11 na 15, czyli drugi zbiór setek

Prezentujemy zbiór opowiadań napisanych z powodu 15-lecia pojawienia się serialu w Polsce, ułożone są one w kolejności alfabetycznej według autorów (w przypadku tych, którzy przysłali więcej niż jeden tekst, dodatkowo alfabetycznie według tytułów setek).

1.

Odd nie bardzo pamiętał, co działo się poprzedniego wieczora. Ba! Może z życia umknęło mu nawet kilka dni.

Obudził się, leżąc w JAKIMŚ wirtualnym świecie. Nie było to Lyoko, nie była to Kora. Była to biała przestrzeń, jakby pozbawiona tekstur, z glitchującym się nad głową niebem i równie zepsutym morzem, falującym znaczkami jak z matrixa.

Przez kilka godzin Odd przechodził się po tym świecie, szukając czegokolwiek znajomego. Może kształtu wieży? Może chociaż kraba? W tym momencie przyjąłby Xanę z otwartymi ramionami. Wzrastała w nim panika. Z minuty na minutę był coraz bardziej przerażony, coraz bardziej zdezorientowany.

Gdzie był? Co tu robił?

W końcu usiadł na skraju sektora, wpatrując się w swoje ręce.

Ręce, które powoli zaczęły blednąć i znikać.

Wrzasnął.

– Nie drzyj się Odd, jest środek nocy – wymamrotał Ulrich.

Odd otworzył oczy. Siedział na szafie – jak się tam zmieścił – nie miał pojęcia.

– Och, lunatykowałem? – zaśmiał się nerwowo.

Autorka: Ananasims

————————————————————

2.

Życie Laury nie było zbyt kolorowe. Z dziurami w pamięci, nie mogąc się zaprzyjaźnić z jedynymi ludźmi w szkole, którzy zdawali się podzielać jej zainteresowania. Z silnym przeczuciem, że zrobiła coś złego.

Idealna kandydatka dla Xany, czyż nie? Och, program nigdy nie pomylił się tak bardzo!

Pod jego kontrolą byli już ludzie, ale ta kobieta! Ta kobieta była najgorszą z nich.

Jakąś tajemną mocą zachowała świadomość całej kontroli i, choć jej się poddawała, nie powstrzymywała się od komentarzy, poprawiania Xany.

Ktoś mógłby pomyśleć “przecież Xana jest programem. Nie da się go zirytować.” Błąd!

Laura potrafi wszystko.

Autorka: Ananasims

————————————————————

„Kruki i wrony”

Młody malarz kończy pracę nad swoim największym dziełem od ostatnich kilku miesięcy. Czuje ekscytację i zalewa go fala niepewnego uczucia. Czy praca w ogóle się przyjmie? Czy nie jest zbyt kontrowersyjna? Czy ten obraz zapewni mu sukces na rynku pracy?

Przygląda się wymalowanemu płótnu, które zapełnia sporą część ściany jego kawalerki.

Przepiękny kruk.

Młoda kobieta, studenta kulturoznawstwa. Czarne włosy do ramion, idealnie podcięte – żaden włos nie wystaje poza ramię. Twarz zmęczona, ale zawsze gotowa do kolejnej walki o wolność. Muza ma brązowe oczy, jednak malarz obdarzył niebieski. Blada i bardzo szczupła.

Chciwa wrona.

Niewiele starszy mężczyzna, pracuje w policji. Czarne włosy ułożone w artystyczny nieład. Agresywne rysy twarzy, które niweluje zabójczo uroczy uśmiech. Amatorski model ma szare oczy i takie same malarz uwiecznił na obrazie. Wysoki i umięśniony.

Wrona strasznie chce zbliżyć się jeszcze bardziej do kruka. Bardzo by chciał go mieć dla siebie.

Kruk próbuje nie ulec urokowi drugiego ptaka. Doskonale wie, że nie tędy droga.

Wrona chce błyskotki, których kruk nigdy nie odda.

Autorka: Azize

———————————————————

„Mamo, tęsknię”

– Pokój 214! Szybko!

Lekarze biegną, ile mają tylko sił w nogach. Po raz drugi dioda z tym numerem wyświetla się tego dnia. Chłopiec w niebieskim sweterku i okrągłych okularach nie wie, co ma ze sobą zrobić. Każdy kolejny wers modlitwy o jej życie sprawia, że coraz bardziej wątpi w moc formułki. Normalnie nie jest człowiekiem wierzącym.

– Mamusiu, strasznie za tobą tęsknię.

– Ja za tobą też, córeczko.

– Tak bardzo chcę być obok ciebie.

– Ja ciebie też.

– Idziemy razem?

– Nie, różowy aniołku.

– Dlaczego?

– To nie jest czas na ciebie.

Zamiast prostej kreski na monitorze jest puls. Chłopiec przestaje się modlić. Leci łza szczęścia.

Autorka: Azize

———————————————————-

„Po prostu cię kocham”

– Przyjedziesz na herbatę? Czy wolisz wino?

– Będę, tylko jeszcze odwiedzę swojego ojca.

– Znowu? Ile można!

Oburzona dziewczyna rozłącza się. Brunet jedynie kiwa głową. Nie potrafi zupełnie zrozumieć swojej nowej wybranki. Albo to ona nie umie jego. Sam już tego nie wie.

– Cześć, tato.

Młody chłopak siada na ławeczce. Palcami lewej dłoni stuka o drewniany element. Nie wie sam, od czego powinien zacząć. Przez całą drogę samochodem miał przygotowaną swoją wypowiedź. A teraz, gdy przy nim już jest, to jakby zapomniał wszystkiego. Jakby ktoś mu wymazał pamięć.

Bierze głęboki wdech. Siedzą już kilka minut w ciszy. Żadna strona nie zaczyna dyskusji. Tak bardzo by chciał mu teraz wszystko wypomnieć.

Te krzyki za złe oceny.

Te próby zakazu grania w piłkę nożną pod groźbą braku opłacania trenera.

Tę walkę o przeniesienie do innej szkoły.

Ten brak zrozumienia, że kocha dziewczynę, która ma inne pochodzenie.

Jednak czuł, że nie może tego zrobić. Nie w tym momencie. Krzyk w tym momencie będzie niepotrzebny i niemile widziany. Spogląda na zegarek. Siedzi już czterdzieści minut. Wstaje z ławki. Mówi tylko trzy słowa, których nigdy się nie spodziewał, że mu w ogóle powie.

– Ich Liebe Dich.

Autorka: Azize

———————————————————–

270

Czekał na ten wieczór, a w zasadzie noc, cztery lata. Nie tylko on zresztą. Czekał cały świat, choć swojego przywódcę wybierał tylko jeden z prawie dwustu krajów. Można by pomyśleć – co niby obchodzi nastolatka z Francji jakaś Ameryka, ale z drugiej strony Statua Wolności, dar od narodu, dalej jest wizytówką USA. Jeremie przygotował się solidnie do śledzenia tej nocy. Czytał wszystkie teksty, wie, jakie rejony to swing states, ile trzeba mieć elektorów i dlaczego nie należy przykładać nadmiernej wagi do sondaży. Przygotował się też w sensie zaopatrzeniowym, ma napoje, przekąski, wszystko po to, by przetrwać noc. Bo jedno jest pewne – Jeremie nie pójdzie spać, póki nie padnie formułka:
-Możemy już ogłosić, że prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie…

Autor: Jeremie_96

————————————————————

Między tradycją a postępem.

Życie często stawia przed nami trudne wybory. Musimy wybierać między tradycją a postępem. Z jednej strony istotna wartość wierności wieloletnim schematom, przekazywanym z pokolenia na pokolenie, z drugiej chęć zerwania z pewnymi archaizmami i spróbowania czegoś nowego. Stałe ścieźki kontra nieznane szlaki. Dawne przyzwyczajenia czy okazja, aby spróbować czegoś nowego? Nie jest to łatwe, ale jednak trzeba wybierać. I przed takim wyborem dzisiaj stanęła Yumi.
Myślała długo, ale zdecydowała. Tym razem pójdzie drogą nowoczesności.
Dziś zje sushi widelcem.

Autor: Jeremie_96

————————————————————

Lato 1987 było wyjątkowo chłodne na Ukrainie. Dzięki temu rozległe bałtańskie polany, zwykle zasuszone przez słońce, które nie dawało na jałowej ziemi szans niczemu innemu poza pospolitymi chwastami, tego roku wybuchły feerią barw, czerwienią maków, głębokim błękitem dzikich chabrów, radosnymi słoneczkami stokrotek.

A potem po prostu wybuchły. Ot tak.

Nim jednak to, chwilę wcześniej biegnąc jakby gonił ich sam Szczerbycki (co, warto wspomnieć, kiedyś już się wydarzyło) wybiegło z wejścia do podziemnego bunkra trzech dwudziestolatków, niosąc walizkę o nieznanej zawartości.

Albo inaczej, to idzie tak: z podziemnego bunkra wybiegają Polak, Brytyjczyk i Francuz.

– Nigdy… więcej – wydyszał ciężko Polak.

– Umówmy się, że… nigdy o tym nie mówimy, dobra? – wyrzucił z siebie równie zmachany Brytyjczyk.

Na to Francuz, bez cienia zadyszki:

– Ej! Douglas, kurwa, mamy trademark! „Wolałbym o tym nie mówić!”

– I na co go uczyłeś polskich przekleństw, Cuma? – pyta Brytyjczyk

– Douglas, kurwa – wysapał Polak kładąc się na plecach i próbując złapać oddech.

Francuz podszedł do Polaka i z góry rzucił:

– To nawet nie jest taki hardcore jak powtórka z Prypeci z zeszłego roku! Jak chciałeś wakacji, to trzeba było zrobić jakiś skok dla mięczaków, może skubnąć „Mona Lisę”, albo coś!

– Może powinienem… Może to… zrobię.

– Prędzej „Damę z łasiczką” – wtrącił Brytyjczyk

Polak i Francuz spojrzeli się na niego: – Douglas, kurwa

***

Po niewyjaśnionej utracie placówki badawczej w Bałcie dowództwo Kartaginy przeprowadziło gruntowne śledztwo i rozstrzelało 7 podejrzanych. Wszystko, czego zdołano się dowiedzieć o oddziale infiltratorów to tyle, że byli ubrani w czerwony dres.

Autor: Qazqweop

——————————————————

Burzliwy powrót do przeszłości

– Ten Xana robi się naprawdę coraz bardziej pomysłowy! – zarzucił zadyszany Odd biegnąc wespół z Ulrichiem.

– Aha – odpowiedział jego przyjaciel. – Opętane szczury, szerszenie, robo psy. Sprowadzanie zimy stulecia a teraz spadające z nieba błyskawice. – Przebiegali właśnie nieopodal wysokiego metalowego masztu. Usłyszeli głośny huk, obrócili się w jego kierunku i zobaczyli jak konstrukcja runęła na ziemię, stając jednocześnie w ogniu. Usłyszeli przez telefon głos Jeremiego:

– Nie zatrzymujcie się chociażby na chwilę, biegnijcie wzdłuż tych masztów a zadziałają one jak piorunochrony. Aelita za kilka minut dezaktywuje wieżę.

– My się schowamy zaraz w kanałach Einstein, ale jak ty się trzymasz? – Dopytał się Ulrich. W słuchawce odpowiedział mu dźwięk huku, po chwili jednak podniósł się głos przyjaciela:

– XANA drąży dziurę w suficie, ale jeszcze żyję.

Dwójka Wojowników skręciła w uliczkę, zobaczyli właz do ścieków, ale wtem oślepiło ich kolejne uderzenie pioruna. Metalowa konstrukcja przewróciła się z łomotem przed nimi, blokując jednocześnie drogę.

– Do diaska, naokoło nie ma już pod czym się kryć. – Zawołał Ulrich.

– Nie ma wyboru – rozpędził się Odd – Trzeba skakać! Jeronimoooo! – Krzyknął Della Robia skacząc wzwyż, tuż nad smagającymi płomieniami.

– Wariat – Krótko podsumował go Niemiec. Poszedł w ślady swojego przyjaciela, wyskoczył i wylądował w pozycji super bohatera. Della Robbia już otworzył właz, oboje szybko wskoczyli do środka, zamknęli za sobą przejście i czym dalej oddalili się od metalowej pokrywy. Nareszcie chwila wytchnienia.

– Uch… Uch… Jeremie – odezwał się Stern – Jesteś pewny że tutaj nas pioruny nie sięgną?

– Spokojnie, Nawet jak uderzy w wodę to całość się uziemi. Aelita zaraz dezaktywuje wieżę.

Postanowili odpocząć kilka minut. Faktycznie, pioruny uderzały ile mogły, swą siłą uderzenia wcisnęły pokrywę włazu wewnątrz w kanał, ale same w sobie nic już więcej nie mogły zrobić. Po pewnej chwili sytuacja się uspokoiła, usłyszeli przez telefon:

– Wieża dezaktywowana, ale muszę powiedzieć że z sufitu widzę księżyc  – Zaśmiał się Jeremy. – Odpalam Powrót do Przeszłości, jonizacja powietrza jest tak duża że nie zdziwiłyby mnie kilka dodatkowych piorunów. – Dało się usłyszeć dźwięk wstukiwanych klawiszy. Po chwili superkomputer rozpoczął odliczanie. Oddowi zaburczało solidnie w brzuchu:

– Jak wrócę zjem podwójną porcję piurre z ziemniaków. Ulrich, może masz ochotę następnym razem… – Głuchy huk wydobył się z telefonu. Chyba znowu uderzył piorun.

– Jeremy – zawołał Stern – Wszystko w porządku? Jeremy. Jeremy!

Odpowiedziała mu Yumi – Einstein leży nie przytomny, piorun uderzył w monitor. Zaraz powinien być Powrót do Przeszłości.

Urwało im głos w słuchawce. Znali to już, Powrót do Przeszłości rozchodził się niczym bąbel i po prostu zdążył już rozejść się po całej fabryce. Niedługo po tym sami zobaczyli jak fala bieli przetacza się przez podziemne kanały. Zamknęli oczy w nadziei że jak się obudzą, Jeremiasz będzie koło nich znowu pisał program na komputerze.

Ulrich nie poczuł jednak by w wyniku skoku czasowego wrócił do momentu gdzie miał otwarte swoje oczy. Wciągnął powietrze, poczuł nieprzyjemny zapach. Usłyszał głos Odda:

– Eee, Ulrich… – Trącił go zaniepokojony Włoch. Stern otworzył oczy, wciąż byli w kanałach. Zawołał do telefonu:

– Yumi, coś poszło nie tak! My wciąż jesteśmy w kanałach! Yumi! – Nic to jednak nie pomogło. Spojrzeli na wyświetlacz telefonu: „BRAK ZASIĘGU”.

– Ulrich… Czy ta klapa od włazu nie powinna być przypadkiem tutaj na dole? – Zapytał się Odd patrząc jak właz znajdował się w idealnym stanie. Podeszli pod drabinę, Odd wspiął się i podniósł pokrywę wychylając odrobinę swoją głowę.

– I co, co widzisz? – dopytywał się Niemiec.

– Ulrich… – trzeci raz powtórzył się Włoch. Po jego twarzy naprawdę było widać że zgłupiał. – Dlaczego po ulicy jeżdżą stare samochody?

Autor: Wyklęty

—————————————————–

Cel

Czekaliśmy.

Ja i moich czterech przyjaciół czekaliśmy, by w końcu móc się wykazać. Nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie trafimy, ale nas to nie interesowało. Chcieliśmy po prostu ruszyć do walki i móc w końcu zmierzyć się z wrogiem. I choć żaden z nas nie odezwał się ani słowem, to wiedziałem, że wszyscy mamy w głowie dokładnie to samo.

Pokażemy wszystkim, na co nas stać. Jako drużyna.

Wreszcie. Upragniona wirtualizacja.

Wylądowaliśmy na zielonej ścieżce, a wokół nas majaczyły monumentalne drzewa. Las.

Ruszyliśmy za naszym liderem, pędząc ile sił w nogach.

Bez słowa. Cel był jasny.

Wyeliminuj wroga.

W ostatniej chwili uchyliłem się przed pierwszym pociskiem, który minął mnie o włos. Mój przyjaciel, biegnący po mojej lewej, nie miał jednak tyle szczęścia. Strzał prosto w głowę z miejsca wyrzucił go z rozgrywki.

We czterech stanęliśmy w pozycji bojowej, rozglądając się we wszystkie strony. Wtem tuż przede mną pojawił się uzbrojony w zakrzywiony miecz olbrzym.

Mój cel.

Nim jednak zdążyłem wystrzelić, ten kopnięciem posłał mnie w powietrze niczym piłkę.

Wymachując odruchowo wszystkimi czterema odnóżami, szukałem jakiegoś podłoża, lecz nic takiego nie znalazłem. Zamiast tego zdążyłem zarejestrować lecąca prosto w moją stronę kula różowej energii.

To nie tak to miało wyglądać.

Autor: Xana

—————————————————-

Starcie

Jeremy mrużąc nieznacznie oczy, wpatrywał się w znajdującą się wprost przed przeciwnika.

Oko Xany, choć było ledwie symbolem, zdawało się wwiercać blondynowi w głowę, wyszukując wszelkich oznak słabości. On jednak nie mógł sobie na nie pozwolić. Tym razem nie miał obok siebie reszty paczki, która mogłaby go w tym momencie wesprzeć. Nie wiedział nawet, czy ktokolwiek z nich mógłby mu w tym momencie pomóc.

To była jego własna walka i musiał poradzić sobie sam.

Sekundy mijały, a Jeremy cały spięty, przyglądał się antagoniści i jego “pustemu spojrzeniu”.

Xana zaatakował, lecz Belpois był na to gotów. Szybko skontrował wroga, nie dając sztucznej inteligencji czasu na reakcję, jednocześnie przyjmując dogodną pozycję. Źle jednak ocenił wroga, który równie szybko, jeśli nie szybciej wyprowadził kolejny atak. Na szczęście Jeremy zdążył uniknąć zagrożenia, samemu również atakując. W końcu samą obroną nie mógł wygrać tego starcia.

Wróg jednak atakował nieubłaganie. Dało się jednak dostrzec, że wszystkie jego ruchy były oparte na zimnej kalkulacji.

Czyli coś, na co właśnie liczył młody Einstein.

— Królowa bije wieżę. Szach mat. Może innym razem Xana — stwierdził Jeremy, wyprowadzając ruch, który zakończył partię.

Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał, było zamknięcie okna z okiem Xany, wyświetlanego na monitorze Superkomputera obok szachownicy.

Autor: Xana

————————————————–

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments