Przedstawione wydarzenia dzieją się jakiś czas po 4 sezonie animacji, wykluczając Ewolucję. Występują dzisiejsze realia np. Media społecznościowe Facebooka. Mogą jednak pojawiać się postacie z Ewolucji (Laura), ale to muszę jeszcze przemyśleć. Kadic postanowiłam przedstawić jako szkołę ogólnokształcącą.
Otworzyła oczy. Wokół siebie widziała błękit oceanu. W jej umyśle zaczęła potęgować panika. Podniosła głowę w górę. Nad sobą widziała błyski światła. Zrozumiała że tam jest powietrze, którego jej płuca coraz bardziej się domagały
-Aelita.
Fale zaczęły ją wypychać na brzeg. Próbowała płynąć ku górze, jednak prąd ciągnął ją coraz bardziej w bok. Nie rozumiała że poziom wody się zmniejsza i jest coraz bliżej brzegu. Strach przed śmiercią opanował jej umysł i ciało.
-Aelita
Wzięła głęboki, łapczywy wdech, gdy tylko poczuła powiew morskiej bryzy. Padła wycieńczona walką na mokrym piachu, woda co chwilę przykrywała jej ciało kolejnymi falami, kiedy ona próbowała uspokoić swoje ciało i organy, które tak bardzo domagały się tlenu
-Aelita
-Tata!? – Męski głos wytrącił ją z odpoczynku. Czym prędzej podniosła się resztkami sił, próbując zlokalizować skąd dochodzi znany jej męski głos.
-Córeczko… – Uśmiechnęła się, uwielbiała słyszeć jak do niej mówił. Zaczęła biec w kierunku źródła dźwięków.
Nie zwracała uwagi na znane jej miejsce. Nie zauważyła znanej jej spódnicy czy bransoletki z gwiazdą. Skupiona była tylko na męskim głosie, przecież tak bardzo za nim tęskniła.
-Tato, już biegnę!
-Chodź do mnie córciu…
Skręciła w kierunku który wskazywał jej głos. Zobaczyła wysoką, chudą budowlę, porośniętą kablami, ale bez znajomego dymu, który zawsze ją otaczał. Wbiegła twarzą w jej ściane, boleśnie się od niej odbijając. Przeleciała wzrokiem po całej wieży, która nagle zyskała wokół siebie czerwoną mgłę
-Nie… – Szepnęła niedowierzając, by sekundę później krzyknąć z bólu kiedy znane macki zaczęły opanowywać jej ciało i władać umysłem
NIE! – Krzyknęła przerażona zrywając się z łóżka, zlana potem po wybudzeniu z koszmaru.
Tego samego od tygodni.
*
-Xana już nie istnieje, nie pamiętasz? – Zirytowany blondyn zaczął nerwowo poprawiać okulary posadzone na jego nosie. Był już zmęczony tym samym tematem wałkowanym przez jego przyjaciółkę od kilku tygodni
-Jeremy, śnią mi się podobne koszmary już od dłuższego czasu, w każdym Xana zwabia mnie za pomocą ojca by potem mnie zabić, to nie może być przypadek! – Dziewczyna zaczęła coraz mocniej gestykulować, machając przy tym chłopakowi butelką z herbatą przed nosem
-Tydzień temu włączyłem skan na laptopie, nic nie wykazał. – Przetarł swoje czoło. – Sama zresztą widziałaś.
-Dlaczego nie możemy po prostu iść do fabryki odpalić superkomputer!? Czemu jesteś w tym przypadku taki uparty?
-Może dlatego, że zaczęło mi się podobać życie bez ciągłego stresu co nowego zrobi pojebany program twojego ojca! – Zatrzymali się. W Aelicie zaczęła się gotować złość. Jeremy westchnął i położył dłoń na jej ramieniu, lekko ją głaszcząc – Przepraszam, po prostu…
-Zrozum mnie, Jeremy… Ja to czuje… – Spojrzała mu w oczy. – Czuje się ostatnio tak samo jak wtedy gdy Xana był… We mnie, po tym jak mnie wyciągnęliście z Lyoko. Zresztą, sam widzisz że od tygodni jestem kłębkiem nerwów. W dzisiejszym koszmarze tonęłam w cyfrowym morzu. – Ponownie ruszyła w kierunku automatu z kawą i jedzeniem, obok którego stali wysoki brunet i niższy blondyn z fioletowym pasemkiem.
-Mówiłem ci żebyś nie zasypiała w słuchawkach z włączonymi dźwiękami szumu morza…
-Tak, ale argumentowałeś to przytakując Oddowi który twierdził że od tego obsikam łóżko.
-Co znowu zrobiłem!? – Spytał oburzony blondyn. Grupa zareagowała śmiechem
Plac wokół szkoły powoli zapełniał się ludźmi. Połowa września była okresem, kiedy większości stałych uczniów udało już się ponownie zadomowić w dormitorium, a nowym dojechać z innych, czasami bardzo odległych od Kadic miast Francji. Widać było ludzi w różnym wieku, od 11 roku życia po tych już prawnie dorosłych. Cała grupa zaliczała się do tych prawie dorosłych.
-Znowu miałaś koszmary, księżniczko? – Aelita przytaknęła, wrzucając monety do automatu z jedzeniem. – Może serio trzeba iść do fabryki? – Blondyn wzruszył ramionami. Wiedział, że za chwilę będzie musiał ulec naciskom przyjaciół.
-Widzisz? Nawet Ulrich się ze mną zgadza.
-Ja też! Chętnie ucieknę z ostatniego w-f’u – Odd ochoczo podniósł rękę by potwierdzić zaangażowanie.
Dobra, dobra… Po lekcjach pójdziemy do fabryki, czyli na w-f też idziemy – Blondyn jęknął z niezadowolenia. Ulrich walnął go w ramię i gestykulując kazał mu się opanować. – Powiedzcie Yumi i Williamowi. My idziemy do biblioteki, widzimy się w klasie – Jeremy z Aelitą ruszyli w kierunku głównego budynku. W brunecie na dźwięk imienia ukochanej dziewczyny zaczęły gotować się mieszanka złości i smutku.
-Myślisz o niej?
-Ta… Aż tak widać?
-Nastroszyłeś się jak tylko Jeremy powiedział jej imię… – Ulrich przetarł twarz dłonią i potrząsnął głową. – Co się właściwie stało?
-Mówiłem ci, zostawiła mnie. Znowu. – Usiedli oboje na stojącej obok dużej doniczce, z której wuefista zawsze ich wyganiał, twierdząc, że swoim ciężarem ją przewrócą. – Po tym jak Xana zniknął uznaliśmy że spróbujemy, wiedziałeś zresztą, było wszystko super, aż przed końcem poprzedniej klasy… Zaczęło się psuć. – Spojrzał na przyjaciela. – Zerwała ze mną, a ostatni miesiąc wakacji spędziła z Williamem.
-Podobno są razem.
-Nie podobno, a na pewno. – Pokazał włączonego instagrama omawianego chłopaka. Na zdjęciu widniała całująca się para. – Zniszczyłem poprzedni telefon jak to zobaczyłem, plus był taki, że i tak miałem go zmieniać. – Westchnął. Przez ostatnie tygodnie starał się jak ognia omijać dziewczynę. Przerażała go myśl ponownego spotkania
-Nie przejmuj się, jak nie ta, to inna.
-Łatwo ci mówić. Jak się zmienia laski jak skarpetki to oczywiste, że ma się wyjebane.
-Ale Nicole to ta jedyna, mówię ci! – Brunet zaśmiał się, sięgnął po plecak i ruszył w stronę klasy, kiedy sekundę później po placu rozległ się dźwięk dzwonka.
*
-Oto pani pokój, panno…
-Po polsku Szefer, panie dyrektorze. – Dziewczyna ciągnęła za sobą dwie walizki, jedną normalną, drugą natomiast bardzo długą, obitą karbonowym materiałem.
-A po francusku?
-Tak samo, tylko pisownia jest inna. I wiem, że ma pan w papierach poprawny zapis. – Uśmiechnęła się, rozglądając po swoim pokoiku. Część rzeczy już wcześniej została przywieziona przez jej ojca, takie jak komputer czy zestawy malarskie. Stanęła na środku i oparła ręce na biodrach – Małe, ale w jakimś stopniu własne. – Wyobrażała sobie w głowie jak poustawia wszystkie swoje rzeczy, jak ułoży ubrania, gdzie rzuci metrowego pluszowego rekina i w której szufladzie biurka zrobi skrytkę na ukochane wino. – Jaką mam dzisiaj pierwszą lekcje? –
-Spójrzmy… – Mężczyzna sięgnął do kieszeni po zwiniętą kartkę, po czym spojrzał na srebrny zegarek na nadgarstku. – Angielski już cie ominął, a na francuski nie zdążysz, musimy się cofnąć do mojego gabinetu… Ale na fizykę z panią Hertz zdążysz. Tak więc zostaw rzeczy i chodźmy do mojego gabinetu, dobrze? – Przytaknęła, poprawiając opadające na twarz jedno z rudych pasemek pośród brązowych, długich włosów. Wychodząc z budynku dormitorium wpadła na wysokiego chłopaka ze starszej klasy. Oboje stracili równowagę, przez co dziewczyna upadła na dyrektora.
-Panie Dunbar, trochę kultury w stosunku do nowej uczennicy. – Dyrektor pomógł dziewczynie się podnieść – A tak po za tym, proszę za mną do mojego gabinetu. Jest jedna sprawa o której musimy porozmawiać – Czarnowłosy westchnął załamany, i wraz z pozostałą dwójką ruszył w kierunku głównego budynku.
-Pomożesz mi w czymś. – Szepnęła dziewczyna, lekko szturchając go w ramię
-Niby w czym? – Nie znał jej, ale wizja przeskrobania czegoś zawsze kusiła jego buntowniczy charakter.
-Pierwsza wejdę do gabinetu, a po 3 minutach zadzwonisz do niego, żeby z niego wyszedł. Potrzebuję 2 minut.
-A przedstawisz mi się chociaż?
-Margot. – Podała mu rękę
-William. – Potrząsnął nią i uśmiechnął się łagodnie.
-Jak mnie wystawisz to nie ręczę za siebie – Uśmiechnęła się zadziornie, po czym ruszyła za starszym mężczyzną i zamknęła za sobą drzwi.
William co jakiś czas spoglądał na zegarek, starając się pilnować ustalonego czasu. Wystukał sobie numer dyrektora w telefonie i czekał aż wskazówka na zegarze przestawi się o 3 minuty w dół. Nie wiedział o co nowo poznanej uczennicy chodzi, dlaczego musi zostać sama na 2 minuty w gabinecie. Był tego bardzo ciekawy, ale czuł, że nie dostanie odpowiedzi na zadawane pytania. Przynajmniej na razie.
Kiedy wskazówka ustawiła się tak jak oczekiwał, zadzwonił na wybrany numer, po czym schował się za winkiel. Z każdym kolejnym sygnałem wiedział, że musi coraz szybciej zastanawiać się jaki kit próbować wcisnąć dyrektorowi. Jak powie, że sprzedaje garnki, nic to nie da. Jak będzie chciał wcisnąć kredyt, też nie będzie pożądanego rezultatu. Przez nową życiową partnerkę stał się dużo spokojniejszy, więc dreszcz ekscytacji był większy niż dotychczas, ale chłopak był na tyle opanowany, by podczas wykonywanego zadania zachować zimną krew. Usłyszał trzask zamykanych drzwi gabinetu, a potem męski głos w słuchawce
-Jean Pierre Delmas, dyrektor szkoły Kadic, czym mogę służyć?
-Dzień dobry panie Delmas, dzwonię w sprawie dostawy żywności do stołówki w pańskiej szkole, chcielibyśmy zapytać czy będzie to coś złego jeżeli przywieziemy 40 kilogramów więcej kurczaka niż wieprzowiny? Mamy braki magazynowe, więc chcieliśmy pana powiadomić o zaistniałej sytuacji aby potem nie było żadnych problemów.
-Nie, nie będzie to problemem, a teraz przepraszam pana ale…
-Jeszcze jedno, nie będzie też w tym tygodniu zamawianej ilości jabłek, nasz dostawca z okolicznego sadu nie przywiózł wystarczającej ilości, ale zamiast tego mamy nadwyżkę gruszek, pasuje panu?
-Tak, wszystko pasuje, a teraz muszę…
-Właśnie! Bo bym zapomniał, przypadkiem wysłaliśmy do państwa mleko bez laktozy zamiast normalnego, może uczniowie nie będą tak często chodzić do higienistki z powodu bólu brzucha. Wie pan, nietolerancja to bardzo poważny problem dzisiejszej młodzieży – Irytacja w mężczyźnie rosła z każdą kolejną sekundą rozmowy. William świetnie się bawił, chciał wymyślić jeszcze jeden kulinarny problem, ale był świadomy tego, że 2 minuty już minęły, a z każdą kolejną może się ujawnić przez własną chciwość.
-Dobrze… Dziękuję panu za telefon, teraz naprawdę muszę kończyć, do widzenia
-Do widzenia panie Delmas. – Rozłączył się zanim chłopak skończył wypowiedź, po czym wrócił do gabinetu. William wyszedł ze swojej kryjówki i usiadł na ławce obok drzwi.
5 minut później dziewczyna wyszła od dyrektora i puściła chłopakowi oczko, niemo mówiąc “Dziękuję”, po czym poszła w kierunku sali od fizyki.
*
-Ej, kto to jest? – Spytał Odd, wskazując głową na dziewczynę w ostatniej ławce. Większość klasy siedziała już przy swoich stolikach, czekając na przybycie nauczycielki. Aelita i Jeremy na dźwięk głosu przyjaciela podnieśli głowy znad książek i spojrzeli na tajemniczą nowość w ich grupie.
-Nowa uczennica, jak mniemam – Uśmiechnął się blondyn i poprawił okulary, po czym wrócił do lektury. Przyjaciel spojrzał na niego wzrokiem pt. Jak dokonałeś tego odkrycia Watson’ie.
-Sissi już organizuje na nią polowanie, spójrzcie. – Ulrich wskazał na czarnowłosą dziewczynę, idącą ze swoimi pomocnikami ramię w ramię, niczym księżna dworu ze służbą.
-Prosze, proszę, mój ojciec dał kolejnej niewiaście uczyć się w moim blasku… – Położyła dłoń na biurku przed telefonem brunetki, ale ta nijak nie reagowała na zaczepki. – Wnioskuje, że mój widok odebrał ci mowę, to zrozumiałe… jestem Sissi, najpiękniejsza dziewczyna w szkole. – Rozmówczyni dalej nie zwracała uwagi na stojącą przed nią dziewczynę. Ta w złości uderzyła dłońmi w blat. Nowa uczennica podskoczyła z zaskoczenia i wyciągnęła słuchawki z uszu.
-Sorki, miałam ciekawsze rzeczy do roboty niż słuchanie twojego samouwielbienia – Rozłożyła się wygodniej na krześle i schowała obie słuchawki do ładowania. – A teraz może znajdź sobie inne zajęcie niż uprzykrzanie mi życia, dobrze? – Pomachała w jej kierunku dłońmi w sposób mówiący wprost “idź sobie”. Dziewczyna słyszała ciche śmiechy grupki z ławek obok. Sissi zrobiła się czerwona ze złości
-Słuchaj nowa, nie wiem za kogo się uważasz, ale pożałujesz tego, że ze mną zadarłaś, nie będziesz mieć tutaj życia. – Cedziła przez zęby.
-Już. Się. Boję. – Uśmiechnęła się i wróciła do przeglądania swojego telefonu. Rozzłoszczona dziewczyna odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku swojej ławki. – I najważniejsze, może i jesteś ładna ale nie w moim typie, wolę szczuplejsze. – Po czym puściła jej zadziorne oczko.
Ulrich na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na nowej uczennicy. Brązowo rude włosy do ramion, czarne okulary posadzone na przekłutym nosie, kilka kolczyków w uszach, czarne spodnie, czarny top, na to luźno zarzucona żółta koszula w kratę. Szczupłej, wręcz wychudzonej budowy, wysoka. Była dla niego interesująca, ale nie tak samo jak wtedy, gdy pierwszy raz spotkał Yumi.
-Dobrze, Della Robbia, zejdź z ławki, zaczynamy lekcje. – Drzwi klasy zamknęła kobieta w wieku około 60 lat, w farbowanych brązowych włosach. Na pojedynczych kosmykach było widać siwy odrost. – Najpierw chciałabym wam przedstawić nową uczennicę, Margot, wyjdziesz na środek klasy? – Wskazała na brunetkę z ostatniej ławki. Ta dosyć niechętnie wstała i podeszła do tablicy, starając się normalnie uśmiechać, by nie wyjść na idiotkę. – To jest Margot Schaeffer, będzie teraz chodzić z wami do klasy. – Aelita na dźwięk znanego nazwiska poczuła gęsią skórkę. To pewnie zbieg okoliczności, taka była jej pierwsza myśl w głowie. – Może opowiesz nam coś o sobie? – Nauczycielka spojrzała na nową uczennicę, ta wzięła głębszy wdech. Mimo własnej wiedzy, że potrafi być bardzo pewna siebie, przez pewne wydarzenia wystąpienia publiczne powodowały u niej nieprzyjemnie dreszcze.
-Nazywam się Margot, pochodzę z Polski, ale od 10 lat mieszkam we Francji… I już? Może być? Szczerze, zaczynam się czuć jak na spotkaniu anonimowych alkoholików… – Spojrzała pytająco na nauczycielkę, która zareagowała ciepłym śmiechem.
-Dobrze, może teraz spróbujesz rozwiązać zadanie które zapisałam na tablicy? Nie wiem na jakim poziomie przerwałaś naukę w poprzedniej szkole, więc z chęcią zobaczę co już umiesz. – Przytaknęła, po czym sięgnęła po kredę i stanęła twarzą do tablicy. Margot wiedziała, że z fizyki asem nigdy nie była i nie będzie, ale przez wakacje dużo czytała będąc u dziadka na terapii. Wiedziała, jak zwrócić na siebie uwagę odpowiednich osób. Zaczęła powoli rozwiązywać zadanie. Nie była pewna wyniku, ale była pewna efektu. Po skończeniu odwróciła się do nauczycielki i przedstawiła rozwiązanie.
-Wynik jest zły, to na pewno, ale sposób rozwiązywania jest całkiem interesujący… Dawno już takiego nie widziałam, mój stary znajomy rozwiązywał to podobnie…
-Franz Hopper? – Spytała. Usłyszała za sobą zadławienie się przez kogoś powietrzem, dwa upadające długopisy i jedno trzaśnięcie książką.
-Tak… Skąd znasz to nazwisko-
-Był bliski mojej rodzinie…
-Jak bliski!? – Aelita wstała, jej ręce drżały ze stresu. Jeremy widząc w jakim stanie jest przyjaciółką złapał ją za dłoń. Czuł jak się trzęsie, jemu samemu zaczęło rosnąć ciśnienie
-Panno Stones, co to za zachowanie!? – Nauczycielka skarciła uczennicę i nakazała wrócić na miejsce.
-Należał do niej, i już… – Odłożyła kredę. – Mogę już usiąść? – Nauczycielka przytaknęła i zaczęła prowadzić lekcje. Obie dziewczyny patrzyły na siebie, brunetka wyglądała jakby była dumna z tego do jakiego stanu doprowadziła drugą dziewczynę. W głowie Aelity zaczął rosnąć chaos. Nie wiedziała czy ma się cieszyć, że prawdopodobnie nie jest na świecie sama, czy panikować z niewiedzy co teraz się stanie.
-Aelita.
Ciągle drżała. Czuła na sobie wzrok większości klasy, wliczając przyjaciół.
-Aelita. – Jeremy dotknął jej ramienia. – Czy ona…
-Ona może być… – Zaczął Odd.
-Moją rodziną. – Spojrzeli po sobie. Nie mieli pojęcia co teraz będzie.
Autorka: little.nefilim