[Ćwierćfinał 3-1] Calys Jaques vs Seriz Cortez

Dni mijały bardzo szybko, a Calys nie wiedziała, czy cieszy się na zbliżający się dzień walki, czy nie. Cieszyła się, że armia, która przecież zgłosiła ją do walk, przewidziała dla niej dodatkowe płatne wolne podczas przygotowań do aren. Miała trochę więcej czasu na leżenie w łóżku. Trenowała jednak tyle co przeważnie, jako że w jej planie tygodnia raczej nie było miejsca na dodatkowe treningi. Zdawała sobie sprawę, że taki sam czas poświęcony na treningi może w niczym nie pomóc, ale nie miała wiele do gadania. Spędzanie więcej niż ośmiu godzin w grze mogłoby równać się z zaniedbaniem prawdziwego życia, a przecież musiała jeszcze ćwiczyć poza grą. Mimo to czuła, że jest zdecydowanie lepsza niż podczas eliminacji. Myślenie o tamtym dniu niemalże doprowadzało ją do mdłości. Naprawdę nie chciała powtórzyć tamtej wpadki. Jasne, wygrała, ale później w robocie wszyscy się z niej nabijali.
Gdy nadszedł ten dzień, nie była zbytnio przejęta. Niezbyt miał się różnić od innych. Podczas normalnego dnia pracy robiła praktycznie to samo, co miała robić teraz. Różnicą była praktycznie tylko wielkość płacy. A płaca się liczyła. Prawda, zapłata za pracę w armii wystarczała jej na najpotrzebniejsze rzeczy, ale przeważnie tylko na styk. Nie miała jak cokolwiek odkładać. A chciałaby. Marzyło jej się wyprowadzenie się do bogatszej części miasta, do czegoś większego niż jej kawalerka, która była może trochę większa niż pokój, który miała w domu rodziców. Z tym, że w jej mieszkaniu była jeszcze kuchnia i łazienka.
Przed wejściem do gry zjadła ulubiony obiad, licząc na najlepsze. Oczywiście obmyśliła taktykę walki przeciw przeciwnikowi, ale właściwie uznała, że nie ma co planować w ciemno. Pobieżnie tylko zastanowiła się nad umiejętnościami przeciwnika, żeby się nie zaskoczyć. W końcu on też sobie zdaje sprawę, że gra przeciwko niej, iluzjonistce, więc będzie bardziej uważny. Wiedziała, że nie ma mowy o zagrywkach polegających na niewiedzy wroga, co trochę ją denerwowało. Taktyki, które przeważnie używała, na niewiele mogły się zdać podczas aren.

Sektor polarny. Lodowiec. Kupa śniegu. Duża platforma pokryta lodem, kilka gór lodowych. Ciemnoniebieskie, przyjazne niebo. Calys ucieszyła się, że jest tu, a nie na innym sektorze, gdy tylko się o tym dowiedziała. Ten był prosty, znajomy. Chociaż jedna rzecz nie chciała jej zabić. Nie tak jak sektor piąty podczas eliminacji. Nadal przechodziły ją dreszcze, kiedy myślała o momencie, kiedy dwie platformy o mało jej nie zgniotły.
Gdy tylko pojawiła się nad powierzchnią sektora lodowego, zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia gdzie jest przeciwnik. Pojawiła się zaraz obok sporej góry lodowej. Nie było to dla niej najlepsze położenie. Miała tylko nadzieję, że przeciwnik jest w podobnej rozterce co ona. Chociaż właściwie nie miała nawet pewności, czy on jej nie widzi, kiedy ona nie widzi jego. Dlatego też powstrzymała się od ukrywania, i wyszła przed górę licząc na spotkanie przeciwnika. Walczył przecież mieczami, więc nie mógł zbytnio zaatakować jej na odległość. Mimo to cały czas miała swój krótki mieczyk w gotowości.
Nagle aż podskoczyła ze strachu, kiedy zaraz obok niej wylądował nóż rzucony z góry. Podniosła głowę i ujrzała przeciwnika opartego o ścianę lodowca, kilka metrów nad nią. Szybko odskoczyła do tyłu. Wykorzystał jej niewiedzę i pomimo niewielkiej odległości zaatakował z zaskoczenia. Calys musiała przyznać, że jest dobry. Tego za nic by się nie spodziewała.
– Rany boskie, coś ty zrobił? – Nawet nie wiedziała, czy powinna być zła, czy się śmiać. Zdecydowanie zabrzmiała jednak, jakby krzyczała przez śmiech.
Przeciwnik nie odpowiedział, tylko rzucił kolejnym nożem. Prawie trafnie, przebił jej płaszcz. Niewiele by brakło, a znowu miałaby unieruchomioną nogę. Cofnęła się krok do tyłu, żeby podnieść nóż przeciwnika. Pierwszy był za daleko, ale przynajmniej ten mogła zarekwirować. Wsadziła go w pas cały czas mając oczy na chłopaku. Może się przydać.
Seriz zeskoczył z ściany lodowej i podniósł drugi z noży. Udało mu się zdziwić Calys, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że jest tutaj w cięższej sytuacji. Iluzjonistka miała ograniczoną ilość ataków na odległość, ale on nie miał tak naprawdę żadnych. Rzucanie mieczami nie było najlepszym pomysłem, ale póki przeciwniczka go nie widziała, miał dużą pewność, że trafi. Drugi nóż był już raczej rzucony pod wpływem chwili. Ciągle miał dwa miecze, więc nie widział problemów w ewentualnej walce na dwie bronie. Ale nie przejmował się spaloną zagrywką, po oglądnięciu eliminacji Calys, niezbyt bał się tej walki.
Stali kilkanaście metrów od siebie, przestępując z nogi na nogę. Oboje nie byli pewni, co teraz powinno się dziać. Dziewczyna chciała jak najmniej polegać na walce wręcz, jednak niezbyt miała wybór. Chłopak natomiast trzymał się na baczności. Walczył przecież przeciwko iluzjonistce. Nie bał się jej specjalnie w walce, bardziej bał się otoczenia. Tak naprawdę nic co teraz widział nie było pewne.
– Nessie, co? Za co dają wam wszystkim takie fajne ksywki? – Rzuciła w końcu w stronę przeciwnika. – Chociaż szczerze, bardziej mi się podoba “Leszcz”. Nawet jeśli wspinasz się na drzewa jak małpa.
– Ja przynajmniej mam jakąś ksywkę – burknął pod nosem.
– Właśnie to powiedziałam. Ja też chcę jakąąąąś – jęknęła, po czym spojrzała na przeciwnika z niedowierzaniem. – Chwiluniaa, a ty od kiedy mówisz? Ja myślałam, że chcesz być tajemniczy. Ta maska, te legendy. Komuś się podobał poprzedni sezon, hę?
Kiedy Calys gadała, Leszcz zaczął powoli podchodzić w jej stronę. Ciągle nie był pewien otoczenia, ale kiedy dziewczyna w najlepszą oddawała się monologowi, zdecydował, że to najlepszy moment na atak, jaki może mieć. Wyciągając miecze, ruszył na bogato gestykulującą iluzjonistkę.
– Czyli jednak wolisz być tajemniczy. A myślałam, że może będziesz ciekawszy… No cóż, nie tym razem!
Dziewczyna tylko widząc zbliżającego się Seriza, wysunęła spod płaszcza swój ulubiony krótki mieczyk i nieco zaniedbany nożyk rytualny. Zaparła się nogami o ziemię, czekając na atak przeciwnika, jak miała w zwyczaju. Ich bronie starły się dopiero po kilku sekundach. Głośne starcia metalu o metal przyprawiały oglądających o dreszcze. Dziewczyna zsunęła się lekko do tyłu. Stanie w miejscu na lodzie nie było najłatwiejsze, nawet jeśli miała przewagę siłową. Przeciwnik był co prawda od niej nieco wyższy, ale zdecydowanie drobniejszy. Wyglądał jakby mógł się połamać od mocniejszego upadku, co nie było rzecz jasna do końca prawdą. Budowę zdecydowanie nadganiał zwinnością.
Mocny zamach chłopaka wytrącił na chwilę Calys z równowagi, skutkując utratą kilka punktów po jej stronie. Wiedziała, że walka przeciw dwóm mieczom nie będzie specjalnie łatwa, ale wierzyła w swoje umiejętności. Szybko odwzajemniła atak, odpychając Leszcza kilka kroków do tyłu. Ślizgnął się na lodzie do tyłu. Musiał na chwilę przejść do obrony, żeby móc utrzymać równowagę. Iluzjonistka znalazła chwilę luki, aby wbić mu swój nóż w nogę. Zdziwiła się jednak, gdy po powrocie do stabilizacji postawy, Seriz niewzruszony odepchnął ją.
Oboje mieli minimalne straty w punktach życia, a walka trwała w najlepsze. Seriz zdecydowanie miał przewagę, ale walka była na tyle chaotyczna, że trudno było powiedzieć, czy następne uderzenie będzie trafionym czy nie. Ta niepewność zaczynała powoli irytować ich obu, chociaż też niezbyt mogli cokolwiek zrobić aby to zmienić. Nawet bez iluzji, lodowe podłoże było niepewne.
Nie zwrócili nawet zbytnio uwagi, że morze cyfrowe zaczęło się już powoli podnosić, ciągle przepychając się na niewielkim wzniesieniu obok góry lodowej. Calys odwróciła się w stronę horyzontu, jednocześnie z nieuwagi przyjmując ranę nożem w prawą rękę. Szybko jednak oboje zdali sobie sprawę, że nie ma czasu walczyć, a czas się wspinać.
Seriz był wprawiony we wspinaczce w terenach wirtualnych. W końcu duża część jego sprzętu była do tego dostosowana. Jednak ta sytuacja trochę różniła się od innych. Nie zawsze musisz się wspinać na lodową górę, żeby uniknąć spłukania przez morze cyfrowe. Chociaż to dla niego też nie było problemem. Cała sytuacja była niecodzienna, ale zdecydowanie dla niego na plus. Mimo to, starał się trzymać na baczności.
Calys musiała najwyraźniej skorzystać z myślenia kryzysowego, bo o ile wiedziała co ma robić, kompletnie nie miała pojęcia jak. Kiedy przeciwnik kilkoma zwinnymi ruchami znalazł się na górze, ona dopiero zaczęła się powoli podnosić na skałach. Rana w prawej ręce też nie ułatwiała jej wspinaczki. A cyfrowa woda tylko się zbliżała.
– Zrzuciłbym cię, ale jesteś tak nisko, że nawet cię nie sięgnę – prychnął Leszcz.
– Może rzuć mieczem? – Zaśmiała się w odpowiedzi. Mimo to brzmiała raczej jakby jęczała.
– Nie tym razem – odrzucił. – Poczekam aż podejdziesz wyżej, albo aż woda cię nakryje.
– Świetnie.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Tylko kilka metrów do góry. Z drugiej strony, dopiero teraz miała jakąkolwiek przewagę odległości. Oparła się ramieniem o półkę skalną i podciągnęła lekko do góry. Zdawała sobie sprawę, że ma małą szansę to wygrać od samego początku. Skierowała swój nóż w górę. Może chociaż będzie mogła odepchnąć przeciwnika z krawędzi skały, tak, żeby mieć okazję wejść na górę.
Trzy. Pięć. Dziesięć. Wystarczy. Nie potrzeba jej więcej. Wystrzeliła je tak, żeby minimalnie minęły Seriza. On szybko odsunął się kilka kroków do tyłu. Świetnie.
Wciągnęła się trochę wyżej. Za chwilę będzie mogła stanąć. Przyciągnęła noże do siebie. Seriz szybko zasłonił się tarczą. Wszystkie noże rozbiły się o płachtę cyfrowej wody. Ale odwróciły jego uwagę na wystarczająco długo, żeby mogła stanąć. Teraz tylko przejść do jakiegoś sensownego planu.
– Naprawdę zmarnowałaś ataki na odległość, żeby wspiąć się na górkę? Żartujesz? – Był szczerze zdziwiony. Ta zagrywka była głupia. Nawet jak na nią.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Dobyła swojego krótkiego miecza i szarżowała w jego stronę. Swoją przewagą siły zsunęła go kilka kroków do tyłu. W idealne miejsce. Skarpa. Wystarczy go teraz tylko zepchnąć. Pierwsze co przyszło jej do głowy. Przed chwilą w końcu sama była w takiej samej sytuacji. I jakby nie było, zmarnowała swoją jedyną zwycięską kartę.
Wymieniali się ciosami mieczy, ale Calys nie zależało na ataku. Tak, liczyło się zbicie kilku punktów, ale przede wszystkim zepchnięcie go ze skarpy. Nawet, jeśli przeciwnik się uratuje, wiedziała już, co robić dalej. Wystarczył jeden, silniejszy atak. I dostała na to idealną okazję.
Wpadła w lekki poślizg, przesuwając się lekko do przodu. Wbiła mu w pancerz swój krótki nóż, a ten zleciał ze skarpy. Ona sama też się przewróciła, lądując na lodzie przodem. Zdecydowanie też straciła kilka punktów. Upadek był bolesny. Miała wrażenie, że cały świat wokół niej się kręci. Przełknęła jedynie ślinę, i próbowała wrócić do stabilnej pozycji. Teraz to ona musiała się trzymać na baczności. Nie wiedziała, skąd przeciwnik może się wyłonić. Nóż wystrzeliła w tarczę z cyfrowej wody, a miecz spadł razem z Serizem w otchłań. Miała więc tylko miecz przeciwnika. Który i tak na niewiele by jej się zdał, bo nie była przyzwyczajona do tego typu broni.
W pośpiechu, zakleiła kilka dziur w ziemi używając swojej iluzji. Na wszelki wypadek. Naprawdę nie miała już kompletnie pojęcia, co robi. Nie nadawała się do walk przed ludźmi. Mogła sobie mówić, że się nie stresuje, ale dawno nie czuła się tak do niczego.
Seriz wyłonił się z morza cyfrowego z kompletnie drugiej strony, niż Calys się go spodziewała. Był całkiem dobry w zaskakiwaniu przeciwnika. Dziewczyna w kompletnej panice wpadła na szybki pomysł. Ściągnęła z szyi wisiorek i stanęła w pozycji do walki. Nie mogłaby przeszkodzić przeciwnikowi w wejściu na platformę, gdyż od strony, od której szedł, wejście było strome. Czekała więc, aż wyłoni się zza górki, aby wycelować w niego swoją ostatnią deskę ratunku.
Gdy tylko jasne włosy pojawiły się za prostą powierzchnią góry, dziewczyna wystrzeliła wisiorek jak z procy. Dostał. W czoło.
– Kobieto! W prawdziwym świecie siniak by został jak cholera… – mruknął, patrząc na upadający na ziemię wisiorek.
Dziewczyna dobyła już długiego miecza, który cały czas trzymała w pasie. Znowu to samo. Oddech zaczął jej drżeć.
Nagle jednak ziemia pod nogami przeciwnika zapadła się. Zleciał. A wraz z nim wisiorek. Przydało się jednak wpisanie go do zgłoszenia jako broni. Pułapka zadziałała. Dziewczyna zaczęła drżeć ze szczęścia. Nie mogła złapać oddechu. Po prostu pękła ze śmiechu. Rany, tego sama się nie spodziewała. Udało się. Pomimo całego tego burdelu, udało się. A water horse teraz najwyżej posiedzi na galerze.
– Bon voyage! – krzyknęła, sapiąc głośno. Była zestresowana. Ale wygrała. Mimo to czuła się dziwnie. Nie czuła, jakby w ogóle zasłużyła na tą wygraną. Znowu była kompletnie do bani. Po raz kolejny wzięła głęboki oddech i rzuciła w eter – Jak już cię odratują, wyjdźmy gdzieś razem! Zdecydowanie nie zasługiwałeś na przegraną ze mną.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments