Pewnego zimnego, grudniowego poranka Jim wstał wcześniej niż zwykle. W wigilię zawsze miał wolne, tak samo jak dzieciaki. Nie znaczyło to jednak, że będzie się obijał!
Jak zwykle ubrał swój czerwony dres, lecz dziś wyjątkowo, zamiast tradycyjnej opaski na włosy, ubrał też świąteczną czapeczkę. Przejrzał się w lustrze i pogładził niezgoloną brodę, która powoli zaczęła siwieć.
– Ha! Jeszcze chwila i będę wyglądał jak Święty – zaśmiał się do siebie.
Nie miał dziś czasu zajmować się swoim zarostem. Może popołudniu.
Wyjął z pod łóżka duże pudło. Część biedniejszych dzieciaków i tych, którzy mieszkali daleko, zostawała na święta w akademiku. Od lat zostawiał część swojej wypłaty z każdego miesiąca, by przygotować im małe upominki. Otworzył pudło i przez chwilę przyglądał się ułożonym w nim mniejszym pudełkom, każdym podpisanym imieniem. Potem sięgnął po worek, z naszytym na nim Mikołajem i zaczął ostrożnie wkładać je do środka.
Z workiem prezentów w ręku i nucąc świąteczną piosenkę, Jim cicho wyszedł z pokoju. Rozejrzał się by mieć pewność, że nikt go nie widzi i powoli ruszył korytarzem. Zatrzymywał się przy każdych drzwiach pokoju zostającego ucznia.
– Skarpetki i rękawiczki… Gorąca czekolada… Komiksy – mruczał do siebie, gdy kładł kolejne pudełka. Nie zawsze wiedział, co kupić dzieciakom. Czasem wybierał po prostu coś użytecznego, czasem po prostu coś, co sprawiłoby uśmiech.
Kilka lat temu kupił każdemu po świątecznym swetrze – oczywiście dodając coś do tego. Wszyscy ubrali je następnego dnia. To dopiero był dobry pomysł!
Zbliżając się do ostatniego pokoju, Jim usłyszał kroki. Stanął, zastanawiając się skąd dochodzą. Był pewien, że wciąż są dość daleko. Najciszej jak mógł, podbiegł do ostatnich drzwi i położył niewielkie, różowe pudełko – już drugi rok z rzędu prezent dla Aelity sprawiał mu najwięcej problemu. Ostatnim razem, gdy miał go położyć, w jednej z lamp doszło do zwarcia i poleciały iskry. Musiał wtedy szybko zostawić prezent i zająć się nią – o dziwo, gdy obejrzał lampę, wydawała się zupełnie w porządku.
Jim zwinął worek, by ten mu nie przeszkadzał i szybkim krokiem ruszył w stronę schodów. Gdy tylko skręcił za róg, jakaś postać zmaterializowała się tuż przed nim. Zatrzymał się gwałtownie.
– Jim? – dyrektor spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. – Co ty tu robisz?
Dyrektor także miał na sobie czapkę Mikołaja i wypchany worek zarzucony na plecy.
– Zostawiam prezenty, jak co roku.
Dyrektor podrapał się po głowie.
– Nie wiedziałem, że się tym zajmujesz – stwierdził. Zaraz potem pokręcił głową. – Nie rozmawiajmy na korytarzu. Za chwilę ich obudzimy.
Jim przytaknął.
Przez następne kilka minut pomagał dyrektorowi roznieść resztę prezentów. Jego pudełka były trochę większe i cięższe – Jim zastanawiał się, co takiego się w nich znajdowało. Później obaj skierowali się do biura.
– To przypomina mi, jak pracowałem dla Mikołaja – stwierdził wesoło Jim. Dyrektor spojrzał na niego pytająco. – Ale wolałbym o tym nie mówić – dodał, speszony.
Autorka: Akuliszi