Kilka słów o pieniądzach

Nasz fandom jest dość spokojnym miejscem pod względem pieniędzy. Tak zwane “money dramas” wybuchały u nas w zasadzie tylko w przypadku utrzymania dawnego Forum.CodeLyoko.pl, były to jednak dość specyficzne kłótnie, toczyły się w zamkniętym gronie administracji. I tak kończyło się tym, że jednak ktoś tą stówkę na utrzymanie roczne wpłacił, choć nie był to założyciel forum. O tym, żeby zbierać od użytkowników, nikt w sumie nawet nie wspominał otwarcie.
Inna sprawa, że jak nawet Likkiemu nie chciało się już płacić, a i aktywność na forum spadała drastycznie, to samo upadło, a dniem śmierci był dzień wygaśnięcia serwera.

Ostatnimi czasy zaczynam spotykać się z opiniami, iż pewne rzeczy w fandomie można robić za pieniądze, że można je zbierać i na tym cały nasz fandom zyska. Ładnie to brzmi, jednak sprawa nie jest aż tak prosta jakby się to mogło wydawać.
W tym momencie ktoś może przypomnieć “ale przecież Immudelki założył sobie patreona i zebrał kilka tysięcy baksów”. Owszem, założył, zebrał, tyle że te pieniądze były potrzebne na opłacenie aktorów do nagrywania dialogów na tryb fabularny w IFSCL. Tylko po to. To nie jest tak, że jakby nie zaczęto zbiórki, to nie byłoby kolejnych wersji. Immu robi grę totalnie na systemie non-profit. Oczywiście jakby chciał, to mógłby sobie to jakoś skomercjalizować, sprzedawać i mieć z tego kasę. Ale wtedy musiałby wchodzić w układy najpierw z MoonScoopem, a potem z Mediatoonem, żeby uniknąć ciągania po sądach za bezprawne wykorzystanie znaków towarowych. A nawet jeśli wszystko byłoby załatwione pod względem prawnym, to nie miałbym pewności, czy gra rozwijałaby się tak jak obecnie. Całkiem niedawno wycofano z użycia facebookową Code Lyoko:Social Game, właśnie z racji braku pieniędzy i wycofania zgody właścicieli praw. Kto wie, czy podobny scenariusz nie czekałby symulatora. Na całe szczęście to jest niezarobkowa działalność, więc o to martwić się nie musimy.
Immudelki dalej to konto ma, dalej coś zbiera, ale nie ma to wpływu na rozwój gry, a i też te pieniądze nie są jakoś wielkie (około 80 dolarów miesięcznie – jakieś 250 zł). Do tego tutaj warto przypomnieć, że w całym fandomie jest to jedyny taki obecnie przypadek. Jeśli po 15 latach nie ma u nas takich rzeczy, nie zarabia się na twórczości fanowskiej, to wcale to nie oznacza, że musimy teraz do tego dorastać. To raczej obrazuje to, iż nie ma potrzeby, by sobie z tego robić dochodową działalność.

Można oczywiście sobie robić porównania, że w innych fandomach i środowiskach takie rzeczy są na porządku dziennym, że gadżety robione przez fanów są sprzedawane nawet za kilka tysięcy złotych (choć uważam, że trzeba mieć nie po kolei w głowie, by wydać kwotę równą średniej pensji w Polsce na jakiegoś, dajmy na to, pluszaka), i że nikt na to nosem nie kręci. Tyle że takie porównania są bez sensu. Nie mówię już o tym, iż małpowanie wszystkiego, co robi się gdzieś indziej, nie zaprowadzi naszego fandomu zbyt daleko. Po prostu nie ma zbytniego sensu odwoływać się do tych przypadków, gdzie popyt na gadżety najpierw zaczęli kształtować sami twórcy danych produkcji, zezwalając na wypuszczanie wszystkiego, co się da: od książek poprzez figurki, zeszyty, gry, aż po pościel, koszulki czy nawet papier toaletowy. Code Lyoko uniknęło aż takiego rozdysponowania marką, stanęło wszystko na etapie figurek, książek i gier. Dlatego też nie było za bardzo impulsu do tego, by zacząć bawić się w fanowską sprzedaż własnoręcznych wyrobów czy nawet ustawianie sobie konta na patronicie.

Nie bez znaczenia jest także sam fakt starzenia się fandomu, szczególnie jeśli chodzi o patreony i patronity. A może nawet nie tyle starzenie się, bo z tego czynnika nam wyjdzie, że więcej osób dysponuje pieniędzmi zdobytymi osobiście, co zmniejszająca się liczebność. Nie jesteśmy w tym wspaniałym okresie, gdy na jednej stronie fanowskiego można było zgromadzić kilka tysięcy osób i to z jednego kraju. Teraz te kilka tysięcy podpisze w ciągu roku jedną petycję, a liczba ta tyczy się całego świata. Dlatego nie spodziewam się, żeby taka inicjatywa, jeśli ruszyłaby w polskim fandomie, zyskała sporą popularność.
Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy mogą potraktować ten tekst jako wyraz pewnego “defetyzmu”, jak to czasem się określało w fandomie pewne krytyczne głosy, ale ja traktuję to raczej jako głos realisty. Nikomu nie zabraniam robić patronitów czy sprzedawać figurek za 200 złotych. Jak ktoś chce, to niech to robi. Ale czy znajdzie się popyt na to? Poza tym to też nie wygląda tak, jakby się mogło wydawać: “założę sobie profil, niech mi wpłacają, to będę coś robił”. Jak się już coś takiego zakłada, to raczej w momencie, gdy już się coś konkretnego robi. Ze sprzedażą fanowskich gadżetów sprawa wygląda natomiast tak, że jeśli faktycznie chce się coś sprzedać, to cena powinna być dostosowana do oczekiwań. Pewnie, można sobie założyć, że 200 złotych jest odpowiednią kwotą, ale w wypadku, gdy za licencjonowaną figurkę z Allegro trzeba zapłacić około 15-20 złotych, raczej nikt nie kupi gadżetu za 200. I pal licho tu formę wykonania, podstawowym czynnikiem jest cena.
Warto tu podkreślić jeszcze jedną rzecz – gdyby w naszym fandomie zaczęły pojawiać się a to różne patronity, a to usługi polegające na rysowaniu fanartów za pieniądze, czy też inne tego typu formy drobnej działalności zarobkowej, to nie dawałyby one korzyści całemu fandomowi. A wynika to z prostego prawa rynku. Jeśli ktoś coś sprzedaje, dajmy na to rysunek, no to korzyści mają 2 strony, czyli tak naprawdę 2 osoby. Wytwórca – bo zarobi za wykonaną pracę. Nabywca – bo zyska towar. I tyle. Może jeszcze jakiś pośrednik typu Poczta Polska, jeśli ktoś by to wysyłał. Reszta fandomu nie ma z tego żadnej korzyści. Trochę bardziej się to rozbija przy patreonie i patronicie, bo tam korzyści może mieć więcej osób, ale dalej nie będzie to dla całego fandomu, a dla tych, którzy będą korzystać z tego, co będzie zrobione za te wpłacone datki (o ile się założy, że pieniądze pójdą na rozwój działalności, a nie na jedzenie, picie i prywatne sprawy).

Tak czy inaczej: jak ktoś chce, to niech się w to bawi, podkreślam jednak, że nie jest to ten sposób działalności, który miałby być dominujący, albo choćby jakoś w znaczącym stopniu ożywić fandom, bo i tak jakoś sobie po tylu latach i zawirowaniach radzimy, a pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że od pewnego czasu nawet lepiej to wygląda niż jeszcze rok temu.