– Posłuchaj Yumi, to bardzo ważne – mówi Jeremie do niej. – Wkradł się błąd, przez co nie mogę nikogo innego aktualnie zwirtualizować.
„Xana, jak zawsze przygotowany.” – pomyślała.
– Nie dasz rady tego naprawić?
– Niestety. Musisz go pokonać sama.
Ostatnie słowo sprawiło, że przeszedł przez nią dreszcz. Nie widziała go przez kilka miesięcy. Obawia się tego spotkania. Nie wie, co może się zdarzyć. Wie tylko jedno.
Musi go pokonać. Choćby miała go zabić.
~*~
To już dzisiaj. Ostatni dzień w tym cyfrowym bagnie. Osiągnę to, co chciałem od kilku lat – opuszczę to więzienie i będę wolny. Będzie najpiękniejsza zemsta za to wszystko, co on mi zrobił.
Niech on się w końcu zamknie, nie mogę słuchać już tej paplaniny.
Kto to do cholery jest? Przecież zablokowałem wszystko!
Przyglądam się. To ona! Jak ja jej dawno nie widziałem.
Wiesz, co robić.
Niby co? Ona nic mi nie zrobi.
Nie interesuje mnie to. Masz ją zabić. Obiecałeś.
Nie… nie zrobię tego.
Jesteś mi w pełni poddany. Przeznaczenie nas połączyło.
I ty wierzysz w coś takiego?
Zrobisz wszystko, żebym był wolny.
Zobaczymy.
~*~
Sektor polarny. Miejsce, gdzie noc nigdy się nie kończy, a ziemia skuta lodem daje uczucie chłodu każdemu, kto na niej stąpi.
Dziewczyna o azjatyckiej urodzie kroczy po terenie pewnym krokiem. Zauważa jasny, świecący płatek śniegu. Łapie go i ściska mocno prawą dłoń. Nie ma pojęcia, po co go trzyma. Nawet nie czuje obecności dziwnej kreatury. Wtem dookoła niej pojawia się więcej płatków. Jeden, drugi, i kolejny. Każdy skręca w swoją stronę.
Przygląda się im wszystkim w skupieniu. Nigdy nie zauważyła ich podczas każdej wizyty w sektorze. Powoli prostuje dłoń, a świecący płatek śniegu podlatuje w górę. Idzie dalej. Stara się nie myśleć o tym, co może się wydarzyć.
~*~
Zauważa kogoś na skraju sektora. Wysoki, z bronią w ręku, otoczony czarną aurą mężczyzna stoi tyłem do niej. To on.
Przygotowuje swoją broń. W dłoniach trzyma dwa wachlarze. Identyczne, jakby ktoś je przeciął na pół specjalnie dla wojowniczki. Pełna skupienia, powoli zbliża się do swojego celu. Nie chce tego robić, ale musi pokonać chłopca, aby Xana był w stanie wyzionąć ducha i zniknąć na wieki.
Po drodze zauważa przeszkody. Dwa rzędy krabów i latająca manta. Proste do pokonania. Nie raz zwalczała takie grupy potworów za jednym zamachem.
Biegnie przed siebie, skacząc na jednego czerwonego nieprzyjaciela. Następnie rzuca jeden wachlarz, który przecina pięć krabów. Przy drugim skoku celuje drugą bronią, a poprzednia do niej wraca.
Chwilę później fala stworów staje się cyfrowym prochem.
„Coś jest za łatwo.” – zastanawia się przez chwilę.
– Jeremie? – krzyczy w górę, jednak nie otrzymuje odpowiedzi. – Jeremie! – woła po raz drugi, bezskutecznie. Straciła łącze. „Niedobrze.”
Młodzieniec milczy, nadal obrócony tyłem do dziewczyny. Jest w połowie drogi do niego. W ciągłym skupieniu, zastanawia się, jak powinna go zaatakować.
Nagle słyszy huk za plecami. Odwraca się. Błąd, poważny błąd.
Wtem przed oczami przelatuje jej miecz, a czyjaś ogromna ręka ją odpycha na kilkanaście metrów. Z rąk wypada broń, a sama uderza lewym bokiem swojego ciała o ziemię. Jeden raz, drugi, trzeci.
Leży przez kilka minut nieruchomo. Nie ma pojęcia, co się dzieje. Gdzie się podział głos Jeremiego? Czy to na pewno jest właściwy cel?
Otumaniona próbuje resztami sił wstać. W sektorze zaczyna wiać wiatr. Wzrok jej na zmianę się wyostrza i słabnie. Próbuje znaleźć wroga, jednak bezskutecznie. Jest teraz łatwym celem do pokonania.
„Głupia ja. Mogłam wcześniej zauważyć, że to pułapka.”
Gdy przestaje wiać, zauważa tuż przed sobą ogromną postać, ponad trzy razy większą od niej. Wygląda, jakby została zrobiona cała ze stopionej lawy, co pokazują ogniste paski na ciele wroga. Na samej górze widzi białą głowę z dwoma sznurami, a w środku znak Xany. Jedną rękę ma normalną, a drugą zastępuje ogromy miecz. Identyczny, jaki miał młodzieniec.
„Czy to wszystko mi się śni?”
Nie może znaleźć swojej broni. Stoi przed postacią, ledwo utrzymując się na nogach. Ciągle jej szumi w głowie po spotkaniu z ziemią. Widzi, jak wróg wykonuje zamach do tyłu, aby ją zniszczyć.
„To koniec. Zawiodłam ich wszystkich.”
~*~
Przestań! Ona zginie!
Proś mnie dalej, gówniarzu. Śmieszne jest to twoje przerażenie.
Nie daruję ci tego, cokolwiek jej zrobisz. Włos nie ma prawa zniknąć z jej głowy.
Obiecałeś. Nikt nie kazał ci dołączać do mnie.
Przecież sam mnie w to wszystko wplątałeś!
Masz własny mózg, Williamie.
Nie będziesz wolny.
Kto niby może mnie powstrzymać? Panienka zaraz zniknie… jaka szkoda. Za chwilę nie ma nikogo tutaj oprócz nas.
Jeszcze zobaczysz.
~*~
Potężny huk po zamachnięciu wroga ogłusza dziewczynę. Otwiera z przerażeniem oczy. Dookoła niej wiruje jasnoniebieska tarcza, która po kilku sekundach znika.
– Ale… – próbuje powiedzieć coś, jednak szok zablokował jej głos. Nie była w stanie nic powiedzieć. Jednak największe dopiero miało nadejść.
Widzi walkę dwóch postaci. Jedna, niezmiennie – spowita czarną aurą. Druga jest jednak cała biała, a dookoła niej wiruje wiatr. Posiada na twarzy maskę. Ciemny wojownik jednak jest silniejszy od drugiego. Szybko spycha przeciwnika na ziemię.
Podbiega do nieznajomego, który wstaje. Nie wierzy własnym oczom w to, co zobaczyła. Musi wzrok ciągle płatać jej figle.
Widzi oczy Williama Dunbara. Dokładnie tego samego chłopca, który dał się omotać Xanie, zabijając ją jako ostatnią w sercu Lyoko.
„To niemożliwe. On przecież jest po stronie Xany.”
Biały wojownik unosi się w powietrze. Nagle otrzymał tarczę, a wokół niego tańczy osiem par mieczy. Po kilku sekundach opadają one na drugą postać. Wycieńczony bohater pada na ziemię.
„Biegnij do niego! Uratował ci życie!”
Podbiega do swojego bohatera. Pomaga mu szybko wstać. Patrzą sobie głęboko w oczy. Nieznajomy zabiera ręce od niej, po czym zdejmuje maskę.
– Mój boże…
To był on. Nie pomyliła się.
– Czy…
Nie pozwolił jej mówić. Wtem zaczyna powoli rozpadać się na małe kawałki. Najpierw ręce, potem nogi, tułów, a na sam koniec twarz. Chciała jej dotknąć, ale nie zdążyła. Jak się pojawił, tak szybko zniknął.
Odwraca się. Widzi ogromną chmurę dymu. Wiruje ona ciągle w jednym miejscu. Dziewczyna słyszy nagle krzyk rozpaczy. Chmura rozpada się identycznie, jak jej bohater. Patrzy jeszcze przez chwilę w puste, ciemne niebo. Nie może uwierzyć w to wszystko, co się wydarzyło.
– Yumi! Słyszysz mnie? – krzyczy znajomy głos.
– Tak… – odpowiada zrezygnowana. – Zabierz mnie stąd.
– Coś się stało? – pyta Jeremie, jednak ona nie odpowiada. Zrozumiał przekaz wojowniczki. Kilka sekund później staje się cyfrowym prochem. Zanim znika, zauważa jeszcze raz świecące płatki śniegu. Uśmiecha się lekko na ich widok.
~*~
– Brawo! Zniszczyłaś go! – krzyczy dumny Odd. – Idziemy na kolację?
– Idźcie. Muszę porozmawiać z Jeremim – odpowiada posępnie.
Nikt nie rozumiał jej zachowania. Sam Einstein był zaskoczony. Skinął głową, aby wszyscy wyszli, co uczynili.
Drzwi od windy zatrzaskują się. Dziewczyna siada obok swojego kolegi.
– Wiem, co się stało. Widziałem na mapie.
– Nie wiesz. Było ich dwóch! Dwóch Williamów. Jakby dobry walczył ze złym… – wyjaśnia po lekkim otrząśnięciu się z szoku.
– Kiedy reszta kontrolowała całą fabrykę i utraciłem z tobą łącze, otrzymałem dostęp do danych z cyfrowego morza. Nie uwierzysz w to, co się dowiedziałem. Zobacz.
Podchodzą do ekranu superkomputera. Japonka przygląda się informacjom, jednak wszelkie kody mieszają jej w głowie.
– To był Franz Hopper. To on przywołał drugą postać, aby ochroniła ciebie.
– Nie.
– Tak. Yumi…
– To nie był Franz Hopper. Wszystko widziałam, stał wtedy William!
– Nie uderzyłaś się w głowę przy upadku? – pyta Jeremie.
– Przestań mi mówić, ze sobie to wymyśliłam! Przysięgam, to był on. Normalny.
– Xana zagrał twoimi uczuciami, Yumi.
Dziewczyna milczy. Nie wyjaśni mu, że widziała Dunbara. On wierzy jedynie w dane z superkomputera.
– On potem zniknął. Nie stał się cyfrowym prochem, tak jak my. Każda jego część ciała rozdrabiała się na małe kawałeczki, które leciały w górę.
– Hm… – zastanawia się Belpois.
– Obiecaj mi coś.
– Tylko co?
– Odnajdziesz Williama i ściągniesz go tutaj z powrotem.
– Yumi…
– Proszę. – przerywa. – Muszę mu podziękować. Uratował mi życie. Nie tylko mi…
– Yumi…
– Co chcesz powiedzieć? Że tego nie zrobisz? Bo dał się opanować Xanie? Nie znasz go. Nie wiesz, czy nie zrobił tego z głupoty. Może miał problemy jakieś. Tylko byś oskarżał Dunbara o głupotę! Tak, wiem. Nie chciałam, żeby dołączył do nas. Jednak zmieniłam zdanie po tym, jak się starał. Nie dostał od nas szansy, rozumiesz to?!
– Yumi, Williama nie ma w Lyoko.
Wojowniczka milczy. Patrzy na swojego kolegę zszokowana tym, co usłyszała.
„Williama nie ma w Lyoko.”
– Kłamiesz.
– To jest niestety prawda. Będę szukał wszelkich wskazówek, tropów, żebym go może jednak poszukał.
– Mógłbyś? – pyta z nutą nadziei w głosie.
– Mógłbym. Nie rób jednak sobie wielkiej nadziei. Jak na razie wszystko wskazuje, że William pokonał Xanę własną bronią.
Japonka kiwa głową, po czym wychodzi z fabryki.
~*~
Wracając do domu, nie może ciągle uwierzyć w to wszystko, co się zdarzyło na lodowym sektorze – począwszy od płatków śniegu, bo ujrzenie Dunbara.
Ona doskonale wie, że to nie mógł być przypadek. To był prawdziwy William. Ten, którego zna – pełnego temperamentu, oddania i gotowości do walki.
Przypomina sobie dwa miecze, które widziała. Wyglądały one identycznie – zupełnie, jakby zostały wykonane u jednej osoby w tym samym momencie.
Przypomina sobie białą oraz czarną postać, które walczyły między sobą.
Przypomina sobie tę chmurę dymu, która po rozpaczliwym ryku rozpadła się na kawałki.
Przypomina sobie znak na celu, który miała zabić…
Einstein mógł wierzyć w to, co chciał. Dziewczyna miała pewność do wszystkiego.
Tylko czy on faktycznie zniknął i nie pojawi się więcej na ziemi?
„Oby Jeremie się jednak mylił.”
Autorka: Azize