość grubego, z krzywymi i zepsutymi zębami oraz brudnymi rękami, i drugiego, blondyna, który również wyglądał niezbyt ciekawie, zapewne pił.

– Kononowicz i Suchodolski Show, nowy program z Polski dla dzieci, bardzo śmieszny i edukacyjny – odpowiedział Hiroki.

Właśnie pokazywano scenę, jak Suchodolski, który był chudszy jadł obiad:

– No, dzień dobry, ogółem, dziękuję bardzo widzom za paczkę, Marian wysłał kiełbasę bożą, dobra będzie, na kolację się nada.

Zza kadru dochodził głos Kononowicza:

– A to to Sławek przysłał nam.

Suchodolski się zdenerwował przerwaniem monologu:

– Ale ty zamknij mordę, kto wysyłał. Zamknij mordę, konfidencie jeden cholerny!

Yumi nieco się zafrasowała:

– Hiroki… to na pewno jest program dla dzieci?

– Jasne, tak napisali w Tele Tygodniu – chłopiec podał swojej siostrze gazetę z programem. Istotnie, widniało tam, że prezentowany program jest audycją dla dzieci i młodzieży.

– A teraz pokazuje wam, co to dostaliśmy – Suchodolski prezentował przesłane przez widzów dary – tu są żelki, tu natomiast cukierki, mleczne…

Gdy Suchodolski, zwany także Majorem przerwał na chwilę, szukając kolejnych produktów, pojawił się Kononowicz, który powiedział:

– Kurwa.

Na to Major się zirytował i oznajmił Krzysztofowi:

– Proszę nie przeklinać, śmieciu pierdolony! Bo ja tu nagrywam, a ty mi przeklinasz, szczurze wodny!

Hiroki zaczął się śmiać.

– No i co tu jest śmiesznego? – spytała Yumi – To ma być program dla dzieci? Z wyrazami brzydkimi?

– Oj siostra – odpowiedział jej brat, wciąż rechocząc z tych wyrafinowanych żartów – Ale to jest śmieszne i edukacyjne, bo Major uczy, by nie przeklinać.

– Mówiąc do przyjaciela „śmieciu pierdolony”? Gdzie tu sens, gdzie logika?

– No kurczę, a skąd mamy wiedzieć, jakich słów mamy nie używać, jeśli by się ich nie mówiło?

– Ech… – zadumała się Yumi – Za moich czasów takich dziwactw nie było.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments