Tamiya siedziała przed swoim komputerem i sprawdzała służbową skrzynkę, na którą napływały zazwyczaj plotki oraz różne artykuły, wysyłane przez uczniów do wykorzystania w Wiadomościach Kadic. Tak się złożyło, że Milly przez ostatnie dni nie mogła tego robić, bo wyjechała do wujostwa na północy kraju, tak więc wszystko spadło na przyjaciółkę. Nie była to zbyt uciążliwa robota, chociaż czasem ludzie przesyłali teksty o kompletnych pierdołach. Dodatkowo były napisane strasznie niechlujnie, tak że nawet porządna korekta niczego nie dawała.
Dziewczyna miała już wyłączyć sprzęt, gdy nagle zauważyła powiadomienie o nowej wiadomości. Nadawcą był Jim Morales.
– Co on może chcieć? – powiedziała sama do siebie. Po chwili jednak przypomniała sobie, że jeszcze przed feriami Jim umawiał się z redakcją, że dostarczy materiały związane z nowym regulaminem szkoły. Sądziła jednak, że odbędzie się to drogą papierową, a nie elektroniczną, szczególnie że wuefista nie był zbyt biegły w informatyce, napęd na płyty traktował jako niedorobioną podstawkę do napojów.
– No, dobra, zobaczmy co on tam napisał… – otworzyła maila i zaczęła czytać.
Witajcie! Pewnie się dziwicie, że wysyłam to mejlem, a nie daję na papierze, ale to z dwóch powoduw. Po pierwsze: muszę się nauczyć tego ustrojstwa, a sami dobrze wiecie, ze trening czyni miszcza. Po drógie: jeśli wyślę to, co mam wysłać, elektronicznie, to nie wpadnie to w niepowołane ręce. A to są holernie ważne dane – regulamin szkoły wraz z załącznikami. Przejrzyjcie, bo będzie on opublikowany w gazetce wraz z waszym ap…aprob… no, kurna, z waszym „bardzo dobrze”, tym takim tekstem o nowych przepisach. Tylko pamiętajcie – nikomu ani mru mru!
Wasz Jimbo
P.S. Wybaczcie błendy, ale dopiero się óczę, a jeśli chodzi o dyktanda to wolałbym o tym nie mówić…
Tamiya otworzyła pierwszy plik załączony do maila, podpisany jako „regulamin kadic.doc”. Pierwsze punkty były dość znajome, bo znajdowało się tam to co zawsze musiało być w tego typu aktach: czym jest Kadic, kto zarządza i tak dalej. Jednak z każdą kolejną stroną dziewczyna coraz bardziej dziwiła się temu, co zawarto w nowym regulaminie.
-Dział o samorządzie szkolnym obcięty do trzech punktów? Wyrzucony zapis o uczestnictwie delegacji na radach pedagogicznych? Co oni, chcą zrobić jak w Polsce, że samorząd tylko organizuje trzy dyskoteki w roku? – prowadziła wewnętrzny monolog na głos.
-A tu? Nakaz noszenia mundurków pięć dni w tygodniu, do tego kary za nienoszenie włącznie z wyrzuceniem ucznia? Załącznik o wzorze mundurka… pogrzało ich! „Nakazy i zakazy dla ucznia”… zakaz korzystania z telefonów komórkowych poza swoimi pokojami? Co ten Delmas? Jednej bitwy mu mało???
Ale najbardziej zbulwersował Tamiyę inny punkt:
– Zakazuje się jakiejkolwiek działalności mającej znamiona polityczne lub polityczno-społeczne, nieaprobowanej przez władze szkoły i niebędącej wolontariatem w organizacjach zaprzyjaźnionych, takich jak Związek Harcerstwa Francji, Obóz Narodowo-Religijny et cetera? Kurna, co to jest? Toć mamy rozdział państwa od Kościoła! Ale nie, zaraz… co ja tym czytam: zabronione jest ocenianie i komentowanie przez uczniów szkoły poczynań dyrekcji i grona nauczycielskiego, czyn ten jest traktowany jako… naruszenie powagi urzędu nauczyciela??? Czy ktoś tam się na łby pozamieniał?
Zaszokowana dziewczyna czym prędzej złapała za telefon i zadzwoniła do Milly. Ta odebrała dość szybko:
– Hej, co tam słychać w Paryżu?
– Wyczuwam kryzys…
– Kryzys? Co ty, przerzuciłaś się na dziennikarstwo polityczne, czy gospodarcze?
– W szkolnictwie kryzys! Jim przysłał nam projekt regulaminu.
– Przysłał? Mailem? – zdziwiła się Milly – A ja myślałam, że on traktuje monitor komputera jako telewizor z wielką dupą.
– Nudzi mu się w ferie, więc się nieco nauczył. Ale ja nie o tym. Właśnie czytam ten dokument.
– I jak?
– Chyba już wiem, czemu Jim daje nam zakaz komentowania…
Po tym, jak zakończyła się transmisja z konkursu skoków narciarskich, w których ostatecznie wygrał Dawid Kubacki, Ulrich i jego przyjaciele przygotowali się do powrotu do Francji. Wzięli walizki, a babcia Sterna wyszła wraz z nimi, by odprowadzić ich na dworzec i przy okazji zjeść zapiekankę w barze, w którym bardzo często się stołowała, oraz kupić nowy numer tygodnika „wŚmieciach”, gdzie opisano byłego wicepremiera i ministra nauki jako zdrajcę rządu najlepszej zmiany.
Gdy wszyscy znaleźli się już na peronie, najedzeni i napojeni (Odd zjadł aż 3 zapiekanki), czekali na pociąg. Z głośników rozlegały się komunikaty:
„Uwaga, pociąg Regio z Grudziądza do Torunia jest w dniu dzisiejszym odwołany. Opóźnienie może ulec zmianie”.
– Powariowali? – zdziwił się Jeremie – Odwołany i opóźnienie może ulec zmianie?
– Tutaj to normalka – odpowiedziała starsza pani – No, uważajcie, bo właśnie wasz wjeżdża. Kurczę… jakbyście nie mogli jeszcze trochę zostać.
– Co poradzić, za dwa dni zaczynamy nowy semestr i musimy być na miejscu – powiedziała Yumi.
– Życie ucznia jest cholernie ciężkie – dodał Odd.
– Tak, szczególnie jak jesteś patentowanym leniem – odgryzł się Ulrich.
– No, dobra, dzieciaczki, wsiadajcie, bo wam odjedzie. Przygotowałam trochę jedzenia na drogę – babcia wręczyła ogromną torbę z Auchana – Mam nadzieję, że wam starczy.
– Cóż… – powiedziała Aelita – Gdyby nie Odd, to starczyłoby nam na trzy tygodnie, ale myślę, że nasz przyjaciel zje większość z tego, co tu jest.
Nastolatki wsiadły do pociągu. Tym razem też wykupiono cały przedział, o co postarała się babcia Ulricha. Zgodnie z przewidywaniami Odd zgłodniał jeszcze przed przekroczeniem granicy polsko-niemieckiej i zjadł jedenaście kanapek z serem, szynką i ogórkiem, popijając to trzema butelkami coli. Wszyscy wesoło rozmawiali i wspominali ten pobyt, a Ulrich dodał, że zaprosił swoją babcię do Francji, gdy tylko będzie jakieś dłuższe wolne, podobne do majówki. Jako, że zrobiła się noc, postanowiono się zdrzemnąć. Jeremie nie był śpiący, dlatego wziął tableta, otworzył aplikację z e-bookami i zaczął czytać „Wielkiego przywódcę” – rzecz o północnokoreańskim dyktatorze, Kim Dzong Unie. W ostatnich dniach sporo o nim mówiono, także w Polsce, gdyż podejrzewano jego śmierć. Einstein wolał być na bieżąco, dlatego szybko pobrał książkę z pewnej strony, na której wrzucano różne publikacje, mając pewną nadzieję, że zdąży się z nią zapoznać, zanim nawet w Korei Północnej będą pisać o swoim wodzu w czasie przeszłym.