Dwudziestoletnia kobieta przynosi do ogromnego salonu tacę, na której znajduje się porcelanowy imbryk, dwie filiżanki wypełnione gorącą herbatą oraz przezroczysty talerzyk z pięcioma kruchymi ciasteczkami. Niesie w miarę sprawnie, jednak delikatnie trzęsą jej się ręce przed obawą upuszczenia przygotowanego zestawu. Nie chce, aby pani Vallat się na niej zawiodła – uważa ją za swoją ulubioną pomocnicę w swojej posiadłości. Ważna jest dla niej ta praca, inaczej znowu będzie musiała prosić o pomoc Jeremiego. Pragnęła samodzielności.
– Dziękuję ci, Aelito – komentuje przełożona dziewczyny z uśmiechem. – Ciągle nie mogę przestać zachwycać się twoim różowym kolorem włosów, tylko dodaje ci uroku.
– Miło mi to słyszeć – odpowiada z lekkim zaczerwieniem na twarzy. Spogląda na nową klientkę. Siedzi po turecku, cała roztrzęsiona i smutna. Nieznajoma jest bardzo wysoka i szczupła. Ma urodę azjatycką, jednak wyraźne zmęczenie widoczne na jej twarzy przygnębia lekko Aelitę. Nie znosi patrzeć na ludzkie cierpienie. Gdyby tylko mogła, z pewnością by pomogła nieznajomej dziewczynie. Ale jest to praca przełożonej.
– No dobrze, zatem zacznijmy spotkanie. Jesteś gotowa? – pyta pani Vallat. Dziewczyna przytakuje nieśmiało głową. Aelita na znak szefowej wychodzi z gabinetu, jednak nie domyka drzwi. „Ona mi kogoś przypomina. Nie mam pojęcia, kim jest. Mam wrażenie, że ją znam.”
Wiedziała doskonale, że nie wolno jej podsłuchiwać rozmów z pacjentami. Walczyła z samą sobą, aby tak postąpić. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób ryzykuje utratą pracy. Jednak głos mówił, aby wysłuchała chociaż część rozmowy z intrygującą dziewczyną.
– Z tego, co widzę, to zdiagnozowali u ciebie depresję. Zaufaj mi, jestem tutaj, aby ci pomóc – mówi ciepłym głosem pani Vallat, co kontrastuje z jej wyglądem surowej nauczycielki z collage.
– Wszystko zaczęło się, odkąd zaczęłam uczyć się w Kadic…