Zostajesz wykluczony z Wojowników Lyoko. Nie możemy ci ufać.
Ciągle słyszy ten głos Jeremiego w swojej głowie. Kopie kolejny kamień od niechcenia na pustej ścieżce pełnej wielu zakrętów, gdzie każdy z nich ma osobną tajemnicę do odkrycia. Chętnie by każdą z nich przeszedł wzdłuż i wszerz. Jednak nie dzisiaj. Nie w chwili, gdy stracił wszystko.
Co zrobił nie tak? Musiał zabrać tę strachliwą Sissi, inaczej nie wyszedłby ze szkoły! Dlaczego nikt go nie rozumie? Inaczej zostaliby pokonani…
Przegrana jest jego wrogiem większym niż nauczycielka fizyki oraz własny ojciec. Nie lubi tej świadomości. Zawsze wtedy czuje się, jakby był nikim.
Zostajesz wykluczony z Wojowników Lyoko.
Walki były jego domeną. Kochał rywalizację, a jeszcze bardziej, kiedy zwyciężał. Zawsze najlepszy w drużynie piłki nożnej, najlepszy w pencat silat. Po prostu – najlepszy.
Nie możemy ci ufać.
Czym zawinił? Wyjaśnienia i tak niewiele mu pomagały. Mieli oni rację – zrobił ogromny błąd. Tylko jeden. Aż o jeden błąd za dużo.
Zdradził swoich najlepszych przyjaciół, żeby uratować swoją skórę. Zachował się okropnie. Chociaż oni też nie są bez winy. Ktoś musiał ich nakręcić na decyzję.
Sissi? W życiu – ona boi się myszy.
Odd? Co to za pomysł?! To jego najlepszy przyjaciel… dawny. Teraz już dawny.
William. To musiał być on. Nikt inny go tak nie znosi, jak on sam.
– Zabiję tego gnojka. Oko za oko, ząb za ząb.
Tylko otwarty, pozłacany skaner z rażącym światłem w środku dzieli go od spotkania ze swoim wrogiem. Serce bije mu coraz szybciej. Czuje narastającą w sobie złość, zmieszaną z furią, którą światło złotej tuby zza karku stara się złagodzić, a jednocześnie pilnuje się przed łzami, zbierającymi się w oczach. Jak mógł mu to zrobić? Nie lubił go, to prawda. Jednak nigdy nie działał mu na szkodę.
– Krew jego dawne bohatery…
Bierze głęboki wdech i wchodzi do środka. Kapsuła zamyka się, a przez sekundę trwają egipskie ciemności.
– Ulrich? Co ty wyrabiasz?
Cholera, nakrył go. Niech nic nie robi, niech nic nie robi…
– Wirtuzalizacja.
Sektor pustynny – zawsze słońce w samo południe i tony cyfrowego piasku, których nie jeden arabski wędrownik nie dałby rady z jednym wielbłądem przejść. Czuć kadzidła, przemieszane z sypiącymi się ziarenkami, które każe wędruje w swoją stronę.
Nigdy nie lubił tego miejsca. Do dziś wspomina, jak walczył przeciwko Yumi… jego przyjaciółce. Dawnej przyjaciółce.
– W tej chwili cię dewirutalizuję.
– Nie będziesz mi mówić, co mam robić – odpowiada cięto.
– Ale…
– Żadnego „ale”! Jestem zdrajcą, nie możesz mnie już kontrolować. Koniec! – odpowiada samuraj, którego strój wtapia się w otoczenie. Biegnie szukać swojego celu. Dorwie go. Nikt go nie powstrzyma. Nawet Yumi… jego najlepsza… przyjaciółka.
– Ulrich.
– William.
– Miło cię widzieć.
– A mi wcale.
– Jak mogłeś?
– Ale…
– Pytam się! – po tych słowach rzuca pierwszą szablę. Dunbar odpycha go swoim. Brunet rozpędza się i skacze na drugiego Wojownika. Upadają razem, a piach tańczy każdemu na skórze, którego koloru zazdrościłby każdy Egipcjański skryba.
– Nie wiem, o czym mówisz!
– Kłamiesz! – rzuca drugą broń. William broni się, stając się czarnym smogiem dymu, który szybko ucieka obok swojego młodszego kolegi.
– Powiesz mi, dzieciaku, o co ci do jasnej cholery chodzi?! Rzucasz się na mnie, jakbym co najmniej ci rodziców wymordował!
– Tym bym akurat nie pogardził.
– No to wiem, jakbym ci Yumi odebrał.
– To jest moja… przyjaciółka… tak. Przyjaciółka.
Dookoła Wojowników już nic nie lata. Zmęczony piach opadł do snu, jednak żar słońca nadal pozostał i tworzył coraz dłuższe cienie.
– Co się stało, młody? – pyta z troską William. Widzi zmartwienie samuraja, wyjątkowo mocne.
Po tym zapytaniu Ulricha zatkało. To nie był on. Nie spytałby w ten sposób go o sytuację.
Chowa jedną szablę do pochwy, a następnie drugą. Odchodzi kilka kroków od Dunbara. Dziesięć. Dwanaście. Czternaście. Piętnaście.
Odwraca się i po głębokim wdechu odpowiada:
– Zostałem zdrajcą. Nie jestem już Wojownikiem Lyoko.
Cisza. Widać tylko falujące cyfrowe powietrze od promieni. Chłopiec, pomimo fali nienawiści do Williama, czuje się dużo lepiej, gdy wydusił tę brutalną prawdę. On jednak nic nie mówi. Błąd?
– Przepraszam. Myślałem, że to twoja sprawka. Pójdę już.
Chce iść dalej, jednak Dunbar łapie go za nadgarstek.
– Zaczekaj.
Odwraca się, zaskoczony reakcją. Czy on ma jednak jakieś zalety?
– Wiem, co czujesz. Chodź. Opowiem ci wszystko.
– Dlaczego chcesz mi pomóc?
– Jeszcze do nich wrócisz.
– Akurat…
– Zobaczysz. To będzie jednak długa i daleka droga.
Spogląda na Dunbara z coraz bardziej ufnym podejściem. Carpe diem.
Chłopcy idą obok siebie. Jak zdrajca ze zdrajcą. Widać ich jeszcze przez chwilę, zanim burza piaskowa nie zasłania dwóch postawnych sylwetek.
Autorka: Azize