W wielkiej sali jak na razie było pusto. Jedynie na podłodze zaznaczono kredą miesjca, gdzie za kilka godzin miały stanąć okrągłe, przywdziane w biel stoły, a wokół nich krzesła. Z okien zdjęto firanki, z żyrandoli klosze. Jutro miało to już być zupełnie inne miejsce. Pełne życia, świeżych kwiatów. Pełne ludzi.
Na salę weszli przyszli małżonkowie; trzymając się za ręce i żartując cicho. Mężczyzna zamknął za nimi drzwi, kobieta od razu weszła głębiej, rozglądając się.
– Aelita, poczekaj – zawołał za nią mężczyzna. Ona z uśmiechem odwróciła się.
– Nie denerwuj się tak, Jeremy. Przez cały czas mnie widzisz – zaśmiała się, stając obok niego. – Nie ma tu Xany – dodała cicho.
Mężczyzna drgnął na dźwięk tej nazwy i odruchowo poprawił okulary
– To… Jak ci się tu podoba? – zapytał.
-Jest cudownie! – uznała Aelita, łapiąc go za ręce i ciągnąc za sobą. – Ta sala, ten ogród wokół budynku… Przepięknie. Przypomina mi o mamie.
– Na pewno nie chcesz jej jednak zaprosić?
– Tyron by z nią przyjechał. A wiesz. Od kiedy zupełnie zniszczyliśmy jego superkomputer… Dobrze, że nas nie pozwał.
– Moglibyśmy go nie wpuścić – zażartował mężczyzna.
– Chciałbyś awantury? Na weselu? Wystarczy, że Odd się upije i zacznie opowiadać niestworzone rzeczy o równoległych rzeczywistościach.
– Masz rację – zaśmiał się chłopak. – Wystarczy nam Odd… I Xana.
– Daj spokój. Myślisz, że zaatakuje? Przecież prosiliśmy, by się wstrzymał choć ten jeden dzień.
– Właśnie dlatego się boję. Może lepiej będzie wyłączyć Lyoko na czas wesela? W końcu, w razie czego, William może sobie nie poradzić… Nadal mam wyrzuty sumienia, że musi zostać w fabryce.
– Xana tak czy siak ma wiele innych komputerów, z których mógłby skorzystać. A ty pozbawiłbyś nas alarmu.
– Ehh – chłopak wzruszył ramionami. – Jak zwykle masz rację.
Z uśmiechem dał jej szybkiego całusa. Zaśmiała się.
Spletli swoje dłonie i weszli w głąb sali. Jeremy spojrzał za okno, na ogród. Przepiękny widok. Miał nadzieję, że w którymś momencie ucieknie tam z żoną, by spędzić choć chwilę tylko w jej towarzystwie.
– Mogłabym prosić pana do tańca? – zapytała niespodziewanie kobieta.
Jeremy spojrzał na nią.
– Oczywiście, księżniczko – odparł.
Złapał ją delikatnie w pasie. Uśmiechnęli się do siebie.
– Bez muzyki?
– A jak?
Zaczęli się kołysać, potem krążyć po sali. Starali się omijać miejsca, w których miały stać stoliki. Było to trudne. Zostawiono im bardzo dużo miejsca. A może po prostu było aż tylu gości?
Kobieta ucieszyła się na tą myśl. Zobaczy ponownie wszystkich ludzi, których w życiu polubiła. Przyjaciół ze studiów, z Kadic. Wojowników – starych i nowych; rodziców przyjaciół. Zaprosiła też Jima, by opowiadał kolejne niestworzone historie. Zaprosiła kilku nauczycieli, którzy w większym stopniu wpłynęli na jej życie. Zaprosiła jeszcze to małżeństwo z córeczką, które wybudowało się tuż obok Pustelni, którą oni przejęli oficjalnie pół roku wcześniej. I w końcu było jedno puste miejsce.
Dla ojca Aelity, by choć duchem był tu obecny. Na pewno ucieszyłby się, będąc tu.
***
Po jakimś czasie w końcu opuścili salę. Musieli jeszcze obejrzeć kościółek na przedmieściu, w którym mieli brać ślub. Rodzina Jeremiego ich namówiła. Aelita nigdy nie myślała o wierze, czy kościelnym ślubie. Nie pamiętała, czy jej rodzice w coś wierzyli. Nigdy nie zapytała też o to matki, choć rozmawiały często. Ale zgodziła się, ze względu na Jeremiego… A może to była tylko wola ich rodziny?
Weszli do środka. Tutaj już wszystko było ozdobione. Białe kokardy na wiklinowych krzesełkach, donice czekające tylko na świeże kwiaty, które miano przywieść rano. Poza tym, jedynie dwie staruszki klęczały tuż przy ołtarzu, zupełnie nie zwracając uwagi na młodych. Aelita weszła do środka, chcąc wszystko dokładnie obejrzeć, Jeremy czekał przy wejściu. W końcu oboje wyszli i wrócili do nowiutkiego samochodu, który Jeremy kupił za całą jedną wypłatę. Zarabiał naprawdę dużo.
Mężczyzna włożył kluczyk do stacyjki, jednak się zawahał.
– Coś się stało? – zapytała kobieta.
– Boję się, że coś się nie uda. Może Xana, może posypie się coś innego.
– Będzie dobrze. Jeśli chcesz, możemy przecież pojechać do fabryki i wszystko sprawdzić. Zobaczysz, że wszystko jest w porządku.
– Nie wiem, czy chcę tam dzisiaj jechać.
– Na chwilę. Uspokoisz się – zapewniła.
Przez chwilę mężczyzna milczał. Potem odpalił samochód.
– Dobrze.
***
Zatrzymali się przed fabryką. Sprzed bramy widać było kilkoro robotników, którzy kończyli odnawiać tą ścianę. Jeremy kupił teren, kiedy tylko zarobił wystarczająco pieniędzy. Teraz odnawiali tu wszystko, by budynek nie groził już zawaleniem. Niedługo mieli ruszyć produkcję sprzętu elektronicznego… W pewnym sensie cudowna okazja dla Xany, do ataku. Może dlatego nie blokował w żaden sposób inwestycji?
Ostrożnie weszli do środka. Winda była chroniona przez superkomputer. Nikt nie był w stanie się tam dostać, poza oczywiście Wojownikami. Zresztą pracownicy nie interesowali się nią. Jeremy pilnował ich pracy dzięki kamerom.
Zjechali do superkomputera – Jeremy do interfejsu, Aelita do skanerów. Mężczyzna włożył do ucha słuchawkę.
– Jesteś pewna? – zapytał?
– Tak – zapewniła go.
Kilka kliknięć. Jeremy włączył proces wirtualizacji. Po chwili otrzymał komunikat, że Aelita jest już w Lyoko.
– Och! – kobieta krzyknęła.
– Aelita?! Co się stało?! – mężczyzna poderwał się z fotela.
Kobieta śmiała się. Nie spodziewał się tego. Zaskoczony, opadł z powrotem na siedzisko.
– Och, tu jest cudownie. To twoja sprawka?
– Co? – zdziwił się.
Ponownie kilka kliknięć. Widział teraz Lyoko oczyma Aelity.
Znajdowała się w sektorze leśnym. Odzyskali jego kopię po kolejnym włączeniu superkomputera, jednak wszystko tu wyglądało inaczej. Zmieniły się tekstury, ułożenie platform. Na drzewach pojawiły się gałęzie z liśćmi, wyglądającymi jak prawdziwe, kwiaty.
– Uważaj. To może być podstęp – uznał Jeremy.
– Daj spokój. To nie ty robiłeś? – zapytała kobieta, ruszając przed siebie. Rozglądała się wokół.
– Nie. Nie ja. Zdewirtualizuję cię.
– Spokojnie, Jeremy – zaśmiała się. – To na pewno zrobili chłopcy. Wiesz, że coś przygotowywali.
– Aelita, proszę. Nie chciałbym cię stracić.
– Nie panikuj – znów się zaśmiała.
Na horyzoncie pokazała się wieża. Otaczała ją polana pełna kwiatów, a same jej mury porastał kolorowy bluszcz. Wśród jego listków coś się ruszało.
– Co to jest? – zapytał Jeremy.
– Tylko ptaki. Spokojnie – uznała.
Podeszła bliżej. Na chwilę usiadła na fotorealistycznej trawie.
– Przepięknie – przyznała.
Minęło jeszcze kilka minut. Aelita chodziła od wieży do wieży. Było aż nienaturalne, że Xana jej nie atakował. Przecież nie mógł uszanować prośby! Nie. Na pewno coś knuje. Na pewno zaatakuje podczas ślubu. Może powinni poprosić kogoś jeszcze, by tu czuwał? W końcu William nie dezaktywuje sam wieży. Nawet mimo sztucznych kodów, które wgrali każdemu. Może powinien poprosić jeszcze kogoś z nowych? Mężczyzna pokręcił głową. Kogo?
– Wracaj już – poprosił Aelitę.
Chwila ciszy.
– No dobrze. Dewirtualizuj mnie.
Chłopak kliknął enter. Komendę miał gotową przez cały czas. Chwila czekania. Nie mógł się doczekać. Zjechał do sali skanerów.
Aelita wyszła z tego po środku. Wesoła, wyglądało na to, że nic jej nie jest.
– Za bardzo się denerwujesz, Jeremy – uznała.
– Może masz rację – przytaknął jej i poprawił okulary. – Chodźmy już do domu. Za kilka godzin zaczynają się nasze imprezy. Nie powinniśmy się spóźnić.
– Wolałabym spędzić noc tylko z tobą.
– Następna noc będzie nasza… O ile Xana nie zaatakuje.
– Przestań już z tym Xaną – delikatnie pacnęła go dłonią.
Roześmiali się.
Następny dzień miał być idealny i nawet Xana nie mógłby tego zmienić.
Autorka: Ananasims