9 lipca 1973, Avenida 9 de Julio, Buenos Aires
20:34 GMT-3
Nocne Buenos Aires, choć wielkie i błyszczące, było tego wieczoru ciche i chłodne. Skąpane w gęstym jak atrament mroku, którego ku zdziwieniu Douglasa dziesiątki przyćmionych latarni nie potrafiły rozpędzić, Plaza Lavalle kusiła zmęczonego Brytyjczyka dużo bardziej niż parkiet Teatro Colón.
Chociaż…
Douglas wrócił z balkonu z powrotem do zapierającej dech w piersiach sali opery. Uroczystości z okazji Dnia Niepodległości przetoczyły się przez cały kraj zwyczajowo kilka tygodni wcześniej, 25. maja. Teraz stolica Argentyny w większości szykowała się do niespokojnego snu, a jedynymi wartymi wspomnienia obchodami 9. lipca był bal dla miejskiej śmietanki.
– …ski dla głowy argentyńskiego Kościoła!
– Nikt tak nie mówi, Jimbo – odparł niewysoki mężczyzna próbując wyrwać się z szerokiego uścisku Moralesa. – Cześć Douglas, dobrze cię widzieć.
– Hej, Jorge – Douglas wyciągnął rękę na uściskanie.
– A kim jest wasza urocza towarzyszka, durnie?
Wzrok całej trójki mężczyzn spoczął na ślicznej, niewysokiej Japonce, siedzącej pod ścianą tuż obok, dotychczas nieobecnej w rozmowie, lustrującej uważnie każdy centymetr parkietu. Dopiero po kilku sekundach Akiko zorientowała się, że to o niej mowa, ale nim zdążyła się odezwać, przedstawił ją Jim.
– A, właśnie, dobrze, że jesteś. Potrzebujemy błogosławieństwa. A właściwie to przynajmniej, żeby cud się ziścił. Inaczej ta dwójka nigdy nie wyjdzie razem na parkiet.
– Nie masz… – przerwał mu bardziej zakłopotany niż zirytowany Douglas – Nie masz czegoś do roboty, stary?
Istotnie – stojąca w tyle orkiestra właśnie skończyła stroić instrumenty i dawała znać, że zaraz zacznie grać.
– Racja – Jim przygładził klapy czerwonej dresowej bluzy, która służyła mu zamiast marynarki do garnituru i ruszył na środek sali w poszukiwaniu partnerki, ale po drodze jeszcze zdążył dać Jorge’owi kuksańca w bok. – Ty lepiej się pozbądź tej koloratki, bo nikt nie będzie chciał z tobą tańczyć!
– Phi, amator. Ta koloratka sprawi, że wszystkie najgorętsze laski nie będą myślały, że do nich zarywam, i nie będą się bały wskoczyć do tanga!
***
Pierwsze nuty rozbrzmiały.
Wybuchła noc.
– Mogę prosić Panią do tańca?
– Tango z nieznajomym? Zawsze!
…3, 4 i…
…Więcej się można nauczyć podróżując. Podróżować jest bosko…
…Ach proszę pana jaki pan jest ciekawski. Naturalnie myślę o mężczyznach…
…Kiedy wybrali mnie syreną morza, zaprosili mnie do pierwszej klasy…
***
Ostre nuty rozpalały krew w żyłach nawet tych, którym nie dane dzisiaj było wyjść na parkiet. Douglas usiadł pod ścianą obok zmarnowanej Akiko i z uśmiechem zauważył, że wystukuje nogą rytm. Dziewczyna jednak nadal była spięta, czujna… i gotowa do walki.
– Odpręż się, dzisiaj NIE będziemy się napieprzać z bojówkami Peróna, spokojnie.
Japonka skwitował uwagę lekkim skinieniem głowy i jeszcze lżejszym uśmiechem. I jeszcze lżejszą uwagą.
***
tkt ktk tkt ktk tkt ktk…
Stukot szpilek Akiko niósł się po asfalcie, gdy cała trójka oddalała się żwawym krokiem dalej ulicą Libertad. Japonka szła przodem, dalej wypatrując potencjalnych napastników. Jim i Douglas postanowili już więcej nie zwracać jej dziś uwagi.
– Ładną promenadkę machnąłeś tam na koniec, Jim.
– Serio? Dzięki.
– Tylko tak dla pewności – wiesz, ze istnieje różnica miedzy tangiem amerykańskim a argentyń-
– Zamknij się.
tkt ktk tkt ktk…
– Wy też nieźle wymiataliście na parkiecie z Akik-
– Zamknij się.
tkt ktk tkt ktk tkkt ktk tkt…
– To co tam u naszej panny Semiramis?
– Teraz każe do siebie mówić del Carmen.
– Huh, ciekawe.
ktk tkt ktk tkt ktk ktk…
– Też to widziałeś, nie?
– Tak. Dotarli do niej pierwsi.
– Yep. Kartagina: 1, my: 0
Autor: Qazqweop