Marzanny

16:15
Cyfrowe powietrze drżało gniewnie rozjuszone przelewającymi się przez pustynną martwą ciszę pulsacjami. Niemy ryk XANY odbijał się obezwładniającym grzmotem wewnątrz pustych, wiążących w sobie jedynie świadomości Wojowników Lyoko powłok, przenikając do głębi wszelkie wirtualne struktury na swojej drodze. Oddowi della Robbii skojarzyło się to z odczuwanymi przez tłumy na hali koncertowej wibracjami biegnącymi po ziemi ze sceny, kiedy gitara basowa jego ojca przyłączała się do pozostałych instrumentów, doprowadzając membrany ogromnych wzmacniaczy na skraj ich możliwości.
Zawieszone gdzieś daleko, poza zasięgiem zaprogramowanych lata temu zmysłów, wirtualne słońce świeciło jakby ostrzej niż zwykle. W powietrzu drżącym jak rozgrzane wyobrażonym żarem, pozbawionym parametru ciepła opuszczonego w pośpiesznym ożywianiu Lyoko, promienie światła rozbijały się o chropowaty pancerz kraba i miotały we wszystkie strony karykaturalne cieniste klony potwora.
Choć samotna maszyna otoczona z czterech stron nie została obdarzona przez swojego pana wolną wolą pozwalającą jej się poddać w beznadziejnej sytuacji, w jej programie wbudowane były dążenie do przetrwania i podstawy strategii. Wobec tego krab nie odważył się poruszyć żadnego z odnóży choćby o cal, a jego obrotowy talerz uzbrojony w naładowane potrójne działko laserowe powoli przesuwał celownikiem od Wojownika do Wojownika.
Z każdą chwilą pyliste platformy Sektora Pustynnego bledły w oczach Odda w słonecznym blasku. W pewnym momencie zaczęły wraz z powietrzem nabierającym brudnej, piaskowej barwy gnać jak szalone tuż poza pole widzenia Włocha. Nie spotkane od ponad roku wycieńczające dreszcze towarzyszące Wizji Przyszłości zdołały zagłuszyć nawet przenikające do głębi pulsacje aktywnej wieży. Z chmury piasku i świateł wyłoniła się znajoma twarz młodej, piętnastoletniej dziewczyny, której zdrową brązową karnację egzotycznie dopełniały jasne włosy. W jej oczach figlarnym błyskom towarzyszyło niewyraźne odbicie. Gdy Odd skupił wzrok na tyle, na ile było możliwe, dostrzegł coś jeszcze – cienie pożerające zachłannie i przerażająco najpierw tęczówki, potem źrenice dziewczyny. Nim wizję całkowicie zastąpiła ciemność, odbicie wybuchło krwistą czerwienią wypalając obraz w mózgu della Robbii.

16:16
– Odd? Wszystko OK? – rozbrzmiał z głośników przetworzony głos Jeremy’ego.
Włoch przy wychodzeniu ze skanera prawie się potknął przez czerwoną mgłę zasnuwającą mu oczy. Przystanął i przymknął powieki, pozwalając żeby osobliwy wirtualny powidok powoli zgasnął. Nim jednak chłopak odzyskał prawidłowe widzenie, “przyjrzał się” dokładnie odbitemu na siatkówce wzorowi z oczu dziewczyny. Rozmazane linie układały się bez wątpienia w cyferblat i wskazówki na pozycjach odpowiadających godzinie 18:41.
Szum poprzedzający końcową fazę rematerializacji ostrzegł Odda by odstąpił od rozgrzewających się maszyn. Z wentylatorów w górnych częściach komór buchnęły obłoki chłodziwa, które przed sekundą zapewniło bezpieczny powrót z Lyoko Ulrichowi, Yumi i Aelicie.
– Co się stało, stary? Postanowiłeś Oddać tego kraba walkowerem? – zażartował Stern, ale uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy usłyszał kolejne słowa Jeremy’ego.
– Lepiej poczekaj z żartami, Ulrich. Chodźcie tu wszyscy na górę.
Już kilkanaście sekund później stali zebrani dokoła stanowiska dostępu w sali kontrolnej i wpatrywali się w centralny monitor. Z całej czwórki jednak tylko Aelita wiedziała, co pokazuje im Francuz, choć Yumi po ostatnich ćwiczeniach z obsługi superkomputera też miała swoje podejrzenia.
– Ten błąd pojawił się w kodzie Odda na ułamek sekundy nim trafił go krab – zaczął Jeremy i zwrócił się bezpośrednio do della Robbii – Skoro już jesteś na Ziemi i nie odczuwasz żadnych efektów ubocznych – przy tych słowach Włoch skinął głową na potwierdzenie – powinniśmy być ostrożni i zbadać tą anomalię, zanim spróbujemy ją wyłączyć. Zaraz zajmiemy się tym z Aelitą, do kolacji powinno być wszystko jasne. Nie ma sensu, żebyś tu teraz zostawał, zawołamy cię, jeśli tylko będziesz potrzebny.

17:48
Po podwórku niosły się radosne głosy głupich zabaw i jeszcze głupszych plotek. Wieczór był wyjątkowy ciepły, więc zamiast czekać na kolację w budynku, większość uczniów spędzało go przyjemnie w parku. Jednym z wyjątków byli Jeremy i Aelita, którzy nadal nie zadzwonili z fabryki. Innym był sam Odd.
Włoch siedział samotnie w pokoju i błądził palcami po klawiaturze telefonu. Coraz wolniej wciskał kolejne klawisze budujące nieco bezczelne i do granic oczywiste romantyczne zaproszenie na wspólne wyjście. Odd spojrzał krytycznie na napisany niemal bezwiednie tekst i zapisał go jako wersję roboczą, a następnie wybrał numer z listy kontaktów. Już miał wcisnąć zieloną słuchawkę, ale zamarł z kciukiem nad klawiszem, tak jak kilkukrotnie w ciągu ostatnich lat.
Wyrwany z zamyślenia aż podskoczył, gdy niespodziewanie radosny Ulrich otworzył drzwi.
– Hej, zaraz kolacja, nie idziesz? – spytał, a gdy zerknął przyjacielowi przez ramię na wyświetlacz rzucił się na łóżko obok niego.
– Co za Janet? Ta mała z 6c? Serio?!
– Nie, co ty. Trzeba mierzyć wysoko! – odparł teatralnie oburzony Odd. To… ktoś inny. Spoza Kadic.
– To dawaj, dzwoń, i idziemy na kolację.
Della Robbia spojrzał pustym wzrokiem na telefon i mruknął.
– Obawiam się, że to ta jedna, która nie odbierze od Odda Wspaniałego.
– Ta “jedna”? – parsknął Ulrich – Chcesz powiedzieć, że kto ma na drugie imię Janet? Claire, Kelly czy Magarie?
Widząc, że Odd się waha i niewiele rozumiejąc z całej sytuacji Stern sięgnął Włochowi przez ramię i wybrał połączenie. Blondyn nie protestował.
Razem przeczekali w ciszy trzy sygnały, potem połączenie zostało zerwane z drugiej strony.
– To nie brzmiało zachęcająco – przerwał w końcu ciszę Ulrich.
– Nie – odpowiedział Odd już weselszym, mniej przygnębionym głosem. – Chodźmy na kolację, umieram z głodu. Całe szczęście, że Jeremy musi mnie naprawić i zostawić mi swoją porcję!

18:27
– Hej, Einsteinie – zawołał przy wyjściu z windy Odd.
– Hej – odkrzyknął Jeremy nie przerywając energicznie stukać w klawiaturę. – Aelity nie ma, stwierdziła, że pójdzie jeszcze na chwilę do stołówki.
Włoch podszedł do interfejsu i uwiesił się na oparciu fotela.
– Wiem, właśnie ją minąłem – urwał i spojrzał na przeskakujące po ekranie okienka z kodem. – Co jest ze mną nie tak?
Jeremy odepchnął się z całym fotelem od klawiatury i zaczął rozmasowywać dłonie.
– Prawdę mówiąc, nie wiem. Ta anomalia, która się pojawiła przed twoją rematerializacją, jest jakimś programem związanym z Powrotem Do Przyszłości, ale samonadpisującym się. Próbowałem go wyłączyć, ale program po prostu się przepisuje i nie odpowiada na załączone komendy systemowe. Dodatkowo wygląda jakoś znajomo, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie go widziałem.
Odd się zawahał, ale zaryzykował strzał:
– Nie jest przypadkiem podobny do Wizji Przyszłości?
Jeremy spojrzał podejrzliwie najpierw na przyjaciela, później na kod.
– Faktycznie, nie wiem, jak mi to umknęło. No i nie wiedziałem, że interesowałeś się swoim kodem.
Odd zamyślony zignorował pytającą sugestię Belpoisa i zagadnął siląc się na lekki i bagatelizujący ton:
– Jak daleko od superkomputera możesz stworzyć spektrum, takie jak w replikach?
Francuz postanowił przemilczeć zaskakującą zmianę tematu.
– Generalnie daleko nam do precyzji XANY, więc potrzebujemy aż 10 metrów od samego komputera, żeby skupić wiązki promieniowania, a biorąc pod uwagę fluktuacje pola spektra polimorficznego mogę was wysłać najbliżej jakieś 15 metrów od repliki. Oczywiście byłoby to zbyt ryzykowne, więc…
– A najdalej? – wszedł mu w słowo Odd.
Belpois uniósł znacząco brwi, ale kontynuował:
– Jakieś 10, może 12 kilometrów.
Odd skinął głową na znak, że zrozumiał, i wolnym krokiem ruszył do windy. Przez głowę Jeremy’ego przelatywały setki myśli, ale w końcu odrzucił pytania na bok i z westchnieniem dodał jeszcze:
– Ale jeśli chodzi o przesłanie samego obrazu i dźwięku… nie liczyłem dokładnie, ale może nawet ponad 900 kilometrów.

18:38
Korytarze oddziału onkologicznego szpitala w Mediolanie pogrążone w ciszy i ciepłych promieniach zachodzącego słońca miały w sobie jednocześnie coś z przytulnego domu, do którego wróciło się wieczorem po całym dniu pracy, jak i z gotyckiego dworu z koszmaru.
Dzięki temu, że Jeremy zdołał zaprogramować precyzyjne koordynaty, Odda od celu dzieliło raptem parę kroków. Prawie minutę zmuszał się, by otworzyć drzwi do pokoju 403, a kiedy wreszcie wyciągnął rękę w stronę klamki, jego dłoń przeszła na wylot przez zamek. Pomimo powagi sytuacji nie był wstanie powstrzymać lekkiego uśmiechu. Choć jako spektrum nie było mu to potrzebne, wziął głęboki oddech i przeniknął przez zamknięte drzwi.
Pokój nie różnił się niczym od wszystkich szpitalnych salek, jakie Odd widział w życiu. Jego lokatorka za to wyglądała inaczej, niż chłopak ją zapamiętał. Dziewczyna z wizji leżała na boku zawinięta w białą pościel. Jej miodowa niegdyś skóra przybrała niezdrowy, blady odcień, włosy dawno zniknęły i nie zdążyły nawet zacząć odrastać po poprzedniej terapii.
Dziewczyna nie spała. Pusty wzrok miała wbity w zachodzące za oknem słońce.
– Hej, Jenn.
Przez długą chwilę Janet della Robbia nawet nie drgnęła, tak że Odd zaczął podejrzewać, że siostra go nie usłyszała. Już miał się ponownie odezwać, gdy dziewczyna poderwała się z łóżka i wybuchnęła śmiechem. Był to głośny, udręczony, pełen rozpaczy śmiech, zakrawający na obłęd.
– Nie do wiary! Czy to nie przezabawne, Chudzielcu? Nie odbieram od ciebie telefonu, ale tak bardzo pragnę z tobą porozmawiać, że przychodzisz do mnie nawet we śnie!
Odd podszedł do łóżka i usiadł obok dziewczyny.
– Janet, to ja, naprawdę tu jestem – powiedział, ale nie usłyszał własnego głosu.
– Jeremy, jesteś tam? – spytał zaniepokojony, ale ponownie nie dosłyszał ani swoich słów, ani żadnej odpowiedzi.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Skoro jesteś w mojej głowie, to wiesz wszystko, Chudzielcu. I jesteś tu, żebym to ja poczuła się lepiej, tak? No to masz: wiesz, myślałam, że to przechodzi. Ta zazdrość, ta niesprawiedliwość. No bo jak to jest, że jeden głupi organ od hormonów, ta sama rodzinna przypadłość sprawia, że ty zostałeś Chudzielcem, a ja trupem z zestawem powikłań? Ale nie przechodzi. Teraz tak strasznie nienawidzę tego, że jesteś moim bratem. Mogłeś być kimkolwiek, ale to właśnie bliźniak musi być ucieleśnieniem życia, jakie chcę!
Urwała i wzięła kilka głębokich wdechów, podczas których cichy śmiech wciąż wydobywający się z jej piersi przeszedł w jeszcze cichsze łkanie.
– No i wiesz też, że cię kocham, nie? Tak strasznie… Boże.
Janet z trudem wyplątała się z pościeli i chwyciła telefon. Nerwowo drżącymi rękami wybrała numer, w który Odd rozpoznał swój własny. Dziewczyna usiadła na skraju łóżka, tuż obok brata i nasłuchiwała głuchego sygnału, z każdym impulsem coraz głośniej płacząc.
Odd wstał, szarpał się za włosy, coś krzyczał. Nie słyszał, co.
Gdy w końcu rozbrzmiał komunikat operatora, rzeczowy głos z nagrania nie był dość głośny, by przebić się przez szloch Janet. Telefon poszybował przez całą długość pokoju i rozbił się o ścianę w drobny mak.
Dziewczyna rzuciła się cała we łzach na łóżko. Odd próbował jeszcze ją dosięgnąć, ale jego dłoń przeszła na wylot przez jej. I rozpadł się w cyfrowym proch.

18:42
Odd siedział na dnie skanera z przymkniętymi oczami, oparty o ścianę komory, z okropnym bólem głowy. Gdy zebrał się, by unieść powieki, ujrzał nachylonego Jeremy’ego z zatroskanym wyrazem na twarzy.
– Wszystko OK, Odd? Przez tak ogromną odległość wystąpiły zakłócenia przekazu. Ale anomalia zniknęła, ta dziwna Wizja Przyszłości. Już po wszystkim.
Della Robbia wyciągnął z kieszeni telefon. Wskazywał 18:42, minutę po czasie.
– Tak, już po wszystkim – powiedział wolno wpatrując się w migający komunikat o nieodebranej rozmowie. Po chwili jego wzrok powędrował niżej, na okno z zapisaną wersją roboczą SMSa. Na ekranie świeciły się dwa przyciski. Odd zdecydowanym ruchem wcisnął “Wyślij” i wyszedł ze skanera.
Jeremy nie był pewien, czy jeszcze chwilę temu widział na twarzy przyjaciela łzy, ale teraz nie było po nich śladu.
– Czyli wszystko OK. Dzięki za wszystko – klepnął Francuza w ramię i ruszył do windy. – Do zobaczenia jutro rano!

Autor: Qazqweop

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments