[Ćwierćfinał 4-2] Aiyana Storm vs Łucja Mazur

Do Aiyany zaczynało powoli docierać, że tym razem zwycięstwo mogło być poza jej zasięgiem.
Dziewczyna siedziała po turecku pośrodku niewielkiego pokoju, który wynajęła na czas turnieju. Wokół niej panował istny chaos; na blacie stołu stały brudne naczynia, pojedyncze łóżko zawalone było stosem nieświeżych ubrań, a każdą wolną powierzchnię podłogi i ścian pokrywały dziesiątki zapisanych odręcznie kartek. Indianka intensywnie wpatrywała się w jedną z nich, przygryzając przy tym wargę i bawiąc się strąkiem swoich czarnych, niemytych od paru dni włosów; choć Aiyana zdecydowanie nie należała do osób, które przesadnie dbały o swój wygląd, nigdy dotąd nie znajdowały się one w aż tak złym stanie. Teraz jednak pochłaniały ją znacznie poważniejsze problemy, które co gorsza z każdą upływającą chwilą coraz bardziej zdawały się ją przerastać. Po kilku sekundach nastolatka westchnęła z rezygnacją, dopisała kilka słów do czytanego przez nią tekstu, a następnie narysowała pod nim wielki czarny krzyżyk; kolejna z dróg zaprowadziła ją donikąd.
W tym momencie usłyszała głośne pukanie. Kompletnie ją to zaskoczyło, gdyż nie spodziewała się żadnych gości; ba, nikomu nie powiedziała nawet, gdzie się zatrzymuje. Z wahaniem podniosła się z podłogi, podeszła do wejścia i bez patrzenia przez wizjer otworzyła drzwi na oścież, planując czym prędzej spławić intruza. Po drugiej stronie stał dostojny, niski starzec o białych od siwizny włosach i ciemnej, pomarszczonej skórze.
– Czyżbyś zapomniała, gdzie mieszkamy, mój pisklaku? Jezioro nie widziało cię od już od roku. A co gorsza, ja również nie – powiedział poważnie dziadek Aiyany. W jego oczach dało się jednak dostrzec wesołe iskierki.
– Elel?!* – zapytała z niedowierzaniem Indianka, po czym mocno uściskała staruszka. – Jakim cudem mnie znalazłeś?
– Ależ to bardzo proste: wystarczyło zajrzeć tam, gdzie nie szukali cię dziennikarze – uśmiechnął się. – A z tego, co mi powiedziano, to szukali cię prawie wszędzie, leguyi**. Kto by pomyślał, że będę miał sławną wnuczkę? – dodał, wchodząc do środka. Zatrzymał się jednak na widok panującego w środku bałaganu. Aiyana natychmiast zrozumiała, o co chodzi i aż zaczerwieniła się ze wstydu. – Mój świętej pamięci brat mawiał, że stan twojego pokoju odzwierciedla stan twojego umysłu. Cóż cię trapi, mój pisklaku? Chodzi o następną walkę? A może o to tajemnicze niebezpieczeństwo, przed którym ostrzegałaś nas przed swoim zniknięciem?
– Właściwie to i jedno, i drugie – westchnęła. – Utknęłam w martwym punkcie, elel; nie potrafię znaleźć sposobu, by wygrać z Minit. A jeżeli nie przejdę dalej, to cała nadzieja będzie stracona.
– A może za bardzo się przejmujesz, Aiyano? Nasze plemię niejedno już przeżyło. Jeżeli faktycznie coś nam grozi, razem sobie z tym poradzimy.
– Nie rozumiesz, dziadku. Ten… ten dewYuli*** to największe zagrożenie w całej naszej historii. Jest znacznie groźniejszy niż Ong****. Nawet złe duchy, które opętały wyprawę Donnera*****, nie są aż tak niebezpieczne. On może pochłonąć nie tylko nas, elel; on może pochłonąć cały świat. Proszę, uwierz mi.
Sędziwy Indianin przez chwilę milczał, rozważając jej słowa.
– W takim razie powiedz, gdzie leży problem – rzekł w końcu. – Może razem uda nam się go rozwiązać.
Aiyana opowiedziała mu wszystko o nadchodzącej walce; opisała dokładnie, kim jest Łucja Mazur, skąd pochodzi i dlaczego jest tak groźnym przeciwnikiem. Najwięcej czasu zajęło jej wytłumaczenie na czym polega jej moc i i opisanie jej nieskutecznych prób znalezienia sposobu, który pozwoliłby jej przetrwać starcie. Wyznała, że ostatnie kilka dni spędziła rozpisując wszystkie możliwe scenariusze walki (i właśnie dlatego jej pokój pełny był zasłany był kartkami papieru), jakie tylko przyszły jej do głowy, próbując odnaleźć drogę do zwycięstwa. Na darmo jednak; za każdym razem dochodziła do momentu, w którym Lucy dzięki n-temu z rzędu cofnięciu czasu udaje się znaleźć lukę w jej obronie i jednym celnym atakiem wyrzuca ją z gry.
– Podchodzisz do tego od złej strony, mój pisklaku – powiedział, gdy dziewczyna skończyła mówić. – Nie możesz pokonać czasu; zwycięstwo z nim jest złudzeniem głupców i filozofów.
– Znasz mnie wystarczająco dobrze by wiedzieć, że nie mogę się tak po prostu poddać, dziadku.
– Tego nie powiedziałem. Utknęłaś w ślepej uliczce, leguyi, bo gdy coś lub ktoś stanie na twojej drodze, zawsze widzisz w nim wroga, z którym należy walczyć. Ta biedna sawlamhu****** popełnia ten sam błąd; próbuje siłą zmusić go do posłuszeństwa i wydrzeć informacje, których potrzebuje. A przecież nikt nie powinien walczyć z czasem, Aiyano. Musisz uczynić z niego swego sprzymierzeńca. Rozumiesz?
– Tak – odparła powoli – myślę, że już rozumiem. Czeka mnie sporo pracy.

Organizatorzy stwierdzili najwyraźniej, że przywołanie mgły już przed rozpoczęciem walki będzie świetnym pomysłem na zwiększenie emocji wśród widzów. Wyraźnie się jednak przeliczyli; Aiyana nie dała Łucji czasu na atak; zaraz po wirtualizacji przemieniła się w sokoła i zniknęła pośród wszechobecnej bieli. Indianka nie była jednak jedyną, która przygotowała się do tego starcia. Mazur wielokrotnie obejrzała i dokładnie przeanalizowała wszystkie jej poprzednie walki, dlatego teraz spodziewała się ataku z zaskoczenia. Doskonale wiedziała, że dla Aiyany najprostszą drogą do zwycięstwa było uniemożliwienie jej użycia Minitu.
Ale atak nigdy nie nadszedł. Gdy po kilkudziesięciu sekundach mgła wreszcie się rozwiała, dziewczyna zobaczyła swoją przeciwniczkę kilka metrów dalej, na środku sporej rozmiarów owalnej platformy. Ku zdziwieniu Łucji na jej powierzchni nie dostrzegła jednak żadnego miejsca, gdzie Indianka mogłaby ukryć swojego chowańca. Wyglądało to tak, jakby Aiyana zamierzała stawić jej czoła w otwartej walce. “Nie, to nie w jej stylu. Musi mieć jakiegoś asa w rękawie”.
– Nie bój się, słodziutka; jesteś już przecież dużą dziewczynką – zawołała do niej czarnowłosa przesłodzonym głosem. – No, a przynajmniej na taką wyglądasz. Serio, sama chciałabym mieć taką figurę. Koledzy z podstawówki muszą być zachwyceni.
Lucy, nadal spodziewając się jakiejś sztuczki, ostrożnie zeskoczyła ze swojego podwyższenia. Nawet nie próbowała wdawać się w dyskusje z Indianką, bo zdawała sobie sprawę, że są to tylko puste prowokacje. Storm dalej stała nieruchomo, czekając na jej ruch. “Świetnie, niech i tak będzie. Jeżeli nie chce przyjść do mnie, to ja przyjdę do niej”. Szatynka ruszyła biegiem w jej stronę i spróbowała cięcia z półobrotu Wskazówką Godzinową; w odpowiedzi Aiyana chwyciła swój kij jak pikę. zrobiła krok do tyłu i wyprowadziła potężne pchnięcie w głowę przeciwniczki. Minit udało się w porę uchylić, lecz Indianka natychmiast zaatakowała po raz kolejny, tym razem w lewe ramię. Cios dosięgnął celu, nie wyrządzając jednak Łucji żadnej krzywdy; nie tak łatwo było uszkodzić jej mechaniczną rękę. Mimo to dziewczyna wycofała się – pierwsze starcie pokazało, że zasięg rywalki będzie dla niej ogromnym problemem. O dziwo jednak Aiyana nie próbowała jej ścigać; cały czas stała w tym samym miejscu, uważnie obserwując poczynania Łucji.”Coś tu jest zdecydowanie nie tak”.
Mazur przeanalizowała swoje opcje. W zanadrzu wciąż miała obie swoje moce – Najwyższe Obroty oraz Minit. Cofnięcie czasu było, rzecz jasna, jej kluczem do zwycięstwa, ale samo w sobie mogło okazać niewystarczające; Indianka mogłaby po prostu unikać jakiejkolwiek konfrontacji i Lucy wcale nie miała pewności, czy w minutę uda jej się złamać status quo. Nie, najpierw będzie musiała doprowadzić do sytuacji, z której Aiyana nie będzie w stanie się wyślizgnąć.
– Zatańczmy – mruknęła, włączając jednocześnie Najwyższe Obroty. Wysunęła swoją mechaniczną rękę przed siebie, by służyła jako tarcza, po czym zaszarżowała na Indiankę niczym taran. Zaskoczona dziewczyna spróbowała uskoczyć w lewo, ale Łucji udało się trącić jedną z jej nóg, zabierając jej kilkanaście punktów życia i niemalże powalając ją na ziemię. Mazur natychmiast wyhamowała i  obróciła się w stronę przeciwniczki. Widząc, że teraz to ona ma przewagę, szybko wypuściła Wskazówkę Godzinową z prawej ręki, chwyciła za dyndający u jej siły zegarek i zawołała:
– Minit!
Aiyana spróbowała przemienić się w sokoła i uciec z pola walki. Łucja właśnie tego się spodziewała, dlatego zamachnęła się mechaniczną ręką i cisnęła w stronę ptaka swoją Wskazówką Minutową. Nie wzięła jednak pod uwagę, że przeciwniczka tak bardzo się zmniejszy, dlatego włócznia przeleciała pod dziewczyną, nie czyniąc jej żadnych szkód. “Nie szkodzi. Spróbujmy jeszcze raz”.
Aiyana spróbowała przemienić się w sokoła i uciec z pola walki. Łucja właśnie tego się spodziewała, dlatego zamachnęła się mechaniczną ręką – tym razem jednak poświęcając nieco więcej czasu na wycelowanie – i cisnęła w stronę ptaka swoją Wskazówką Minutową. W ostatniej chwili jednak Indianka skręciła gwałtownie w prawo, unikając pocisku. “No tak, Storm nie byłaby sobą, gdyby nie spodziewała się czegoś takiego. Jeszcze raz”.
Aiyana spróbowała przemienić się w sokoła i uciec z pola walki. Łucja właśnie tego się spodziewała, dlatego zamachnęła się mechaniczną ręką, wycelowała nieco na prawo od Storm i cisnęła w ptaka swoją Wskazówką Minutową. W ostatniej chwili jednak Indianka gwałtownie skręciła w lewo i włócznia minęła ją o dobre dwa metry. “Chwila, jak to w lewo? Przecież wcześniej… Jeszcze raz”.
Aiyana uśmiechnęła się szeroko do Lucy i cisnęła w nią swoim kijem. Łucja kompletnie się tego nie spodziewała i jeden z jego końców trafił ją prosto w twarz. Zaskoczona dziewczyna wypuściła z ręki swoją włócznię i ze zdumieniem patrzyła, jak niezagrożona niczym sokolica beztrosko odlatuje z miejsca zdarzenia.
“ONA PAMIĘTA. Ale… jak?”. Jeszcze raz.
Aiyana nie ruszała się z miejsca, czekając na ruch ze strony Lucy. Dziewczyna zawahała się, tracąc cenną sekundę swojego czasu, po czym postanowiła jeszcze raz zaszarżować na rywalkę. Ale tym razem Indianka się tego spodziewała, a w dodatku Łucja miała jedynie Wskazówkę Minutową, więc atak skończył się naprawdę marnie – Aiyana wykorzystała swój kij jako tyczkę i po prostu przeskoczyła nad zbliżającą się do niej Mazur. Jeszcze raz.
Lucy z całej siły cisnęła Wskazówką Minutową w Indiankę. Tym razem udało jej się trafić  – włócznia przeorała jej prawe udo – ale do wyrzucenia jej z gry zabrakło kilkunastu punktów. A że Łucja stała teraz bezbronna (Wskazówka Godzinowa dalej leżała na ziemi), nie miała jak kontynuować ataku. Jeszcze. Raz.
W pierwszej kolejności Łucja schyliła się po swój krótki miecz, a dopiero później ruszyła na przeciwniczkę. Ale to dało Aiyanie dość czasu, by zmienić się w sokolicę i odlecieć w siną dal. Lucy spróbowała jeszcze rzutu włócznią, ale z tej odległości nie miała zbyt wielkich szans na trafienie; pocisk minął ptaka, nie robiąc jej żadnej krzywdy. JESZCZE. RAZ.
Tym razem Mazur najpierw rzuciła włócznią, a potem, nie czekając na rezultat, prędko schyliła się po swój miecz i zaszarżowała na ślepo. W tym momencie jednak przez sektor przetoczyła się fala energii, która spowolniła wszystkie jej ruchy; teraz nie była szybsza od przeciętnego żółwia. Jej czas dobiegł końca: Minit się wyczerpał.
– Jjjjjjjjjjjaaaaaaaaaa… – próbowała zapytać Aiyanę, która podeszła do niej spokojnym krokiem. Dziewczyna złapała jej podbródek kciukiem i palcem wskazującym, po czym zamknęła jej usta.
– Jak to zrobiłam? Cóż, ty masz swój zegarek, a ja mam swój. – Indianka wskazała na krążący w oddali maleńki punkt. To był jej jastrząb, który szybował wokół nich po okręgu o promieniu ponad półtora kilometra. Znacznie dalej, niż sięgała moc Łucji. – Gdy tylko zobaczyłam, że nacisnęłaś spust, kazałam mojemu zwierzątku obniżyć lot; śledząc jego pozycje, byłam w stanie oszacować ile razy cofnęłaś nas w czasie. To wystarczyło, bym za każdym razem mogła reagować inaczej i w ten sposób zmieniać przebieg całej sekwencji – to rzekłszy, zerwała z szyi Lucy jej srebrny zegarek. – Nie majstruj więcej przy czasie – dodała zaskakująco łagodnym głosem. – Życie jest zbyt cenne, by je tak marnować.
Widząc, że efekt spowolnienia Mazur zaczyna mijać, Aiyana płynnym ruchem podcięła dziewczynie nogi, a następnie przebiła jej gardło swoim kijem. Łucja rozpadła się na tysiąc drobnych cząsteczek; walka dobiegła końca.
– Dziękuję, dziadku – rzuciła głośno w próżnię, a potem również i ją sprowadzono na Ziemię.

* Elel – ojciec matki, czyli dziadek ze strony mamy.
** Leguyi – dosłownie: dziecko mojej córki.
*** DewYuli – dusza zmarłego, duch. Tak, z jakiegoś powodu Y w środku jest wielką literą 😉
****Ong – ogromny ptak, który według wierzeń Washoe zamieszkiwał środek jeziora Tahoe i polował na ludzi.
*****Wyprawa Donnera – jedno z najtragiczniejszych zdarzeń w historii Stanów Zjednoczonych. Podczas przeprawy ze wschodniego na zachodnie wybrzeże grupa pionierów utknęła w drodze z powodu ogromnych opadów śniegu. Aby przeżyć, musieli uciec się do kanibalizmu. Wedle niektórych źródeł Washoe starali się im pomóc, ale zostali przegonieni.
******Sawlamhu – dziewczyna
Niestety strona nie pozwala oddać znaków i akcentów używanych w języku Washoe w pełnej okazałości, dlatego zainteresowanych zapraszam tutaj:

https://washo.uchicago.edu/dictionary/dictionary.php

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments