Milly i Tamiya siedziały w swoim pokoju, zastanawiając się nad propozycją złożoną im przez Jima. Musiały przyznać, że samo wejście na ogólnokrajowe zawody w charakterze oficjalnych korespondentek dość mocno kusiło.
– Wyobrażasz to sobie? – mówiła podekscytowana Milly – Dostaniemy własne legitymacje prasowe, ze zdjęciem, podpisem, nazwą gazetki oraz nawet formułką „Uprasza się o udzielenie niezbędnej pomocy w pracy właścicielowi legitymacji”! Wreszcie będziemy coś znaczyć.
– No, niby tak… – Tamiya była bardziej powściągliwa w emocjach – Tylko co będzie, jeśli nasza reprezentacja przegra? Mamy zrobić relację z porażki?
– Ot, teraz sobie znalazłaś powód do zamartwiania się. Jaki my mamy na to wpływ?
– No… żaden, w końcu nie my tam gramy.
– Właśnie. Nie my gramy, nie nasz cyrk, nie nasze małpy. My tam jedziemy zrobić wywiady i relację. A jaki będzie wynik to już inna sprawa. Poza tym lepiej by było, jakbyśmy faktycznie przegrali.
– Jak to? – zdziwiła się Tamiya – Nie życzysz naszej szkole dobrze? Naszej kadrze? Która podobno jest najlepsza od dwudziestu lat?
– Znaczy wiesz… jako uczennica owszem, życzę. Ale jako dziennikarka już nie muszę. Zresztą przy przegranej byłoby ciekawiej.
– Jakim cudem?
– Wytłumaczę ci na przykładzie. Jak Polska wygrała mistrzostwa świata w siatkówce, to wywiad z kapitanem drużyny puścili na szesnastej stronie „Przeglądu Sportowego” i zajmował niecałe dwie strony. A jak były mistrzostwa w piłce nożnej i Polska dostała wpiernicz od Kolumbii 0:3, a potem odpadła z grupy, to wywiad z Lewandowskim zajmował pięć pierwszych stron „Przeglądu”.
– No dobra… ale co to ma do rzeczy?
– To ma do rzeczy, że jak ktoś wygrywa, to nie ma za bardzo o co pytać. Co najwyżej o odczucia. A z tego nie wyprodukujesz wielkiego materiału. Bo co ci taki sportowiec powie? „No, cieszę się bardzo, staraliśmy się, dokonaliśmy tego”, ble, ble, ble… Niby fajne, ale i tak niezbyt odkrywcze. Za to jak się przegra… to zupełnie co innego. Bo można spytać, czy to trener zawinił, czy zawodnicy nieprzygotowani, a może sraczka, a może grypa, a może murawa zła, albo się jeden z drugim zapił przed meczem…
– Zapił? W zespole szkolnym?
– No, dobra, to tak dla przykładu. Ale rozumiesz, o co mi chodzi? Przy porażce jest więcej rzeczy, o które można spytać, a czytelnicy to lubią, bo chcą wiedzieć, za co ochrzaniać.
– Może… ale wiesz, Milly, mnie nie daje spokoju inna sprawa.
– Jaka? – zapytała Milly.
– Pamiętasz co Jim mówił potem? O regulaminie, publikacji i tym, żebyśmy tego nie komentowały na naszych łamach? Tym się bardziej martwię niż turniejem. Bo zawody to będą i miną, opiszemy i tyle. Za to tamta kwestia jest długofalowa… i ma na nas spory wpływ. Co też jest w tym regulaminie, że nie możemy skomentować?
– Sama nie wiem… co prawda słyszałam o obradach nauczycieli i delegacji uczniów w sprawie mundurków, Odd dał tam niezły popis, aż się dziwię, że go nie wywalili z budy za to. Ale jak na razie niczego więcej nie wiem. A nie wydaje mi się, żeby samo wprowadzenie mundurków było aż tak palącą kwestią, żeby dawać nam zakaz komentowania.
– Ej, tak w ogóle to chyba takie coś, co nam Jim oferuje, to się zwie cenzurą prewencyjną. A to jest zakazane w prawie francuskim. Ba, nawet w międzynarodowym…
– W sumie racja… wolna prasa to podstawa. Tylko wiesz, Tamiya… my akurat mamy taki haczyk, że częściowo jesteśmy uzależnieni od szkoły. Papier dostajemy z sekretariatu, tusz też nam tam kupują, bo się podpinamy pod zamówienie…nie wiem, czy gdybyśmy wypuścili komentarz do nowego regulaminu, to czy by nam to nie zaszkodziło.
– Najpierw to my musimy ten regulamin poznać. A jak myślisz, kto mógłby mieć informacje o nim i to z pierwszej ręki…
– Pomyślmy…trzeba by było mieć w szkole kogoś, kogo rodzic pracuje w Kadic… tylko kto?
– No jak to kto, Milly? Córka dyrektora, Sissi! Ona może mieć informacje szybciej od reszty uczniów.
– Masz rację, tylko czy ona nam coś powie?
– Nie bój nic, przyjaciółko redaktorko. Jak znam życie, to ona sama do nas zapuka, bo pewnie jej się też zmiany nie będą podobać, na pewno te co do mundurków. Wiesz, jak ją by to sparaliżowało?
– Domyślam się, musiałaby wywalić całą swoją szafę z ubraniami. Sto osób mogłoby się ubrać – zaśmiała się Milly.
Yumi poszła do parku, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wykorzystywała te spacery do tego, by na spokojnie pomyśleć o swoim życiu. Nie to, żeby w domu nie mogła tego robić, ale czasem utrudniał jej to Hiroki. Tutaj natomiast miała ciszę, spokój, a jedyne odgłosy jakie słyszała, to ćwierkanie ptaków. Nie było zbyt zimno, więc Japonka nie brała żadnego płaszcza, ani nawet szalika. Choć niebo było zachmurzone, to nie zapowiadało się na żadne opady.
„Od pewnego czasu lepiej dogaduję się z Ulrichem. Chyba nawet najlepiej od momentu, w którym powiedziałam mu, że jesteśmy przyjaciółmi i tyle. Chociaż szczerze mówiąc to… nie mam teraz stuprocentowej pewności, czy na pewno tak jest, czy jesteśmy tylko przyjaciółmi. Może wtedy tak. Ale teraz…? Widziałam po nim, że bardzo się tym przejął. Trudno się w sumie dziwić, przywiązał się do mnie. Zresztą dla mnie to też nie była łatwa decyzja. Bo gdybym coś takiego miała Williamowi powiedzieć, to nawet bym za bardzo wyrzutów nie miała. Ale z Ulrichem sporo przeżyliśmy… wiele razy się kłóciliśmy, ale tyle samo się godziliśmy. Nawet ten jeden raz w Lyoko, w Pustyni…nie było dla mnie łatwe uznanie, że zamiast kręcenia się w kółko lepiej przejść na coś, co nazywa się friendzone. Tylko czy teraz Ulrich by chciał… bo widzę, że jemu dalej na mnie zależy, nawet bardziej, jakby mnie miał traktować tylko jako przyjaciółkę. Z drugiej strony jest William, ale on z kolei jest czasem zbyt bezpośredni…”
Przechadzając się po parku, natknęła się na sklep. Miała przy sobie parę drobniaków, więc postanowiła kupić sobie puszkę Pepsi i wypić ją na ławce. Usiadła z puszką w dłoni i patrzyła przed siebie.
Nagle spostrzegła postać w czarnych włosach, dłuższych niż jej, ubraną w połyskującą cekinami niebieską bluzkę z dość sporym dekoltem i krótkie jeansy. Wzrok nie mylił Japonki – to szła Sissi, dziewczyna, której strasznie nie lubiła i najchętniej by się jej pozbyła z tej szkoły. Miała świadomość tego, że córka dyrektora myśli o niej zapewne to samo.
– No proszę, a kogo moje oczy widzą? – z lekką drwiną w głosie zapytała Elisabeth. – A gdzie Ulrich? Uznał że nie ma sensu z tobą tu siedzieć?
– Nie twój interes – odparła Yumi.
– Wiesz… nie dziwię mu się. Masz ty w domu lustro? Wyglądasz jakbyś wyszła z klasztoru. Ciągle te same czarne ubrania. Co, kot ci zdechł i po nim żałobę nosisz?
– Sissi… ja wiem, że ty jesteś nieco tępa, ale czarny to nie tylko kolor żałobny – nieco zirytowana odpowiedziała Yumi.
– Nie? Może… ale i tak nie umiesz się ubrać stylowo. Na szczęście ktoś w tej szkole umie.
– Że niby ty?
– A co, nie widać tego po mnie?
– Szczerze… to nie. Wyglądasz jakbyś się urwała spod latarni.
– A ty wyglądasz jakbyś robiła za stracha na wróble!
– Serio? Jakoś nie potrzebuję tony tapety na ryj.
– Ryj to masz ty, świnia i twoja rodzina, ty japońska tandeciaro! – krzyknęła zdenerwowana Sissi.
– Ej, ej, uważaj sobie, gówniaro! – Yumi nie pozostawała dłużna – Na rodzinę chcesz mi wjeżdżać, kretynko podła? A wiesz jak to się kończy w Japonii?
– No, ciekawa jestem.
– Ano tak! – Yumi dała solidnego plaskacza córce dyrektora. Odgłos uderzenia rozniósł się po całym parku. Sissi była cholernie zaskoczona.
– I co, myślisz że jesteś mocna w ręce, bo trenujesz te pater noster swoje? I że mnie postraszysz, by zdobyć Ulricha? Chyba cię coś pojebało!
– Uuu, nieładnie, nieładnie – Yumi z dezaprobatą pokiwała głową – Takie słowa w ustach córki dyrektora szkoły? A przecież to powinien być wzór do naśladowania dla nas, uczniów.
– I pewnie że jest! Zresztą, nie interesuj się moim słownictwem, bo sama masz nie lepsze, mangozjebko.
– A w mordę znowu chcesz? Tylko dwa razy mocniej!
– Dobra, dobra, żartowałam.. kurna, jaka ty jesteś sztywna, jak nieboszczyk. Nie mam czasu się z tobą użerać, tylko powiem ci jeszcze jedno: łapy precz od mojego Ulricha!
– A co to on, twój niewolnik? Ulrich sam zdecyduje, z kim będzie się zadawać.
„A gdyby miał z tobą, małpo jedna, to chyba by musiał najpierw nieźle nachlać się na Oktoberfeście” – dodała w myślach Yumi. Nie chciała już tego mówić głośno, bo i tak Sissi odwróciła się plecami i poszła. Poza tym swoje już od niej dostała.