Powrót

Zaspał.
Nie żeby był to jego pierwszy raz: przecież nigdy ani nie był prymusem, ani nie przykładał zbyt wielkiej wagi do bycia punktualnym. Taki już był i zazwyczaj nie widział w tym absolutnie nic dziwnego. Ale ten dzień nie był przecież zwyczajny.
Był to bowiem pierwszy dzień Williama Dunbara na wolności.
Kto by pomyślał, że po paru miesiącach spędzonych jako niewolnik Xany chłopak tak spokojnie prześpi całą noc? Sam zainteresowany spodziewał się czegoś zupełnie innego – że przez wiele dni nie uda mu się zmrużyć oka, a jeżeli już jakoś udałoby mu się zasnąć, to koszmary powinny sprawić, że już chwilę później się obudzi. A tu proszę: William nie tylko padł na łóżko natychmiast po powrocie do swojego pokoju, ale przez te wszystkie godziny nie nawiedził go choćby jeden zły sen.
Tyle dobrego, że nie był aż tak bardzo spóźniony. Przy odrobinie szczęścia może uda mu się nawet zdążyć na początek pierwszej lekcji, która miała rozpocząć się kwadrans po ósmej…
a przynajmniej tak mu się wydawało. A może zaczynała się równo o ósmej? Nie był pewien. Pamiętał, że w Kadic zajęcia zaczynały się o trochę innej godzinie, niż w jego poprzedniej szkole, ale nie potrafił sobie przypomnieć w której była to ósma, a w której ósma piętnaście. Nieco go niepokoiło, że przez tak krótki czas nieobecności zdążył zapomnieć tak kluczową dla niego informację. A może było to tylko tymczasowe rozkojarzenie i te wszystkie drobne wspomnienia z czasem wrócą? W każdym razie William głęboko liczył na to, że jednak zdąży. W końcu dzisiaj rozpoczynał się nowy rozdział jego życia, dobrze zatem byłoby udanie go przeżyć.
Na szczęście pomyślał chociaż o tym, by przed wyjściem z pokoju zerknąć na plan i sprawdzić numer sali, w której miały się odbyć zajęcia. I, chwała Bogu, był w stanie skojarzyć gdzie mniej więcej owa klasa się znajdowała. Chwilę później młodzieniec pędził przez nieco opustoszałe już korytarze zespołu szkół Kadic. Jeszcze tylko dwa zakręty, jedne schody i… tak, był na miejscu.
Ufff, tym razem mu się udało: jego koledzy dopiero wchodzili do środka. Zadowolony z siebie William podążył za nimi. Po wejściu lekko się zawahał. Która ławka należała do niego? Ah, tak, oczywiście. Ta na samym końcu klasy, od strony okien – na wpół sobie przypomniał, a na wpół odgadł. Gdy tylko zajął swoje miejsce, zagadała do niego siedząca tuż przed chłopakiem Yumi.
– Jak się czujesz? – zapytała.
– W porządku… Chyba. – odparł krótko. – Jestem tylko trochę zdezorientowany.
– No cóż, biorąc pod uwagę okoliczności, to chyba nie ma w tym nic dziwnego. Ale raczej chodzi mi o to, czy… – zawahała się.
– Chcesz wiedzieć, czy w środku lekcji nie opęta mnie Xana i nie rzucę się na innych? – brunet westchnął. – Nie. Nie czuję jego obecności. A po tych wszystkich miesiącach, podczas których mną kierował, raczej wiedziałbym, gdyby jednak wciąż miał nade mną władzę, prawda?
– Chyba tak… – odparła niepewnie Japonka. Chciała jeszcze coś dodać, lecz wtedy konwersację przerwał im głos pani Meyer.
– No dobrze, wyjmijcie długopisy; kartki, jak zwykle, nie będą wam potrzebne.
Williama gwałtownie się wyprostował i przełknął ślinę, a następnie zwrócił się do dziewczyny
z wyraźnym strachem w głosie:
– Błagam, powiedz mi, że nie piszemy dzisiaj sprawdzianu.
– Nie piszemy dzisiaj sprawdzianu.
– Ufff…
– Piszemy egzamin końcowy.
Chłopak pobladł. Widząc to, dziewczyna lekko się uśmiechnęła i kontynuowała:
– Co, nie myślałeś chyba, że najgorsze już za tobą?

William skończył pisać sprawdzian – o ile można nazwać tak rozwiązanie trzech zadań z dwudziestu – znacznie wcześniej, niż reszta klasy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał najmniejszych szans na zaliczenie. Zrezygnowany brunet podniósł się z miejsca, chwycił stos kartek i ruszył w kierunku pani Meyer.
– Skończyłem. – rzekł i wyciągnął rękę ze sprawdzianem w kierunku nauczycieli.
– Tak szybko? – odparła sceptycznie. – Posiedź jeszcze trochę, może przyjdzie ci do głowy coś jeszcze.
– Nie, nic więcej już nie wymyślę. Naprawdę.
Pani Meyer pokręciła głową z dezaprobatą; nadal jednak nie odebrała od niego egzaminu.
– Niech ci będzie. Wróć na miejsce i poczekaj, aż wszyscy skończą pisać. Tak jak się umówiliśmy, po przerwie dokładnie omówimy wszystkie zadania i podliczymy, ile punktów byście dostali, gdyby był to sprawdzian końcoworoczny. – William zdębiał. GDYBY był to sprawdzian
końcoworoczony?! – Chociaż patrząc na to, że skończyłeś po ledwie trzydziestu minutach, już teraz mogę ci powiedzieć, że jeżeli nie przepracujesz intensywnie następnego miesiąca, to nie uda ci się nadrobić braków i nie zdasz do następnej klasy.
– T-tak, ma pani rację. – wydukał chłopak i wrócił na swoje miejsce. Po drodze storpedował wzrokiem Yumi, która w odpowiedzi szeroko się do niego uśmiechnęła.
A jednak to prawda, że kobiety są bezlitosne.
Gdy zabrzmiał dzwonek, Brytyjczyk natychmiast odwrócił się do Japonki.
– No wiesz co?! Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jest to próbny egzamin końcowy? Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo mnie wystraszyłaś? Przecież wiesz, że nie mam pojęcia, co przerobiliście przez ten czas, gdy wciąż byłem więźniem Xany i…
– Ciszej, bo inni cię usłyszą. – przerwała słowotok dziewczyna. – Zresztą ten dowcip to i tak niewielka kara w porównaniu do tego, ile problemów nam przyniosłeś.
Chłopak szykował się już do wznowienia tyrady, gdy nagle podeszła do nich Anais.
– Mój drogi Williamie, skocz po kawę dla mnie i dla Priscille, dobrze?
– Co? – zaskoczony Dunbar zdenerwował się jeszcze bardziej. Yumi natomiast ze wszystkich sił próbowała powstrzymać się od śmiechu. – A niby dlaczego sama po nią nie pójdziesz?
– Ale o co ci chodzi? – odpowiedziała zdziwiona blondynka. – Przecież do tej pory nigdy nie przeszkadzało ci, że spełniasz nasze… hmmm… drobne prośby. Jak nie chcesz być pomocny, to trudno, ale nie musisz być taki opryskliwy. – zakończyła i wyraźnie naburmuszona wróciła do swojej ławki.
Zdezorientowany młodzieniec nie wiedział, co powiedzieć. Po chwili wykrztusił tylko:
– Yumi, co się… Dlaczego…?
– Oh, zapomniałam ci powiedzieć. – rzekła Ishiyama, gdy w końcu przestała się śmiać. – Widzisz, twój klon, którego podstawił Jeremie, nie należał do najbystrzejszych. Co prawda był w stanie na co dzień w miarę normalnie funkcjonować, ale miał kilka… niedoskonałości. Na przykład, gdy ktoś prosił go o przysługę, nie potrafił odmówić.
– Chcesz powiedzieć, że przez te kilka miesięcy mój klon robił za niewolnika dla reszty klasy?
– Oj, nie przesadzaj: użyłabym raczej słowa “pomagier”. A skoro już o tym mowa, to o ile dobrze pamiętam, twój bliźniak zgłosił się wczoraj na ochotnika do sprzątania sali gimnastycznej, także nie planuj nic na dzisiejszy wieczór.
William zamknął oczy i ukrył twarz w dłoniach. Może służba u Xany wcale nie była taka zła…?

Autor: Mayakovsky

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments