UWAGA! Mogą wystąpić niezgodności ramy czasowej.
Wiem, że nie chcesz się już dłużej bać…”
– Jak mogłeś użyć Powrotu do Przeszłości?
Normalnie, pomyślał. Wbrew opinii publicznej, potrafił on zrozumieć podstawowe elementy związane z informatyką. Patrząc na ręce Jeremiego, zapamiętał prostą kombinację przycisków, która skutkowała właśnie skokiem czasowym. Czy to oni wiedzą? Pewnie nie.
– Jesteś nieodpowiedzialny!
W końcu jest przeciętnym piłkarzem i tłukiem naukowym. Same zera z matematyki, fizyki, francuskiego, chemii. Tylko z włoskiego potrafił skleić kilka zdań, dzięki współlokatorowi, który pochodził z kraju płynącego winem oraz makaronem.
– Nie chcę ciebie znać!
Zabrała torbę podróżną, a następnie odwróciła się na pięcie i opuściła mury Kadic. Swoją walizkę delikatnie przedstawił w lewą stronę. Próbował wypełnić pustkę, którą zostawiła dziura w białej ścieżce. Nie zatrzymywał jej. W końcu nie chce już go znać.
„.. Nie chcę tańczyć do melodii, którą znam…”
– Witaj, synu.
Westchnął głośno, po czym też się przywitał ze swoim ojcem od niechcenia. Wrzucił swoje bagaże do samochodu. Zapiął pas, wyciągnął słuchawki, jednak ich nie założył. Przyglądał się spadającym płatkom z nieba. Zamrożone łzy z góry. Albo wspomnienia, które za kilka sekund spadną z szyby samochodu. Ciężko było je zinterpretować.
– Nadal grasz w te piłkę?
Milczał. W pewnym stopniu spodziewał się, że ten temat wróci jak wielki bumerang. Przed rozpoczęciem roku szkolnego było dokładnie to samo. Że nie powinien w ogóle grać, tylko się uczyć. Że tylko marnuje czas na boisku internatu. Że przynosi hańbę wszystkim prawnikom z ich rodowodu. Ale to nie była jego wina, że nie potrafił zrozumieć francuskiego prawa. W zasadzie, to jakiegokolwiek. Zbiór sprzecznych zasad.
Czy właśnie opisał swoje serce? Pewnie tak. Jak miał wytłumaczyć to, że nie potrafił jej powiedzieć o wszystkim, co go gryzie na sumieniu? Miał okazję. Którą spieprzył po całości. Wolał milczeć. Patrzeć na jej oczy, z których można było odczytać wiele emocji, jakie kumulowały się w nastolatce.
– Kiedy w końcu zaczniesz się uczyć?
Korek. Standardowo o tej godzinie, czego ojciec nigdy nie potrafił się nauczyć. Wiele razy przecież mógł przyjechać wcześniej po niego, żeby uniknąć jazgotu silników, klaksonów oraz bluzgów pozostałych kierowców na obecną sytuację.
Wtedy też zbierano się na poważne rozmowy o jego edukacji. Rok w rok to samo. Nawet jakby bardzo chciał, to nie miał siły przebicia na zmianę taśmy na odrobinę delikatniejszą. Matka zachowała taką samą strategię, jak on.
Cisza. Walka z własną głową. Płytki oddech.
– Marnuję tyle pieniędzy na tę szkołę!
Dźwięk telefonu. Zignorował pretensje kierowcy i otworzył wiadomość. To jego włoski współlokator. Był atak Xany. Niedaleko domów mieszkalnych. Przełknął nerwowo ślinę. Siedział w przeklętym korku, stając przed ważnym wyborem. Czas uciekał.
Tik tak… Tik tak… Tik tak…
– Po Nowym Roku wracasz na stałe. Przypilnuję cię.
„… Jestem wolny, już mnie porwał wiatr…”
Rozpiął pas. Zapiął pod szyję swój płaszcz. Wziął listonoszkę, w której było bardzo mało rzeczy. Otworzył drzwi samochodu i wysiadł. Ktoś tam coś krzyczał. Że jest nieodpowiedzialny. Ma natychmiast wracać. Że jeszcze popamięta taki cyrk. Że ma nie wracać na święta.
Nieważne… nieważne…
Przechodził między autami. Czerwone, czarne, niebieskie, białe. Sami kierowcy, małe dzieci, pieski, kotki, choinki, zapakowane prezenty. Spokojni, sfrustrowani oraz wściekli kierujący. Zmęczeni pasażerowie. Mnóstwo tego było.
I on, który szedł w drugą stronę. Śnieg padał coraz szybciej. Czuł śnieg na swoich włosach. Trzy razy nawet oberwał po oczach. Mimo tego, nadal maszerował. Truchtał. Przepychał się na środku ulicy. Po minutach walki z technologią włączył sprint.
Czuł, że jest przez chwilę wolny. Bez żadnych zmartwień. Bez krzyczącego ojca i niewzruszonej matki. Bez kolejnych niezaliczeń przedmiotów. Bez świata Lyoko. Bez kontuzji po meczach reprezentacyjnych. Bez przebaczenia.
Wparował do fabryki jak poparzony. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że wszystko w miasteczku wydawało się jakby… normalne. Zwykły dzień przed wigilijną wieczerzą. Pracujący dorośli, szczęśliwe dzieci formujące białe kulki. Świąteczne piosenki w galeriach handlowych. Dozorcy sypiący sól na chodniki.
Jednak jedna rzecz się różniła. Nikogo w tej fabryce nie było. Tylko on. Sprawdził jeszcze raz telefon. Wiadomości nie było. Wyparowała. Albo nigdy nie powstała… spojrzał na ekran. Skaner niczego nie wykrywał. Był spokój. Wręcz podejrzany spokój.
Wzruszył ramionami, uśmiechnął się. Warto było jednak biec ten maraton pomiędzy samochodami na środku ulicy. Musiał jeszcze jedną rzecz załatwić. Odpoczął chwilkę na fotelu mózgowca i dowódcy wszystkich misji. Zamknął oczy, a uśmiech nie zniknął mu z twarzy.
„… Daleko, gdzie mleko, rozlewa się wśród gwiazd.”
– Hej! Wszystko dobrze?
Obudził się. Wisiała nad nim jedna głowa. Czarne włosy opadały na jasną twarz. Przez myśl mu przeszło, że to mu się tylko śni. Jednak tak w ogóle nie było. Czuł, jak bolą go po upadku plecy. Nie wiedział, co się stało i dlaczego leży na ziemi. Nie do końca kontaktował. Jak na razie. Zamknął oczy po raz drugi.
– Hej! Wstawaj!
Nadal miał je zamknięte. Udawał, że jest z nim coraz gorzej. Tak naprawdę nic takiego nie miało miejsca. Ciekawość to był pierwszy stopień do piekła. Dla niego? Zdecydowanie czwarty, jak nie szósty. Czuł, jak dziewczyna próbuje go ocucić, szturchając oba ramiona.
– Nie zostawiaj mnie!
Dobra, już starczy. Otworzył oczy, ciesząc się jak nigdy. Mina jej była niesamowita. Mógł zrobić tylko zdjęcie wyobraźnią. Miał ogromną nadzieję, że to zapamięta. Szok na twarzy, że padła ofiarą niewinnego żartu, był warty upadku, którego nawet nie pamięta.
– Idiota.
Nie szkodzi, nie szkodzi…
Nim się zorientowała, chwycił jej policzki. Przybliżył jej usta do swoich. Szok? Niedowierzanie? Odepchnięcie? Co zrobić, co zrobić? Czy ktoś wie, jak ma postąpić? Wiecie? Nie wiecie?
Ona też nie wiedziała. Dlatego szybko pomogła mu wstać oraz otrzepać się ze śniegu. Po chwili przyjechało żółte oraz czarne auto. Marki niemieckie. Kierowcy inni. Żółte auto wypełnione choinką, młodszym bratem oraz zapachem wiśni. Czarne auto zapchane walizkami, jedzeniem oraz wiadomościami politycznymi.
Wiedzieli, do którego auta kto teraz idzie.
Autorka: Azize