Przyjaciel

Yumi odskoczyła z gracją do tyłu, robiąc przy tym przewrót i odbijając kolejny pocisk. Cel zdążył dokonać korekty, nim wylądowała, ale na szczęście pomylił się o kilka centymetrów. Dziewczyna jednak poczuła na skórze delikatne mrowienie, jakie zostawiał przelatujący obok laser.

– Uważaj Yumi. Następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia – ostrzegł Jeremy.

– Spokojnie. Następnym razem nie będzie miał okazji.

Dziewczyna rzuciła jednym z wachlarzy. Cel wykonał unik i zaatakował. Ciemnowłosa nie spodziewała się tak szybkiej reakcji. Musiała wykonać kolejny unik. Kolejny raz cel chybił.

Trwało to już około godziny. Cokolwiek zrobiła Yumi, ciemnowłosy chłopak tego unikał. Gdy ona musiała uciekać, on chybił o włos. Sprawiało mu to najwyraźniej niemałą uciechę i Yumi mogła przysiąść, że tylko się z nią bawi. Nikt nigdy jej tak nie denerwował, jak ten nowy. Nawet jej młodszy brat. Nawet Laura.

Chłopak kolejny raz wystrzelił, tym razem jednak kilka pocisków pod rząd, chcąc w końcu zakończyć pojedynek. Dziewczyna nie dała sobie poznać zaskoczenia. Odbiła jeden po drugim. Naglę musiała jednak przyklęknąć. Trafił w nogę. Nie zwróciła uwagi na atak skierowany tak nisko. Prychnęła.

– Dobra, koniec – odparł Jeremy. – Sprowadzę cię.

Yumi skinęła głową, jakby okularnik miał to zobaczyć. Ciemnowłosy uśmiechnął się, a w jego oczach coś błysnęło.

– Odegram się przy wieży – rzuciła na pożegnanie dziewczyna.

Jej cyfrowa postać rozpadła się. Chłopak został w Lyoko zupełnie sam. Coś mówiło mu, że nie na długo, ale postanowił, że choć trochę skorzysta z wolności. Momentalnie znalazł się przy wieży przejścia i skoczył w jej odmęty.

Sektor, nad którym obecnie pracował Jeremy nie był ani trochę tak ciekawy, jak Kora, czy sektor piąty, ale dawał radę zaintrygować choć troszkę. Surowe pliki danych, których wciąż nie udało się ubrać w kolory, układały się w fantazyjne figury grubych, wysokich drzew i lekkich budynków, jakby wyjętych z opowieści o elfach. Chłopak lubił tu przebywać, a jego pan nie śpieszył się ze zniszczeniem tego miejsca. Zresztą, nie widział chyba w tym celu, albo przynajmniej był ciekawy, jak Jeremiemu uda się wykończyć tą część świata. Choć ciekawość, to w przypadku programu dosyć duże nadużycie.

Ale tak. Xana był ciekawy. Chłopak wiedział o tym. W pewnym sensie nie dziwił się, że tak rozwinięta inteligencja może być czymś zaintrygowana… Ale z drugiej strony, czuł się dziwnie, przyznając to. Tak nienaturalnie. Jakby mówił o kamieniu, czy drzewie. Coś ukuło go w głowie za to porównanie. No tak. Program, jak zawsze, słuchał. Nie złościł się raczej, ale wolał, żeby chłopak nie rozważał, do czego można by go porównać. No, chyba, że miałoby to zdekoncentrować przeciwnika przy wieży.

Chłopak w wolnych chwilach bardzo dobrze dogadywał się z Williamem. Gdy tamten nie miał szkoły, potrafili rozmawiać nawet po kilka godzin, o ile Xana nie postanowił inaczej. Wtedy musieli się bić albo przynajmniej rozejść się, jeśli Jeremy, po ocenie sytuacji, uznał, że solowa walka jest bezsensowna. Ocena wychodziła mu całkiem nieźle. Prawie zawsze trafiał.

Zresztą, co to była za różnica? Walka, rozmowa… Mieli wspólnych wrogów. Co prawda inne cele, które, według wojowników, były zbrodnicze, czy coś, ale chłopak nie rozumiał, czemu nie mogą po prostu dać sobie nawzajem działać? Hej! Przecież Xana nie niszczy wam pracy! Czemu wy to robicie jemu?

Zaśmiał się. Obie strony tłumaczyły mu to już kilka razy, ale on wciąż nie mógł pojąć.

Coś w głowie oznajmiło mu, że pora wyruszać.

Dokąd? Do Kory?

Do Kartaginy.

Chłopak westchnął. Nie lubił tam wracać. Do więzienia. Wolał przebywać ze swoim wybawicielem… Albo przynajmniej z przyjaciółmi.

Autorka: Ananasims

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments