Zakochany Ślizgon

            – Mógłbyś wyjaśnić ten list jeszcze raz? – spytał spokojnie Albus Dumbledore.
            – Mówię, że zabrał mi go ten kot! – krzyknął zirytowany William, wskazując na zwierzaka kroczącego dumnie  po gabinecie dyrektora.
Gdy zwierzak skoczył z biurka, zamiast sierści miał włosy i ludzką głowę. Wystarczyła zaledwie sekunda, żeby winowajcy już nie było. Zmienił się w profesor McGonagall, która spoglądała na chłopca wzrokiem pełnym pogardy. Młody czarodziej nie krył swojego zdziwienia. Nie wiedział, że nauczycielka jest animagiem.
            – To ciekawe – skomentowała Minerwa, która trzymała w dłoni kartkę. – Uważasz zatem, że pisanie miłosnych wierszy jest ważniejsze od nauki w Hogwarcie?
            Dunbar nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Zaskoczony nagłą przemianą nauczycielki jedyne kiwnął głową w ramach zaprzeczenia.
            – Uważam Albusie, że ten oto świeżak nie zna jeszcze zasad naszej instytucji – odezwał się opiekun domu ucznia, Severus Snape. – Pamiętajmy, że jest tu od niedawna, a wielu innych uczniów i po dłuższym czasie wyrządzało wiele szkód – mówiąc te słowa, spojrzał na swoją koleżankę z pracy.
            – Severusie, twój podopieczny nie jest już dzieckiem. Jeśli dalej będzie tak postępować, nie zostanie dopuszczony do egzaminów. Dopilnuję tego.
            Słowa opiekunki Gryffindoru sprawiły, że Williama przeszył dreszcz. W Hogwarcie uczy się dopiero pół roku, z dużym opóźnieniem przez pomyłkę. Powinien otrzymać list w dniu swoich jedenastych urodzin. Jednak przez błąd znalazł się w czwartej klasie, a jego dalsze losy są niepewne.
            – No dobrze – Dumbledore odłożył pióro na miejsce, splótł palce w koszyk i spojrzał na Williama. – Slytherin traci pięć punktów. Wróć do pokoju.
            Chłopiec kiwnął głową i wyszedł z gabinetu dyrektora.
            – Tylko tyle? Albusie! – skomentowała oburzona McGonagall.
 ~*~
            William usiadł na łóżku, przygnębiony rozmową. Po raz kolejny jego dom stracił punkty. Dodatkowo McGonagall dopilnuje, żeby nie napisał egzaminów i nie został dopuszczony do piątej klasy.
            Spojrzał na zdjęcie z rodzicami. We Francji, gdy jeszcze wszystko było dobrze. Nigdy nie był wybitnym uczniem, ale zawsze radził sobie na tyle, żeby przechodzić dalej. Kiedy tylko dowiedzieli się, że ich syn jest czarodziejem i powinien uczyć się od kilku lat w Hogwarcie, przestali się do niego przyznawać.
            Nie poczuł większej różnicy. Ojciec zawsze pracował i nie było go w domu, a gdy tylko ukończył siedem lat, matka poszła w ślady swojego męża. Miał lepszy kontakt z sąsiadami, niż z własnymi rodzicami.
            Do pokoju wszedł blondyn, który niezbyt zadowolony zmierzał w kierunku Williama.
            – Przez ciebie znowu straciliśmy punkty! – krzyknął, ściągając w emocjach swoją czarną szatę. Sala Slytherinu zaczynała się powoli wypełniać resztą podopiecznych domu.
            – Jak ciebie nie było, rywalizowaliśmy tylko z tymi głupimi Gryfonami – dodał Crabe.
            – A teraz mamy mniej punktów od Hufflepuffu – dokończył Goyle.
            – Dajcie mu już spokój – wtrąciła się Pansy, która poprawiała sobie włosy. – Jest opóźniony i działa na szkodę własnego domu, zamiast innego.
            Draco wraz ze swoimi przyjaciółmi zaczęli złośliwie rechotać. William wściekły uderzył pięścią w nocny stolik. W pokoju nastała cisza.
            – Szkoda, że nikt z was nie raczył mi w ogóle pomóc! To nie moja wina, że w papierach zrobili błąd i nie dotarłem z wami, mając jedenaście lat! Wszystkiego uczę się sam! A wy macie do mnie pretensje, że dom traci punkty za rzeczy, których po prostu nie wiem?
            Po tych słowach Dunbar wziął swoją torbę, zimową szatę i wyszedł. Pokój Ślizgonów dalej pozostał w ciszy. Nikt nie spodziewał się takiej reakcji z jego strony.
 ~*~
            William postanowił się przejść na boisko Quidditcha. Lubił przebywać na trybunach i obserwować treningi drużyn. Zastanawiał się często nad dołączeniem, jednak wewnętrzne rozterki nie pozwalały mu zrobić czegokolwiek poza patrzeniem.
            Wyciągnął nową kartkę i zaczął od nowa pisać list do pewnej dziewczyny. Widział ją głównie na boisku do Quidditcha podczas meczy. Była doskonałą szukającą – niemal cały czas zdobywała punkty dla swojego domu. Poza celnością wyróżniała się rudym kolorem włosów. Czasem zamienili ze sobą kilka słów, jednak zawsze musiała pędzić na zajęcia, żeby nie mieć wpisanego spóźnienia.
            – Cześć William! – przywitała go ciepło Ginny. Chłopak od razu schował list oraz resztę rzeczy i wstał z uśmiechem, widząc dziewczynę. Przez kilka sekund uświadamiał sobie, z kim właśnie teraz rozmawia.
            – Hej. Co tutaj robisz?
            – Miałam mieć trening razem z braćmi, ale chyba o nim zapomnieli – odpowiedziała rudowłosa. – Pomyślałam, że ciebie nauczę paru zasad Quidditcha.
            – Mnie? – zapytał zaskoczony William propozycją.
    Jeszcze przed chwilą pisał dla niej list miłosny, a teraz nauczy go podstawowych zasad gry. Bez żadnego sprzeciwu powiedział:
            – Znaczy, tak. Chętnie.
            – Bierz nimbusa i widzimy się na boisku – powiedziała szczęśliwa panna Weasley i pobiegła się przygotować na trening. Sprawił, że jest teraz szczęśliwa.
            Dunbar wiedział, że Ginevra Weasley jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką poznał w życiu. Był jednak jeden problem. W zasadzie były dwa.
            Pierwszym był taki, że Ginny była zakochana w Harry’m Potterze.
            Drugi był gorszy. Ona jest z Gryffindoru, a on w Slytherinie.
 ~*~
            Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Hogwart był częściowo już udekorowany świątecznymi dekoracjami, a duchy poszczególnych domów śpiewały z radością kolędy. Slytherin nadrobił zaległości, które stracił przez Williama i prowadził w całej klasyfikacji.
            Dunbar szedł samotnie po korytarzach szkoły. Wszyscy już wcześniej skończyli zajęcia i każdy zajmował się innymi sprawami. Duplikat listu, którego oryginał zabrała profesor McGonagall, skończył pisać kilka dni temu. Wszystkie zaległości  już zaliczył. Nie słyszał już komentarzy pod swoim adresem od kolegów i koleżanek z domu.
            Co zatem może robić zakochanyŚlizgon w młodszej od siebie Gryfonce?
            – Cześć, William – przywitała go zupełnie inna osoba. Odwrócił się, a przy ścianie stała najsympatyczniejsza Krukonka, jaką chłopak poznał.
            Luna Lovegood od dzieciństwa miała niechlubny przydomek „Pomyluna”. Dunbar nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego uczniowie nie akceptują jej odmienności – szczególnie Slytherin. Bardzo często słyszał wyzwiska skierowane do dziewczyny.
            – Witaj, Luno – odpowiedział nonszalancko, a następnie wziął dłoń dziewczyny i ucałował ją. Blondynka z początku nie wiedziała, jak zareagować na takie przywitanie.
            – W twoim świecie tak są witane kobiety? – zapytała, będąc dalej w szoku.
            – Nie zawsze, chociaż uważam, że to powinien być obowiązek każdego mężczyzny – wyjaśnił William. Krukonka patrzyła na niego z podziwem, co dawało mu dużą satysfakcję.
            – Zastanawiam się, dlaczego nie jesteś u nas, w Ravenclaw. Poradzić sobie z tak ogromnymi brakami w czarodziejskim nauczaniu w takim krótkim czasie to powód do dumy.
            – Myślisz?
            – Oczywiście – odpowiedziała spokojnie Luna, a następnie założyła swoje widmokulary. Wyglądały one nietypowo. Oprawki były w kształcie dwóch dłoni skierowanych do siebie w przeciwnym kierunku, a miały kolor złoty. Lewe szkiełko było w środku niebieskie, a dalej białe. Prawe wyróżniał jedynie różowy środek.
            Świeży Ślizgon nie umiał zrozumieć, czemu Luna je nosi, jednak akceptował to w pełni.
            – Coś się z tobą dzieje, Williamie. – stwierdza dziewczyna.
            – Skąd to wiesz?
            – Zachowujesz się inaczej, niż zwykle – wyjaśniła Krukonka, a następnie uniosła swoje okulary na czoło. Dunbar westchnął głośno, po czym zaczął opowiadać wszystko, co go męczy:
            – Nie potrafię dogadać się ze swoim domem. Nikt nie wyjaśnił mi zasad funkcjonowania w Hogwarcie, przeze mnie Slytherin stracił dużo punktów i spadł na ostatnie miejsce. Do tego jeszcze McGonagall chce, żebym nie został dopuszczony do egzaminów.
            William usiadł na chłodnej podłodze, opierając się o chropowatą ścianę. Prawe kolano miał uniesione, a lewa noga była wyprostowana.
            – Jednak nie to jest najgorsze. Zakochałem się.
            – To urocze – komentuje Luna, która podczas słuchania jego historii schowała do upchanej torby swoje widmokulary.
            – Nie jest. Ona jest Gryfonką.
            – Co z tego?
            – Nie mam u niej żadnych czas – odpowiedział zrezygnowany.
            – Dlaczego? – dopytywała Luna.
            – Ona kocha Harry’ego Pottera. Z nim nie da się konkurować.
            – Spróbuj. Nie zaszkodzi – doradziła Krukonka.
            – Myślisz, że warto?
            – Oczywiście. Spójrz – dziewczyna wskazała dłonią na dwór. Był otulony białą pierzyną, a udekorowane choinki świeciły, dając dodatkowy blask.
            – Zbliżają się Święta. Piękniejszej okazji nie będzie.
            Dunbar zadumał się nad słowami koleżanki. Nie pomyślał w ten sposób. Jego dalsza nauka w Hogwarcie stoi pod znakiem zapytania, a Ginny z pewnością wraca do rodziny na Boże Narodzenie. Być może już nigdy więcej jej nie zobaczy.
            – Jesteś geniuszem! – wykrzyknął chłopak i zerwał się na nogi. Poczuł nowy przypływ energii. Musi teraz tylko zaplanować sytuację przed świętami. Ma jeszcze jeden prezent do zrobienia.
            – Powodzenia, Williamie – powiedziała Luna, która po raz czwarty zaczęła czytać najnowszy magazyn „Żonglera”, który przysłał pan Lovegood.
 ~*~
     Do Wigilii został jeden dzień. Cała szkoła została już udekorowana świątecznymi ozdobami, duchy krążyły po korytarzach, śpiewając z radością kolędy, a w Głównej Sali świeczki balansowały nad przygotowanymi miejscami dla uczniów, którzy zostali na Święta w Hogwarcie. Część uczniów już wyjechała do swoich rodzin.
            William czekał na pannę Weasley przed wejściem do szkoły. Zaproponował małe spotkanie przed wyjazdem dziewczyny na święta. Był jednocześnie zestresowany i podekscytowany.  Prezent trzymał schowany w torbie.
            – Hej, ślizgonie – zawołała z radością Ginny, widząc Dunbara.
            – Eee… Witaj – odpowiedział zaskoczony chłopak. To już? Tak szybko przyszła? Nie zdążył przygotować w pełni swojej wypowiedzi.
            “Działaj, William. Nie możesz tego zepsuć.” – pomyślał.
            Chłopak ujął jedną dłoń Gryfonki, po czym schylił się i pocałował ją. Spojrzał na minę dziewczyny obdarzonej nietypowym przywitaniem. Kilka sekund nie odzywała się. Kiedy minął jej największy szok, spytała:
            – Każdy mężczyzna tak wita dziewczynę w twoim świecie?
            – Tak zostałem wychowany, by takim gestem obdarzać kobiety – odpowiedział Dunbar tak samo nonszalancko, jak wyjaśnił kilka dni wcześniej Lunie.
            – Jesteś prawdziwym dżentelmenem – skomentowała rudowłosa, dalej nie mogąc wyjść z zachwytu nad zachowaniem chłopaka.
            – Przygotowałem dla ciebie mały prezent. Wiesz, święta… – powiedział William. Od razu wyciągnął niewielką paczkę okrytą złotym papierem i obwiązaną czerwoną wstążką. Wręczył ją dziewczynie.
            – Kolory Gryffindoru. Dziękuję ci, Williamie – wydusiła z siebie Ginny. – Też coś dla ciebie przygotowałam – po tych słowach wyciągnęła spod płaszcza podobnej wielkości prezent, zapakowany w barwach jego domu.
            Dunbar nie wiedział, co powiedzieć. Nie spodziewał się podarunku od dziewczyny.
            – Muszę się zbierać. Niedługo odjeżdża pociąg. Bracia pewnie się martwią o mnie. Wesołych Świąt, Williamie!
            Ginny spojrzała na chłopaka jeszcze raz, po czym ominęła go i skierowała się  w kierunku pociągu. Dunbar nie odwrócił się – cały czas był zszokowany całą sytuacją.
            “Matko, zapomniałem!” – pomyślał chłopak, a następnie podbiegł do dziewczyny. Zaskoczona zatrzymała się, gdy tylko przed nią pojawił się William.
            – Zaczekaj. Muszę powiedzieć ci coś naprawdę ważnego.
            – Słucham – powiedziała ze spokojem panna Weasley.
            – No… więc… – jąkał się Dunbar. Nie wiedział, że powiedzenie jej uczuć będzie tak ciężkie. Pewnie wyjdzie na totalnego głupka przy ukochanej.
            – William, powiedz. Spóźnię się na pociąg – nalegała Ginny.
            – Dobrze. Zatem… – Ślizgon wziął głęboki oddech. Ujął w swoje dłonie jeszcze raz ręce Gryfonki. – Zakochałem się w tobie.
            Po tych słowach puścił dłonie dziewczyny. Patrzył jej w oczy, jednak nie potrafił nic z nich odczytać. Żadnej reakcji. Miał przeczucie, że niepotrzebnie wyznał uczucia. Ona woli Pottera – człowieka z jej domu. Na co on liczył? Że pokocha osobę z domu, którego całego wręcz nienawidzi?
            Nagle Ginny umieściła swoje dłonie na ramionach Williama. Stanęła na palcach i zbliżyła się do jego ust. Chłopak wiedział, co musi zrobić.
            Przybliżył się do dziewczyny, a ich usta złączyły się w jednym pocałunku. Dzwony w Hogwarcie dzwoniły coraz głośniej. Śnieg spokojnie prószył na ich twarze.
            – Matko, pociąg! – krzyknęła Ginny. Dała Dunbarowi jeszcze jednego buziaka w policzek, po czym ruszyła w pościg na stację. Chłopak teraz odwrócił się w jej stronę. Stał przy moście tak długo, póki nie zniknął z jego oczu ostatni wagon czarodziejskiego pociągu.
 ~*~
            Dzień później stu uczniów i cała kadra nauczycieli zasiadła przy stole. Byli już po dzieleniu opłatkiem oraz wspólnej kolacji. Teraz każdy rozmawiał w mniejszym lub większym gronie. Kilka osób śpiewało razem z duchami.
– Jak było? – zapytała Luna podczas szkolnej Wigilii. Chłopak głośno westchnął i odpowiedział:
– Miałaś rację. Warto było spróbować.
– Krukoni rzadko kiedy się mylą – powiedziała dziewczyna z uśmiechem na twarzy.
– Właśnie! – krzyknął William do samego siebie. Z torby wyjął drugi prezent, po czym wręczył go Lunie.
– To dla ciebie. Nawet nie wiesz, jaki mam u ciebie dług.
– Naprawdę nie trzeba… – zaczęła dziewczyna, będąc zdziwiona gestem Ślizgona.
– Są święta. To mój prezent dla ciebie. Koniecznie załóż, chłodno jest – przerwał jej William. Zszokowana dziewczyna od razu założyła ciepłe, niebieskie skarpety od kolegi. Spojrzała na stopy i ruszała nimi, próbując nie wybuchnąć przez nadmiar radości.
– Skąd wiedziałeś?
– Zauważyłem, że ostatnio chodzisz boso.
– Draco Malfoy pożyczył moje buty. Mówił, że je odnowi – odpowiedziała Krukonka – Nie wiem jednak dlaczego, ale do dziś mi ich nie oddał.
– Zdobędę je – zadeklarował Dunbar, czując wstręt do kolegi z domu.
– Po świętach. Teraz na nich się skupmy – uspokoiła go dziewczyna.
– Masz rację. Wesołych Świąt, Luno.
– Wesołych Świąt, Williamie.

Autorka: Azize

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments