Rozdział piętnasty

Leauge of legends – Project: MASTER YI

—————————————————-

WILLIAM

Drogi skurwysynie…

Nie, tak nie mogę zacząć. Delmas szybko dowie się, że to ja napisałem.

Drogi złodzieju ludzkiej duszy.

Nie, też źle. Uzna to za kiepski dowcip.

Drogi cyganie…

Oskarżą mnie o ksenofobię.

Szanowny obywatelu Kadic.

– Pierdolona cenzura! – krzyczę, po czym wyrzucam kolejną zgniecioną kartkę do kosza.

– Nic ci to nie da, odpuść sobie – komentuje uparcie Laura, która w międzyczasie czyta podręcznik do fizyki kwantowej.

– Jak mam być spokojny? Okradł jej część życia!

– Pilnuj lepiej swojego pokoju, też możesz być na celowniku – odpowiadania dziewczyna, jakby zupełnie nie przejęła się całą sytuacją. Nie potrafię jej zrozumieć. Chyba to mnie w niej pociąga. Ta tajemniczość, racjonalizm i naukowe myślenie, choćby nie wiadomo co się stało.

– Zawsze tak wszystko tłumaczysz nauką?

– Zawsze.

– A posiadasz jakiekolwiek uczucia?

– Posiadam. Trzeba tylko zachować fason.

Wtem do sali wchodzi Elitsa, a my milkniemy. Od nieznanej nikomu kradzieży minęły dwa miesiące. Wydaje się, jakby pogodziła się z utratą tych trzech przedmiotów. Jakby wróciła w pełni do zdrowia. Na ile udaje, a na ile ukazuje swoją prawdziwą twarz?

– Dobrze, że jesteś! – wita z niespodziewanym entuzjazmem Gauthier swoją kuzynkę – Ostatnio przeglądałam inne pamiętniki Walda Szofera…

– Schaeffera – poprawia ją Ciri.

– Dziękuję – odpowiada blondynka z uśmiechem na ustach. Zupełnie to jest do niej niepodobne. Może gra teraz na pokaz, żeby mi udowodnić swoją empatię i współczucie? Ten uśmiech… Maleńki, mimo dwóch lekko krzywych dolnych siekaczy, napawa mnie dziwnym uczuciem. Nie da się go opisać. Jest ono niezwykłe.

– Odkryłam ciekawy program, który pozwala wykonać dwie bariery treningowe. Przeciwników jest kilku do wyboru, jednak żaden z nich nie jest człowiekiem.

– Myślisz, że są to elementy jego gry? – dopytuje Elitsa.

– Możliwe – potwierdza pani Einstein – Jednak do tych barier można teleportować ludzi. Znalazłam nawet plik z potrzebnymi kodami, które pomogą dokonać cyfrowej wirtualizacji bez uszkodzenia ludzkiego ciała. Pomyślałam, że będziecie chcieli siebie sprawdzić.

– Powiesz to samo, ale w języku przeciętnego ucznia Kadic? – wtrącam się do rozmowy.

– Staniesz się elementem gry w wersji demo – wyjaśnia błyskotliwie blondynka.

– Jestem za! – wypalam, zachwycony pomysłem.

– Ja też – dodaje Elitsa, mniej żywiołowo.

Laura chowa podręcznik do swojej brązowej torby. Następnie wstaje i poprawia swoją granatową spódnicę od niewidzialnych zagnieceń, których nikt poza nią samą nie widzi. Gdy doprowadza się do stanu jeszcze bardziej idealnego, zadowolona rusza do przodu. Miło na to patrzeć.

Grzecznie idziemy za naszą panią Einstein. Kto wie lepiej o cyferkach, jak nie ona?

Niepostrzeżenie mijamy niewielki, biały murek koło przejścia do sali gimnastycznej. Jestem zaskoczony, że nikt wcześniej takiego mankamentu nie zauważył. Czy właśnie tak wygląda Kadic? Pełne wielu różnych dziur oraz niedopracowania detali? Mówili, że ta szkoła jest spokojnym miejscem. Tak mówili.

Gdy tylko Laura wchodzi włazem do kanałów, zatrzymuję na kilka sekund Elitsę. Ona zaskoczona nagłym chwytem za nadgarstek spogląda na mnie pytająco. Od razu wypalam, zanim zada pytanie w moją stronę.

– Jak się trzymasz?

– Nie rozumiem – odpowiada zdezorientowana.

– No… po tym włamaniu – wyjaśniam gorączkowo. Myślałem, że domyśli się, o co pytam.

– Will, to było dwa miesiące temu. Daj spokój.

– Ja znajdę tego śmiecia, który to zrobił – mówię śmiertelnie poważne. Elitsa jednak obraca to w żart. Uśmiecha się niewinnie, po czym kuca, żeby przejść do kanałów.

– To urocze, wiesz? Odpuść sobie. Mamy ważniejsze problemy – odpowiada, po czym znika mi z pola widzenia. Wzdycham głośno, co z pewnością usłyszała, po czym schodzę za nią, zakrywając dostęp do przejścia. Resztę drogi idziemy w milczeniu. Czy znowu zrobiłem coś nie tak?

Gdy tylko zjechałem prawą liną na dół, prosto do fabryki, od razu wyczuwam zmianę. Z początku nie widać jej, ale wystarczyło się wyłącznie wsłuchać chwilami wręcz w martwą ciszę. Gdy tylko przechodzę kilka centymetrów od ogromnej przestrzeni, słyszę dźwięk przepływającego prądu. My nic jeszcze nie widzimy. Wtem odzywa się do nas Laura:

– Jesteście gotowi?

– Jesteśmy – odpowiada za nas dwóch Elitsa, spoglądając przed siebie w pełnym skupieniu. Wyciąga z płaszcza swoje dwie katany. Dokładnie takie same, którymi mi jeszcze nie tak dawno postraszyła. Ja z kolei dalej stoję niepewnie. Po sekundzie podejmuję ten sam krok, co dziewczyna i wyciągam pistolet. Mam tą samą postawę, co ona. Powinienem brać z niej przykład. Rzut wtedy zrobiła bardzo dobry.

– Zróbcie dwa kroki do przodu.

Postępujemy tak, jak każe nam głos Laury.

– Rozpoczynam materializację.

Rozglądam się, nadal stojąc w wyznaczonym miejscu. Większość fabryki obejmuje tworząca się od podłogi biała poświata. Słyszę jedynie dźwięk przechodzącego wszędzie prądu. Spoglądam w górę, gdzie poświata kończy swój bieg do nieba. Ściany emanują w pełni jasnym światłem przez kilka sekund.

– Generowanie terenu zakończone. Czas start.

Pomiędzy mną, a Elitsą pojawia się druga ściana. Spoglądam na swoje dłonie. W prawej nadal mam policyjną broń. Staram się być spokojny i opanowany, jednak oddech z każdą kolejną sekundą przyspiesza. Nic nie wiemy o tych potworach. Nawet o grze wiemy tylko tyle, że po prostu jest.

Odwracam się. Ciri już nie ma obok mnie.

Jest za to coś zupełnie innego.

Postać z pikseli jest podobna z budowy do mnie. Ma dłonie, nogi oraz głowę – bez uszu i ust. Na zielonym ciele posiada kilka srebrnych pasków, ułożonych całkowicie przez przypadek. Brak większości jego twarzy napawa mnie częściowo lękiem. Zamiast jej posiada białe koło. Zaprogramowany wróg nie porusza się. Czeka na mój ruch.

Odbezpieczam broń. Dźwięk zadziałał na niego jak płachta.

Wyciąga zza pleców dwie zielone katany. Trzyma je skrzyżowane przy twarzy. Czuję jego wzrok z jednego, świecącego kółka, co mnie częściowo napawa lękiem. Robię kilka kroków do tyłu, po cichu je odliczając.

Cztery.

Trzy.

Dwa.

Jeden.

Pikselowy wróg natychmiast po tym wycofaniu biegnie w moją stronę. Czy on może mi cokolwiek zrobić? Mam jakieś szanse na przeżycie? Nie będę ranny po zakończeniu symulacji?

Nie czas na pytania. Działaj, Dunbar.

Omijam atak postaci, odskakując w prawą stronę. Strzelam po raz pierwszy – pudło. Jednooki ninja próbuje mnie zaatakować po raz drugi. Schylenie głowy ratuje mnie od spotkania tętnicy z lewym ostrzem. Strzelam dwa razy pod rząd – pierwszy nabój odbija się od miecza, a drugi uderza w kolano cyfrowej postaci.

Robię wślizg pod jego broń i strzelam jeszcze raz. Skubany obronił się i kolejny nabój ląduje na ziemi. Ninja chce wbić katanę prosto w serce, jednak podcinam mu nogi i szybko wstaję, aby ten na mnie nie spadł.

Czy cyfrowa postać czuje upadek?

Wróg pada na ziemię, jednak szybko wstaje, a następnie podnosi swoje katany. Odbezpieczam broń i ostrożnie do niego podchodzę. Krok po kroku. Delikatnie – żeby nie wyczuł mojego podstępu. Spokojnie… zaraz już będzie po wszystkim.

Ninja nagle rzuca jedną katanę w moją stronę. Przelatuje mi ona dosłownie przed oczami.

Elitsa opłaci mój pobyt w psychiatryku, bo niedługo do niego trafię jako opętany!

To jest moja szansa. Oddaję trzy ostatnie strzały, jakie mi tylko zostały.

Pierwszy w świecące kółko.

Drugi w klatę piersiową.

Trzeci w okolice pięty.

Wszystkie strzały były trafione. Wypada mu z domniemanego bólu druga katana w prawej dłoni. Spogląda ku górze – gdyby tylko mógł, z pewnością krzyczałby z cierpień, na jakie go skazałem złotymi nabojami.

Następnie pada na kolana, a po tym dłonie uderzają o podłogę. Zielony przyjaciel znika.

Uśmiecham się, zadowolony z samego siebie. Jak na pierwszy prawdziwy kontakt z bronią poszło mi bardzo przyzwoicie. Ojciec byłby ze mnie dumny. Tak myślę…

– Trochę ci zeszło, Angliku – komentuje zawiedziona Elitsa, mając skrzyżowane ręce.

– Przepraszam drogą damę, że nie znam wszystkich zasad penchat-silatu – odpowiadam zadowolony, mimo obelgi ze strony dziewczyny. Ciri chce coś powiedzieć, jednak moje ostatnie słowo sprawia, że milknie w połowie swojej myśli. Patrzy zaskoczona na ziemię, a następnie na mnie. Powoli przytakuje głową.

– Nie sądziłam, że znasz takie bogate słownictwo.

– Bo nie urodziłem się we Francji?

– Nie. Po prostu czasami jesteś głupi.

Uśmiecham się. Elitsa potrafi czasami rozbawić ludzi na swój sposób. Idziemy do windy. Jestem piekielnie zmęczony, sam nawet nie wiem, czym. Skoro byłem w cyfrowym pudełku i walczyłem z jednookim ninją, to nie powinienem być zmęczonym.

W windzie próbuję rozmasować prawy nadgarstek. Nie wiem dalej dlaczego, ale cały czas mam wrażenie, jakbym go nadwyrężył. Może to wina notorycznego pisania listu do gnojka, który zniszczył pokój Elli?

Drzwi od windy z piskiem i lekkim dymem otwierają się. Przy panelu sterowania siedzi niezmiennie pani Einstein. Na lewym uchu ma malutki mikrofon, który pochłania wszystkie dźwięki z superkomputera. Słyszę razem z Ciri jedynie dźwięk uderzającym palców o klawisze klawiatury.

Gdy Laura nas zauważa, od razu się uśmiecha.

– Wybaczcie, nie zauważyłam was na początku. Jak się podobało?

– Ta symulacja? – pyta retorycznie jej kuzynka.

– Oczywiście. Chyba nie sądziłaś, że bez powodu wam to pokazałam – wyjaśnia Gauthier z lekką wyższością w głosie. Następnie splata dłonie w maleńki koszyczek i kładzie je na kolanie, które delikatnie podnosi do góry.

– Ja jestem zadowolony – mówię pewny siebie.

– Typowy mężczyzna. Broń i bójka to chleb powszedni – mamrocze nie do końca zadowolona ze swojej walki Elitsa, która ma skrzyżowane ręce.

– Nie przesadzaj, lubię też poczytać jakąś dobrą literaturę.

– Znalazłaś coś dodatkowego na temat Xany, Lauro? – zmienia temat Ciri.

– Na razie nie, ale to kwestia kilku godzin.

– Godzin? – pytam zaskoczony.

– Ona jest jak sowa, w nocy to ci wszystko wykona – wyjaśnia Elitsa. – Zostajemy tutaj do rana? Trochę się późno zrobiło, a słówka z włoskiego dzielnie czekają na naukę.

Kartkówka z włoskiego.

Cholera! Znowu obleję.

Łapię się za głowę, a te słowa ciągle w niej brzmią. Dlaczego nie potrafię być tak zorganizowany, jak Laura? Ona zawsze jest nauczona i przygotowana na wszelkie niespodzianki każdego dnia. Dodatkowo ma czas na czytanie wielu fascynujących książek, programowanie i wyszukiwanie informacji oraz nowości z superkomputera. Do tego codziennie jest wyspana.

– Nie martw się. Zawsze możesz ściemniać, że boli cię brzuch – dodaje ze śmiechem Senel.

– Lepiej, żebyś ją jednak napisał. Może trafisz na rzeczy, które znasz – mówi Laura z pogardą dla pomysłu swojej kuzynki.

– William nawet nie umie się… przy… witać… – odpowiada Elitsa, przerywając ostatnie słowo delikatnym śmiechem.

– Ponieważ nadal nie miałem obiecanych korepetycji, signorina – odgryzam się dziewczynie. Ona z kolei nic nie mówi, tylko potakuje głową. Jestem z siebie zadowolony. Tym razem ostatnie słowo należało do mnie.

– Ja zostaję. Może znajdę tutaj coś interesującego – mówi zdecydowanie Laura, a następnie zakłada słuchawkę na lewe ucho i dalej stuka nieznane kody na klawiaturze.

Elitsa wzrusza ramionami, po czym dodaje:

– Ja wracam do Kadic wyspać się. Idziesz, William?

Pytanie skierowanie do mnie sprawia, że nie wiem, co powinienem odpowiedzieć. Wyobrażam sobie wagę oraz dwie szale. Na pierwszej jest napisane „Kartkówka z włoskiego”, a drugiej „czas z Laurą”. Ustawiam dłonie wewnętrzną stroną do góry i naprzemiennie ruszam nimi do góry i na dół. Która decyzja będzie dużo lepsza? Co wybrać?

– Czy ty się dobrze czujesz? – przerywa rozważanie Elitsa, ustawiając mnie do pionu. Potrząsam głową, żeby się otrząsnąć z dumania i odpowiadam:

– Zostaję.

Ciri uśmiecha się na moją decyzję. Spoglądam na Laurę. Nawet nie zwróciła uwagi, że nie zostanie w tej starej fabryce sama. Moim obowiązkiem jest ją ochronić przed zagrożeniem. Nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek jej się stało.

Elitsa zmierza w kierunku windy. Na pożegnanie macha do mnie i mówi:

– Do zobaczenia, Angliku.

Po tych słowach drzwi z hukiem zatrzaskują się, a białowłosej dziewczyny już nie ma z nami.

Odwracam się do Laury, która nadal pracuje w skupieniu. Gdy zauważa, że przyglądam się jej, uśmiecha się i zadaje pytanie:

– Naprawdę podobała ci się ta symulacja?

– Oczywiście – odpowiadam pewien siebie. – Chętnie od razu bym walczył po raz drugi.

– To jest jak na razie niemożliwe – odpowiada spokojnie pani Einstein.

– Dlaczego? – pytam nieco zawiedziony słowami dziewczyny.

– Musi minąć dwanaście godzin do kolejnego transferu ćwiczebnego.

– Nie da się tego przyspieszyć?

– Pewnie, że to możliwe – odpowiada z uśmiechem – Jeszcze nie wiem tylko, jak to zrobić. Coś ciebie boli? Jakiś mięsień, czy coś? – pyta z powagą w głowie.

– Przez chwilę nadgarstek, ale szybko przeszło.

– Hm… – zastanawia się Laura nad moją odpowiedzią – Mogłam spytać Eli… o nie…

Od razu podchodzę do ekranu, na którym widnieje dziewięć nagrań z rozstawionych w fabryce kamer.

– Ty to zamontowałaś? – pytam automatycznie Gauthier.

– Nie. Spójrz lepiej na to.

Pani Einstein przybliża kamerę numer 008, żeby widzieć na całym ekranie. Pokazuje palcem zbliżającą się postać do dwóch lin. Wysoki mężczyzna, ubrany w ciemnie barwy, żeby kamera nie wychwyciła.

– Sprawdzę, kto to może być.

– Uważaj na siebie, William.

Oczywiście, mademoiselle. Nie pozwolę, żeby cokolwiek ci się stało.

Autorka: Azize

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments