Posłanka świętego Piotra

Będziesz jutro?

– Będę, ciociu.

– To dobrze. Chociaż ty o nas pamiętasz. Nie to, co twój brat.

Nigdy nie lubiła tu przyjeżdżać. Gdy została zmuszana, aby odwiedzać to miejsce tylko po to, by wziąć udział w konkursie na najbardziej barokowy nagrobek, zakładała czarny płaszcz, czapkę, spodnie, buty oraz okulary przeciwsłoneczne. Zawsze źle czuła się tam niekomfortowo. Jakby jakaś nieznana nikomu moc ją obserwowała.

Włącza na chwilę radio, które po sekundzie wyłącza. W aucie rozbrzmiało tylko jedno zdanie:

It’s a lonely road…

– Jestem prawie na miejscu. Za godzinę będę u was – odpowiada niechętnie, po czym rozłącza się. Stoi przed ogromną bramą, której nie broni święty Piotr. Nikogo tu nie ma, kto w każdej chwili mógłby jej nie wpuścić. Za co? Za wszystko, co każdemu wyrządziła.

Bierze głęboki wdech i spokojnie wchodzi. Zapalić i wyjść. To takie proste. Każdy tak potrafi.

Gdy zbliża się do końca, zauważa różową, puchową kurtkę oraz czarną czapkę. Zaskoczona zatrzymuje się i podchodzi do pustej ławki. Chwyta w dłonie ubrania. Czuje ich lekkość oraz wewnętrzny spokój, jakby przynosiły dobrą energię każdemu, kto je chwyci.

– To moje.

Przerażona odwraca się, a kurtka spada na przymarznięte i niezgrabione liście, nie wydając żadnego dźwięku. Zauważa małą dziewczynkę. Co w niej jako pierwsze widzi, to błękitne oczy i długie, złote, falowane włosy. Na nogach ma jednego buta brązowego, a drugiego – czarnego. Zwiewna bladoróżowa sukienka tańczy, jak jej gra coraz to mocniejszy wiatr.

– Dlaczego je zostawiłaś?

– Czekałam na ciebie.

– Na mnie?

Głupie pytania zadajesz.

Czy to kolejna wnuczka cioci? Nie pamięta tej dziewczynki. Może się zgubiła?

Myśl dziewczyno, myśl.

– Załóż kurtkę, chłodno jest – mówi.

– Nie muszę. Pójdziesz ze mną?

– Dokąd? – pyta coraz bardziej skołowana blondynkę.

– Proszę.

No i jak ty się wytłumaczysz się ciotce?  Nic nie mówi dalej, tylko podaje prawą dłoń. Czuje ciepło z maleńkiej rączki, pomimo panującego mrozu na dworze. Spogląda nieśmiało na dziecko. Uśmiecha się do niego niepewnie, po czym dziewczyna zaczyna ją prowadzić ścieżką pełną kocich łbów. Idą sobie spokojnie, specjalnie zwalnia, aby dziewczynka mogła dotrzymywać jej kroku.

Jej myśli cały czas krążą wokół nieznanego dziecka. Nie wie cały czas, dlaczego zostawiła tę kurtkę i czapkę na ławce w chwili, kiedy akurat przechodziła.

Dlaczego akurat na nią musiała dziewczynka czekać?

Dlaczego nie ubrała rzeczy, które znalazła?

I przede wszystkim – dlaczego zgodziła się iść za nią?

Tyle masz do niej pytań, a jednak się nie odzywasz. Kolejne metry ścieżki zmieniają się systematycznie. Udeptana ziemia zamieniła się miejscami z kocimi łbami, a te na mokry asfalt. Nigdy nie widziała tej części miejsca, pomimo tego, że co roku tutaj przyjeżdża. Czy w ten sposób dziewczynka chce jej coś powiedzieć?

Zauważa kolejną bramę. Tak samo ogromna i wystawna, jak ta pierwsza. Różnicę stanowił jedynie kolor – jest ona biała, jakby przed chwilą ktoś ją specjalnie pomalował. W oddali zauważa dwie, doskonale jej znane sylwetki.

To niemożliwe.

Nagle dziewczynka ją puszcza. Spogląda raz na nią, to na dwie postacie. Aniołek w złotych włosach jedynie potakuje głową.

– Przyjechałaś. Tęskniliśmy.

Autorka: Azize

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments