Wiadomość o pomyłce lekarskiej bardzo ucieszyła przyjaciół Yumi. Najbardziej kamień z serca spadł Ulrichowi, zdarzyło się wręcz, że się wzruszył ze szczęścia. Co prawda mieli oni z tyłu głowy to, iż nawet jeśli z ludzkiego punktu widzenia jest to happy end, to pod względem profesjonalizmu medyków mamy do czynienia z wielkim zgrzytem. Nie psuło to jednak nastrojów naszych bohaterów. Poza tym mieli oni inne sprawy na głowie.
Przygotowania do wprowadzenia nowego regulaminu miały się ku końcowi. Dokonano pomiarów do mundurków, miały one niedługo trafić do uczniów. W międzyczasie Sissi oficjalnie została pasowana na tamburmajorkę, co obserwowała jakieś kilkadziesiąt osób. Reszta szkoły zbyt wiele nie straciła, bo i tak w internecie oraz miejscowej gazecie wydawanej przez koncern paliwowy pojawiły się obszerne relacje z wieloma zdjęciami. Zapomniano tam jednak wspomnieć, iż orkiestra, sprowadzona ze szkoły im. Kaczora Donalda, fałszowała zarówno „Marsyliankę’, jak i „Marsz Żandarmów z Saint Tropes”, zagrany na koniec, a jedyne, co wyszło czysto, to tremolo, czyli ciągłe walenie w werbel przy momencie przekazania pałki tamburmajorskiej.
Yumi, jak i reszta grupy opozycjonistów, jak się sami nazwali, coraz intensywniej myśleli nad akcją strajkową. Wiele pomysłów wymieniano za pomocą serwera na Discordzie, przez co można było się porozumiewać bez konieczności spotkania. Jednak ze swoimi przyjaciółmi Japonka postanowiła omówić pewne kwestie osobiście.
– W tym momencie największym problemem jest moment rozpoczęcia strajku – rzekła czarnowłosa dziewczyna. – Od tego zależy całość naszych działań.
– Nie możemy tego zacząć od razu, pierwszego dnia po wprowadzeniu mundurków? – zapytał Odd.
– To byłoby zbyt proste, zbyt łatwe do rozbicia i dawało sygnał, iż zależy nam tylko na ubiorze – odpowiedziała Yumi. – A tak naprawdę mundurki są tylko symbolem. Ważnym, owszem, ale symbolicznie. Nam zależy na zmianach w całym regulaminie.
– Myślisz, że to możliwe? – z lekkim wahaniem w głosie odezwała się Aelita. – Przecież dyrekcja się tak łatwo nie ugnie i nie zmieni tego, nad czym tak długo pracowała.
– W takim razie będziemy protestować aż do skutku. Może damy tym samym impuls innym szkołom do tego, by też zaczęły strajkować.
– Sądzisz, że należy do tego wciągać inne placówki?
– Bez tego zbyt wiele nie zdziałamy. Bo co wtedy by było? Bunt jednego zespołu szkół, który łatwo będzie można zgasić. Jeśli zrobimy z tego początek ogólnoparyskiego, a nawet ogólnokrajowego strajku, to możemy doprowadzić nawet do dymisji ministra.
– Yumi… – zaczął głośno myśleć Jeremie. – Dymisja? Czy to nie jest zbyt wysoko postawiona poprzeczka?
– Sky is the limit, jak mawiają – odpowiedziała Japonka. – A jeśli zrobi się naprawdę spora zadyma, taka jak przy próbie podwyższenia wieku emerytalnego, to różne rzeczy mogą się wydarzyć.
– Tak, tylko… zadymy były, rozróby były, a rząd i tak dopiął swego. Tylko szklarze na tym zyskali.
– W naszym wypadku będzie inaczej. Tylko musimy znaleźć odpowiedni moment. Ale jednocześnie nie możemy go sami sprowokować. Środki perswazji i prowokacji musimy zostawić na dalszą fazę strajku.
– Co więc proponujesz? – zapytał Ulrich.
– Obserwować. Mam już takie wrażenie, że powoli wchodzimy w stan pewnej apatii uczniowskiej. A od tego prosta droga do wybuchu buntu. Wystarczy zobaczyć, jak wszyscy wyglądamy w tych szmatach.
– Prawie wszyscy – wtrącił Odd.
– Masz rację, została ta banda od Sissi łażąca na co dzień w tych ćwiczebnych szmatkach, mimo że treningi są tylko 2 razy w tygodniu. No i ci niby porządkowi. Ale zobaczycie, niedługo zaczną być widoczne pewne zalążki. Wystarczy tylko obserwować i wykorzystać sytuację.
Pierwsze dwa tygodnie funkcjonowania nowych zasad w Zespole Szkół Kadic minęły dość spokojnie. Większość uczniów powoli dostosowywała się do nowego ubioru. Łatwiej miała sekcja mażoretek pod wodzą Sissi, która miała specjalne komplety strojów na każdą okazję wraz z dresami. Oczywiście córka dyrektora postawiła na swoim także w tym przypadku i nawet te najbardziej codzienne ubrania dla niej były osobno szyte, tak aby każdy widział, kto jest najważniejszą tancerką w szkole. Nieco większy wybór od reszty uczniów mieli także ci, którzy zapisali się do legii szkolnej, jednak gdy wypadał komuś patrol na boisku czy korytarzach, to obowiązkowy był mundur w oliwkowych kolorach. Do wyboru były jeszcze czarne albo niebieskie, ale te nie kojarzyły się zbyt dobrze po ostatniej fali zamieszek, jaka wybuchła we Francji po zamordowaniu przez policję 16-latka.
Incydentów praktycznie nie było. Ot, ktoś napluł na posadzkę i dostał mandat, bo miał pecha skierować ślinę pod czujnym okiem porządkowego legionisty. Komuś innemu wymsknęło się brzydkie słowo i również otrzymał reprymendę. Ale nieposłuszeństwa otwartego jak na razie nie było widać.
Wydawać by się mogło, że taki rozwój spraw ucieszy dyrektora szkoły. Jean-Pierre jednak był dość niespokojny. Nie panikował, bo uznawał, że to dobrze, iż uczniowie jak na razie stosują się do zasad. Cieszył się nawet, że udało mu się poskromić własną córkę, co poczytywał sobie za największy sukces wychowawczy w ostatnim 10-leciu bycia rodzicem. Był jednak doświadczonym pedagogiem i miał świadomość, że sielanka nie potrwa długo. Swoimi wątpliwościami podzielił się z gronem pedagogicznym.
– Jak wiecie, na ten moment w szkole nie dochodzi do większych incydentów. Możemy stwierdzić, że społeczność przyjęła nowe zasady. Chciałbym jednak was spytać, czy sami nie zauważacie czegoś, co mogło ujść mojej uwadze.
Większość nauczycieli nie miała żadnych sugestii. Zgłosiła się jednak Suzanne Hertz.
– Owszem, ogólnie jest bardzo dobrze, nawet zaskakująco spokojnie. Są jednak dwie sprawy, nad którymi trzeba się pochylić. Pierwsza to makijaż. Wciąż niektóre uczennice go nadużywają. Dotychczas nie zwracaliśmy na to zbytniej uwagi, ale sądzę, że powinniśmy to zmienić.
– A kto się u nas za bardzo maluje? – spytał dyrektor.
– Cóż… – zaczęła się zastanawiać Hertz. – Na pewno kilkukrotnie zbyt mocny makijaż widziałem u Calliente, tej nowej dziewczyny z Włoch.
– Może to jej sposób na zaadoptowanie się do nowej sytuacji? – podrzucił Gustav Chardin. – Nowa szkoła, nowy dom, nowy kraj i do tego jeszcze wejście w trakcie reformy. Jakoś musi sobie z tym radzić.
– Owszem, ale to nie powód, żeby lekceważyć regulamin. Poza tym widzę ten problem u panien Monroe, Zikaricz, Kordeluk i jeszcze kilku innych, głównie z tej grupy mażoretkowej.
– OK, tu musimy na to bardziej zwrócić uwagę – podsumował dyrektor. – A druga sprawa?
– Obawiam się, Jean-Pierre, że powoli może nam tu rosnąć bunt. Pamiętajmy, że większość uczniów jest w takim wieku, w którym się nie akceptuje narzuconych zasad. I to może się objawić prędzej czy później. Już teraz zauważyłam, że niektórzy uczniowie, dotychczas chętnie wychodzący w czasie wolnym na miasto, teraz tego nie robią, gdyż tam też musieliby nosić mundurki.
– I co w tym złego? Pokazują tym samym, że reprezentują naszą szkołę – odparł Delmas.
– Tak, ale to ich może krępować. Podobno już niektórzy robią tak, że jeśli chcą gdzieś wyjść, to najpierw umawiają się u kogoś, kto nie mieszka w internacie. Idą do domu takiej osoby, przebierają się w nieszkolne ubrania, a potem udają się do centrum handlowego. Gdy nadchodzi pora powrotu, przebierają się w mundurki i idą do szkolnego parku.
– Czy mamy możliwość, by to ukrócić?
– Teoretycznie tak – powiedziała nauczycielka chemii. – Wprowadzić zakaz wychodzenia poza teren szkoły w dni powszednie. Ale nie wiem, czy to nie byłoby zbyt ryzykowne, zwłaszcza że niektórzy uczniowie mają już 18 lat i mogą uznać to za niekonstytucyjne.
– W sumie racja… – przyznał dyrektor. – Ale… z drugiej strony: gdybyśmy zrobili z tego karę? Albo indywidualną, albo zbiorową? Wtedy nikt by się nie mógł do nas przyczepić. W końcu zamykanie na 4 godziny w bibliotece też jest jakimś ograniczeniem wolności, a nikt nam tu nie wyskakiwał z łamaniem praw.
– To dobry pomysł – pochwaliła myślenie dyrektora Hertz.
– Ogłaszamy to jakoś uczniom? – spytał Chardin.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedział Delmas, wyraźnie uspokojony rozmową z nauczycielami. – Kto będzie musiał, dowie się w swoim czasie…
Korekta: Azize