Czekaj, czekaj, czekaj, bo próbuję zrozumieć… Jest jakaś nowa uczennica, która ma tak samo na nazwisko jak ty i mówi, że twój ojciec należał do jej rodziny, tak? – Aelita przytaknęła w odpowiedzi na pytanie, ciągle nerwowo chodząc w te i z powrotem przed ławką wokół której zebrali się wszyscy przyjaciele. Czarnowłosa patrzyła na zdenerwowaną dziewczynę, próbując ułożyć sobie w głowie to co właśnie usłyszała. – Dodatkowo od kilku tygodni śnią ci się te same koszmary z Xaną i ojcem w roli głównej, i czujesz, że nasz całkiem niedawny wróg numer 1 jednak dalej istnieje? – Przytaknęła po raz kolejny, po czym zaczęła ze stresu obgryzać paznokcie jednej z dłoni
-Skąd ona się tu w ogóle wzięła? – Spytał Odd
Myślicie że coś wie? – William spojrzał na resztę grupy
-Oczywiście, że coś wie! – Aelita w końcu wybrnęła z dreptającego letargu. – Ojciec musiał komuś wszystko opowiadać, według wszelkiej dokumentacji jestem martwa tak jak on, znikąd się nie wzięła! –
-Może to sztuczka Xany? – Ulrich uniósł rękę w pytającym geście. Jeremy zaprzeczył głową
-Wątpię, superkomputer jest wyłączony, repliki nie istnieją, nie miałby jak stworzyć polimorficznego klona. –
-Tak jak wtedy gdy myślałeś, że Aelita wyszła z Lyoko samoistnie, a laska nie miała bladego pojęcia kim jesteś? – Przytaknął, odpowiadając na pytanie blondyna siedzącego nad nim.
-Dokładnie, więc nie ma szans, że Margot to wytwór Xany. – Wstał, i podszedł do stojącej przed nim najbliższej przyjaciółki. – Nie martw się na zapas, trzeba będzie się jej poprzyglądać i przejrzeć jak dużo wie o Lyoko czy fabryce.
-Prawda jest taka, że nawet jakbyśmy chcieli, to jej nie zatrzymamy. – Ulrich oparł ręce na biodrach. – Dziewczyna zmieniła szkołę na kadic, a na pierwszej lekcji z tobą wykonała zadanie w taki sposób, by zwrócić twoją uwagę. – Wskazał palcem na stojącą przed nim dziewczynę. – Jeżeli coś wie, a wie na sto procent, to jest to wiedza od dłuższego czasu niż ostatnie dwanaście godzin.
-Więc powrót do przeszłości nie zadziała w tym wypadku. – Yumi spojrzała na pozostałych. Czuła na sobie wzrok bruneta obok, oraz napięcie jakie istniało pomiędzy nimi. Mimo tej samej szkoły, nie widzieli się od dłuższego czasu. Wiedziała, że w końcu musi z nim porozmawiać.
-Dzwonek na kolejną lekcję wytrącił wszystkich z zamyślenia. Na terenie szkoły zaczęło się pospolite ruszenie w kierunku różnych klas.
-Pomyślimy co robić dzisiaj w fabryce, a teraz chodźmy na lekcje. – Jeremy podał dziewczynie torbę, po czym sięgnął po swoją. Ludzie zaczęli się powoli rozchodzić w swoje strony. Ulrich za cel postawił sobie salę matematyczną, dopóki na jego drodze nie stanęła niższa Japonka.
-Możemy porozmawia…
-Nie mam na to czasu – Chłopak próbował ominąć dziewczynę, na próżno. Lubił w niej to, jak bardzo była uparta i walczyła o swoje. A nawet kochał.
Nie, Ulrich, musimy… – Dziewczyna westchnęła. – Związek nam po raz kolejny nie wyszedł, to nie miało po prostu sensu… A ja jestem teraz z Williamem – Dotknęła jego ramienia, jednak on odtrącił jej dłoń, jakby jej skóra była pokryta zakaźną chorobą. – Ale brakuje mi najlepszego przyjaciela i partnera podczas treningów. – Brunet lekko się uśmiechnął. Jemu też tego brakowało, ale ból jaki czuł w sercu powodował zmieszanie uczuć w jego głowie. Nie wiedział co jest dla niego ważniejsze, szczęście najważniejszej kobiety w jego życiu, czy własne zadowolenie. Westchnął, po czym przeczesał włosy dłonią.
Nie wiem… Muszę to przemyśleć, więc musisz dać mi czas… A teraz spieszę się na lekcje, sorki. – W końcu udało mu się uciec od zaczętej rozmowy. Czuł, jak kanaliki łzowe mimowolnie zapełniają się cieczą. Potrząsnął głową by się uspokoić, poczuł, jak oczy powoli się wysuszają. Wiedział, że nie może okazać znajomym własnej słabości. Sam się z nią jeszcze nie do końca oswoił. Swoje lęki traktował jak dzikie zwierzęta.
Trzymał je na coraz krótszym łańcuchu wiedząc, że w końcu jednak puści.
*
Cała grupa zdążyła już zapomnieć, jak to jest chodzić dzień w dzień do fabryki. Większość jednak nie tęskniła za smrodem napotkanym w kanałach, które były najkrótszą i najlepszą trasą ze szkoły do miejsca ich wspólnej tajemnicy. Szczury co chwilę przecinały im drogę, buszując w wodach francuskiej kanalizacji. Nikt nie wziął ze sobą deski czy hulajnogi, bo uznali, że nie ma sensu. Bo to tylko kontrolna wizyta w miejscu, które w jakimś stopniu stało się ich domem. Każdy odczuwał pewnego rodzaju sentyment do wielkiego budynku umiejscowionego na samotnej wyspie na obrzeżach Paryża. Przez większość XX wieku fabryka była wykorzystywana jako centrum produkcyjne marki Renault, jednak z niewiadomych przyczyn w latach 90 cała linia produkcyjna została przeniesiona do innego miejsca, zostawiając dawną centralę na pastwę nowego nabywcy. Pracownicy nie rozumieli dlaczego nagle mają zmienić miejsce pracy. Prezesi także.
Stara winda zaczęła skrzypieć niemiłosiernie, gdy tylko Jeremy na nowo ją uruchomił. Machina zaczęła wciągać ich rydwan, zrzucając pod wpływem ruchu płaty rdzy. Nie byli pewni czy sprzęt w ogóle ruszy. Chociaż patrząc na to, że blondyn przed laty uruchomił wszystko po bardzo długiej przerwie od użytkowania, krótki odstęp czasowy nie powinien wybitnie wpłynąć na działanie windy.
Każdy z nich odczuwał inne odczucia, jadąc windą coraz to niżej. Jeremy i Aelita stresowali się na podobnym poziomie, jedyne co ich różniło to myśli powodujące nieprzyjemne dreszcze. Odd był podekscytowany wizją ponownego trafienia do Lyoko, wiedział, jak poważna była walka z Xaną, ale widział w tym więcej frajdy niż dramatu. Ulrich z jednej strony był podekscytowany, z drugiej zmartwiony, tak samo jak Yumi, u której jednak bardziej wygrywało zmartwienie. William widząc wyraz twarzy ukochanej, przytulił ją i pocałował w czoło. Stojący przed nimi brunet wewnątrz cieszył się, że nie musi na nich patrzeć.
Winda w końcu zatrzymała się na ostatnim piętrze. Weszli do jasnego pomieszczenia w którym dawniej całą jego przestrzeń wypełniał aktywny rdzeń. Teraz pokój był niezwykle pusty i zimny. Na tyle, że z ust wszystkich wylatywała para.
-Dlaczego tutaj jest tak zimno? – Aelita zaczęła trzeć dłońmi o odsłonięte ramiona.
-Rdzeń ogrzewał wszystkie trzy piętra na tyle by temperatura wszędzie wynosiła mniej więcej 20 stopni, ale żeby samemu się nie przegrzać. – Jeremy podszedł do konsoli przed sobą, przekręcił jeden z kluczy i chwycił za wajchę. – Gotowi? – Nikt nie był gotowy, ale wiedzieli, że przytaknąć trzeba. – No to jazda. –
Pociągnął dźwignę w dół.
Po całym pomieszczeniu rozległ się głośny trzask. Podłoga zaczęła się powoli rozsuwać, a rdzeń superkomputera zaczął się powoli wyłaniać, zapełniając całe pomieszczenie. Machina zaczęła nabierać kolorów i światła, zaczęły szumieć silniki oraz system chłodzenia. W całym pokoju rozbłysnęły wszystkie nieaktywne światła. Usłyszeli jak nad nimi zaczynają uruchamiać się skanery.
-Wszystko działa, nic nie wybuchło, można iść do komputera? – Spytał Odd. Wszyscy mu przytaknęli i wrócili do windy.
Jeremy mimo tego, że w głównej mierze czuł przerażenie na myśl ponownej walki z dawnym wrogiem, cieszył się że znów usiądzie przed wielką machiną, która w jakimś stopniu stała się jego przyjacielem. Uwielbiał pracować na najpotężniejszym komputerze w całej Francji, który swoją mocą obliczeniową dorównywał maszynom w głównej siedzibie NASA.
Usiadł na swoim miejscu i połączył się z wirtualnym światem.
-I co, jest coś? – Aelita się niecierpliwiła. Od samego wejścia do fabryki zaczęła ją boleć głowa.
-Daj mi wpierw odpalić wszystkie skany i sprawdzić czy sektory w ogóle istnieją. Nie wiem co się działo z Lyoko po wyłączeniu, w teorii nie powinno nic się stać. – Blondyn po kolei zaczął wpisywać kolejne komendy, sprawdzając co jest, co działa a co przestało istnieć. – Kartagina jest, ale garaż Skida przestał istnieć, wszystkie sektory są na swoich miejscach, nic nie zniknęło, wieży przejścia istnieją i działają… – Odpalił superskan. – A skan niczego nie wykazuje, na mapie też nie widzę jakiejkolwiek aktywności Xany. – Wskazał ręką na komputer, ukazując przyjaciołom skan który przeskanowywał po kolei każdą z wież w każdym sektorze, w żadnej z nich niczego nie znajdując. Na ekranie obok widać było siatkę przedstawiającą sektor polarny, który także był czysty. Jeremy pokazał resztę sektorów, włącznie z Kartaginą. Wszędzie była cisza, jak makiem zasiał
-Zadowolona? – Spytał Aelite, która przetarła dłonią oczy.
-Tak… Przepraszam was, niepotrzebnie spanikowałam…
-Nic się nie stało, serio – Yumi przytuliła przyjaciółkę.
-To co, wracamy do szkoły…
Alarm
Po pomieszczeniu rozległ się kilkukrotny sygnał, znany każdemu z nich
-Kurwa mać… – Ulrich przełknął głośno ślinę.
-Do skanerów, szybko! – Jeremy wskoczył znów na swoje miejsce. Aelita położyła dłoń na przycisku wzywającym windę, lecz przez jej ciało przeszło wyładowanie elektryczne, przez co krzyknęła z bólu i straciła przytomność
-Cholera, Aelita! – Odd złapał upadającą dziewczynę. – Trzeba będzie po drabinie ją przenieść do skanerów.
Dla każdego jasnym się stało, by uważać co się dotyka, a najlepiej trzymać się z dala od wszelkich bezpieczników, przełączników czy podłączeń
-W Lyoko odzyska przytomność, idźcie jak najszybciej. Xana próbuję przeciążyć sieć elektryczną byśmy nie mogli się stąd wydostać. Za chwilę całe pomieszczenie wypełnią błyskawice – Jeremy włączył program transferowy. Yumi i William jako pierwsi ruszyli po drabinie, pozostała dwójka chłopaków próbowała przez wąskie przejście w podłodze przenieść nieprzytomną dziewczynę.
-Masz ją? – Odd spojrzał na przyjaciela z dziewczyną przewieszoną przez ramię, powoli schodzącego po wąskiej drabinie.
-Łap mnie jakby co. –
-Bardzo śmieszne, Stern. – Spojrzał z powagą na bruneta, kiedy ten dosięgnął stopami podłogi poziom niżej. Widział zamknięte już dwa skanery, szum ponownie włączonych maszyn wypełniał pomieszczenie
-Dobra… Jeremy, skup się, wiesz jak to zrobić. – Zamknął na chwilę oczy, potrząsnął głową po czym spojrzał już pewnie na ekran. – Transfer Yumi, Transfer Williama. – Nie patrzył na swoje palce. Był pewien, że nie popełni żadnego błędu. Znał te komendy zbyt dobrze. – Skan Yumi, Skan Williama. – Widział na monitorze tworzące się wirtualne awatary. Wpisał ich cel podróży do otwartego okna. – Na pewno się uda. Wirtualizacja. – Po czym nacisnął enter.
*
Pojawienie się. Zwis. Upadek.
Tak wyglądała każda sekwencja wirtualizacji w Lyoko. Ta zaistniała teraz była dokładnie taka sama jak kiedyś. Zimny błękit ciemnego sektora otaczał dwójkę wojowników, przyprawiając o dodatkowe dreszcze. Niby byli tylko zwirtualizowaną kopią samych siebie, ale lekki chłód zawsze dało się wyczuć. W każdym sektorze odczucia były inne, jedynym neutralnym miejscem była Kartagina, gdzie temperatura minimalnie rosła tylko w okolicy rdzenia całego programu.
William zaczął oglądać jak wygląda jego dziewczyna w wirtualnej wersji. Zapamiętał ją w innym stroju, nie wiedział, że po ponownym zbudowaniu Lyoko Jeremy przerobił awatary każdego z wojowników. Jego strój także był inny niż ten który widział ostatni raz kiedy sam władał swoim umysłem. Ten który miał na sobie nie posiadał już symbolu Xany na środku jego torsu, jednak dalej był tak samo mroczny. Czuł się dziwnie, nie wiedział czy bardziej czuje ponowne podekscytowanie jak podczas pierwszej wizyty w wirtualnym świecie, czy strach, że znów przyczyni się do zniszczenia wszystkiego przez własną wyrywność i głupotę.
Dziewczyna podeszła do niego i odgarnęła mu włosy z czoła, przyglądając się jego bladej skórze.
-Szukasz moich pryszczy? – Uśmiechnęła się. Stanęła na palcach i pocałowała go lekko w czoło.
-Ostatnim razem jak cię widziałam tutaj miałeś znak Xany na czole i klacie… Lepiej ci bez niego. – Spojrzała na niego ciepło. Partner złapał ją za dłoń i zbliżył się w celu skradnięcia pocałunku, jednak romantyczny moment zepsuł jęk upadającej i nie do końca przytomnej Aelity na ziemię – Trochę wam się zeszło, moi drodzy. – Spojrzała na stojących chłopaków, po czym pochyliła się do leżącej dziewczyny by pomóc jej wstać.
-Wieża jest jakiś kilometr od was na północ, zaraz zaprogramuję wam pojazdy – Odd podskoczył przerażony, strosząc ogon. Chwilę zajęło mu zrozumienie czyj jest głos znikąd. Każdy powoli sobie przypominał wirtualne realia.
Hulajnoga, motor i deska pojawiły się przed grupą. Właścicielom pojazdów zabłysnęły oczy. W tym momencie nikt nie myślał o tym, że muszą pokonać niezwykle niebezpieczny program. Znów mogli poczuć się jak kilka lat temu, i znów tak samo świetnie się bawić. Yumi wraz z Williamem zajęli jej hulajnogę, Odd wskakując na deskę prawie z niej spadł, natomiast Ulrich pomógł Aelicie wdrapać się na miejsce za sobą na swoim motorze
-Trzymaj się mocno, księżniczko. – Chwycił dłoń którą położyła w jego talii, na wszelki wypadek by na pewno nie zleciała, po czym maksymalnie przekręcił wajchę napędu, wychodząc na prowadzenie całego peletonu. Dziewczynie powieki dalej same się zamykały, ale powoli odzyskiwała pełną świadomość. Silny pęd zimnego powietrza przyniósł potrzebne rozbudzenie.
-Widać wieżę. – Wskazała palcem na wysoką, chudą budowlę, porośniętą czarnymi kablami i spowitą czerwoną mgłą.I komitet powitalny przed nią. – Przed wieżą stały cztery tarantule. Zabójcze maszyny posadzone na czterech zgiętych odnóżach, z podłużnym końskim łbem na którego środku widniał znak ich pana i władcy. Na widok swoich wrogów uklękły na jedno z odnóży i ustawiły dwa przednie prosto, niczym żołnierze na wojnie nabijający ciężki karabin maszynowy. Zaczął się laserowy ostrzał. Cała grupa rozjechała się w różne strony. – Uciekaj stąd! – Krzyknął do swojej pasażerki, która przytaknęła i zeskoczyła z motoru do tyłu, aktywując jednocześnie różowe skrzydła. Tylko Ulrich nie zboczył z kursu, który teraz stał się kolizyjny z jednym z potworów. Stanął na swoim motorze, starając się utrzymać równowagę, czekając na uderzenie z mechanicznym cielskiem tarantuli. Sekundę przed bliskim spotkaniem odbił się z lewej nogi za siebie, wyskakując wysoko w górę, by w powietrzu zrobić pełny obrót o 360 stopni i wylądować na obu dolnych kończynach. Momentalnie po wylądowaniu wyciągnął obie szable i zaczął odbijać laser po laserze, zajmując uwagę jednego z potworów, dając reszcie grupy przewagę w walce.
-Blondyn ostrzeliwując jedną z tarantul próbował odciągnąć ją od wieży, na próżno. Maszyna uparcie pilnowała opanowanej wirusem budowli. Próbował ostrzeliwać ją swoimi laserowymi strzałami, jednak żadną nie trafił.
-Cholera jasna, ani razu jej nie trafiłem… Ała! – Jęknął z bólu, po tym jak laser uderzył centralnie w końcówkę jego ogona,
-Pilnuj się, 5 punktów już masz mniej. – Jeremy próbował zachować spokój, jednak przeciążenie sieci elektrycznej zaczęło powoli oddziaływać na sam komputer, powodując lekkie spowolnienie jego pracy. Każde muśnięcie przez jego stopy metalowej podłogi powodowało nieprzyjemne dreszcze. – Nie chce was pospieszać, ale dezaktywujcie w końcu tą wieżę, bo tutaj zaczyna robić się nieciekawie. –
-Staramy się, ale Xana dalej jest tak samo uparty jak dawniej. – Yumi okrążyła po raz kolejny wieżę. William bronił ją przed laserami swoim ciężkim zweihanderem. Broń przez swój rozmiar nie była wybitnie poręczna, a szybkie poruszanie się z nią okazało się być bardziej problematyczne niż zapamiętał. Mimo swoich starań ochraniania nie tylko ukochanej ale i też samego siebie, poszczególne lasery uderzały w jego ciało, zabierając po kilka punktów życia. – Dajesz radę, skarbie? –
-Ledwo… Ale Ulrich zaczyna mieć kłopoty. – Spojrzał na wojownika niżej. Brunet ciągle odpierał ataki laserowe tarantuli, ale i jemu zaczynało powoli brakować sił. Ciągłe ruchy obiema katanami powoli stawały się coraz mniej celne. Nagle przez jego plecy przeszedł ostry dreszcz bólu. Ulrich upadł na ziemię, kątem oka widząc kilka karaluchów za sobą. Zmarszczył brew ze złości. – Pójdę mu pomóc, dasz radę sama? – Dziewczyna przytaknęła.
-Zaraz podlecę niżej byś nie stracił punktów przez upadek. – William widząc laser lecący centralnie w twarz dziewczyny wyciągnął rękę by zasłonić jej policzek przed trafieniem. Poczuł lekki ból, lecz jednocześnie, strzepując dłoń, zobaczył czarny dym wyłaniający się spomiędzy jego palcy. Spojrzał na Yumi, zacisnął pięść po czym uśmiechnął się zadziornie.
-Chyba została mi jakaś pamiątka po Xanie. – Puścił do niej oczko, uderzył nadgarstkiem o nadgarstek, po czym rozpłynął się w czarną chmurę wychodzącą z jego ciała. Dziewczyna na widok mocy oraz postawy partnera nie potrafiła ukryć zaskoczenia i podziwu na swojej twarzy. Napięcie istniało tak naprawdę pomiędzy całą trójką. Kilkuletnia walka o tą samą partnerkę, przerwana chwilowymi zwycięzcami któregoś z nich, z każdym rokiem pogarszała relacje między nimi. Zastanawiała się w głowie dlaczego chłopak poleciał na ratunek dawnemu przeciwnikowi.
Relacja z Yumi zmieniła podejście Williama do poszczególnych rzeczy. Wiedział, że dziewczynie brakuje kontaktu z byłym chłopakiem, także dawnym najlepszym przyjacielem. Kochał ją i rozumiał, że nie może stawać jej na przeszkodzie, znał ją oraz to jak bardzo jest uparta w dążeniu do celu. Sceny zazdrości nie miały tutaj za grosz sensu. Jednocześnie ufał jej i wierzył w jej wierność.
Wojownik powrócił do ludzkiej postaci za stojącym brunetem, przywołał do siebie swoją broń, jednocześnie broniąc ich oboje przed ciągłym ostrzałem.
-Czego tu chcesz!? – Stali zwróceni plecami do siebie. Ulrich starał się nie rozpraszać obecnością chłopaka, skupiając całą swoją uwagę na próbach trafiania w kolejne pojawiające się karaluchy
-Próbuję ci pomóc – William zamienił się z nim płynnym ruchem miejscami, przerzucając sobie chłopaka przez ramię, po czym zamachnął się z całej siły swoją bronią, puszczając w kierunku niedużych potworów silne uderzenie energetyczne, niszczące kilka z nich jednocześnie. – Yumi już z tobą rozmawiała? –
-A co, z zazdrości każesz mi od niej spierdalać? – Odbijali nawzajem ciosy z różnych stron
-Czyli wiesz o nas… – Mimo dyskusji prowadzonej między nimi która w głównej mierze dotyczyła ich wieloletniego konfliktu, obaj wojownicy ramię w ramię byli nie do zdarcia. Dwóch doskonałych żołnierzy, razem tworzących machinę do zabijania.
-Wiem, wybij mnie! – William ustawił nad sobą Zweihander na płasko, podczas gdy Ulrich pod wpływem super sprintu wybił się od niego i z impetem skoczył na tarantulę kilka metrów dalej, trafiając mieczami centralnie w środek symbolu Xany. Potwór kilka sekund później wybuchł przed nim, wyrzucając w powietrze obie szable. Brunetowi udało się złapać jedną z nich, druga natomiast wbiła się w zmrożoną powłokę kilka metrów dalej. Ruszył z rozpędem w kierunku czarnowłosego. – Wiem z twojego instagrama. –
-Słuchaj, wiem, że średnio ci się to podoba… – Po kolei niszczyli kolejne z przeklętych robali, wzajemnie sobie pomagając i potęgując swoje możliwości. – Ale wiem też, że Yumi za tobą tęskni jako za przyjacielem, i nie chce stawać jej na drodze – Przebił karalucha na wylot, wbijając swoją broń głęboko w ziemię. – Ty także nie robiłeś jej scen zazdrości o mnie gdy byliście po raz drugi parą.
-Może właśnie tutaj popełniłem błąd – Rzucił kataną w ostatniego z małych potworów, trafiając centralnie w środek znaku, powodując wybuch stwora. Jego wspólnik rzucił super dymem w obie bronie, przyciągając je z powrotem do bruneta. William ponownie schował swoją broń w czarnym dymie
-Uwierz mi, że dla niej jestem zdolny do rozejmu między nami, o ile ty także tego chcesz. – Wystawił rękę w kierunku chłopaka. Ten jednak nie uścisnął jego dłoni.
-Powiem ci to samo co jej powiedziałem, muszę to przemyśleć. A teraz mamy ważniejsze sprawy do dokończenia – Wskazał głową na wieżę, jednak był to jego ostatni ruch w tej partii rozgrywki w wirtualnym świecie. Cios laserem w kręgosłup rozległ się po jego ciele, powoli niszcząc jego awatar piksel po pikselu, pchając cały organizm w ramiona czarnowłosego. Ten złapał rozlatującego się na kawałki chłopaka i trzymał w swoich rękach, dopóki nie zniknął całkowicie.
-Cholera jasna! – Wojownik spojrzał na stojącego kanciastego zabójce, kierującego promień mrożący w jego kierunku. Przywołał swoją broń.
*
W tym samym czasie Odd i Aelita znajdowali się po drugiej stronie wieży, próbując razem pokonać trzy pozostałe tarantule. Powietrze między nimi na bieżąco przecinały wachlarze Yumi, które mimo swojej skuteczności w zabijaniu nie trafiały w żadnego z potworów. W dziewczynie coraz bardziej rosła irytacja. Aelita próbowała przebić się między potworami, byle dotrzeć do wieży. W końcu ustawiła dłoń na tyle równolegle z położeniem potwora, że rzucenie w jego kierunku pola energi przyniosło pożądany efekt, powodując wybuch i dewirtualizacje jednego z wrogów.
-Brawo Aelita! – Krzyknął blondyn do dziewczyny, któremu po którymś razie udało się odciągnąć upartą tarantule od wieży w głąb jednej z części sektora. Gigantyczne lodowce obok wieży były idealne do wykorzystania dla człowieka kota w celu efektownego zniszczenia potwora. Czworonożna maszyna zatrzymała się u podnóża lodowej skały i zaczęła ponowny ostrzał. Chłopak nie musiał się dwa razy zastanawiać jak zrobić to dobrze i w taki sposób by reszta patrzyła z podziwem na Odda Wspaniałego, doskonałego wojownika Lyoko i jeszcze lepszego kochanka (a przynajmniej on tak twierdził). Pokierował deskę wzdłuż prawie pionowej skały, by na jej szczycie odbić się i podczas obrotu w tył zastrzelić potwora laserowymi strzałami. Maszyna zatrzęsła się pod wpływem uderzeń, po czym rozprysnęła się na wszystkie strony.
Dumny z siebie wojownik wylądował z gracją kota, dając samemu sobie ukłon. Aelita widząc co przyjaciel robi nie mogła ukryć rozbawienia na swojej twarzy.
-No… Powinniście uczyć się od mistrza Odda, młodzi padawani – Oparł dłonie na biodrach.
-Super Odd, że cieszysz się ze zwycięstwa, ale walka jeszcze nie skończona. Wokół mnie zaczynają się już pojawiać błyskawice, a Ulrich nie może się wydostać ze skanera, do roboty! –
-Okay, okay Einsteinie, nic mu się nie stanie jak chwilę tam posiedzi… – Uśmiechnął się.
Aelita ciągle latała wokół wieży. Już kilkukrotnie podlatywała do niej by w końcu wejść i ją dezaktywować, nie była jednak dalej pewna, czy nie zostanie w ostatniej chwili raniona jednym z laserów. Czuła, że kończy im się nie tylko czas, ale też punkty życia.
Z jej zamyślenia wybił ją krzyk spadającej przyjaciółki, której hulajnoga zniknęła pod wpływem ciągłych ciosów od tarantuli. William widząc w jak dużym zagrożeniu znajduje się jego partnerka, z ogromną prędkością wbiegł w stojący kilka metrów przed nim blok, wbijając w jego środek swoją wielką broń, zostawiając ją tam na stałe. Pod wpływem wybuchu potwora zweihander także został zdewirtualizowany. Oboje jednocześnie próbowali uratować dziewczynę. Po drugiej stronie Jeremy był bezbronny w zaistniałej sytuacji. Z powodu ledwo działającego superkomputera, w którym podawane komendy potrzebowały coraz większych nakładów czasowych, by cokolwiek zrobić, nie mógł w żaden sposób pomóc przyjaciółce. Obraz zacinał się na tyle, że nie był do końca pewien co właśnie się dzieje w wirtualnym świecie.
William dobiegł na kraniec płyty tektonicznej sektora, w ostatnim momencie łapiąc spadającą ukochaną za rękę. Ciężar spotęgowany pędem spadania dziewczyny przerósł jego mięśniowe możliwości, przez co boleśnie upadł na ziemię, nie puszczając jednak jej dłoni.
-Mam cię skarbie. – Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się ciepło, dysząc od sprintu. Odwzajemniła uśmiech.
-Do spadania już przywykłam, do łapania już mniej – Zaśmiali się oboje, po czym Yumi powoli zaczęła się wspinać po ręce Williama, dopóki nie zobaczyła nagłego zaskoczenia na jego twarzy.
-Przepraszam, próbowałem… – Jego ciało zaczęło powoli się rozpadać na kolejne piksele, by w końcu zniknąć całkowicie.
-Cholera, nie! – Ponownie zaczęła spadać, co raz to szybciej. Cyfrowe morze po raz kolejny zaczęło być coraz bliżej jej położenia. Mimo tego, że to właśnie ona najczęściej odbywała lot w prawie jedną stronę, zawsze udawało jej się przeżyć i zniknąć z witrualnego świata przed utratą obu żyć. Tym razem nie była już tego taka pewna. Patrzyła, jak kraniec sektora oddala się od niej, nie wiedziała ile metrów już przeleciała, a ile zostało do ostatecznej śmierci. W pewnym momencie jednak przestała krzyczeć z przerażenia i zamknęła oczy.
Ból, jaki nagle rozszedł się po jej ciele był jednocześnie uciążliwy, jak i błogosławiony. Różowa powłoka pokryła cały jej wirtualny organizm, doprowadzając do natychmiastowej dewirtualizacji.
-Myślisz, że ją uratowałaś? –
-A widziałeś lej z cyfrowego morza? Nie – Dziewczyna uśmiechnęła się pewna siebie, po czym pobiegła do wieży.
*
Ulrich walił pięściami z całych sił w ściany skanera, próbując jakkolwiek się wydostać ze śmiertelnej pułapki. Metalowa konstrukcja coraz lepiej przewodziła idący od włącznika windy prąd, powodując nieprzyjemne dreszcze. Coraz bardziej czuł panikę, że maszyna za chwilę go usmaży niczym świeże mięso na rożnie. Nie wiedzieć czemu krzyczał “Pomocy”, co raz bardziej złamanym głosem, mimo świadomości, że jedyny jego ratunek jest piętro wyżej w postaci chudego blondyna który był w podobnie beznadziejnej sytuacji co on, jak nie gorszej. Chłopak pierwszy raz będąc w fabryce odczuwał strach. Pierwsze spotkanie po dłuższym czasie z wrogiem, a on się boi. Boi nie tylko o przyjaciół, o ukochaną dziewczynę, ale głównie o siebie i swoje życie. Zawsze na pierwszym miejscu stawiał ulubioną grupę znajomych, teraz jednak wiedział, że wpierw musi sam przeżyć, aby inni z jego pomocą na pewno ocaleli.
Nagle, wszystko zgasło. Ulrich ciężko dyszał, zmęczony próbami wydostania się ze skanera. Nie rozumiał co się dzieje, dlaczego jest wszędzie tak czarno. Pierwszą myślą jaka przeszła mu przez głowę był fakt, że może przed chwilą umarł. Światło jednak po chwili pojawiło się tak samo nagle, jak zniknęło. Drzwi metalowej tuby otworzyły się, a cała trójka wypadła z nich jak truchła z pionowo ustawionej trumny. Obaj chłopacy, mimo zróżnicowanych stanów przytomności oraz świadomości, prawie od razu rzucili się w kierunku ledwo przytomnej dziewczyny. Yumi zaczęła się powoli wybudzać, nie była jednak pewna kto się nad nią pochyla, czyje ręce ją trzymają. Bezwiednie wtuliła się w ciało właściciela dłoni, który ciągle ją przepraszał. Poczuła zapach znajomych perfum w nozdrzach, po czym wtuliła się jeszcze mocniej. Mimo poczucia bezpieczeństwa i ciepła, przez głowę przeszła jej myśl, czy to w tego młodego mężczyznę chciała się wtulić po prawie utracie życia. Myśl ta bardzo szybko jednak została przez nią wyrzucona z głowy. Czuła jednak wzrok drugiego chłopaka na sobie. Ulrich drugi raz od dłuższego czasu zobaczył przed sobą Williama i Yumi jako parę. Przez jego głowę przechodziła złość i smutek jednocześnie, starał się jednak nie dać po sobie poznać, że najchętniej uciekł by z tego miejsca najdalej jak się da, a najlepiej bezpośrednio do cyfrowego morza. W tym samym momencie po drugiej stronie jego głowy powoli zaczynał się ostatni etap radzenia sobie w żałobie, czyli pogodzenie się ze stratą. Przegrywał on jednak z pozostałym zawirowaniem emocjonalnym.
Chwilę później ze skanerów wyszła ostatnia dwójka wojowników. Wszyscy odczuwali zmęczenie. Powoli i niepewnie weszli do windy i ruszyli piętro wyżej.
-To co teraz będzie? – Spytał William patrząc na Jeremiego i resztę ekipy.
-Wracamy do gry! – Odd mimo ostatków sił potrafił wykrzesać z siebie resztki dziecięcej ekscytacji, która mimo wieku nie miała zamiaru opuszczać jego ciała i głowy
-Xana powrócił, trzeba się z tym pogodzić, oraz spróbować zrozumieć gdzie popełniliśmy błąd ostatnim razem – Jeremy po kolei zamykał poszczególne okna na ekranie komputera
-Jest jeszcze Margot, moja chyba kuzynka –
-Chwila moment, jak ją nazwałaś? – William spojrzał na dziewczynę
-Margot, Margot Schaeffer, czemu pytasz?
-Dzisiaj rano pomagałem jej wyciągnąć dyra z gabinetu.
-Czyli szukała informacji
-W takim razie tym bardziej trzeba będzie ją śledzić i pilnować, nic więcej nie możemy w takiej sytuacji zrobić… Ale tak, wracamy do gry. – Blondyn poprawił okulary i spojrzał na resztę. Mimo napięcia unoszącego się między nimi, każdemu na twarzy pojawił się uśmiech na myśl o ponownym byciu sieciowym bohaterem nie tylko Francji, ale i świata.
*
Papierosowy dym powoli i leniwie opuszczał jej pokój przez uchylone okno. Każdy kolejny wdech przez wypełnioną tytoniem bibułkę przynosił kolejne dawki ciepła w płucach. Lampka przy biurku ledwo oświetlała pokój, ale dawała wystarczającą ilość światła do pracy nad zdobytymi danymi i całą papierologią. W jej uszach oprócz głosu rozmówcy po drugiej stronie słuchawki rozległ się dźwięk zamykanych drzwi, dwa pokoje dalej. Cały akademik już spał, prócz niej i kogoś jeszcze
-Wróciła… –
-Co mówiłaś? –
-Nic… Ta rzecz, nie pytaj – Zaciągnęła się głębiej by w końcu skończyć paloną używkę. Zbyt duża ilość dymu nieprzyjemnie rozległa się w jej płucach, powodując kaszel.
-Wiesz, że nie powinnaś palić?
-Wiesz, że nie powinieneś sypiać ze swoim wykładowcą?
-Touche… Ale i tak mnie zostawił, musiał zmienić uczelnię przez swoją żonę. – Zaśmiała się
-Dlaczego kręcą cię tylko żonaci mężczyźni? –
-Nie kręcą mnie TYLKO żonaci mężczyźni… Po prostu nie ma innych na horyzoncie… – Westchnął. – Jak ci się podoba w Cadic? Jak idzie ci twoja rzecz?
-Idzie dobrze, w zamierzonym kierunku. Niedługo będę wiedziała już wszystko co muszę wiedzieć. A Cadic jako szkoła wydaje się spoko, jak na razie nikt nie ma pojęcia kim jestem.
-Myślisz, że nie mają internetu w telefonie by wejść na pierwszą lepszą stronę gazety ogólnokrajowej?
-Pewnie, że mają… Ale obrzeża Paryża to nie Dunkierka, tutaj łatwiej jest zniknąć
-Wiem coś o tym, na barze widzę tych samych ludzi, a ci dalej biorą ode mnie numer – Uśmiechnęła się po raz kolejny i spojrzała na zegar, którego wskazówki wskazały północ.
-Widzimy się jutro… znaczy, dzisiaj na treningu?
-Jasne, tylko wejdź od drugiej strony uczelni, jest remont przy głównym wejściu.
-Dobra, to na razie, całusy kochany. – Wcisnęła czerwoną słuchawkę na ekranie telefonu, by zakończyć rozmowę. Odłożyła komórkę na brzeg biurka, po czym ponownie przyjrzała się fałszywemu paszportowi dziewczyny. – Kanada… – Zaśmiała się pod nosem. – Nieźle to sobie wymyśliłaś, Aelita… Nieźle…
Autorka: little.nefilim