Cztery głosy o jednym filmie – multirecenzja “Code Lyoko: A Second Chance”

Tak się złożyło, że oglądaliśmy w kilka osób film “Code Lyoko: A Second Chance” i po wspólnym seansie podczas zjazdu Rady Ocalenia Fandomu wpadliśmy na pomysł, żeby napisać recenzję. Ale nie jedną, lecz kilka. Wyszło ostatecznie, że możemy Wam zaprezentować cztery głosy, cztery opinie o tej produkcji. Kolejność alfabetyczna.

Classico:

To że ten fandom potrafi stworzyć na serio wspaniałe projekty nie jest nowością, dlatego byłem bardzo podekscytowany by obejrzeć „Drugą Szansę” – film ma w końcu za sobą jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk w naszej społeczności. Zanim przejdę do recenzowania, muszę nakreślić jedną rzecz – To że ten film powstał jest cudem i należy docenić zapał i determinację aby doprowadzić taki projekt do końca, bez względu na wady.

Z żalem stwierdzam że Code Lyoko: A Second Chance niestety nie przypadł mi do gustu. Jakość animacji w sekcjach 2D jest bardzo niespójna. Ujęcia czasami nie łączą się w zrozumiałą całość – postacie “skaczą” między pozami i ustawieniem, co sprawia że w niektórych scenach ciężko jest podążać za tym co się dzieje. Potęguje to tylko fakt że autor miesza animacje na assetach z IFSCLa ze swoimi rysunkami. Z drugiej strony łatwo też znaleźć kadry wyglądające jak żywcem wyciągnięte z serialu, tu widać prawdziwy potencjał Özberka, chciałbym tylko aby reszta scen 2D trzymała taki sam poziom…

A jak się mają sprawy w Lyoko? Tutaj sytuacja odwraca się o 180 stopni! Animacje wirtualnego świata, walk, postaci są naprawdę dobrej jakości mimo małych potknięć tu i ówdzie (dosłownie naliczyłem tylko 2 sceny które odstawały od standardu). Sceny potyczek w Lyoko są jednymi z lepszych animacji 3D w katalogu Özberka i chylę mu tu czoła za animowanie ich w pojedynkę! Plus design Odda może być moim ulubionym wydaniem przebijającym nawet te z serialu!

Fabularnie jestem rozdarty. Mamy tutaj naprawdę dobre koncepty na historię jaka nie została jeszcze opowiedziana, ale mam wrażenie że każdy z nich jest sabotowany przez swoje wykonanie. Oglądając pierwszy akt byłem wparty w fotel wyobrażając sobie co zobaczymy jak Aelita osiągnie sukces. Niestety to co dostajemy potem daje wrażenie jakby scenarzyści się zawahali, i fabuła spędza resztę czasu w równym limbo co uczniowie w Kadic, a na faktyczną eksplorację wątku powrotu zostaje nam marne 20 minut. Kolejnym minusem są dziury logiczne które wyciągają z immersji.

Plusem “Drugiej Szansy” są postacie – zostały napisane dobrze, ich motywacje i charaktery w większości pokładają się z serialowymi odpowiednikami. Wymiany zdań między Aelitą, a Yumi, Williamem i Ulrichem są highlightem równie dużym co walki które im towarzyszą!

Koniec końców Code Lyoko: A Second Chance to solidny kawał twórczości fanowskiej robiony w większości w pojedynkę, jeszcze raz chylę czoła Özberkowi za to że doprowadził ten projekt do końca! Osobiście myślę że z odrobinę większym zespołem, lub z dłuższym “pobytem w piekarniku”, dałoby się wykonać ten film o wiele lepiej.

///

Jeremie_96:

Dwa lata trwała produkcja “Code Lyoko: A Second Chance”. Już samo to, że tak złożony projekt doszedł do skutku, można docenić, bo było już trochę projektów, które zapowiadano szumnie, a z których nic potem nie wychodziło. Tu na szczęście było inaczej i wyszła całkiem fajna rzecz na rocznicę.

Grafiki nie będę się czepiać, bo owszem, niektóre sceny wypadają gorzej od innych, ale biorę tu poprawkę na to, że jest to projekt fanowski, do tego realizowany bez żadnych zbiórek pieniężnych. Poza tym wiadomo, że przy tego typu inicjatywach często możliwości techniczne nawet nie pozwalają na to, by tego typu aspekty wyglądały tak jak w wielkich wytwórniach.

Skupię się natomiast na zamyśle fabularnym, czyli czymś, co nie jest zależne od pieniędzy. I tu wygląda to naprawdę nieźle. Z jednej strony zalążek jest taki, jak często się spotykało w fanfickach, czyli że jesteśmy po wydarzeniach z końcówki 4 sezonu i Aelita nie może sobie z tym nadal poradzić. Z drugiej zaś ma ona jakiś plan, by może jednak coś zrobić. I to wszystko ma sens, odpowiednie podłoże logiczne i jest w miarę sprawnie poprowadzone. Chociaż trochę mnie zastanawia, jak Aelicie udało się utrzymać w tajemnicy to, co robiła. Pomijam wymykanie się ze szkoły, to było wyćwiczone, ale cała mapa myśli w pokoju, druga w fabryce… nikt się tym nie interesował? Może faktycznie uznano że trzeba Aelicie dać spokój, ale nawet Jeremie aż taki aktywny nie był, by jej pomóc, choć chciał, w filmie zresztą się to potem pojawia, bo mamy scenę bardzo przypominającą jeden z odcinków 1 sezonu.

Jednak ten film ma też swoje mankamenty, które widać w drugiej części. Na przykład dlaczego, choć na most przed fabryką, wjechało 10 radiowozów, to nikt nie wszedł do budynku? Wiem też, że niektórzy dziwili się przyjętej taktyce obstawiania wież zamiast zbiorowej zasadzki na Aelitę, ale tu akurat autorów obronię, bo chodziło najpewniej o to, by wzmocnić dramaturgię. Trzeba też przyznać jednak, że wprowadzono taką ciemną stronę Aelity, z którą ona sama trochę próbuje walczyć.

Oglądając drugą połowę miałem też wrażenie, że chciano upchać wszystko i jednocześnie nie sprawić, żeby całość była bardzo długa. Wyszło 71 minut, więc sporo jak na fanowską produkcję. Natomiast widać, że w pewnym momencie to zaczyna iść nieco po łebkach, pojawiają się tylko ledwo muśnięte sprawy, które nie są widzowi wyjaśnione i można odczuć, że są one tam wstawione trochę jako wypełniacz, żeby się pomysł nie zmarnował. Chwilami miałem pewien problem z tym, żeby odczytać zamysł włożenia akurat takiego, a nie innego wątku, a szkoda, bo backstory, jakie tam jest, brzmi naprawdę ciekawie i aż prosi się o rozwinięcie.

Myślę też, że trochę tej produkcji szkodzi brak jakichkolwiek wątków pobocznych. Aż prosiłoby się o to, by choćby kilka minut poświęcić na pokazanie, jak sobie z tym wszystkim radzą pozostali bohaterowie, a można to było zrobić, nie tracąc charakteru filmu. A jest on ewidentnie Aelitocentryczny. To nasz różowowłosy aniołek mający zapewne oznaki PTSD jest głównym punktem odniesienia, co też jest w pełni zrozumiałe. Ale jednak fajnie byłoby dać tu nieco więcej takiego “zwykłego życia” znanego z odcinków.

Tak czy inaczej – dobrze, że ten film powstał, dobrze, że można go obejrzeć (nawet jeśli automatyczne napisy polskie na YouTube zamiast “panie dyrektorze” podają “panie idioto”), dobrze, że ten fandom jeszcze żyje, a takie produkcje to życie przedłużają. I kto wie, może to nie jest ostatnie słowo Ozbeka i spółki?

///

Mayakovsky:

Na samym początku chciałbym zwrócić uwagę na jeden kluczowy fakt: „Code Lyoko – A Second Chance” to produkcja fanowska. Choć Ozberk Ozen jest niezwykle utalentowany i efekt końcowy jego pracy robi wrażenie, to jednak jest tylko fanem, a nie profesjonalnym studiem zatrudniającym fachowców na pełen etat. Warto mieć to na uwadze przed rozpoczęciem oglądania, bo osoby oczekujące wysokobudżetowej produkcji wypchanej po brzegi wizualnymi wodotryskami raczej się rozczarują. Zamiast tego lepiej docenić na przykład to, że film ma pełny angielski dubbing i własną ścieżkę dźwiękową.

Gdybym miał opisać ten film przy pomocy jednego słowa, to wybrałbym chyba określenie „nierówny”. Znajdziemy w nim momenty zarówno bardzo dobre – czasami wręcz dorównujące kreskówce – jak i sporo słabsze. Tyczy się to i strony wizualnej, jak i fabularnej. Nad tą pierwszą nie będę się szczególnie rozwodził – powiem tylko, że zarówno w Lyoko, jak i poza nim czuć klimat znany z kreskówki i dlatego przymknę oko na pewne niedociągnięcia.

Fabule natomiast poświęcę więcej miejsca i ocenię ją trochę surowiej, bo tutaj budżet i nakład pracy powinien być znacznie mniejszym problemem. Pierwszoplanową bohaterką jest tu zdecydowanie Aelita – pozostali Wojownicy Lyoko oczywiście też są, ale jednak film skupia się na nich trochę mniej niż na różowowłosej. I to jest moim zdaniem dobra decyzja, bo bardzo trudno byłoby upchnąć w nieco-ponad-godzinny film osobny wątek dla każdego z nich. Bardzo spodobał mi się również pomysł na fabułę – jest on jednocześnie prosty, oryginalny i wiarygodny. Z tym ostatnim określeniem część fanów się nie zgadza i zarzuca filmowi, że Aelita nie zachowuje się tak jak w kreskówce. I teoretycznie jest to prawda, ale to zachowanie wcale nie wzięło się „z powietrza”, tylko wynika z przebiegu wydarzeń – więc staję tutaj w obronie twórcy.

I chociaż ogólnie fabuła przez cały czas podąża w dobrą stronę, to można dopatrzeć się w niej pewnych niedociągnięć. W czasie oglądania (a film oglądaliśmy w kilka osób) parę razy padły pytania w stylu „czemu X nie zrobi Y”, na które nie udało nam się znaleźć sensownych odpowiedzi. Kilka razy było to trochę czepianie się szczegółów, ale raz czy dwa zachowanie było dosyć mocno kuriozalne i drastycznie wpływające na fabułę. Nieco zawiodłem się też na zakończeniu. Oczywiście nie chcę go zdradzać, więc ujmę to w ten sposób: patrząc na kreskówkę, nie jestem do końca przekonany, czy aby faktycznie tak to działa. Bo jakby faktycznie tak to działało, to Wojownicy już na samym początku swoich przygód mieliby gigantyczny problem. Brzmi to bardzo enigmatycznie, ale mam nadzieję, że po seansie będzie wiadomo o co mi tutaj chodziło.

Czy w takim razie polecam „Code Lyoko – A Second Chance”? Jak najbardziej! Choćby dlatego, że bardzo fajnie było usiąść przed ekranem ze świadomością, że za chwilę obejrzę nową część Kodu Lyoko. I chociaż efekt końcowy nie jest idealny, to jest w nim wiele pozytywnych elementów. Wyraźnie widać, że Ozberk włożył w produkcję wiele wysiłku i pasji. Dlatego mam nadzieję, że doczekamy się kontynuacji.

///

Wyklęty:

A Second Chance to fanowski film animowany autorstwa Özberka Özena, otrzymaliśmy 71 minut filmu w którym obserwujemy jak Aelita przeżywając żałobę po stracie swojego ojca próbuje radzić sobie z rzeczywistością.

Na początku myślę że warto zaznaczyć szczególnie jedną rzecz – nie oceniałbym w żadnym wypadku jakości grafiki bądź animacji. Musimy wziąć pod uwagę że jest to produkcja fanowska a tworzenie grafik bądź animacji jest naprawdę, ale to naprawdę bardzo trudnym zadaniem. Kilka minut to wyczyn, ponad godzina – prawdziwy szczyt. Powinniśmy docenić autora oraz jego ekipę za podjęcie się tego zadania i dostarczenia długiego filmu fanowskiego kreskówki, która ma już 22 lata. Fanów nam nie przybywa.

Pochwalić muszę za pomysł na fabułę filmu. Akcja dzieje się rok po wydarzeniach z czwartego sezonu, Aelita jest w stanie głębokiej depresji po stracie swojego Taty, tak dużej że decyduje się na pełen desperacji krok celem odbudowania swojego życia. Bohaterowie Code Lyoko przeżyli najprawdziwsze piekło, mieli tyle tak bardzo stresowych sytuacji że wszyscy powinni być pod nadzorem psychologa. Szczególnie Aelita doznała okrutnego cierpienia, zginął jej Tata i nie może nawet nikomu z zewnątrz o tym opowiedzieć. Nie ma jak dobrze przepracować okrutnych wydarzeń, a gdy tylko widzi promień szansy na odzyskanie tych których kochała… postanowiła po to sięgnąć.

To mówiąc, film ma jednak swoje problemy. Są dziury logiczne: jakim cudem Aelita była w stanie cofać się w czasie, aktywnie go zmieniać i nie zmieniać teraźniejszej linii czasowej? Najdrobniejsza zmiana powinna wywołać kaskadę zmian, teraźniejszych Wojowników Lyoko nie powinno nawet być. Czy Jeremy nie powinien zauważyć po drodze że Aelita wyskakuje miesiącami do fabryki? Jakim cudem to tornado nie zniszczyło laboratorium? Walki były dosyć nieprzemyślnie zaprojektowane: jeżeli Wojownicy Lyoko się rozdzielili bo nie wiedzieli gdzie Aelity szukać… wystarczyło szybko się zgromadzić jak tylko znajdzie ją pierwszy Wojownik Lyoko. Aelita podczas walk zachowywała się wyjątkowo agresywnie. Momentami przestawała przypominać człowieka a bardziej pełne furii dzikie zwierze. Ulrich popełnił błąd lekceważenia przeciwnika, którego nie wierzę że by popełnił a William… wiedząc co się dzieje na świecie, mając uprzedzenia do superkomputera i widząc stan Aelity zwyczajnie się poddał. Wiele wydarzeń zostało celowo naciągniętych do granic możliwości przez co film nie trzyma się kupy.

Jest bardzo duży problem z próbą upakowania zbyt dużej ilości wątków na raz. Przedstawia nam się rozmowę rodziców Aelity i ich kolegów z której… nic w samym filmie nie wynika. Dowiadujemy się nowych faktów o budowie superkomputera czy historii XANY… ale to też nie ma żadnych konsekwencji dla przebiegu fabuły. Widz nie jest w stanie konkretnie zrozumieć co się dzieje podczas oglądania i dokąd dane wątki prowadzą. Domyślam się że autor stara się budować świat pod potencjalny następny film, ale niestety kosztem tego jest zbyt mała ilość czasu na to aby właściwie zbudować to co w filmie ważne. Być może dlatego emocje wydają mi się tutaj tak płytkie – nie ma przestrzeni na to aby je we właściwym tempie rozwinąć.

W mojej opinii film powinien zostać rozbity na dwie albo nawet może trzy produkcje, każde skupiające się na konkretnym motywie. Gdyby pierwszy film opowiadał tylko o stanie emocjonalnym Aelity i budował napięcie aż do wielkiego finału w którym ta przechodzi przez portal inaczej można byłoby zaprojektować elementy walk i opowiedzieć o konflikcie wewnętrznym, który targał każdym z bohaterów. Drugi film miałby większą szansę aby właściwie opowiedzieć o tajemnicach rodziców Aelity, może nawet z elementami jakiegoś szokującego odkrycia wywołującego dreszcz emocji. Tu już wiele zależy od tego jak autor zdecydowałby się poprowadzić fabułę.

Nie mniej, mówiąc o powyższych wadach nadal należy pamiętać jedno. Jest to film, który Özberk robił dwa lata. Możemy szacować że potrzebowałby aż czterech lub pięciu lat na właściwe poprowadzenie samej fabuły A Second Chance. To jest ogrom sumiennej pracy po godzinach, na które mało ludzi miałoby siły. Dlatego cieszę się że chociaż film ma swoje mankamenty, tak jednak miałem szansę z uśmiechem na ustach obejrzeć coś nowego z mojej ulubionej kreskówki dzieciństwa. Nacieszyć się małym powrotem do przeszłości. Za to Panie Özberk, za całą twoją ciężką pracę – czapki z głów!

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments