Ja – geniusz

Zostałem na ziemi sam. Spóźniłem się. Zawiodłem. Do Lyoko poszedł nawet Jerry. Teraz ja przerażony, patrzyłem na jego znikające punkty życia. Nikogo już tam nie było. Ani tutaj. Aktywna wieża zgasła, jakby nigdy jej nie było.
– Co, może ci przykro?! – krzyknąłem, zapłakany, do komputera. Osunąłem się z płaczem na podłogę. Karty postaci bezpowrotnie zgasły. Łkałem, gryząc wargi. Ale nie mogłem płakać.
Nie mogłem się poddawać. Wstałem, wściekły i opadłem na krzesło. Skrzypnęło, ale to dobrze. Mało razy widziałem, jak Jeremy siada tutaj? Jak pracuje? Czy krzesło też może płakać? Jeremy pracował nad pokonaniem Xany równie ciężko jak pozostali. Może nawet ciężej. I jakimś cudem rozumiał te znaczki. Rządki, kolumny… Wszystko dla mnie obce. A przecież, gdybym się starał, też bym to rozumiał. Tak jak Jerry. No, ale ja wolałem się bawić.
Byłem lepszy od większości ludzi. Może nawet mądrzejszy od Belpoisa. Pierwsze klasy przeszedłem jak burza. Konkursy, stypendia. Dostałem nawet wyróżnienie od prezydenta kraju, w którym kiedyś mieszkałem. Ale ta droga nie była tak kusząca, jak ta, którą podążyłem później.
Kłopoty zaczęły się, kiedy poznałem dziewczynę. Wcześniej, owszem, znałem już kilka, ale nie chciały się ze mną zadawać. Ona była inna. Nowa w szkole. Mieszkałem już wtedy od roku we Francji. Ona dopiero przyjechała. Nazywała się Samantha. Była śliczna. Ciemna skóra, oczy, włosy. Patrzyła się na mnie jak na któryś tam cud świata. Niestety, prawie od razu wciągnęła mnie na swoją drogę. Zaczęły się wagary. Oceny spadły, a jedyne konkursy, jakie mnie teraz obchodziły, to te z jazdy na deskorolce. Do Kadic trafiłem już jako wesoły nieuk, który od wszystkich ściąga. Dobrze chociaż, że trafiłem do Lyoko – inaczej nie miałbym już żadnej motywacji, by pozostać w tej szkole.
Przyglądałem się znakom dobrą minutę. Potem leniwie położyłem palce na klawiaturze i zacząłem pisać. Tak po prostu zrobiłem to, czego Jeremy uczył się od odkrycia komputera. Ale przecież widziałem go przy pracy. Zdarzało mi się nawet pomagać mu przy pisaniu, choć zwykle na niewielką skalę. Ale Jeremy wszystko mówił. Całej naszej ekipie tłumaczył, co robi, co musi zadziałać. Jakby przeczuwał, że kiedyś się to przyda.

Zaciąłem się. Po tych kilku standardowych linijkach, które dawały dostęp do plików komputera, nie wiedziałem co pisać. Jednak po chwili komputer sam przyszedł mi z pomocą. Zobaczyłem ten folder, gdy miałem wrócić do płaczu. Nierozkodowane pliki. No tak, Jeremy miał się tym zająć następnego dnia. Instrukcja. O ile pisanie bez niej było trudne, to rozkodowanie jej – banalne. Szybko rozeznałem się w plikach. Było tam wszystko opisane. Wszystkie kody, wszystkie ewentualności… Jednak tego Hopper nie przewidział. Cóż, nikt nie jest idealny. Nikt, oprócz Odda Wspaniałego.
Chociaż w plikach nie znalazłem tego, czego potrzebowałem, szybko napisałem to ze skrawków, które miałem. Wyszukałem kilka starych programów. Materializacja Aelity… Nie wiedziałem, że Jeremy to tu ma, ale bardzo się ucieszyłem. Po kilku minutach rozpoznawałem już większość komend, a pozostałe kopiowałem, lub się ich domyślałem. Znaczki zaczęły się układać w logiczną całość. Nie chwaląc się, Xana też był najwyraźniej pod wrażeniem, bo na aktywowanej chwilę wcześniej wieży utrzymywał widmo, które jedynie patrzyło zaskoczone na moją pracę. Jakby ten głupi program nigdy nie widział człowieka!!!
Praca zajęła kilka godzin. Nie obchodziło mnie już, czy ktoś mnie szuka, czy rodzice czekają na mnie pod szkołą, jak obiecali. Pisałem. Chciałem wszystko zawrzeć w jednym programie, żeby wrócili wszyscy na raz. Chciałem i mogłem. Widmo nadal stało nade mną i wciąż nic nie robiło. Jednak Xana zauważył, gdy skończyłem. Zatrzymał moją rękę, gdy miałem wcisnąć “Enter”.
– Jeśli to zrobisz, zabiorę cię zamiast nich.
– Jeśli taka jest cena, proszę – odparłem spokojnie i dokończyłem dzieła. A po fali białego światła nikt już mnie nigdy nie zobaczył.

Odd della Robbia przepadł.

Autorka: Ananasims.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments