Lipcowe słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, a wody pobliskiej rzeki wreszcie zaczynały ochładzać powietrze rozgrzane po długim, parnym dniu. Nieliczni przechodnie, którzy mieli nieszczęście kończyć pracę o tak późnej porze, myślami byli już w swoich domach i nie zwracali nawet najmniejszej uwagi na nastolatka, który niespiesznym krokiem kierował się w stronę starego, zardzewiałego mostu. Gdyby któryś z nich poświęcił chwilę, by nieco bliżej przyjrzeć się chłopakowi, z pewnością zwróciłby uwagę na elegancki garnitur, w który był ubrany, oraz głęboką zadumę, w której młodzieniec był pogrążony już od dłuższego czasu. Co bardziej opiekuńczy z nich mogliby nawet powstrzymać nieznajomego przed wkroczeniem do opuszczonej fabryki, do której najwyraźniej zmierzał. Ale, oczywiście, tak się nie stało – ludzie jak zawsze byli zbyt zajęci własnymi sprawami, by zauważyć nietypowość tej sytuacji. Może to i lepiej; w końcu Niemiec wiedział jak mało kto, że w zdewastowanym zakładzie nic mu nie grozi. Już nie.
Od samego rana Ulricha strasznie ciągnęło do opuszczonego budynku, choć zupełnie nie potrafił zrozumieć dlaczego. Dzisiejszy dzień był bowiem szczególny, gdyż zwieńczał jego dwunastoletni okres nauki w Kadic i chłopak nie powinien nawet myśleć o Fabryce, było przecież tyle osób, z którymi chciał spędzić jeszcze choć kilka chwil więcej, tyle spraw, które należało dociągnąć do końca oraz tyle zakątków szkoły i miasta, które pragnął zobaczyć przed wyjazdem ten jeden, ostatni raz. A jednak, pomimo tego wszystkiego, znalazł się właśnie tutaj i niespiesznym krokiem dążył ku historii, którą przecież on sam zgodził się zakończyć. Ale dlaczego? Czemu jako jedyny nie potrafił ruszyć dalej?
Ku zaskoczeniu wszystkich pierwszą osobą, która zostawiła Lyoko za sobą, był Jeremie. Choć, bez wątpienia, z całej ich grupy to właśnie on poświęcił wirtualnemu światu najwięcej czasu, to udało mu się pogodzić z jego utratą w zaskakująco szybkim tempie. Nim minął miesiąc od wyłączenia Superkomputera, Einstein dał się pochłonąć pracy nad zupełnie nowymi projektami i niemal całkowicie zapomniał o niegdysiejszych bojach. Potem przyszedł czas na Yumi: dziewczyna przystosowywała się do nowej sytuacji trochę dłużej, niż Jeremie, ale gdy tylko na pierwszy plan wysunął się temat egzaminów końcowych oraz studiów, Japonka całkowicie straciła zainteresowanie tematem ich dawnych przygód. Oddowi, który nie potrafił się pogodzić z utratą statusu bohatera, przyszło to znacznie, znacznie trudniej, ale w końcu i on przestał wspominać o Lyoko. Aelita… cóż, tęskniła za utraconym ojcem, ale za tym, co doprowadziło do jego śmierci, zdecydowanie nie. Nawet Williamowi udało się zerwać z przeszłością, choć w jego przypadku konieczne okazało się przedwczesne opuszczenie murów Kadic; jak sam twierdził, w Paryżu nie zostało mu już nic, prócz złych wspomnień i pozostanie w nim byłoby dla niego zbyt bolesne.
Bywały okresy, w których również i jemu udawało się zapomnieć o Lyoko: czy to podczas międzyszkolnych rozgrywkach piłkarskich, czy też tych kilku tygodni fascynującego, lecz nieudanego związku z Emily wspomnienia o wirtualnym świecie znikały gdzieś w odmętach jego umysłu. Za każdym razem miał nadzieję, że tym razem to już na stałe, że wreszcie poszedł dalej, tym razem już na dobre… ale to wracało: czasem prędzej, czasem nieco później, ale tęsknota za starymi czasami zawsze na powrót chwytała go w swe objęcia.
Wnętrze Fabryki nie zmieniło się prawie wcale od tego pamiętnego dnia, gdy odwiedził ją po raz ostatni. Konserwatorzy budynków z pewnością określiliby stan budowli jako opłakany, zdaniem Ulricha natomiast był on zaskakująco dobry, zważywszy na to, ile razy jego plecy testowały wytrzymałość poszczególnych elementów jej wnętrza. W powietrzu wciąż tańczyły tumany kurzu, widoczne jeszcze dzięki ostatnim promieniom zachodzącego słońca. Beżowe mury nadal przecinała siatka drobnych, powierzchniowych pęknięć, a zielonkawe metalowe belki cały czas dzielnie podtrzymywały ciemny dach, wysadzany gdzieniegdzie całkowicie już nieprzezroczystymi szybami. Na dole zaś czekała na niego poczciwa, zardzewiała winda, jak zawsze gotowa na to, by zawieźć go do ukrytego laboratorium. Ile to już czasu minęło, odkąd ostatni raz z niej skorzystał? Dwa lata? Więcej?
Ulrich bezwiednie chwycił za linę i powoli zsunął się po niej w dół. Tak bardzo żałował, że nie ma z kim podzielić się trapiącymi go myślami. Jeremie, Odd i Aelita wciąż byli jego przyjaciółmi, lecz w duchu zdawał sobie sprawę z tego, że żadne z nich nie potrafiłoby zrozumieć jego rozterek. A co do Yumi… nie, to była kolejna sprawa, którą powinien zostawić za sobą: skoro nie udało mu się popchnąć ich relacji do przodu, nim Japonka ukończyła Kadic, nie powinien stawiać jej wyżej od pozostałych. Zresztą, obecnie i tak znajdowała się poza jego zasięgiem. Przed rokiem jej rodzina postanowiła wyjechać z Francji, by dziewczyna mogła zdobyć wyższe wykształcenie w swojej ojczyźnie. Nie był nawet pewien, czy kiedykolwiek spotkają się jeszcze twarzą w twarz, toteż obarczanie jej swoimi problemami nie wydawało mu się właściwe.
Odblokowanie windy zajęło mu zaledwie kilka sekund – chłopakowi tyle razy śniło się gorączkowe wstukiwanie kodu, że szczerze wątpił, by kiedykolwiek miał go zapomnieć. Po chwili zmierzał już w głąb starego szybu, pogrążając się przy tym we wspomnieniach dawnych czasów. Wciąż doskonale pamiętał tę ciekawość zmieszaną z nutką zaniepokojenia, która towarzyszyła mu podczas pierwszej podróży tą starą maszyną; Jeremie nie wyjawił mu wtedy jeszcze, dokąd właściwie zmierzają. Albo ten dzień, gdy Xana uwięził go w środku wraz z Sissi. Kto by wtedy pomyślał, że opatrzenie jego złamanej ręki nie będzie jednorazowym wybrykiem i kilka lat później dziewczyna postanowi zostać pielęgniarką? Albo tą jedną przejażdżkę, kiedy Jim – tak, Jim! – towarzyszył im jako pełnoprawny członek grupy. Do dziś Ulrichowi zdarzało się zwrócić do niego per “Jimbo”, co zawsze wywoływało w nauczycielu sporą konsternację. Albo…
Winda zatrzymała się z przenikliwym zgrzytem, a jej drzwi powoli się rozsunęły; Niemiec dotarł na miejsce. Gdy tylko chłopak przekroczył próg pomieszczenia klapy w podłodze rozsunęły się, uwalniając przy tym snopy jasnego, białego światła, a Superkomputer nieśpiesznie wychynął ze swojego bezpiecznego schronu – zupełnie jakby od chwili jego wyłączenia nie minęła nawet godzina. Coś jednak wydawało mu się nie do końca w porządku, choć nie potrafił określić co. Dopiero po dłuższym momencie uzmysłowił sobie, o co chodzi: w przeciwieństwie do reszty Fabryki, to piętro pozostawało nienaturalnie wręcz czyste. Na podłodze nie dostrzegł ani śladu brudu, którego przez tyle lat musieli przecież nanieść całkiem sporo, ani nawet kurzu, który na powierzchni przykrywał każdą choć trochę płaską powierzchnię.
“Xana”, pomyślał natychmiast, a jego ręka błyskawicznie powędrowała do kieszeni. Nim jednak zdążył wyciągnąć z niej komórkę, by czym prędzej powiadomić o swoim odkryciu pozostałych, młodzieniec uzmysłowił sobie, że ta teoria było całkowicie pozbawione sensu. W końcu, gdyby ich wróg faktycznie miał powrócić, to czy traciłby czas na coś tak trywialnego jak sprzątanie? Nie, wytłumaczenie musiało być inne. Przez głowę zdążyła mu jeszcze przebiec myśl, że może to ktoś obcy odkrył ich tajemnicę, nim w końcu dotarło do niego, jak było naprawdę: na podłodze, tuż obok drzwi windy, dostrzegł bowiem niewielki bordowy koc, drewnianą miotełkę oraz bardzo dobrze mu znaną zabawkę.
Ulrich pochylił się, delikatnie chwycił leżącego na ziemi Pana Pucka i westchnął przeciągle. Chłopak po raz pierwszy pomyślał o Superkomputerze nie jako o siedlisku ich odwiecznego wroga czy narzędziu umożliwiającym mu przeżywanie przygód w Lyoko, lecz jak o monumencie upamiętniającym jego twórcę. W duchu poczuł nawet lekkie wyrzuty sumienia; jak mógł nie pomyśleć wcześniej, że Aelita będzie czuła potrzebę odwiedzania Fabryki? Później będzie musiał się zastanowić, czy powinien porozmawiać o tym z dziewczyną, czy pozwolić jej zachować ten mały sekret dla siebie. Póki co jednak…
Czarna, metalowa dźwignia na tle innych, znacznie bardziej futurystycznych elementów maszyny wypadała boleśnie wręcz prozaicznie; ot, zwykły kawałek żelastwa, na którym powoli zaczynały pojawiać ślady rdzy. Dzisiaj jednak ten niepozorny uchwyt przyciągał Ulricha niczym magnes, mamiąc go wizją powrotu do starych, dobrych lat. Cóż z tego, że były one cholernie niebezpieczne, skoro jednocześnie wydawały się tak… proste? Niezależnie od tego, na jak trudne przeszkody natrafiali, przyświecający im cel zawsze pozostawał wyraźnie widoczny. Ulrich nigdy nie musiał się zastanawiać ani nad tym co robi, ani nad sensem swoich działań; wystarczyło, by jego ostrze dosięgnęło wystarczająco dużą ilość potworów, a Aelita dotarła cała do wieży.
I chyba właśnie to pozostawało sednem jego problemu. Teraz bowiem, gdy czas Wojowników bezpowrotnie przeminął, nie było już oczywistej mety, do której mógł zmierzać, a każdy nowy kierunek, jaki mógł obrać, wydawał się całkowicie nieistotny w porównaniu do ratowania świata przed Xaną. Ulrichowi ciążyła myśl, że najważniejszą część swojego życia ma już za sobą; bo jeżeli faktycznie tak było, to czy mógł zrobić cokolwiek innego, niż spróbować do niej powrócić?
Prawa dłoń chłopaka spoczęła na dźwigni, lecz nim Niemiec zdążył uruchomić Superkomputer, w jego kieszeni zawibrował telefon. Ulrich zawahał się; miał szczerą ochotę odrzucić połączenie, bo zdecydowanie nie był w nastroju na jakiekolwiek rozmowy. Z drugiej strony jednak jego przyjaciele nie zasługiwali na to, by ich tak bezceremonialnie zignorował, a rodziców po prostu nie opłacało się niepotrzebnie drażnić – niedługo miał wrócić pod ich dach, więc powinien chociaż spróbować pozostać z nimi w poprawnych stosunkach. Ostatecznie, gdy dźwięk dzwonka rozbrzmiał po raz piąty, brunet puścił wajchę, wyjął komórkę z kieszeni i odebrał połączenie.
– Halo? – odezwał się pierwszy, starając nie okazywać w swoim głosie niechęci.
– Cześć. – odpowiedział kompletnie mu nieznajomy, ale sympatycznie brzmiący dziewczęcy głos. – Czy dodzwoniłam się do Ulricha Sterna?
– Przy telefonie. – odparł już nieco mniej przyjaźnie, żałując, że nie sprawdził numeru dzwoniącego przed odebraniem. – O co chodzi?
– Uhmmm… – zmieszała się jego rozmówczyni, słysząc zmianę w jego głosie. – Nazywam się Alicia Backer. Nie znamy się jeszcze, ale od przyszłego semestru będziemy razem studiować; znalazłam Twoje nazwisko na liście wstępnej.
– W porządku. I co?
– To znaczy… – po zdawkowej odpowiedzi chłopaka dziewczyna zdeprymowała się jeszcze bardziej. – Nigdy jeszcze nie mieszkałam w innym kraju i… uhm… bardzo się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że na kierunku będzie inny Niemiec. Pomyślałam, że fajnie byłoby zapoznać się już teraz, więc poprosiłam uczelnię o twój numer. Wybacz, powinnam była wpaść na to, że będę ci tylko niepotrzebnie zawracać głowę…
Ulrich miał już się rozłączyć, gdy jego wzrok po raz kolejny spoczął na Panu Pucku, którego wciąż trzymał w swojej prawej dłoni. Chłopak przymknął oczy i uśmiechnął się z nostalgią: niespełna pięć lat temu to właśnie taka sytuacja okazała się początkiem jego wielkiej przygody. Gdyby tamtego pamiętnego dnia nie naciskał na Jeremiego i zajął się własnymi sprawami, całe jego życie potoczyłoby się znacznie inaczej i chociaż teraz czuł się mocno zagubiony, nigdy nie zamieniłby tamtych dni na jakiekolwiek inne. Rzecz jasna, nic dwa razy się nie zdarza; niezależnie od tego, jak bardzo by chciał, w jego życiu nie będzie już następnego Lyoko czy kolejnego Xany. Ale skoro i tak nie widział żadnego światełka w tunelu, może powinien pozwolić ponieść się fali raz jeszcze i zobaczyć, dokąd go zaniesie?
– Ulrich? Jesteś tam jeszcze?
– Jestem. – powiedział, odkładając maskotkę na jej poprzednie miejsce. – Wiesz co? W sumie to nie jest taki zły pomysł.
Po kilku minutach Ulrich ponownie znalazł się na moście. Jego nowa znajoma zdawała się być niezwykle intrygującą osobą, a rozmowa kleiła się wręcz wyśmienicie.
– Alicia? Przepraszam, że na początku byłem taki oschły. – rzucił w pewnym momencie.
– Zdarza się. Pewnie miałeś ciężki dzień, co?
– Ciężki? – spytał, po raz ostatni spoglądając w stronę Ile Seguin. – Och, wręcz przeciwnie.
I wszystko skończyło się tak, jak się zaczęło: pod bezmiarem rozgwieżdżonego, bezchmurnego nieba, w cieniu rzucanym przez masyw opuszczonej Fabryki, pośród cichego szumu leniwie płynących wód Sekwany, na progu nowego, nieznanego świata.