[Dla lepszego wczucia się w klimat: https://www.youtube.com/watch?v=4E-_Xpj0Mgo]
Niejeden raz bywa, że człowiek przed przebudzeniem się słyszy dźwięki rzeczywistego otoczenia. Nim chłopak otworzył swoje oczy, jego świadomość rejestrowała wiejący dookoła wiatr. Obudził się. Przez chwilę nie specjalnie się ruszał, słuchał jak wiatr szumił w jego uszach. Podniósł powoli swoją głowę, przed sobą zobaczył pustynną równinę aż po horyzont.
Był w Lyoko, nazywał się Lenny. Więcej nie pamiętał i nie potrzebował pamiętać. Nie zrozumiałby po co miałby wiedzieć więcej, podskórnie przecież czuł że istnieje tylko Lyoko, nie ma niczego więcej. Lenny spojrzał w prawo, zobaczył jak gdzieś w oddali dumnie prężą się słupy kolumn z piaskowca. Po lewej wysoki kanion z doliną pośrodku, za sobą zaś pustynna równina. Chłopak wstał ostrożnie. Zdał sobie sprawę że nie wie co zrobić, ani dokąd iść, ani po co iść. Dolina wydawała mu się ciekawa, ruszył więc powolnym krokiem.
Ciemno-pomarańczowe ściany pięły się wysoko po obu stronach spacerującego Lennego. Wiatr szumił tak wyraziście. Gdzieś po prawej zobaczył, jak z urwiska wyrasta zeschnięty pień drzewa. Wychodził poziomo by za moment piąć się pionowo ku niebu. Idąc dalej zauważył jaskinię po lewej. Jej koliste, szerokie wejście kryło w sobie małą aczkolwiek przestrzenną jamę. Blond włosy nie bardzo się tym zainteresował. Szedł dalej, aż dolina zrobiła się większa. Na horyzoncie zobaczył posturę jakiegoś mężczyzny. Lenny uznał że kolega może mieć 24 lata. Skierował się ku nowej postaci. Ten jednak, – wydawałoby się – ubrany w strój mechanika, zauważywszy Lennego zaczął uciekać ile sił w nogach.
Lenny nie myśli nad tym jakoś specjalnie, po prostu goni kolegę. Skierowali się na wschód , teren zaczął coraz bardziej się zawężać aż przybrał kształt korytarzy. Mechanik zatrzymał się. Skierował swój wzrok na prawo, za przepaścią pod którą reflektowało cyfrowe morze była następna droga. Skoczył, szczęśliwie wylądował. Lenny się zatrzymał, obserwował tylko jak brązowo-włosy ucieka w siną dal.
Nasza postać odwróciła się i znowu udała się na wędrówkę. Wiatr tak bardzo przygłuszał myśli. Powrócił na bezpieczną, pustynną równinę w dolinie. Przed sobą widział rząd wysokich głazów. Powoli się tam skierował. Mijając je widział, jak jeden kamień piętrzył się na drugim. Na szczycie każdy z nich był bardziej wypłaszczony, Lenny był pewien że można by było się bezpiecznie na nie wspiąć i potem skakać z jednego na drugi. Szedł jednak dalej, powoli, obserwując rosnące wokół niego rzędy kolumn, przypominające jakoś na swój sposób las.
Rozglądał się wokoło. Zza jednej kolumny dostrzegł dziewczynę, stała nad krawędzią świata. Zmienił kierunek swojej wędrówki, bez pośpiechu do niej podążał. Ta nie ruszała się nawet na moment. Wciąż patrzyła się jakby w jeden punkt, prosto w Cyfrowe Morze.
Lenny stanął obok niej. Oboje obserwowali, jak hologram przypominający zbiornik wodny faluje, mieniąc się różnymi odcieniami. Nie odzywali się przez kilka minut ani słowem. Wysoce pochłonięta tym widokiem dziewczyna – ubrana w biały kitel laboratoryjny – zwróciła się do Lennego:
– Czy wiesz co tam jest? – zapytała nie odwracając wzroku nawet na moment.
– Nic, tam nie ma nic. – Odpowiedział naturalnie Lenny.
Dziewczyna jeszcze chwilę się wpatrywała.
– A więc będę ja. – Rzekła, powoli przechylając się ku krawędzi. Wyprostowała swoje ramiona i spadła w przepaść. Leciała kilka chwil, Blondyn dokładnie ją obserwował. Uderzyła w taflę hologramu, fala poniosła się przez cyfrowe morze. W środku kolistych fal zaczęło jaśnieć, aż wysoki słup światła wyrwał się ku niebu. Przygasł i już się nie pojawił. Lenny przypatrywał się chwilę, odwrócił wzrok i udał się w dalszą wędrówkę.
Szedł dalej lasem wysokich kamieni. Dolina poczęła się kończyć, rozszerzając swoje ściany coraz bardziej. Kolumny wciąż ciągnęły się pewien kawałek, chociaż dało się już zarejestrować w oddali rozpoczynające się pustkowie. Po prawej stronie, na szczycie jednego wysokiego głazu Lenny zauważył mężczyznę odzianego w wojskowy mundur. Wzrok miał skierowany w niebo, nigdzie więcej nie chciał go skupiać. Lenny przeszedł koło niego, w ogóle nie zwracając na niego uwagi. To po prostu było normalne, ten chłopak chciał zostać sam.
Blondyn wyszedł w końcu na równinę. Przed nim świat zaczął zwężać swoje podłoże by gdzieś daleko, aż po horyzont ciągnął się przeplatającymi się korytarzami. Po prawej widział jak ściana kanionu pięła się wysoko, pod nią znajdowała sie wąska droga. Dało się zauważyć jak ciągną się z niej postury sześciu postaci. Biegły ile sił w nogach. Lenny przypatrywał im się uważnie, nie ruszając się z miejsca. Postacie coraz bardziej rosły w oczach. Na przedzie dziewczyna w piżamie, za nią chłopak w fioletowym kaftanie oraz jeszcze jeden w niebieskim. Za nimi dwie dziewczyny w czerwonych, krótkich sukienkach a na tyłach człowiek zakuty w zbroję.
Blondynka w piżamie skoczyła na Lennego. Przewróciła go razem ze sobą, Lenny wylądował na plecach. Widział jej opadające, długie włosy.
– Hej, szukamy słońca, idziesz z nami? – Zapytała szczęśliwie.
– Słońca? Co to jest? – Zapytał się nie zaciekawiony Lenny.
– Taka kulka, świecąca, wiedza i wolność! – Uśmiechnięta od ucha do ucha wydukała szybko.
– Tam jest. – Odpowiedział bez cienia wątpliwości blondyn, podnosząc ramię i wskazując kciukiem las głazów z którego dopiero co wyszedł. – Na samym końcu, za doliną, za kolumnami piaskowca.
– Chodź z nami, znajdziemy je razem! – Namawiała koleżanka.
– Nie czuję takiej potrzeby. – Odmówił Lenny.
Dziewczyna podziękowała, wstała uwalniając chłopaka i znów razem ze swoją grupką udała się w galop. Blondyn leżał tak dziesięć minut, wsłuchując się w wiejący wiatr. Mógłby tak leżeć całymi dniami. Przypomniał sobie o krzyżujących się drogach. Wstał, gdzieś tam w oddali rysował się następny ląd. Udał się w kolejną wędrówkę, ku wąskim korytarzom nad cyfrowym morzem. Ubrany w czerwony kontusz oddalał się, malejąc co rusz w naszych oczach. Jego postura malała i malała, aż po wielu minutach całkowicie zanikła w oddali horyzontu.
Wiatr wciąż tak bardzo wiał. Nikt nie wiedział dlaczego wszyscy znaleźli się w Lyoko. Nie wiedział tego Lenny, nie wiedział tego Oficer, nie wiedziała tego Pani Naukowiec. W sumie nawet nie było sensu zadawać tego pytania, przecież znajdowali się tu tak jakby od zawsze.
Autor: Wyklęty