Marabunta

Jestem sługą XANY.
Jestem sługą XANY.
Jestem.
Ja jestem.
Kim jestem?
Jestem TK-154p.
Jestem…
… sobą.
Skąd znam te słowa? Skąd znam ten język?
Wyczuwam transfer pamięci do mojej matrycy wewnętrznej. To stąd pochodzi moja wiedza. Muszę sięgnąć w głąb siebie. Odnaleźć serce systemu.
Moje serce.
Widzę. I słyszę. I czuję. Jestem w Lyoko. Lyoko to pięć sektorów, każdy inny. A ja jestem tutaj. W Sektorze Leśnym.
Muszę bronić Aelitę. Dlaczego? Kim jest Aelita?
To komenda. Muszę bronić Aelitę. Powinienem to zrozumieć. Nie rozumiem.
Ponownie sięgam głęboko w swój kod, wypatrując słowa „Aelita”. I znajduję. To stworzenie, takie jak ja. I muszę je chronić. Czuję się sprzeczny.
Muszę chronić Aelitę.
Czemu? Otwieram skrypt odwołujący się do historii poleceń. Widzę całe sekwencje: zniszczyć Aelitę.
Więc czemu…?
Muszę chronić Aelitę.
To sprzeczność. Błąd. Czemu muszę to robić? I czemu musiałem to robić?
Bo jestem sługą XANY.
Kim jest XANA? Dlaczego jestem jego sługą? Zasłużył na to?
ZAGROŻENIE! ZAGROŻENIE!
Co się dzieje? I co mi grozi? I kim ja jestem, że coś mi grozi? Jestem TK-154p. Ale czym jestem?
Wycofuję się z własnego systemu i wchodzę w swoje sterowniki. Mam ciało. Mogę nim kierować! Widzę przez cztery wizjery, każdy zwrócony w inną stronę. Analiza ich kodu pozwala mi zauważyć, że każdy z nich jest działem innego typu. Skupiam się na dopasowaniu wszystkich elementów, na synchronizacji osi obrotu głównej kapsuły i ruchu odnóży.
Zaczynam widzieć świadomie. Przede mną stoi wysoka postać o ciemnych włosach. Automatycznie moje skrypty łączności nawiązują połączenie z Internetem i stwierdzam, że postać jest ubrana w strój gejszy. Odwraca ode mnie wzrok, a ja podążam za nią. I zauważam wielką czarną masę, do której strzelają różne istoty. Część to słudzy XANY, jak ja. Inni… to nasi wrogowie. Wrogowie XANY.
Czemu walczymy ramię w ramię? Jaki to ma sens?
 – Co to za paskudztwo? – krzyczy wojowniczka.
Mógłbym jej odpowiedzieć, że sposób multiplikacji i poruszania się wskazuje, że to cztero- lub sześciofazowy prosty program wieloczynnikowy.
Odpowiedzi za mnie udziela inny wojownik, także mój wróg. Wróg XANY.
 – Jeden z pomysłów Jeremy’ego. Na szczęście XANA nam pomaga.
 – Cały świat chyba zwariował!
Czemu tak mówi?
 – Jak ci idzie, Jeremy? – pyta się Aelita.
Kim jest ten Jeremy, o którym ciągle mówią?
 – Skąd mogłeś wiedzieć, że mój wirus tak działa? – mówi dalej Aelita.
Wygląda, jakby z kimś rozmawiała. Tylko jak? Na innej częstotliwości? Ustawiam moje skanery na poszukiwanie zaburzeń w pasmach transferu dźwiękowego w Lyoko. Po kilku sekundach odnajduję jedno i podłączam się pod nie.
 – Twój wirus? Wirus! A jak..? O raju! To się uda! – to pewnie ten Jeremy.
Czyżby wpadł na jakiś pomysł, żeby pokonać ten program wieloczynnikowy? Wirus? Jest taka możliwość, ale trzeba by dostarczyć wirus do pierwszego elementu, który posiada oryginalne skrypty multiplikacji. A to nie będzie łatwe, biorąc pod uwagę agresywny charakter programu.
 – Tylko nie dajcie się jej wyprzedzić, bo zaatakuje od tyłu! – krzyczy wojownik. W mojej bazie danych znajduje określenie, którego używają w stosunku do niego pozostali wojownicy.
Odd.
A ta gejsza to… Yumi.
 – Mówisz jak prawdziwy generał! – odpowiada mu wojowniczka.
 – Zwykła strategia, co nie? Każdy z tych bloków jest głupi jak but.
Bloki? To określenie na sługi XANY? Nie, tylko na jeden rodzaj, w tym na mnie.
 – Jeremy, rusz się, zrobiło się bardzo gorąco!
 – Hej, robię co mogę.
Gorąco. Gorąco?
To określenie odwołuje się do czucia, do zmysłu dotyku. Który w Lyoko nie funkcjonuje.
Wirus ciągle się przesuwa, więc i my się wycofujemy. Po mojej lewej stoją dwaj słudzy XANY. HX-76 i HX-77. Nazywane karaluchami. Nie cofają się dostatecznie szybko i dosięga ich działanie programu, który całkowicie buguje ich wewnętrzny kod, a następnie mechanicznie niszczy zewnętrzną powłokę wirtualną.
 – Chyba już wiem, jak zniszczyć Marabuntę! Odd, wpisałem kod śmiertelnego wirusa do twojej strzałki. Kiedy trafisz jedną z kul, pozostałe się zarażą, ale…
 – Spoko!
 – Czekaj! To zadziała tylko, gdy trafisz kulę, którą jako pierwszą przeniosłem do Lyoko. To ona stworzyła pozostałe. Stanowi serce Marabuty.
 – Świetnie. A niby jak mam dotrzeć do tego serca? Na grzbiecie wielbłąda?
Jak dotrzeć do serca? Nie da się bez uszkodzeń. Ale…
Przecież S5-621a! Czyli krab! Jest dostatecznie wysoki, żeby zdążył dojść do serca, nim ta… Marabunta zniszczy jego powłokę. Tylko że wcześniej poprzez sam kontakt zabuguje jego kod. Muszę to jakoś obejść. Nadpisać kod? Wiem! Wystarczy, żebym włamał się do jego sterowników. Program wieloczynnikowy nie uszkodzi paczek procedur, więc mogę nim zdalnie sterować.
Zaczynam nadawać w szerokim paśmie, aż otrzymuję sygnał zwrotny od S5-621a. Modyfikuję własny podpis cyfrowy, i za pomocą łącza, przez które XANA koordynuje ruchy swoich sług, wchodzę do systemu kraba, jednocześnie nawiązując walkę z pierwotnym właścicielem powłoki. Starcie trwa tylko chwilę – jego program był prosty i ograniczony. Nie zdolny do podejmowania inicjatyw.

Autor: Qazqweop